Pierwszy raz zobaczyłam Wiktora w szkole podstawowej podczas uroczystego rozpoczęcia roku szkolnego. On chodził do drugiej klasy, ja byłam pierwszoklasistką, która bardzo przeżywała rozłąkę z rodzicami. Zwróciłam na niego uwagę, bo jako jedyny otwarcie okazywał brak zainteresowania uroczystością. Niespokojnie rozglądał się po całym boisku, żując gumę i co chwilę przytupując nogą. Kiedy spostrzegł, że mu się przyglądam, pokazał mi język, czym bardzo mnie zawstydził.
Potem w trakcie naszej szkolnej kariery w podstawówce wielokrotnie spotykałam go na przerwie. Był głośny i bardzo niesforny. Co roku fundował nauczycielom serię niewybrednych psikusów, za które lądował na dywaniku u psychologa i dyrektora. Wszyscy uczniowie go znali i nazywali naszym szkolnym Robin Hoodem. Był symbolem buntu wobec sztywnych reguł i nudnej dorosłości.
Chciałam choć raz być niegrzeczna
W szóstej klasie podczas jednej z przerw moja koleżanka z ławki zaproponowała, żebyśmy zapaliły papierosa, którego podkradła ojcu. Brakowało mi pewności siebie, nękały mnie kompleksy, ale też kusiło mnie, by choć raz być niegrzeczną dziewczynką, dlatego się zgodziłam. Z bijącym sercem szłam za Sylwią, zastanawiając się, co zrobi mama, jeśli wyczuje ode mnie woń nikotyny.
Moja koleżanka zupełnie nie przejmowała się konsekwencjami. Pewnym krokiem prowadziła mnie na podwórko za salą gimnastyczną, a jej piegowata twarz wyrażała podekscytowanie. Przykucnęłyśmy pod ścianą sali, w cieniu rosnących obok bzów, i nieumiejętnie spróbowałyśmy odpalić zapalniczkę.
– Źle to robicie – za naszymi plecami rozległ się kpiący głos.
Piętnastoletni już wtedy Wiktor, w towarzystwie swoich wiernych pomagierów, przyglądał nam się zza krzaków.
– To nam pokaż, co i jak – odpowiedziała Sylwia, buńczucznie wysuwając brodę.
Podszedł do niej i z nonszalancją zapalił papierosa. Zaciągnął się głęboko, z wyraźną wprawą, i popatrzył wprost w moje oczy. Choć byłam smarkulą, właściwie dzieckiem, dzięki temu spojrzeniu zrozumiałam, o co tak naprawdę chodzi w damsko-męskiej grze.
Zrozumiałam, czym są głupie chłopięce popisy i pozorna dziewczęca obojętność. Serce zabiło mi żywiej, kiedy ten potargany chłopak o piwnych oczach posłał mi lekki uśmiech. Czemu w ogóle się mną zainteresował? Co takiego we mnie dostrzegł? Swoje przeciwieństwo? Szansę, której on nie miał? Chciał mi coś odebrać czy coś dzięki mnie zyskać? Do dzisiaj często o tym myślę, ale nie znam odpowiedzi. Wiktor zawsze był dla mnie zagadką, swoje uczucia skrywał głęboko w sercu.
Kiedy po skończonych zajęciach wychodziłam ze szkoły, zauważyłam go przy bramie głównej. Przywołał mnie do siebie ruchem ręki, a ja z bijącym sercem posłusznie do niego podeszłam. Miałam wrażenie, że w piersi rośnie mi ogromny balon wypełniony mieszanką radości, zdenerwowania i czegoś jeszcze, co później okazało się szalonym, niszczycielskim wręcz zadurzeniem. Właśnie wtedy, tamtego pamiętnego dnia, do mojego spokojnego, poukładanego świata wkroczył wiecznie zbuntowany Wiktor.
W odróżnieniu ode mnie nie był dobrym uczniem. Nie brakowało mu zdolności, a jedynie odpowiedniej opieki i zainteresowania ze strony rodziców. Niestety nawet ja, mimo ogromnych chęci, nie zdołałam przekonać go do książek. Żeby trafić do mojej klasy, z pełną premedytacją zawalił rok. Nie musiał się zresztą jakoś szczególnie wysilać.
Zdominował cały mój świat. Odseparował mnie od wszystkich innych koleżanek i kolegów, co mi wtedy wcale nie przeszkadzało.
Nie ucieszył się na wieść o moich studiach
Przez kilka następnych lat miałam wrażenie, że oddycham wyłącznie dzięki tej miłości. Ignorowałam chuligańskie zapędy Wiktora i złe osiedlowe towarzystwo, które mu imponowało. Gdyby nie żelazna dyscyplina w domu i wyuczone posłuszeństwo wobec rodziców, najprawdopodobniej kompletnie straciłabym kontakt z rzeczywistością. Dom był ostoją, uporządkowaną przystanią, w której miałam czas na naukę, ciepły obiad i rozmowy wychowawcze.
Przez długi czas ja i Wiktor umieliśmy zgrać swoje odmienne światy i pogodzić dzielące nas różnice. Do końca życia będę wspominać jego niecierpliwe pocałunki w bramie starej kamienicy, nasz zupełnie nieudany pierwszy raz podczas wakacji na Mazurach i wszystkie cudowne kolejne razy, kiedy wreszcie pokonaliśmy wstyd, zrozumiawszy, czym jest prawdziwa bliskość… Naiwnie wierzyłam, że będziemy razem już zawsze, do końca życia. Bardzo się jednak myliłam.
– Wiesz, dostałam się na studia w Warszawie – powiedziałam pewnego wieczoru, który jak zwykle spędzaliśmy u niego w pokoju.
Do mojego domu Wiktor od zawsze miał kategoryczny zakaz wstępu. Rodzicom nie podobało się, że spotykam się z takim chuliganem. W każdym razie na wiadomość o studiach mój chłopak nic nie odpowiedział. Leżąc na łóżku, palił papierosa ze wzrokiem wbitym w sufit. Zdenerwował mnie. Byłam z siebie dumna, myślałam, że i on będzie.
– Nie pogratulujesz mi?
– Gratuluję – odparł na pozór znudzonym głosem.
Wkurzył mnie. Nie pomyślałam wtedy, że po prostu przeraziła go perspektywa rozłąki ze mną. Gdybym była bardziej wyrozumiała, może to wszystko inaczej by się skończyło.
– Dobra. Idę do domu – mruknęłam obrażona.
Wiktor nawet się nie poruszył. Nadal leżał na łóżku, jakbym nagle przestała być częścią jego świata.
– Spotkamy się jutro? – zapytałam, zanim zamknęłam za sobą drzwi.
– Nie wiem – mruknął.
– Spotkamy się jeszcze w ogóle? – uściśliłam, zdjęta nagłym strachem.
– Może. Kiedyś…
Wracając do domu, wiedziałam, że to koniec. Wiktor ze mną zerwał. Dlaczego? Przez te studia? Byłam zdruzgotana. Nie wierzyłam, że jutro w ogóle podniosę się z łóżka. Zupełnie inaczej zareagowali moi rodzice. Informację o końcu naszego związku przyjęli z nieukrywaną ulgą.
Życie w innym mieście sprawiło, że nabrałam dystansu do tego, co było kiedyś, a co ważniejsze, odzyskałam własną tożsamość. Wytłumaczyłam sobie, że szczenięca miłość nie trwa wiecznie, i że powinnam wreszcie dorosnąć. Zapomniałam o piwnych oczach i dzikiej naturze Wiktora. W moim życiu zapanował błogi spokój. Skończyłam studia i poznałam nowego mężczyznę.
Janek był zupełnie inny niż Wiktor – poukładany, odpowiedzialny, a jedyny chuligański wybryk, jaki miał na koncie, to wysmarowanie pastą do zębów butów opiekunki na koloniach. Kiedy mi się oświadczył, nie odmówiłam. Czułam się z nim dobrze, bezpiecznie i doceniałam harmonię, jaka zapanowała dzięki niemu w moim życiu.
Pojechaliśmy do moich rodziców, żeby poinformować ich o naszych planach. Widząc Janka rozmawiającego z tatą, pomyślałam, że dokonałam właściwego wyboru.
Mama zaprosiła mnie do ogrodu. Chciała pochwalić się nową rabatą, nad którą pracowała od tygodni. Stojąc przed domem, poczułam się tak, jakby cofnął się czas. Wróciły wspomnienia o dzieciństwie i szalonej miłości, która kiedyś tak mnie opętała.
Nogi same poniosły mnie w stronę jego domu
– Nic dobrego z niego nie wyrosło – powiedziała nagle mama.
– Słucham? – nie zrozumiałam.
– Przecież widzę, że myślisz o Wiktorze. Znam cię dobrze, moja droga.
Nie zaprzeczyłam.
– Co się z nim dzieje?
– Zadaje się z naprawdę złymi ludźmi. Siedział już nawet w więzieniu za jakieś narkotyki czy coś.
– Niemożliwe – pokręciłam z niedowierzaniem głową.
– A jednak! Kilka razy nawet tutaj przyszedł. Pytał o twój nowy adres…
– Czemu nic mi nie powiedzieliście? – zawołałam zdenerwowana.
Ta informacja mnie poruszyła.
– Bo to zły chłopak – odparła mama. – Kryminalista. Nie umie pracować jak uczciwy człowiek.
– Mamo! – krzyknęłam. – Trzeba mi było powiedzieć. Może właśnie wtedy potrzebował pomocy?
Matka wzruszyła ramionami. Wiedziała, że broniłabym go bez względu na wszystko. Wzburzona wybiegłam z domu. Nogi same poniosły mnie pod blok, w którym mieszkał. Jakiejś dziwne zrządzenie losu sprawiło, że właśnie wtedy wysiadał z samochodu w towarzystwie pięknej kobiety. Zauważyłam, że moja obecność pod jego domem go zaskoczyła. Staliśmy naprzeciwko siebie, oceniając zmiany, jakie przeszliśmy przez lata rozłąki.
– Idź do domu – powiedział do stojącej obok dziewczyny.
– Ale… – zaprotestowała.
– Do domu, ale już! – rozkazał nieprzyjemnym głosem.
Kobieta posłała mi nienawistne spojrzenie, ale nie protestowała. Wiktor odprowadził ją wzrokiem, aż zniknęła za rogiem bloku. Kiedy spojrzał na mnie, poczułam ten sam dreszcz emocji, który wstrząsnął moim światem w podstawówce.
– Obcięłaś włosy… – zauważył.
Dotknęłam odsłoniętego karku i spuściłam wzrok, nagle onieśmielona. Tak na mnie działał.
– Pójdziemy na górę? – zapytał.
Nie umiałam mu odmówić. W milczeniu szliśmy po schodach. Jego pokój wyglądał niemal dokładnie tak samo jak wtedy, gdy odwiedzałam go jako nastolatka. Wiktor zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.
Czy moje życie zawsze już będzie puste?
Spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam wielki żar.
– Strasznie za tobą tęskniłem, strasznie… – powiedział.
Nie sądziłam, że jestem zdolna do zdrady, ale nie wahałam się ani chwili. Całą noc spędziłam z Wiktorem. Choć zabrzmi to okrutnie, Janek przestał dla mnie istnieć. Wszystko przestało mieć znaczenie, wszystko oprócz Wiktora. Z Jankiem nigdy nie było mi tak dobrze, nigdy nie byliśmy tak zgrani, jakbyśmy czytali sobie w myślach. Jakbyśmy byli jednym ciałem i jedną duszą.
Nazajutrz obserwowałam, jak Wiktor ubiera się w pośpiechu.
– Muszę jeszcze coś załatwić, a później będę cały twój. Poczekaj.
– Długo to potrwa?
– Nie. Najwyżej godzinę. Jak wrócę, obmyślimy plan. Wyjdziemy gdzieś, uciekniemy stąd…
Uśmiechnęłam się. Tak bardzo brakowało mi jego spontaniczności i szalonych pomysłów.
Pocałował mnie tak, jakby składał obietnicę i wypalał mi na ustach piętno. Byłam jego, a on mój. Na zawsze. Nawet do głowy by mi wtedy nie przyszło, że całuje mnie ostatni raz, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Czekałam, aż zrobiło się bardzo późno. Miałam dziwne przeczycie, że stało się coś złego. Nie wiedziałam jedynie co. W końcu wyszłam…
Wracając do domu, zastanawiałam się, co powiem rodzicom i Jankowi. Nie chciałam niczego ukrywać. Postanowiłam być szczera. Kocham Wiktora i to z nim chcę być…
Kiedy weszłam do domu, mama niemal rzuciła się na mnie.
– Dziecko! – złapała mnie w objęcia. – Jak dobrze, że jesteś cała…
– Co się dzieje? – zapytałam zaskoczona i przestraszona jej paniką.
– Byłaś z Wiktorem? – pytała tata.
– Tak – przyznałam szczerze. – Musiałam… go zobaczyć.
– Zabili go! – krzyknęła roztrzęsiona mama. – Wszyscy o tym mówią! Zastrzelili go na ulicy, a ja myślałam, że i ty nie żyjesz. Mój Boże…
Mama płakała, tuląc mnie do siebie, a ja stałam wstrząśnięta, skamieniała. Czułam się, jakby moja dusza uleciała gdzieś wysoko, zostawiając ciało samemu sobie, niezdolne do poruszenia się, do zrobienia czegokolwiek. Nie wierzyłam w to, co pokazywali w telewizji. Widziałam jego rozbity samochód, widziałam ślad po kuli na pękniętej, przedniej szybie, ale to mnie jakby nie dotyczyło…
Dziennikarz nazwał to zdarzenie „porachunkami lokalnych gangsterów”. Jak donosili reporterzy, ofiara, czyli Wiktor, był winien przestępcom pieniądze i za dług zapłacił życiem.
Janek wrócił do domu. Wiedział, co się stało i nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Nie dziwiłam się. Ja zostałam u rodziców. Nie byłam w stanie funkcjonować sama. Trzy dni później odważyłam się pójść pod blok Wiktora. Na drzwiach do klatki wisiała klepsydra z datą jego pogrzebu. Patrzyłam na nią długo, czekając na łzy. Te jednak nie nadeszły. W środku czułam tylko pustkę. Pomyślałam, że bez niego moje życie odtąd będzie puste i całkowicie pozbawione sensu. A potem okazało się, że jestem w ciąży…
Czytaj także:
„Żona myśli że moje zamiłowanie do hazardu to tylko niegroźne hobby. Gdyby wiedziała, jak to wygląda, zmieniłaby zdanie”
„Mąż mnie zdradził, a ośrodek adopcyjny pozbawił szansy na dziecko. Zbierałam baty od życia, lecz w końcu los mi to wynagrodził”
„Dla zabawy podrzucałem Marysi listy z pogróżkami. Myślałem, że da się zastraszyć, ale ona okazała się sprytniejsza...”