Przyznam szczerze – informatycy zawsze mnie trochę przerażali. Być może dlatego, że jako umysł humanistyczny nigdy nie byłem w stanie ich zrozumieć. A może chodziło o to, że często sami sprawiali wrażenie ludzi, którzy nie chcą zrozumieć świata zwykłych śmiertelników, i okazują im swoją wyższość? Nie wiem. Tak czy owak, na wszelki wypadek zawsze wolałem trzymać się od nich z daleka i nie wchodzić im w drogę.
Tylko czy w dzisiejszych czasach to jeszcze jest możliwe? Przecież prawie każdy z nas korzysta z różnych zdobyczy informatyki, z komputerami na czele. Stały się nieodłączną częścią życia.
Moja firma zatrudniała kilkunastu informatyków. Byliśmy dostawcami usług związanych z telefonami komórkowymi, więc informatycy stanowili prawie jedną czwartą pracowników. Zdecydowaną ich większość to byli, oczywiście, mężczyźni. Do pewnego czasu zresztą nasza firma nie zatrudniała w ogóle kobiet z takim wykształceniem. Stereotyp faceta – specjalisty od komputerów przełamała dopiero Kamila.
Pamiętam doskonale, jak spotkałem ją po raz pierwszy na korytarzu. Stała trochę zagubiona, bo w firmie panował straszny rozgardiasz. Akurat dopinaliśmy kilka projektów naraz, w związku z czym nikt nie miał czasu się nią zająć. Zrobiło mi się jej żal.
Była taka zagubiona, spłoszona, niepewna
Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na informatyczkę. Szczupła, ładna, z sympatycznym uśmiechem, pozbawionym tego kpiącego poczucia wyższości przynależnego jej kolegom po fachu. Właśnie dlatego postanowiłem jej pomóc.
A kiedy już się zorientowałem, kim Kamila jest z zawodu, nie wypadało mi ot, tak – zostawić jej samej sobie. Zatem oprowadziłem ją po wszystkich miejscach, które powinna znać, zaczynając pracę w naszej firmie, i cierpliwie tłumaczyłem, kto się czym zajmuje.
Od tego czasu Kamila stała się jedyną osobą z działu informatycznego, z którą utrzymywałem kontakty. Bardzo to dziwiło jej kolegów. Oni nigdy nie umieli się dogadać z „zwyczajnymi” pracownikami… A może byli trochę
o mnie zazdrośni? Jedyna dziewczyna w ich dziale, a przestaje z „obcym”, „handlarzem”, jak pogardliwie określali ludzi z mojego działu. Kiedyś nawet zażartowałem w jej obecności, że powinienem uważać na zadurzonych w niej kolegów, bo mogą się srodze na mnie zemścić za tę znajomość.
– Nie bój się, ja cię obronię! – oświadczyła mi trochę zbyt stanowczo.
Przyznam, że nie wiedziałem, jak potraktować tę deklarację. Czasem nie miałem bowiem pojęcia, czy Kamila mówi serio, czy tylko żartuje. No bo jednak, mimo całej swej sympatyczności, obdarzona była dość dziwacznym poczuciem humoru, którego nie umiałem rozgryźć. Dlatego starałem się trzymać ją trochę na dystans, żeby nie myślała sobie o naszej znajomości zbyt wiele.
Widocznie jednak nie do końca mi się to udawało, bo kiedyś Zosia, koleżanka z działu, zagadnęła mnie w naszej firmowej kuchence:
– Obiad bez narzeczonej, Rafałku?
I uśmiechnęła się znacząco.
– O co ci chodzi? – w pierwszej chwili jej nie zrozumiałem.
– Dobra, dobra, nie udawaj! – prychnęła Zosia. – Ta mała informatyczka jest w ciebie zapatrzona jak w obrazek…
– Wydaję ci się. Po prostu byłem dla niej miły i dlatego mnie lubi.
– Raczej jest w tobie zakochana…
– A może to raczej ty jesteś o mnie zazdrosna? – odparowałem, chcąc uciąć tę nieprzyjemną rozmowę.
Szpileczka została wbita, Zosia zamilkła. Nie wbijałem jej zresztą na oślep. Wiedziałem, że podobam się mojej koleżance. Ona zresztą też mi się podobała, ale żadne z nas nie odważyło się zrobić pierwszego kroku. Zresztą, szefostwo patrzyłoby krzywym okiem na romans w pracy… Mimo tego niektórzy wciąż nas ze sobą łączyli.
Ona chyba oszalała, posądzając tę dziewczynę!
Od czasu krótkiego spięcia w kuchni Zosia stała się wobec mnie szczególnie złośliwa. Docinała mi, kiedy tylko mogła; wyzłośliwiała się za moimi plecami. Pomyślałem nawet, że muszę z nią poważnie porozmawiać, żeby ukrócić te jej zachowania, ale mi to wypadło z głowy. Bo wtedy wydarzył się ten dziwny wypadek z prezentacją dla klienta…
Walczyliśmy w przetargu o duże zlecenie. Na czele zespołu stała właśnie Zosia. I nagle, rankiem tego dnia, kiedy miała się rozpocząć prezentacja, z jej laptopa zniknęły wszystkie dane. Informatycy bezradnie rozkładali ręce: podobno do komputera Zosi dobrał się niewiarygodnie złośliwy wirus, który wyczyścił jego zawartość. Choć ona zarzekała się, że jak zwykle zrobiła dwie kopie zapasowe – jedną na firmowym serwerze, a drugą na swoim prywatnym pendrivie – w żadnym z tych miejsc nie było nawet śladu po prezentacji. Trzeba było odwołać spotkanie u klienta.
Naprędce próbowaliśmy odtworzyć wszystko z pamięci komputerów osób zaangażowanych w projekt, ale bezskutecznie.
Minął termin składania ofert i przepadło nam to zlecenie. Cała odpowiedzialność spadła na Zosię, a ponieważ ostatnio firmie nie wiodło się najlepiej, to biedaczka została zwolniona z hukiem, czyli dyscyplinarnie. Odeszła nawet bez odprawy.
Zrobiło mi się żal Zosi. Zadzwoniłem do niej, żeby obiecać, że popytam wśród znajomych o pracę.
– Czujesz się winny? – zapytała znienacka na zakończenie.
– A dlaczego miałbym się czuć? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– Nie udawaj, że się nie domyślasz. Przecież to na pewno sprawka tej twojej Kamili! – stwierdziła z zaciętością. – Tylko ona potrafiłaby wszystko wyczyścić bez śladu… I pewnie jeszcze namówiła tych swoich dziwnych kolesiów z działu, żeby pomogli jej to zatuszować – podsumowała ze smutkiem.
Własnym uszom nie wierzyłem. Zosia podejrzewała Kamilę?!
– Ale co ty opowiadasz?! – zdenerwowałem się. – Po co by to miała robić? I co ja mam z tym wspólnego?
– Rafał, daj spokój. Przecież wiesz, że ta mała jest w tobie zakochana. Albo była o ciebie zazdrosna, albo postanowiła cię obronić przed moimi złośliwościami! – powiedziała Zosia i rozłączyła się.
A ja zostałem z poczuciem totalnego zaskoczenia. Ale zaraz, zaraz… To, co mówiła Zosia, przypomniało mi zapewnienie Kamili, że zawsze mnie obroni przed kimś, kto chciałby wyrządzić mi krzywdę… Nie da się ukryć, że słowa Zosi trafiły na podatny grunt. Zawsze się bałem, że nasi informatycy potrafiliby człowieka zniszczyć, a Kamila była jedną z nich… Chociaż, z drugiej strony, ona wydawała mi się o wiele od nich sympatyczniejsza… A może była taka tylko na początku? Z czasem przesiąkła tym, jak podchodzili do nas jej koledzy, i upodobniła się do nich?
Postanowiłem sprawdzić, czy podejrzenia Zosi mogą mieć jakieś realne podstawy. Próbowałem delikatnie podpytać Kamilę, czy miała coś wspólnego ze zniknięciem prezentacji. Jednak źle się do tego zabrałem. Zapomniałem, że mam do czynienia z inteligentną dziewczyną, którą niełatwo podejść.
– Rafał, czy sugerujesz, że przeze mnie zwolniono tę Zośkę? – zapytała mnie wprost po jednym z moich „sondażowych” pytań.
– No ja… Nie… To znaczy – plątałem się. – Ale wiesz, ona tak uważa.
– Jest o ciebie zazdrosna – odparowała Kamila ze spokojem. – Wszyscy wiedzą, że się w tobie podkochuje.
– Ona uważa, że to ty… – tu urwałem, bo dotarło do mnie, że się trochę zagalopowałem. – Zresztą, nieważne.
Właściwie nie miałem żadnych podstaw, żeby ją posądzać o zauroczenie mną – podobnie jak o działanie na niekorzyść Zosi. Jednak od tej pory traktowałem Kamilę z większą rezerwą.
Chyba to wyczuła, bo coraz częściej bywała wobec mnie złośliwa. Chociaż jednocześnie starała się nie popsuć do końca naszych stosunków. W takich sytuacjach przez jakiś czas bywała sympatyczna, ale kiedy zauważała, że nie mam nastroju na pogłębianie naszych kontaktów, chodziła strasznie naburmuszona i wcale tego nie kryła.
Przeczytać cudze listy? Przecież tak się nie robi!
Wiosną przestałem rozmyślać o Zosi i Kamili, bo firma miała coraz słabsze wyniki finansowe i zwolnienia wisiały na włosku. Ja jako jeden z lepiej zarabiających byłem pierwszy na liście, żeby się mnie pozbyć. Dlatego starałem się za dwóch i nieraz zostawałem po godzinach. Nic to jednak nie dało i kiedy latem kłopoty firmy się pogłębiły, dostałem wypowiedzenie.
Kamila akurat wtedy była na zwolnieniu, ale kilka dni później, gdy już wydobrzała, zapukała do moich drzwi. Szczerze mówiąc, nie za bardzo chciało mi się z nią rozmawiać, nie chciałem być jednak nieuprzejmy i zaprosiłem ją do środka. W głębi duszy łudziłem się, że sama sobie pójdzie, kiedy się zorientuje, że rozmowa się nie klei. Już nawet wstała i zbierała się do wyjścia, kiedy nagle chwyciła moją dłoń, spojrzała mi prosto w oczy i…
– Jeśli chcesz, to mogę sprawić, że zatrudnią cię znowu… – wyszeptała.
– Nie rozumiem – przyjrzałem się jej uważnie. – O czym ty mówisz?
– Przecież wiesz, że cię lubię. A na to, że zechcesz ze mną być, raczej nie mam szans – tu spojrzała na mnie z nadzieją, jakby chciała, żebym zaprzeczył.
Ja jednak milczałem.
– Gdybyś tam wciąż pracował, mogłabym cię codziennie widywać – dokończyła po dłuższej chwili.
– A co byś zrobiła, żebym wrócił do pracy? – zapytałem wymijająco.
– Wiem coś o szefie… – zbliżyła się do mnie. – Ma kochankę i…
– I pewnie dowiedziałaś się tego, szpiegując jego elektroniczną pocztę?
– Nie szpiegując! Po prostu naprawiałam coś na serwerze i przypadkiem wpadła mi w ręce ich korespondencja!
– Wybacz, ale to tak, jakbyś przechodziła obok czyjegoś otwartego okna, zobaczyła na stole portfel i go sobie „przypadkiem” wzięła – odparowałem.
– Ale to wcale nie było tak! Porównujesz mnie do złodziejki?! Jak śmiesz! – nagle mnie zaatakowała.
– Nie życzę sobie takiej pomocy.
– Bo ty jesteś uprzedzony do informatyków! – wybuchła. – Wszyscy u nas w dziale to wiedzą i ostrzegali mnie przed tobą, ale ja… Ja dałam ci szansę!
Omal się nie rozpłakała.
– Może trochę jestem uprzedzony – odparłem ostrożnie – ale sami dajecie mi powody. Nie szanujecie cudzej prywatności. Bez żadnych moralnych oporów potraficie się włamać do czyjegoś komputera, a to przecież są intymne sprawy. To tak samo, jakbyście włamali się do czyjegoś domu! Nie rozumiesz tego? Kiedyś myślałem, że jesteś inna, chyba się pomyliłem. Bez skrupułów weszłaś do poczty szefa, a przecież nie powinnaś. Cudzych listów się nie czyta, nawet tych elektronicznych.
– Nieprawda, ja taka nie jestem! Zrobiłam to, bo cię kocham! – krzyknęła.
Było mi jej autentycznie żal, ale nie umiałem się zmusić, żeby ją przytulić. Już bym jej nie zaufał.
– Wyjdź, proszę, dosyć mam tej rozmowy. Nie przekonasz mnie – rzuciłem. Czułem się zmęczony.
– Dobrze. Jak sobie chcesz – na jej twarzy znowu pojawiła się złość. – Ale zobaczysz, pożałujesz tego.
Boję się, że pewnego dnia spełni swoją groźbę
Po tej rozmowie nabrałem przekonania, że to, co przydarzyło się Zosi, było zasługą Kamili. I trochę się wystraszyłem. Od tamtej pory nie śpię spokojnie. Bo przecież Kamila może bez problemu inwigilować moją pocztę i śledzić moje życie… W obawie, że ta dziewczyna jest nieobliczalna, zrezygnowałem nawet z internetowego konta w banku. Nie chciałem pewnego dnia obudzić się z jakimś dziwnym kredytem.
Czytaj także:
„Zakochałem się w Ukraince. Ona kochała przemocowego narzeczonego, który próbował ją zabić, gdy chciała odejść”
„Wychowałam się bez ojca. Moja matka pogoniła go przez jakiś głupi »proroczy« sen. Nienawidzę jej”
„Mówiłam do niego, jak do idioty, bo myślałam, że jest niepełnosprawny umysłowo. To ja zrobiłam z siebie idiotkę…”