Pewnego majowego dnia do mojej taksówki wsiadła piękna dziewczyna i poprosiła, abym zawiózł ją na Ursynów. Dodała, że się spieszy, a sama szybko nie znajdzie małej uliczki w tak wielkiej dzielnicy Warszawy. Gdy jechaliśmy, zwierzyła mi się, że przyjechała z Ukrainy zarobić trochę pieniędzy na sprzątaniu, tymczasem koleżanka odstąpiła jej świetne zlecenie. Opiekę nad dzieckiem. A ona uwielbia dzieci. Ma młodsze rodzeństwo, więc i wprawę zajmowaniu się nimi. Nie stać jej na taksówki, ale nie może się spóźnić na pierwszą rozmowę.
Miała w sobie coś takiego, co mnie rozczuliło
Zerkałem we wsteczne lusterko, bo urzekła mnie jej śliczna twarz w oprawie jasnych włosów. I ten uśmiech… Z miłością opowiadała o swojej rodzinie – o mamie, tacie i siostrach.
– Na Ukrainie ciężko. Mój wyjazd za chlebem to dla nich szansa na lepsze życie. Za trzy miesiące mam wrócić, więc pracuję w Polsce od świtu do nocy – mówiła. – Najgorsze są nocne powroty. Bardzo się boję, ale cóż robić. Muszę oszczędzać, więc jeżdżę autobusami. Nasze mieszkanie – a wynajmuję z koleżanką – jest blisko przystanku, ale to nie jest bezpieczna okolica. A dzisiaj właśnie wrócę późno, bo moi nowi pracodawcy wychodzą na przyjęcie.
Była drobna, wydała mi się krucha jak laleczka z porcelany. Wzruszyła mnie. Na myśl, że ktoś mógłby ją skrzywdzić, ręce same mocno zacisnęły się na kierownicy. Nie chciałem, żeby ot, tak zniknęła z mojego życia. Zaproponowałem, że w nocy przyjadę po nią i odwiozę za darmo. Mieszkam w pobliżu, więc będzie mi po drodze. Zgodziła się i tak zaczęła się moja znajomość z Oksaną.
Umówiliśmy się, że ile razy będzie musiała późno wracać lub jechać w mało bezpieczną okolicę, zadzwoni po mnie, a ja podwiozę ją za pół ceny. Odtąd często ją widywałem. Nieraz wracała po północy i zmęczona zasypiała w taksówce. Myślałem z czułością: skąd w tak drobnej istocie tyle siły?
Można powiedzieć – żyliśmy się ze sobą, lecz nigdy nie przekroczyliśmy granicy. Oksana powiedziała, że ma narzeczonego, więc nie śmiałem jej wyznać, jak bardzo mi się podoba. Po trzech miesiącach musiała wrócić na Ukrainę. Obiecała pisać e-maile i wrócić do Polski za pół roku.
Tęskniłem. Mimo nawału pracy nie mogłem o niej zapomnieć. Wreszcie Oksana znów dostała wizę i pewnego dnia w październiku mnie zawezwała.
Nie była sama. Razem z nią wsiadł młody, rosły mężczyzna, jak się okazało – narzeczony. Jak usłyszałem, ona miała pilnować dzieci i sprzątać, natomiast on handlował chińskimi ciuchami. Nie wyglądali na szczęśliwych, bo kłócili się jak niedobrane małżeństwo. Nie znałem ukraińskiego, więc nie wiedziałem o co. Na pewno był o nią zazdrosny. To się rzucało w oczy.
Pewnie dlatego Oksana znów zaczęła mówić do mnie „pan”. Choć było mi przykro, w gruncie rzeczy ją rozumiałem.
Wpadłem do mieszkania i… zobaczyłem straszny widok
W połowie października dostałem od niej e-maila. Pisała, że nie radzi sobie z zazdrością narzeczonego. Mieli zarobić na przyszłe wspólne życie, a on przyjechał chyba tylko po to, żeby jej pilnować. Śledzi, przegląda rzeczy, robi awantury. Jest tym wykończona i właśnie postanowiła z nim zerwać. Wkrótce się odezwie. Na pewno będzie potrzebowała taksówki, bo teraz jeździ w nieciekawe miejsce.
Czekałem więc. Wreszcie zadzwoniła. Umówiliśmy się na siedemnastą. Podjechałem pod samą klatkę. Minął kwadrans, a Oksana nie wychodziła. To było do niej niepodobne, nigdy się nie spóźniała. Poczekałem jeszcze pięć minut i zatelefonowałem
– nie odbierała. Dziwne.
Nie podobało mi się to. Postanowiłem wejść na górę. Mimo że to było czwarte piętro, schody pokonałem w błyskawicznym tempie. Zadzwoniłem do drzwi. Cisza. Nacisnąłem na klamkę – drzwi ustąpiły…
Wszedłem do pokoju. Na materacu, na białym prześcieradle leżała Oksana. Cała we krwi… Skoczyłem do niej i zobaczyłem, że na obu rękach ma podcięte żyły.
Przerażony porwałem prześcieradło na pasy i podwiązałem jej ręce powyżej cięć, po czym zadzwoniłem na pogotowie. Mieli przyjechać dopiero za pół godziny. A życie uciekało z Oksany tak szybko! Nie mogłem stracić ani chwili. Kilka przecznic dalej był szpital. „Dojadę wcześniej niż pogotowie” – pomyślałem.
Wziąłem ją na ręce i wniosłem z mieszkania. Choć nie jestem szczególnie religijny, błagałem Boga, by ulitował się nad tą biedną dziewczyną i pozwolił jej żyć…
Położyłem Oksanę na tylnym siedzeniu auta i ruszyłem z piskiem opon. Jechałem jak wariat. Samochody ustępowały mi z drogi, a po chwili pojawiła się policja. Dogonili mnie pod szpitalem. Podjechałem pod oddział ratunkowy wjazdem dla karetek. Na szczęście brama była otwarta.
Policja była tu potrzebna, tyle że nie drogowa, a kryminalna. Powiedziałem im, że znam tę dziewczynę; moim zdaniem nic nie wskazywało na to, by chciała się zabić. Miała dziś pilnować dzieciaka i dlatego zamówiła taksówkę.
Kiedy wreszcie odzyskała przytomność, moje słowa się potwierdziły. Nie popełniła samobójstwa. Poprzedniego dnia powiedziała swojemu chłopakowi, że z nim zrywa. Wyszedł, trzaskając drzwiami, a dziś przyszedł po swoje rzeczy. O dziwo, był nawet miły, zrobił jej coś do picia. Potem już niczego nie pamiętała. Gdy się przebudziła, zobaczyła szpitalne łóżko, swoje ręce w bandażach. Narzeczony najpierw Oksanę uśpił, potem podciął jej żyły. Próbował ją zabić! Lekarz powiedział, że przywiozłem ją w ostatniej chwili.
Co dzień odwiedzałem ją w szpitalu, a gdy już mogła wyjść, zaproponowałem, by do końca pobytu w Polsce mieszkała u mnie, w moich dwóch pokojach. Choć narzeczony siedział w areszcie, to nigdy nie wiadomo, czy jacyś koledzy nie zechcieliby dokończyć jego „dzieła”. Oksana zgodziła się natychmiast.
Poczułem się tak, jakby otworzyły się przede mną wrota raju… Wreszcie mogłem się nią zaopiekować, widzieć ją każdego dnia, mieszkać z nią pod jednym dachem! Wprawdzie już dawno nie jestem nastolatkiem, ale miałem takie wrażenie, jakbym zakochał się pierwszy raz w życiu… Co rano chodziłem po bułki i podawałem śniadanie kobiecie, z którą chciałem być.
Nieuchronnie zbliżała się jednak chwila rozstania. Oksanie kończyła się wiza i musiała wracać. Gdy wsiadała do pociągu, zdobyłem się na odwagę i wyznałem jej, co czuję.
– Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? Ja też cię kocham. Zmarnowaliśmy tyle czasu! Wrócę. Obiecuję – odparła i przytuliła się do mnie mocno.
Widziałem jej błękitne oczy pełne łez. Tym razem płakała ze szczęścia.
Nad naszą miłością wciąż wisi cień przeszłości
Od tamtej chwili minął niecały rok. Nie mogłem się doczekać jej powrotu, więc w końcu sam pojechałem na Ukrainę. Tam wzięliśmy ślub w cerkwi.
Ceremonia wśród kwiatów i świec trwała godzinę. Cudownie śpiewał chór. Staliśmy na białym płótnie przystrojonym liśćmi paproci. W dłoniach trzymaliśmy zapalone świece.
Świadkami byli mężczyźni. Przez cały czas trzymali nad naszymi głowami ciężkie złote korony, które pod koniec uroczystości batiuszka nałożył nam na głowy. Nim włożyliśmy obrączki, najpierw trzykrotnie się nimi wymieniliśmy, co symbolizowało złożenie swej duszy w dłonie małżonka. Dla Oksany przeszedłem na prawosławie. Zrobiłbym wszystko, byle się z nią ożenić.
Mieszkamy w Polsce. Jesteśmy szczęśliwi, lecz nad naszym małżeństwem wciąż rozpościera się mroczny cień. Co będzie, kiedy jej były narzeczony wyjdzie na wolność? Czy pobyt w więzieniu wyleczy go z chorej miłości?
Uspokajam ją, ale prawda jest taka, że obraz bladej twarzy nieprzytomnej Oksany i jej bezwładnego ciało w ubraniu poplamionym krwią często do mnie wraca w sennych koszmarach. Budzę się wtedy i z niepokojem myślę o przyszłości.
Czytaj także:
„Wychowałam się bez ojca. Moja matka pogoniła go przez jakiś głupi »proroczy« sen. Nienawidzę jej”
„Matka mnie nienawidziła. Nie mogła mi wybaczyć, że podobam się mężczyznom, chociaż jestem od niej brzydsza”
„Kochałam go, a on kochał mnie i… swoją żonę oraz dzieci. Zagroziłam mu, że odbiorę sobie życie, jeśli ich nie zostawi”