„Myślałam, że jestem miłością jego życia, a ten łajdak mnie perfidnie oszukał”

Zrozpaczona młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Maskot
„Byliśmy młodym, zgranym małżeństwem, dopóki w naszym życiu nie pojawił się Darek. Dla mojego męża był najważniejszy. Długo nie mogłam się połapać, o co w tym wszystkim chodzi”.
/ 31.08.2023 07:30
Zrozpaczona młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Maskot

Miłość. Cudowna, wspaniała, uskrzydlająca. Po kres, po grób, na dobre i na złe. Tak to przynajmniej wygląda w wierszach czy piosenkach. A w życiu? Tutaj bywa różnie…

Z Danielem poznaliśmy się banalnie, w pracy. Ja miałam już miejsce w dziale księgowości od paru lat, on przyszedł na staż. Dwa lata młodszy, przystojny, pełen energii. Wszystkie dziewczyny łypały na niego pożądliwie, ale on zdawał się ich nie zauważać. Tylko mnie poświęcał trochę czasu. Kawka, wspólny obiad, jakieś gadanie na ławce przy biurowcu. Rozmawialiśmy o życiu, o świecie, o rzeczach ważnych i o pierdołach. Kiedyś zeszło na samoloty.

– Uwielbiam latać, choć ostatnio nie mam czasu – powiedziałam. – Ale fajnie chociaż na nie patrzeć. Wyobrażać sobie tych ludzi, jak mkną w przestworzach…

– Serio? Ty też? – zdziwił się. – Ja mam to samo. Jeżdżę czasem w okolice lotniska i mogę tak siedzieć godzinami.

– Tam na górkę, gdzie wszyscy? – zapytałam podekscytowana.

– Nie… To oklepane! – zaśmiał się.

– Mam lepszą miejscówkę. Chcesz, to ci ją pokażę.

Jasne, że chciałam! Umówiliśmy się na kolejny weekend. Podjechał pod mój dom, zaprosił do samochodu. W środku czekały kawa w termosie i kanapki.

– No, skoro mamy tam być parę godzin, to wolę być przygotowany – znowu ten uśmiech. – Jazda, moja droga!

I pojechaliśmy.

Zawlókł mnie w jakieś dziwne miejsce, o którym nie miałam pojęcia. Krzaki, chaszcze. W końcu płot okalający lotnisko i przecudowny widok na pas startowy.

– O, i masz pierwszego – wskazał ręką, bo akurat coś zamierzało lądować.

Czułam się rewelacyjnie.

Wiosna w pełni, zapach drzew z pobliskich ogródków działkowych, huk silników samolotu. I on, tuż obok. Byliśmy tam do zmroku. Zjedliśmy kanapki, wypiliśmy kawę. Odwiózł mnie do domu.

– Dziękuję – szepnęłam, kiedy zaparkował w mojej bramie.

– Nie ma za… – zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.

Nie wiem, jak to się stało, ale po prostu go pocałowałam. Poczułam, że jest zdziwiony. Ja też byłam trochę zawstydzona tym, co zrobiłam. Szybko otworzyłam drzwi i pobiegłam do klatki. Serce łomotało mi jednak z emocji.

Emocje gęstniały

Następnego dnia co chwilę sprawdzałam telefon. Czy nie zadzwonił, czy nie napisał. Nic. No to się nieźle wydurniłam – myślałam. W pracy dopiero będzie niezręcznie. Jednak wieczorem w końcu piknięcie: „Myślę cały dzień. Do jutra”.

Z tygodnia na tydzień emocje gęstniały. Kolejne spotkania, kolejne pocałunki. Kiedyś w końcu zadałam to magiczne pytanie:

– Chcesz zostać na noc?

Został. Jak było? Chciałabym powiedzieć, że magicznie. Żar, splecione ciała, namiętność. Tak naprawdę było jednak… dziwnie. Spokojnie, niespiesznie, jakbyśmy byli parą niedoświadczonych nastolatków. No ale okej, nie od razu Kraków zbudowano. Tak sobie przynajmniej to wtedy tłumaczyłam.

Następne próby były lepsze, czuliśmy się ze sobą coraz swobodniej. Po kilkunastu miesiącach postanowiliśmy ze sobą zamieszkać, po następnych – wziąć ślub. Bo tak prościej, łatwiej żyć.

Na miesiąc miodowy wybraliśmy Kretę. Czerwiec, gorąco jak w piekle, ale fajnie, taką mieliśmy fantazję. Przyjemny hotel, cykady, drinki, jedzenie, picie. Snuliśmy się po plaży, smażyliśmy przy basenie, trzymaliśmy za ręce. Szał ciał. Tylko my.

Z Darkiem będzie raźniej

Ja, Daniel… No dobra, nie tylko my. Jeszcze Darek.

Darek był kolejnym turystą w hotelu. Tyle że przyjechał tutaj sam i jakoś nie mógł się odnaleźć. Niby chciał odpocząć od zgiełku i pobyć w pojedynkę, a ewidentnie szukał kontaktu z innymi.

Do gustu najbardziej przypadł mu Daniel. Chodzili ze sobą na spacery, oglądali jakieś filmiki w smartfonach, wybierali się do dyskoteki, jak ja miałam dość. Spoko – myślałam sobie. Mój mężulek ma kolegę, a ja mogę naprawdę odpocząć, przysypiając na leżaku. Tyle że nie do końca tak wyobrażałam sobie miodowy miesiąc.

– Słuchaj, skarbie – zaczęłam któregoś dnia przy śniadaniu. – Może byśmy pojechali zobaczyć ten słynny wąwóz, o którym czytaliśmy w przewodniku?

– Świetnie! – wykrzyknął, przeżuwając jajecznicę. – Weźmiemy Darka! To będzie cudowny dzień.

Aha, Darek… – mnie w tej chwili jajecznica podeszła zdecydowanie nie w tę stronę, w którą powinna.

– Kochanie – powiedziałam ostrożnie. – Po co Darka? Myślałam, że zrobimy sobie romantyczny wyjazd we dwoje…

– Jasne. Ale wiesz, im nas więcej, tym weselej! On tutaj jest sam, też mu będzie raźniej! My zdążymy pobyć ze sobą!

No, ekstra… Ale nic to, w końcu zakochana kobieta wiele rzeczy potrafi znieść. Pojechaliśmy. Do samego wąwozu nie odważyliśmy się wejść, bo było gorąco jak diabli. Pokręciliśmy się po okolicy, zjedliśmy lunch w małej knajpce nad morzem. W końcu ja zasnęłam w cieniu na leżaku. Gdy się obudziłam po jakiejś godzinie, panów nie było obok. Pewnie gdzieś poszli. Zamówiłam drinka, wyciągnęłam książkę. Kolejna godzina – nic. Jeszcze jedna – nic. Zaczęłam się niepokoić.

Zadzwoniłam do Daniela, włączyła się poczta głosowa. Czy to możliwe, że rozładował mu się telefon? No to do Darka. Miałam numer, bo przecież byliśmy już niemal jak rodzina. Też nic.

Niepokój stawał się coraz większy. Zaczęłam się nerwowo rozglądać po plaży. Gdzie oni są? Wstałam z leżaka i poszłam w kierunku wyjścia i parkingu, gdzie zostawiliśmy wynajęty samochód. I wtedy ich zobaczyłam. Siedzieli w knajpce kilkadziesiąt metrów dalej. Drinki, rozpięte koszule, pełen relaks. Zatopieni w rozmowie, jakby byli w zupełnie innym świecie.

– Co się z wami działo, do diabła?! – krzyknęłam, a oni podskoczyli zdziwieni.

– Oj, skarbie – Daniel poderwał się z krzesła. – Jesteś!

– Jestem, do jasnej cholery! Siedzę tu obok trzecią godzinę, wiesz przecież. Dlaczego nie odbieracie telefonów?

Obaj jak na komendę zaczęli obszukiwać kieszenie, wyjęli swoje telefony i zaczęli w nich grzebać.

– Oj, wyłączył się – powiedział Daniel.

– Mój też! – zawtórował Darek.

– Ciekawostka przyrodnicza – mruknęłam wkurzona. – Następnym razem sprawdzajcie może, bo jakby to było coś bardzo istotnego albo byśmy się tu pogubili, to co wtedy? A teraz błagam, wracajmy już do hotelu. Chcę kąpieli, łóżka i klimatyzacji. A do tego trzeba się jeszcze spakować, jutro wyjeżdżamy.

– Tak, jasne, chodźmy – objął mnie mąż.

Zobaczyłam wtedy, że na szyi ma jakiś czerwony ślad.

– Poparzyłeś się? To wygląda jak malinka – dotknęłam go.

– Co? A nie, skąd. Pewnie się podrapałem, jak się wpinaliśmy, żeby zobaczyć tę jaskinię – odpowiedział.

– Jaką znowu jaskinię?

– Poszliśmy tam, kiedy przysnęłaś. Taka tutaj, niedaleko. Chciałem nawet po ciebie pójść, ale spałaś i Darek powiedział…

– Darek, jasne, wyrocznia w każdym temacie. Dobra, nieważne – naprawdę byłam już zmęczona. – Jedźmy i tyle.

Męskie wycieczki

Następnego dnia wróciliśmy do kraju i codzienności. Pracowaliśmy, robiliśmy zakupy, jedliśmy wspólne kolacje, oglądaliśmy seriale. Jak to powiedział kiedyś klasyk – nuda, panie. Nie wiem w sumie, czego się spodziewałam po małżeństwie. Że ciągle będzie romantycznie, namiętnie?

W naszym wypadku nie. To przypominało bardziej związek świetnych przyjaciół niż męża i żony. Zwłaszcza że i sprawy łóżkowe miały co najwyżej letnią temperaturę. Na początku się starałam – bielizna, perfumy, muzyczka…

Daniel najwyraźniej jednak wolał wisieć na telefonie, niż oddawać się cielesnym uciechom ze mną. Po jakimś czasie odpuściłam. Było mi z nim dobrze, spokojnie, bezpiecznie. A że tu nie działało? Trudno. Dzieci i tak na razie mieć nie chcieliśmy.

Jedyne, co mnie wkurzało, to ciągły kontakt z Darkem, bo – jak się okazało – mieszkał parę ulic od nas.

Pikanie esemesów dziesiątki razy dziennie, rozmowy przez telefon, ich wspólne wyjścia na piwko, zaproszenia na kolacyjki, nawet męskie wycieczki za miasto na weekend, bo rybki, grzybki, kolega zaproponował i tak dalej.

I znów jako zakochana kobieta znosiłam wszystko godnie, tyle że coraz gorzej się z tym czułam. Jasne, próbowałam delikatnie coś napomknąć od czasu do czasu, zasugerować wyjazd tylko we dwoje, wykręcić się od kolacji. Prawie za każdym razem słyszałam to samo:

– Kochanie, on jest sam. Nie ma rodziny, żony, rodzice mieszkają setki kilometrów stąd. W pracy ma kłopoty, potrzebuje się wygadać, a ma tylko nas!

– Chyba ciebie – mruczałam.

Awantury wybuchały coraz częściej. On wychodził na piweczko z kumplem, ja siedziałam jak ta durna na kanapie i oglądałam kolejne sezony seriali. Ile można?

Któregoś wieczora nie wytrzymałam.

– Daniel, rany boskie, czy wy chodzicie razem wszędzie? Czy może już razem zamieszkaliście? – wściekłam się, kiedy wrócił kolejny raz grubo po północy.

– Co? Jak to zamieszkaliście? – był zdziwiony. – Przecież ci mówiłem, że Darek ma kłopoty, chce pogadać.

– Tak, on zawsze chce pogadać. A ja co? Nie chcę?! To moim mężem jesteś, a nie jego – gotowałam się z żalu i wściekłości.

– No tak, ale Darek i ciebie uwielbia! Zawsze chwali, jaka jesteś serdeczna, jak świetnie gotujesz.

– Darek to, Darek sro! Może się jeszcze wprowadzi do nas?! Bo już i tak się czuję, jakbym żyła w jakimś cholernym trójkącie! – walnęłam drzwiami, zatrzaskując się w sypialni.

Tę noc Daniel spędził na kanapie w salonie, kilka kolejnych też. Nie chciałam na niego patrzeć. Miałam odruch wymiotny, gdy tylko widziałam, jak znowu pędzi do łazienki z telefonem, żeby najwyraźniej pogadać ze swoim cudem świata.

Oni się… całowali

Poza tym, zaczęłam mu się przyglądać. Kolejna malinka, kolejny raz podrapane plecy, co zobaczyłam, kiedy się przebierał. I ten dziwny zapach. Niby męskie perfumy, ale to przecież nie jego, chyba że sam sobie kupił. Skąd, jak? Ale nie miałam czasu się zastanawiać, mnie też pochłonęła praca i rzeczywistość.

Tamte ciche dni trwały chyba dwa tygodnie. Któregoś popołudnia Daniel zjawił się w domu w kwiatami.

– Proszę, kochanie – wręczył mi bukiet. – Tak nie może być. Jesteśmy razem, chcę, żebyś była szczęśliwa. Może po prostu musimy się oderwać od codzienności, odpocząć. Wyjedźmy gdzieś!

– Gdzie niby? – mruknęłam.

– Darek ma kolegę, który ma mały domek na Mazurach.

– I co, mamy tam jechać znowu we trójkę? – wkurzyłam się ponownie.

– Nie, nie, tylko my dwoje! – zapewnił. – Darek nas tylko podrzuci, wiesz, że nasze auto na razie jest unieruchomione. Już z nim rozmawiałem, to żaden kłopot!

Jasne. Święty Darek – pomyślałam z przekąsem. Ale potem zaczęłam się zastanawiać. Może i racja. Była już jesień, za chwilę świat zmieni się w to paskudne szare coś. A fakt, pogoda wciąż jeszcze dopisywała. Dobra, niech będzie. Książka, dużo wina i może faktycznie odpocznę.

W piątek każde z nas wzięło wolne i byliśmy gotowi do wyjazdu już z samego rana. Darek podjechał po nas samochodem i wszedł na górę.

– Fajnie, że się zgodziłaś, kochana Anielko – cmoknął mnie radośnie w policzek.

– Przyda wam się trochę natury.

– Aha, jasne – ten koleś coraz bardziej działał mi na nerwy. – Powiedz, proszę, Danielowi, żeby pozbierał graty, a ja jeszcze skoczę na chwilę do sklepu.

Ubrałam się, zeszłam na dół i kupiłam, co trzeba. Może w sumie nie będzie tak źle. Może to dla nas jakiś nowy początek. Może coś się na nowo zacznie między nami dziać. My, świece, las. Może w końcu seks?  – myślałam, wspinając się na trzecie piętro. Cicho otworzyłam drzwi, weszłam do kuchni i…

– Jes… – zaczęłam.

Ale nie skończyłam. Straciłam głos.

Zamarłam. Nogi się pode mną ugięły. Nie wiem, jak mam jeszcze opisać stan, w którym się znalazłam.
Bo właśnie zobaczyłam, jak mój mąż i jego przyjaciel odskakują od siebie spłoszeni. Oni się nie ściskali po koleżeńsku, o nie. Oni się… całowali.

Ja zszokowana patrzyłam na nich, oni – również w szoku – na mnie. Cisza, która zapadła, aż dzwoniła w uszach.

Nie umiem powiedzieć, ile czasu tak staliśmy. Wiem tylko, że złapałam pierwszą rzecz, która wpadła mi w oko – wazon z tymi cholernymi kwiatami, które Daniel przyniósł – i walnęłam o ścianę. Szkło poleciało na meble, na nich, na podłogę. Patrzyłam, jak woda płynie po szafkach, jak te piekielne róże walają się, gdzie popadnie.

Potem okręciłam się na pięcie i poszłam do pokoju. Tam bezwładnie opadłam na sofę. Jak mogłam niczego nie zauważyć? Jak to w ogóle możliwe? Dlaczego on mi to zrobił? Po co ta cała heca? Kim on właściwie jest? Myśli przelatywały mi przez głowę jak tornado. Po chwili kątem oka zauważyłam, jak Daniel wchodzi do pokoju.

– Kochanie, pozwól… – szepnął.

– Nie teraz! Po prostu zniknij, gdziekolwiek. Nie chcę cię w tej chwili oglądać.

– Ale…

– Wyp… stąd! – wrzasnęłam. – Nie chcę cię widzieć!

Wyszedł na szczęście, inaczej nie wiem, co bym zrobiła. Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Po paru minutach bezruchu zwlekłam się z sofy. Jak dobrze, że kupiłam ten zapas wina na wyjazd – pomyślałam, wyciągając butelkę. Gdybym tylko wiedziała, że to na taką okazję.

Co z nami będzie?

Trzy dni i sześć butelek wina później wyglądałam i czułam się jak zombie.

Cały czas próbowałam to sobie poukładać w głowie. Wciąż rozmyślałam, jak mogłam tak dać się oszukać. Teraz już rozumiałam te ich wspólne spacerki, wyjścia, wyjazdy, telefony. Tą cholerną malinkę, którą widziałam na szyi męża podczas wyjazdu na Kretę. Ten brak zainteresowania moimi romantycznymi podchodami. A ja, kretynka, jak ta ślepa. No ale co teraz? Rozwód? Rozstanie? Bo co innego?  

W niedzielę po południu ogarnęłam się, ubrałam. Zadzwoniłam i poprosiłam, żeby Daniel przyjechał. Zjawił się punktualnie. Przytargał wielkie pudełko nadziewanych pralinek – wiedział, że je uwielbiam.

– To nie załatwi sprawy, wiem – powiedział, wręczając mi je. – Ale może chociaż odrobinę osłodzi tę chwilę.

– Tak? Może jeszcze kawkę sobie zrobimy i pooglądamy nasz ulubiony serial?! – krzyknęłam rozeźlona.

– Kochanie, wiem, proszę…

– Nie mów do mnie już więcej „kochanie”, to po pierwsze – powiedziałam stanowczo. – A po drugie, po prostu mi powiedz, jak… co… dlaczego… – zaczęłam się plątać i po prostu się rozpłakałam.

Nie próbował mnie przytulić ani dotknąć – byłam mu za to wdzięczna. Dał mi tylko chusteczki, usiadł obok.

– Nic na to nie poradzę, wierz mi, taki już jestem – zaczął. – Kiedy byłem młody i głupi, wydawało mi się, że to tylko taka dziwna fascynacja, jakieś eksperymentowanie. Moi rodzice się o tym dowiedzieli, wściekli się i praktycznie wyrzucili mnie z domu. Dlatego mieszkam tak daleko od nich i dlatego nie mam z nimi kontaktu. Nie chcą mnie znać, a ja nie umiem do nich dotrzeć i już chyba nawet nie chcę. Trudno.

Z wiekiem zrozumiałem, że to nie jakaś młodzieńcza głupota, taki jestem… Ja jestem gejem, Anielko.

– A co ze mną? – spojrzałam na niego załzawionymi oczami.

– Ciebie uwielbiam od samego początku. Naprawdę myślałem, że może teraz coś się zmieni, może dzięki tobie… Ale nie, nie da się. I mogę cię tylko przeprosić, że tak cię wykorzystałem i tak bardzo zraniłem. Ale co tu dadzą przeprosiny, prawda? – teraz on miał łzy w oczach.

– Prawda, nic nie dadzą… Ja cię naprawdę kochałam i chyba nadal kocham…

– Wiem… I tak strasznie mi przykro!

Siedzieliśmy tak w milczeniu, gapiąc się na siebie i ocierając łzy.

– Idź już – poprosiłam.

– Co z nami? – zapytał.

– Jak to z nami? Nas już nie ma. A co dalej konkretnie zrobimy? Nie wiem, muszę to przemyśleć.

Myślałam przez miesiąc. W mojej głowie kłębiły się rozterki, emocje, zraniona duma. Wszystko i nic, pustka, ból. Podjęłam decyzję, że się rozwodzimy i ledwie po paru miesiącach było po wszystkim.

Różnica charakterów…

Jeszcze długo nie mogłam po tym dojść do siebie. Wciąż czułam się tak, jakby Daniel zabrał mi kawał życia. Ale długo nie mogłam tak funkcjonować.

Minął chyba rok, kiedy znowu nawiązaliśmy kontakt. Dowiedziałam się, że panowie wciąż są razem i chyba są ze sobą szczęśliwi. Razem mieszkają. Ja jestem sama. Odbyliśmy z Danielem jeszcze kilka rozmów, już na spokojnie, z mniejszymi emocjami z mojej strony.

Ostatnio wyszła nawet propozycja wspólnego spotkania. Kolacyjka? Wyjście do pubu? Z jednej strony tak, chciałabym go zobaczyć. Ale wciąż nie wiem, czy dam radę udawać, że jest już okej. Cały czas mam w głowie to, jak bardzo mnie zranił.

Na razie zrobiłam pierwszy krok do nowego życia. Wprowadził się do mnie Daniel. Nie, nie ten. Po prostu pies ze schroniska. Tak mu dałam na imię – ot, głupia, cicha satysfakcja. Kiedy mówię: „Daniel, do nogi”, uśmiecham się pod nosem.

A miłość? Tak samo, jak na to spotkanie z nimi, chyba wciąż nie jestem w pełni gotowa. Chociaż w firmie pojawił się niedawno nowy pracownik. Przystojny do bólu i mam wrażenie, że chciałby mnie bliżej poznać. No, może… Ale tym razem najpierw zrobię szczegółowe rozeznanie. Bo drugi raz nie dam się tak podejść.

Czytaj także:
„Od lat skrycie kochałem się w Beacie, a ona myślała, że jestem gejem. Ona szalała, a ja byłem zawsze przy niej i czekałem”
„Powiedziała mi, że jestem super facetem i wielka szkoda, że jestem gejem. Problem w tym, że… nie jestem”
„Przystojniak z pracy się mną interesował, ale miałam być tylko przykrywką. Był gejem i nie chciał, by się wydało”

Redakcja poleca

REKLAMA