„Zdradziłam ukochanego z pociągającym aktorem. Żałuję, że zniszczyłam swój szczęśliwy związek dla chwili ekstazy”

Kobieta, która zdradziła chłopaka fot. Adobe Stock, New Africa
„Minęły trzy dni, a ja ciągle płaczę. I już sama nie wiem, co czuję. Czy jednak ciągle kocham Łukasza? Czy chciałabym go odzyskać? A co z Janem? Czy chcę z nim być? Czy jestem pewna, że on chce być ze mną? Niczego już nie wiem”.
/ 17.03.2022 05:35
Kobieta, która zdradziła chłopaka fot. Adobe Stock, New Africa

Z Łukaszem byliśmy razem ponad pięć lat. To był mój pierwszy poważny związek. Byłam pewna, że taki już na zawsze… Poznaliśmy się w mojej pierwszej pracy. Po licencjacie z archeologii doszłam do wniosku, że jednak nie chcę całe życie grzebać w ziemi.

Ale też nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić. Zlitowała się nade mną koleżanka mamy, scenografka. Zosia zadzwoniła i zapytała, czy nie spróbowałabym pracy z nią. Na początek jako asystentka.

Od lat interesowałam się wystrojem wnętrz, pomyślałam, że to może być interesujące. W nowej pracy wszystko mi się podobało… przez pierwszy kwadrans. Szybko przekonałam się, że asystentka scenografa to taki kopciuszek. Przynieś, podaj, pozamiataj.

Byłam na usługach nie tylko Zosi, ale i kostiumologa, asystenta reżysera, krawcowej i każdego, kto akurat potrzebował pomocy. Po kilku godzinach znalazłam chwilę, żeby gdzieś w kącie zjeść w spokoju kanapkę. Zaczęłam się przyglądać facetowi robiącemu na planie fotosy.

Spodobał mi się. Próbowałam zwrócić jego uwagę na siebie, ale szło mi słabo. Nagle spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Zakochałam się w tamtej chwili. Tyle że zaraz okazało się, że on uśmiechał się do stojącej za mną młodej aktorki. Potem znowu zagoniono mnie do pracy. Jeszcze kilka razy próbowałam nawiązać kontakt wzrokowy z fotografem, ale nic z tego nie wyszło.

– No dobra, koniec na dziś – ogłosił w końcu reżyser.

Skonana opadłam na najbliższe krzesło.

– No i jak było? Podobało się? – nagle wyrosła koło mnie ciocia Zosia.

Nie wiem, czy gdyby nie ten fotograf, nie powiedziałabym prawdy i nie poszukała zajęcia gdzie indziej. Ale słyszałam, że następnego dnia też ma być na planie. Postanowiłam zostać.

– Fajnie, chociaż nóg nie czuję.

– Ojej, aż tak? To pewnie nie chcesz iść z nami na piwo? To taka tradycja, po pierwszym dniu zdjęć. Wszyscy tam będą.

Uznałam, że jak wszyscy, to pewnie i fotograf. Postanowiłam więc pójść. Stałam w kącie od pół godziny. Sączyłam piwo. Nikt się mną nie interesował. Co gorsza, nie było też widać fotografa. Już chciałam sobie pójść, kiedy ktoś dotknął mojego ramienia. Wiedziałam, że to on. Zamarłam.

– Hej. Widzę że się świetnie bawisz. Nie przejmuj się. Minie sporo czasu, zanim zaczną cię traktować jak jedną z nich. Ja robię te zdjęcia od dwóch lat i nikt nawet nie zna mojego imienia. Pójdziemy na spacer?

Skinęłam głową, bo gardło miałam ściśnięte. Na spacerze dowiedziałam się, że fotograf ma na imię Łukasz i w Warszawie mieszka od dwóch lat.

– Jestem chłopakiem ze wsi, miasto ciągle mnie przeraża. Ale od zawsze chciałem być fotografem. Musiałem podjąć decyzję. Tata ciągle liczy na to, że jeszcze zmienię zdanie i przejmę gospodarstwo. Ale ja już wiem, że nic z tego – opowiadał.

Pół roku później zamieszkaliśmy razem. Moi rodzice bardzo polubili Łukasza, jego mnie chyba też. Podczas pierwszej wizyty starałam się, jak mogłam. Pochwaliłam obiad, choć nie cierpię krupniku. Spróbowałam nauczyć się doić krowę, chociaż od zapachu świeżego ciepłego mleka o mało mnie nie zemdliło.

– No tak. Teraz to już nie ma szans, żeby chłopak wrócił na wieś. Przez ciebie – tata Łukasza wycelował we mnie palec.

Zapadła cisza.

– Trudno. Ale dobrze, że kogoś ma, bo już się o niego martwiliśmy – pan Zbyszek uśmiechnął się szeroko.

Odetchnęłam z ulgą. W ciągu tych pięciu lat życia z Łukaszem z asystentki scenografki awansowałam na asystentkę kostiumologa. Pracowałam głównie przy reklamówkach i serialach. Łukasz zaczął robić zdjęcia do katalogów modowych. Często wyjeżdżał. Ale było nam razem dobrze.

Jeszcze jesienią zastanawiałam się, czy nie powinnam zacząć sugerować Łukaszowi, żeby się oświadczył. Ale w styczniu dostałam tę fantastyczną propozycję: kostiumolog na planie kryminału kręconego koło Ustki. Niskobudżetowa produkcja, pieniądze nie były duże, ale dla mnie to jednak szansa. Zgodziłam się od razu.

Zdjęcia zaczęły się na początku lutego. W pierwszy weekend wsiadłam w pociąg i wróciłam do domu, w kolejny też.

– W tym tygodniu kręcimy też w weekend, nie mogę przyjechać – w kolejny piątek skłamałam Łukaszowi.

Powód był banalny. Poznałam kogoś

Jan jest aktorem. W serialu gra jedną z pierwszoplanowych ról. Dotychczas występował głównie w teatrze. W moim zawodzie tak to już bywa, że często poznajesz faceta, gdy stoi rozebrany do bielizny. Tak było i tym razem. Weszłam do garderoby…

– Marta, prawda? Jestem cały twój. Masz sprawić, że będę wyglądał jak prawdziwy diler amfy. Do your magic – zakończył po angielsku.

Trudno się skupić na pracy, jak obok stoi półgoły facet. Na dodatek tak pięknie zbudowany. Widać było, że dużo czasu poświęca swojemu ciału. Wieczorem, kiedy poszliśmy na spacer po plaży, okazało się, że nie tylko ciało ma interesujące.

Świetnie nam się rozmawiało. O filmach, teatrze, o życiu. W nocy po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy Łukasz to naprawdę ten jedyny. Pojechałam do domu, kochaliśmy się i wątpliwości minęły. Ale jak tylko znowu zobaczyłam Jana – wróciły, i to dużo silniejsze.

W ten weekend, kiedy nie pojechałam do domu – byłam z Janem. Zaprosił mnie do siebie do Gdańska. Niby zapewniał, że ma sypialnię dla gości, ale na miejscu okazało się, że nie będzie potrzebna. Pojechałam do domu na początku marca. Ale nie było fajnie. Kłóciliśmy się z Łukaszem o każdy drobiazg. Wszystko mnie denerwowało. Wiedziałam, że to moja wina, ale nie umiałam przestać.

Tęskniłam za Janem. A w połowie marca przyszła pandemia i zdjęcia zostały przerwane. Jan wrócił do Gdańska. Ja do Warszawy. Rodzice uznali, że jadą do domu na wieś. Postanowiłam jechać z nimi.

W mieście i tak nie miałam nic do roboty. I nie chciałam siedzieć w domu z Łukaszem. Nie widziałam się z Łukaszem aż do połowy maja. Czasem rozmawialiśmy przez telefon.  Za to romans z Janem, choć w tej sytuacji wirtualny, kwitł.

– Z kim ty tak cały czas piszesz? – zapytała w końcu mama, widząc, jak się uśmiecham pod nosem, czytając kolejną pikantną wiadomość od Jana. – Bo coś mi się zdaje, że nie z Łukaszem.

Uznałam, że nie ma sensu się wypierać. Zresztą musiałam się komuś zwierzyć. Opowiedziałam mamie o Janie. I o tym, że już nie jestem pewna, że kocham Łukasza.

– No dobrze. A ten Jan. Czy on myśli o tobie na poważnie? Wiesz, córuś, to aktor. Sławny czy nie, to jednak inny świat – mama zawsze mocno stąpała po ziemi. – Skończycie serial, pojedzie na inny plan, pozna kogoś innego. A Łukasz cię kocha.

Wiedziałam, że mama ma rację

Nie mogłam przestać myśleć o Janie. Jedyne, do czego mnie przekonała, to żebym jeszcze nie zrywała z Łukaszem. Tylko poczekała, co się wydarzy. W maju Łukasz wpadł na wieś na weekend. Starałam się zachowywać, jakby nic się nie stało, ale nie umiałam. Co chwila coś mi przeszkadzało, ciągle na niego fukałam, strofowałam go.

– Oj, chyba bardzo się za mną nie stęskniłaś – burknął w końcu, wsiadł do samochodu i wrócił do domu.

W czerwcu dostałam maila od producenta serialu. Zdjęcia zostały przerwane na „czas nieokreślony”. Wycofali się sponsorzy. Myślałam, że w końcu spotkam się z Janem, ale wyjechał kręcić reklamówkę w Niemczech.

Dalej do siebie pisaliśmy i dzwoniliśmy, ale miałam wrażenie, że on trochę już stracił zapał. Wrócił w połowie czerwca. Znowu nie mogliśmy się zobaczyć – kwarantanna. Ciągle siedziałam na wsi. Łukasz przyjechał raz czy drugi. Prawie nie rozmawialiśmy. Trzy dni temu zjawił się bez zapowiedzi. Chciałam go pocałować, ale się odsunął.

– Marta. Wpadłem tylko na chwilę, bo uznałem, że muszę ci to powiedzieć twarzą w twarz. Z nami koniec. Nie ma sensu tego ciągnąć. Myślę, że sama też tak czujesz. Na razie jadę do rodziców. Zastanów się, czy chcesz zatrzymać mieszkanie. Jak nie, to zabierz swoje rzeczy i rozwiąż umowę. Jak wrócę do Warszawy, jeśli wrócę, to sobie coś znajdę. Przepraszam.

Łukasz dawno poszedł, a ja siedziałam na kanapie i tępo gapiłam się w drzwi. Wieczorem z miasta wrócili rodzice. Rozpakowywali zakupy, opowiadali jedno przez drugie najnowsze ploteczki.

– Marta, co jest? – mama dopiero po godzinie zorientowała się, że nic nie mówię.

– Łukasz… – zaczęłam, ale nie dokończyłam, zaczęłam płakać.

Minęły trzy dni, a ja ciągle płaczę. I już sama nie wiem, co czuję. Czy jednak ciągle kocham Łukasza? Czy chciałabym go odzyskać? A co z Janem? Czy chcę z nim być? Czy jestem pewna, że on chce być ze mną? Na razie nie robię nic. Nie próbowałam porozmawiać z Łukaszem i nie napisałam Janowi, że znów jestem singielką.

Czytaj także:
„Czułam się wykorzystywana. Wciąż tylko zajmowałam się wnuczkiem, nie miałam życia. A druga babcia się nie angażowała”
„Adam uwiódł i rozkochał mnie w sobie, by ukraść mi posadę. Był czarujący, przystojny i sprytny, a ja naiwna”
„Płaciliśmy krocie za prywatną uczelnię, a córka co? Skrobie gary z tłuszczu na zmywaku w jakiejś spelunie w Madrycie”

Redakcja poleca

REKLAMA