Madziu, mam do ciebie prośbę – pani Stefania, moja starsza sąsiadka, podeszła do mnie na korytarzu, gdy przeglądałam stertę ulotek, które wyjęłam z mojej skrzynki pocztowej.
– Słucham, pani Stefciu. Wie pani, że ja zawsze z radością! – odparłam z uśmiechem.
– Wiem, Madziu, wiem, ale gdyby to był zbyt wielki problem, proszę, nie krępuj się odmówić. Chodzi o psa mojej córki. Patrycja złamała nogę i nie może go wyprowadzać. Zobowiązałam się to robić, ale ten szatan jest dla mnie za szybki i zbyt energiczny. Boję się, że mi ucieknie! Nie wiem, czy nie proszę o zbyt wiele, ale czy przez tych kilka tygodni nie mogłabyś wyprowadzać go na popołudniowe spacery? Bo rano sobie poradzę. Oczywiście Patrycja zapłaci.
– Och, pamiętam tego jej pieska. Był tu kilka razy. To welsh corgie, prawda?
– Prawda. Kochana psinka, ale za młoda…
Trudno było mi odmówić, bo wiedziałam, że pani Stefania niechętnie kogokolwiek prosiła o pomoc. Nieraz widziałam ją dźwigającą ciężkie siatki, mimo że ma kłopoty ze stawami. Tym razem więc sprawa musiała faktycznie być dla niej kłopotliwa. A dla mnie wręcz przeciwnie.
Zawsze lubiłam psy, ale nie chciałam trzymać żadnego w swojej kawalerce przez osiem godzin, kiedy byłam w pracy, bo byłby samotny i smutny. Teraz trafiło mi się idealne rozwiązanie. Mogłam troszkę pobyć z psiakiem, a jednocześnie nie skazywałam go na więzienie. Patrycja mieszkała dwa bloki dalej, więc w zasadzie nie był to żaden problem.
– Pomogę z prawdziwą przyjemnością, pani Stefciu. I nie chcę żadnych pieniędzy. Zrobię to z sympatii dla Tofika.
– Jesteś prawdziwym skarbem, Madziu. Zawsze taka pomocna i kochana. Wciąż się zastanawiam, jak to możliwe, że żaden kawaler cię jeszcze nie usidlił?
Uśmiechnęłam się i zacisnęłam zęby, żeby nie odpowiedzieć nic, czego bym później żałowała. Wiedziałam, że starsza pani miała dobre intencje, zadając to pytanie, ale gdyby wiedziała, ile razy w ciągu roku muszę na nie odpowiadać, zrozumiałaby, że to niezbyt delikatne… I co niby mogłam odpowiedzieć?
Że sama niejednokrotnie się nad tym zastanawiałam? Że nie wiem, jak to możliwe?!
Wolę być sama
W przeszłości byłam w kilku związkach, lecz żaden z nich nie przetrwał. Wtedy szczególnie się tym nie przejmowałam, bo wydawało mi się, że całe życie przede mną, jeszcze kogoś spotkam. Z czasem jednak zaczęłam zauważać, że większość moich rówieśników zaangażowała się już na poważnie, a potem pożenili się i urodziły im się dzieci. Ja natomiast wciąż byłam sama i coraz rzadziej spotykałam kogoś, kto nie miał jeszcze rodziny.
Moją mamę bardzo to niepokoiło i choć nie chciała powiedzieć mi tego wprost, dobrze wiedziałam, co sądziła: że przegapiłam moment, kiedy miałam okazję związać się na stałe z Krzysiem.
Jej ulubionym z moich byłych chłopaków. I nie przemawiał do mamy wcale fakt, że Krzyś mimo swojej ładnej buzi i pozorów ogłady, potrafił się bardzo nieładnie zachować, a w szczególności wówczas, gdy wypił nieco za dużo… Pamiętam, raz byłam z nim na imprezie w jakimś klubie z okazji urodzin jednego z naszych znajomych. Krzysiek po kilku głębszych, jak zwykle zrobił się agresywny i impulsywny.
Zaczął mnie wyzywać przy wszystkich zupełnie bez powodu. Mimo że prosiłam go, żeby się uspokoił, on tylko się nakręcał, rzucając coraz bardziej soczystymi epitetami.
W końcu młodszy brat Krzyśka stanął w mojej obronie, kazał mu się uspokoić i wbrew protestom pijaka, usadził go na siedzeniu pasażera w swoim aucie i odwiózł do domu. Moja mama nie znała tej historii i dlatego miała do mnie skryte pretensje, że z powodu much w nosie porzuciłam fajnego chłopca.
Pewnie powinnam jej była o tamtym wydarzeniu opowiedzieć, ale najpierw za bardzo się wstydziłam, a potem minęły lata… Ważne, że ja wiedziałam, że postąpiłam słusznie, rzucając Krzyśka. Szczerze mówiąc, wolałam już być sama niż z facetem niestroniącym od kieliszka, który nie darzył mnie szacunkiem i traktował jak popychadło.
O rany, nie widzieliśmy się…
Dzięki temu, że byłam sama, mogłam na przykład pomóc sąsiadce i nie musiałam się nikomu tłumaczyć ze swoich decyzji. Pewnie gdybym miała męża i dzieci, pani Stefci nie przyszłoby nawet do głowy proszenie mnie o jakąkolwiek przysługę.
Następnego dnia po pracy, poszłam prosto do Patrycji. Tofik siedział już przy drzwiach ze smyczą w zębach i wesoło machał ogonem. Zastanawiałam się, skąd wiedział, że przyszłam do niego. To niesamowite, że jego psia intuicja od razu mu podpowiedziała, że to ja wyprowadzę go na spacer. Zajrzałam do salonu, żeby przywitać się z Patrycją. Leżała na kanapie z zagipsowaną nogą ułożoną na piramidzie z poduszek.
– Cześć, połamańcu. Jak się czujesz?
– Cześć, Madziu. No, jak widzisz. Jak mumia! Jestem ci taka wdzięczna, że mi pomożesz z Tofikiem. Na pewno nie chcesz pieniędzy? Chętnie ci zapłacę za fatygę! – zawołała.
– No, coś ty, Pati, przestań! Biorę Tofika. Będziemy za pół godzinki!
– Dzięki, kochana jesteś!
Nie musiałam się nawet szczególnie do niego przymilać. Po prostu – zapięłam smycz o obróżkę i poszliśmy. Tofik był wyjątkowo grzeczny, choć faktycznie pełen energii i zapału do długiej przechadzki. Właściwie to on wyprowadził mnie, a nie ja jego, bo zaprowadził mnie do parku, po którym najwyraźniej zwykle biegał z Patrycją.
Dawno już nie byłam w tej części miasta, więc z zainteresowaniem przyglądałam się temu, ile tam zaszło zmian na lepsze. Pojawiła się fontanna, stare bajorko oczyszczono i wyłożono otoczakami, a alejki także dostały nowego życia dzięki nowej kostce brukowej, ładniejszym ławkom, koszom na śmieci i klombom skrupulatnie oczyszczonym z zeschłych liści. To był nasz pierwszy spacer, a już dostrzegłam jego benefity.
Tofik biegał po parku w wyśmienitym humorze, a ja już po kilkunastu minutach ledwo dyszałam. Od razu pomyślałam, że muszę popracować nad kondycją, bo najwyraźniej moje wieczorne leżakowanie na sofie i pogryzanie popcornu przy serialu nie wpływały na nią zbyt dobrze. Spacery zaś – wręcz przeciwnie! Od świeżego powietrza od razu poprawił mi się humor. Nagle do Tofika podbiegł duży, długowłosy pies, golden retriever.
– O, cześć Tofik! – zawołał jakiś mężczyzna, najwyraźniej właściciel psa.
Spojrzałam na niego. To był wysoki, szczupły brunet w okularach i z lekkim zarostem. Jego twarz wydała mi się znajoma, choć nie do końca mogłam ją dopasować do imienia ani okoliczności, w jakich mogłam go spotkać.
– Magda?! – on z kolei zareagował z entuzjazmem.
Najwyraźniej mężczyzna mnie od razu rozpoznał. Spojrzałam na niego pytająco, bo wstyd mi było głośno wyznać, że nie wiem, skąd go znam, skoro on pamiętał nawet moje imię.
– To ja, Maciek. Jestem bratem Krzyśka. Nie pamiętasz mnie?
– Maciek?! O rety. Jaki ty jesteś… dorosły! Nie poznałam cię, przepraszam! Przecież ostatni raz widziałam cię… – nagle przed oczami stanęła mi scena z pamiętnej imprezy.
Po tym incydencie już go nie spotkałam.
– …kiedy miałem osiemnaście lat – dopowiedział Maciek. – Dawno temu. Ale nic się nie zmieniłaś. Wyglądasz fantastycznie.
– Akurat – rzuciłam nieco zawstydzona.
Co za pech – spotykam faceta po niemal dwóch dekadach i jestem w dresie, potargana i nieźle zgrzana bieganiem za Tofikiem.
– Co słychać? Czemu wyprowadzasz Tofika? To chyba nie twój pies, co?
– Patrycja złamała nogę i poprosiła mnie o przysługę… Znacie się?
– Tylko z widzenia. Bardziej z Tofikiem. Mój Groszek go uwielbia.
To jest idealny facet dla mnie
Spojrzałam na Maćka nieco rozbawiona imieniem, jakim obdarzył swojego ulubieńca.
– To spadek po byłej dziewczynie – zaczął się tłumaczyć, najwyraźniej odczytując w lot moje myśli. – Najpierw się uparła na goldena, a później mi go zostawiła. Ale nie mam jej za złe, no, może poza tym imieniem. Uwielbiam go… To cudowny zwierzak, choć całe mieszkanie mam w kudłach. Bez Groszka bym się zanudził. Tylko praca i dom.
Starałam się nie czytać między wierszami, ale miałam wrażenie, że dość dobitnie przekazał mi informację, że jest sam. Nie wiedziałam, czy zrobił to przypadkiem, czy próbował mnie wybadać.
– No, u mnie podobnie, w kółko tylko dom i praca – przyznałam od razu.
– Nie masz dzieci?
– Nie. Ani męża. Tak się jakoś złożyło…
Maciek nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Do tego stopnia, że aż się roześmiałam na widok jego miny. Zawsze uważałam go za małolata, ale dwa lata różnicy to co innego gdy ma się kilkanaście lat, a co innego, gdy człowiek dobija już do czterdziestki.
– Pójdziemy na kawę? – zaproponował Maciek. – W parku jest kawiarenka, do której można wchodzić z psami. Chyba już trochę zmarzłaś, co? – zapytał, a ja poczułam przyjemne łaskotanie w żołądku na samą myśl o spotkaniu we dwoje (no, w czworo).
– Poważnie? To super – odpowiedziałam, przyjmując zaproszenie.
Szliśmy razem w stronę kawiarni i mimowolnie zaczęliśmy wracać w rozmowie do dawnych czasów. Maciek powiedział, że po tym, jak widzieliśmy się po raz ostatni, bardzo pokłócił się z bratem. Okazało się, że Krzysiek bywał agresywny nie tylko wobec mnie, ale także wobec Maćka i ich mamy.
– Jak wiesz, ojciec nas zostawił, jak byliśmy mali, i Krzysiek jakoś intuicyjnie starał się przejąć tę rolę, ale robił to po omacku i zupełnie nie tak, jak trzeba. Muszę ci się przyznać, że nie mam z nim zbyt dobrego kontaktu. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych od razu po szkole. Rzadko do siebie dzwonimy. Prowadzimy zupełnie inne życie. On pracuje w kasynie i… co tu dużo mówić, nie stara się o stabilizację. Ja przeciwnie. Bardzo chciałbym spotkać kogoś… na stałe. Rany, chyba nie powinienem tak mówić, bo się wystraszysz – nagle zamilkł speszony.
Ja jednak nie byłam ani trochę wystraszona. Wręcz przeciwnie. Zachwycała mnie jego szczerość i subtelność. Był mężczyzną, jakiego szukałam od dawna!
Spacery z Tofikiem nabrały nowego znaczenia. Każdego dnia spotykaliśmy się w parku we czwórkę i spacerowaliśmy wspólnie.
Czekałam na te spotkania przez cały dzień, bo rozmowy z Maćkiem były niesamowite. Uwielbiałam słuchać o tym, jakie ma spojrzenie na świat i ludzi. Był szczery, otwarty i miał jakiś taki wewnętrzny spokój, który mnie urzekał. W zasadzie był przeciwieństwem swojego brata.
W dodatku jego miłość do zwierząt i serdeczne podejście do ludzi bardzo mnie rozczulały. Mimo to Maciek nie robił żadnego kroku, aby naszą przyjaźń zmienić w coś więcej. Byłam coraz bardziej zakochana i zaczęłam się obawiać, czy on te uczucia odwzajemnia, czy traktuje nasze spotkania jedynie jak rozmowy dwojga przyjaciół, czy kogoś więcej… Pewnego dnia, gdy było dość chłodno, poszliśmy do naszej kawiarni i zamówiliśmy grzane wino. Mam bardzo słabą głowę, więc już po kilku łykach nabrałam odwagi, żeby poruszyć ten temat.
– Maciek… chciałabym wiedzieć, jak traktujesz nasze spotkania. Jesteśmy oboje dorośli, nie chcę niedomówień.
Maciek milczał przez chwilę
– Wiesz, ja… Z początku trochę się bałem tych spotkań ze względu na twoją przeszłość z moim bratem – wyznał w końcu. – Wspominałem ci, że nie mam z nim bliskich relacji, ale nie chciałem, żeby był z tego jakiś… kwas. Wczoraj po naszym cudownym spacerze stwierdziłem, że nie mogę dłużej trzymać tego w sobie i zadzwoniłem do Krzyśka, żeby mu o wszystkim powiedzieć. Nie myśl, że chciałem jego przyzwolenia. Chodziło mi raczej o jasną sytuację.
Przełknęłam ślinę zaniepokojona poważnym tonem Maćka.
– Krzysiek powiedział, że bardzo się cieszy z tego, że chciałbym ułożyć sobie życie z taką fajną kobietą… I jeszcze, że zasługujesz na to, żeby mieć kogoś, kto będzie cię traktował tak, jak na to zasługujesz. Kazał cię przeprosić za to jaki był dla ciebie.
– Rozumiem… – powiedziałam, czekając na dalsze słowa Maćka.
– A ty… Magda, słuchaj… Czy ty chciałabyś ułożyć sobie życie z kimś takim jak ja?
Poczułam, że robi mi się ciepło na sercu i w całym ciele. Jeszcze nawet mnie nie pocałował, a już potrafił zapytać o coś takiego, co większości mężczyzn z trudem kiedykolwiek przechodzi przez gardło.
– Oczywiście, że bym chciała – powiedziałam wzruszona, na co Tofik, jakby wyczuwając, co się dzieje, podbiegł, wspiął się na tylne łapki i położył łeb na moich kolanach.
– To ty maczałeś w tym łapy, przyjacielu, prawda? – zaśmiałam się i poczochrałam go po łepetynie; psia intuicja znów nie zawiodła.
Maciek przysunął się do mnie i w końcu mnie pocałował. A ja poczułam od razu, że na taki pocałunek warto było czekać. Patrycja niedługo potem odzyskała formę, jednak ja i tak od czasu do czasu wpadam do niej, żeby wyprowadzić Tofika, i przy okazji zrobić zakupy mojej starszej sąsiadce.
Odkąd Maciek i Groszek ze mną zamieszkali, staramy się podtrzymać psią przyjaźń. Poza tym bez Patrycji, pani Stefci, no i bez Tofika, pewnie nigdy byśmy z Maćkiem ponownie na siebie nie wpadli!
Czytaj także:
„Myślałam, że jestem miłością jego życia, a ten łajdak mnie perfidnie oszukał”
„Wiedziałam, co jest najlepsze dla syna, więc wybrałam mu żonę. Nie sądziłam, że tak go tym skrzywdziłam”
„Zakochałem się w jej misternie zaplecionym warkoczu, później przepadłem za nią całą. Lata mijały, a ja na nią czekałem”