„Zdradziłam męża, ale to jego wina. Kochaliśmy się tylko 3 razy w miesiącu, a ja mam dopiero 30 lat i swoje potrzeby"

Roześmiana kobieta siedząca przy biurku na którym leży otwarty laptop fot. Adobe Stock, MANUEL
„Mariusz, mój mąż, twierdzi, że jestem zwykłą ladacznicą i chce rozwodu. Jakim prawem mnie tak nazywa? Przecież to przez niego wylądowałam w łóżku z innym facetem. Gdyby bardziej się starał, nigdy by do tego nie doszło. Stał się egoistycznym, zdziadziałym starym prykiem".
/ 14.08.2021 12:27
Roześmiana kobieta siedząca przy biurku na którym leży otwarty laptop fot. Adobe Stock, MANUEL

Poznaliśmy się w pracy. On był szefem w firmie, w której znalazłam pierwszą posadę. Choć starszy ode mnie o 20 lat, od razu wpadł mi w oko. Przystojny, szarmancki, stateczny. Zakochałam się jak wariatka. Nie ukrywam, że to ja pierwsza zastawiłam na niego sidła, a on bardzo szybko w nie wpadł. Pięć lat temu wzięliśmy ślub. Wtedy wydawało mi się, że razem będzie nam jak w bajce…

I było, aż do ubiegłego roku. W maju mąż skończył 50 lat. Z tej okazji zrobił badania i poszedł do lekarza. Ot, po prostu stwierdził, że większość życia za nim, więc powinien wreszcie zacząć dbać o zdrowie. Wrócił wyraźnie przybity.

– Wiesz, mam kłopoty z ciśnieniem – powiedział, kładąc na stole leki.

– Czy to coś poważnego? – zapytałam zaniepokojona, bo zawsze był zdrowy.

Do tej pory nigdy na nic się nie skarżył. Wręcz przeciwnie, powtarzał, że przy takiej żonie jak ja, czuje się przynajmniej15 lat młodszy i starość go nie dopadnie.

– Lekarz powiedział, że to normalne w moim wieku – wzruszył ramionami.

– Po pięćdziesiątce faceci zaczynają się po prostu sypać. Takie jest życie.

– Inni może tak, ale ty na pewno nie. I zaraz mi to udowodnisz – odparłam zalotnie, przytulając się do niego.

Ale on odepchnął mnie delikatnie.

– Daj spokój, kochanie, teraz muszę się oszczędzać – odparł, pocałował mnie w czoło i rozsiadł się przed telewizorem.– Zrobisz mi herbatki? Muszę połknąć tabletki – poprosił jak gdyby nigdy nic.

Kochaliśmy się najwyżej 3 razy w miesiącu…

Byłam zaskoczona i bardzo, bardzo zawiedziona. Jakiej herbatki? Normalnie w takiej sytuacji Mariusz brał mnie w ramiona i rzucał na łóżko. Uwielbialiśmy się kochać. Robiliśmy to tak często, jak tylko się dało. W zasadzie codziennie.

Mąż był w tych sprawach prawdziwym mistrzem. Wiedział, czego potrzebuję, i potrafił mi to dać. Po seksie z nim czułam się naprawdę wspaniale. Odprężona, zrelaksowana, a jednocześnie pełna energii. Słowem chciało mi się żyć!

Na początku myślałam, że to była wyjątkowa sytuacja. Że mąż jak każdy facet, po prostu przestraszył się słów lekarza i dlatego postanowił o siebie zadbać. Byłam jednak pewna, że po kilku dniach mu się to znudzi. Ciśnienie się unormuje i nasze życie erotyczne wróci do normy.

Nic z tego. Mariusz stał się wstrzemięźliwy w tych sprawach. Kochał się ze mną coraz rzadziej i coraz krócej. A kiedy raz nie stanął na wysokości zadania, zaczął unikać zbliżeń jak ognia. Nie pomogły tłumaczenia, że to przecież nic takiego i każdemu się może zdarzyć. Zaciął się i już.

Próbowałam zachęcić go do działania. Zakładałam seksowną bieliznę, rozstawiałam nastrojowe świece w sypialni. Wymyślałam nowe sypialniane sztuczki. Niewiele to pomagało. Mariusz zazwyczaj patrzył na mnie czule, kładł się koło mnie, przytulał na chwilkę, a potem po prostu zasypiał. Doszło do tego, że kochaliśmy się zaledwie 2–3 razy w miesiącu. Dla mnie było to zdecydowanie za mało.

Niedawno skończyłam 30 lat i potrzebowałam seksu prawie tak samo jak powietrza. Gdy mi go zabrakło, poczułam jak narasta we mnie napięcie, z którym nie potrafiłam sobie poradzić. Kiedy mówiłam o tym Mariuszowi, tylko uśmiechał się przepraszająco.

– Kochanie, wyszłaś za starszego pana. Już nie jestem taki sprawny jak kiedyś. Musisz się z tym pogodzić – twierdził.

– To może pójdziemy razem do seksuologa? Medycyna na pewno potrafi sobie z tym poradzić – zachęcałam go.

Ale mój mąż nie chciał nawet o tym słyszeć. Kompletnie ignorował moje prośby.

– Skończmy wreszcie ten temat! Naprawdę nie mam już takiej ochoty na seks jak kiedyś – odpowiadał zniecierpliwiony.

Cierpiałam

Trudno mi wyrazić, jak bardzo. Było mi przykro, że Mariusz myśli tylko o sobie. Z babskich plotek wiedziałam, że inni mężowie starają się zawsze stanąć na wysokości zadania. A jak im nie wychodzi, idą po poradę do specjalisty. Nie rozumiałam, dlaczego Mariusz nie chce tego zrobić. Byłam coraz bardziej rozdrażniona, nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Chwilami żałowałam, że w ogóle za niego wyszłam.

– Nie masz wyjścia, musisz znaleźć sobie kochanka, inaczej pękniesz – radziły mi dobrodusznie dziewczyny.

Zaczęłam więc wchodzić na portale randkowe. Na początku tylko z ciekawości. Ale w głębi duszy chyba już wtedy planowałam znaleźć sobie partnera, który zaspokoi moje potrzeby. Flirtowałam wirtualnie z wieloma mężczyznami. I nawet mi się to podobało. Ale gdy tylko któryś chciał się ze mną umówić, natychmiast się wycofywałam.

Bardzo kochałam męża, nie miałam odwagi tak po prostu iść z kimś obcym do łóżka. Sądziłam, że mimo wszystko powinnam być wierną żoną. Przecież obiecywałam to w dniu ślubu. I pewnie bym taką pozostała, gdyby nie… zwykły przypadek.

Naprawdę chciałam tylko pogadać przy kawie

To było tuż po Nowym Roku. Mąż wyjechał akurat na na dwa dni na jakieś spotkanie biznesowe. Przyjechałam do pracy samochodem. Przez cały dzień padał śnieg i na ulicach potworzyły się olbrzymie zaspy. Po południu za nic w świecie nie mogłam wyjechać z parkingu. Kiedy po raz kolejny bezskutecznie próbowałam pokonać śnieżną pryzmę, obok mojego samochodu zatrzymała się potężna terenówka. Za kierownicą siedział Adam.

Znaliśmy się z widzenia, jego firma miała siedzibę na tym samym piętrze, co moja. Czasem spotykaliśmy się w kuchni przy kawie i zamienialiśmy kilka słów.

– To bez sensu, będziesz się męczyć do rana, a i tak nie wyjedziesz – stwierdził, patrząc na moje manewry.

– Chyba tak... Spróbuję wezwać taksówkę – odparłam zrezygnowana.

– W taką pogodę? Przyjedzie pewnie za trzy godziny. Zamykaj samochód i wsiadaj. Podwiozę cię – zaproponował.

Zgodziłam się. Adam miał rację – na taksówkę nie było żadnych szans, a na kilkunastokilometrowy spacer w czasie śnieżnej zawieruchy nie miałam ochoty.

Jechaliśmy w korkach ponad godzinę. Przez całą drogę rozmawialiśmy. Adam okazał się miłym i bardzo dowcipnym facetem. Kiedy wreszcie dotarliśmy pod mój dom, uświadomiłam sobie, że nie chcę się z nim jeszcze rozstawać. Miałam ochotę poznać go bliżej. Tym bardziej że czekał na mnie tylko pusty dom.

– Może wejdziesz na kawę i przeczekasz największe korki? – zapytałam.

– To świetny pomysł, dzięki – odparł i poszedł za mną do mieszkania.

Przysięgam, w tym zaproszeniu nie było żadnych podtekstów. Naprawdę myślałam, że po prostu wypijemy kawę i jeszcze chwilę pogadamy.

Ale po wejściu do domu nie włączyłam nawet czajnika. Nie zdążyłam. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, Adam oparł mnie o ścianę i zaczął całować. Poczułam rosnące podniecenie. Nie potrafiłam się opanować. Zaczęłam rozpinać jego koszulę. Po chwili nasze ubrania leżały na podłodze.

To był wspaniały, szalony seks. Dziki, gwałtowny, gorący. Po wszystkim długo nie mogłam dojść do siebie. Było mi naprawdę cudownie. Wreszcie poczułam się spełniona, rozładowałam to nieznośne, narastające we mnie napięcie. Widziałam, że Adam też jest zachwycony.

– Ale jazda! Dawno czegoś takiego nie przeżyłem. Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy – powiedział z uśmiechem.

– Okej, ale ustalmy zasady. Żadnych zobowiązań. Kocham męża, nie chcę go stracić. Wszystko musi zostać między nami – odparłam natychmiast.

– W porządku, to dobry układ. Ja też mam rodzinę – skinął głową.

Spotykaliśmy się przez cztery miesiące

U mnie, u niego, w hotelu. Przed pracą, po, kiedy tylko znaleźliśmy wolną chwilę. Kochaliśmy się do utraty tchu, a potem każde z nas szło w swoją stronę. Ja do Mariusza, on do żony i dzieci. Nie łączyło nas żadne uczucie, nie myśleliśmy o porzuceniu swoich partnerów. To był tylko seks,  który dawał nam wiele radości i satysfakcji. Myślałam, że nasza tajemnica się nie wyda, a spotkania będą się ciągnąć, dopóki nam się nie znudzi. Przecież bardzo uważaliśmy. Niestety, mieliśmy pecha…

To było w piątek. Wróciłam do domu po gorącym seksie z Adamem. Jak zawsze szczęśliwa, spełniona. Myślałam, że męża nie będzie i zdążę troszkę ochłonąć i przygotować kolację. Lecz on już czekał.

– Gdzie byłaś? – zapytał, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania.

– U koleżanki – odparłam beztrosko, bo zwykle to mu wystarczało.

– Ta koleżanka bardzo przypomina faceta – powiedział i rzucił na stół plik zdjęć, na których widać było Adama i mnie.

Przed wejściem do hotelu, pod naszym domem, pod jego blokiem. Widać było, że łączy nas pewna zażyłość. Na jednej z fotografii nawet się całowaliśmy. Mąż najwyraźniej wynajął detektywa, który śledził i dokumentował każdy nasz krok.

– To nic takiego... – chciałam mu wytłumaczyć, ale natychmiast mi przerwał.

– Zamknij się! Ktoś mi powiedział, że mnie zdradzasz. Nie wierzyłem, ale zdjęcia nie kłamią. Jesteś zwykłą zdzirą, chcę rozwodu – wycedził przez zęby i spojrzał na mnie z prawdziwą nienawiścią.

Pewnie pomyślicie, że wtedy zaczęłam go przepraszać, błagać na kolanach o wybaczenie. Albo wypierać się wszystkiego. Nic z tego. Wkurzyłam się na Mariusza. Jak nigdy dotąd. Nie potrafiłam zrozumieć, jakim prawem mówi do mnie w ten sposób. Przecież nawet nie próbował się dowiedzieć, dlaczego to zrobiłam, nie chciał mnie wysłuchać. To jego wina!

– Dlaczego jestem zdzi**? Tak, poszłam do łóżka z innym facetem. A jakie miałam inne wyjście? Jesteś pieprzonym egoistą. Uznałeś, że skoro ty nie masz ochoty na seks, to ja też powinnam z niego zrezygnować. A niby dlaczego? Jestem młodą kobietą, mam swoje potrzeby. Nie potrafię żyć jak mniszka. Nieraz ci o tym mówiłam... – zaatakowałam go.

– Nie do wiary, może jeszcze powiesz, że to wszystko moja wina? – spytał, zupełnie jakby czytał mi w myślach.

– Oczywiście, gdybyś pomyślał też o mnie, a nie tylko o sobie, postarał się, poszedł do seksuologa, nigdy by do tego nie doszło. Czy to naprawdę tak trudno zrozumieć? – dopytywałam się, lecz moje argumenty chyba do niego nie trafiały.

– Zachowujesz się jak suka z cieczką. Wszystko ci jedno, jaki pies do ciebie podbiegnie. Byleby tylko zrobił swoje – odparł.

Nie wiem już, co robić. Wciąż kocham Mariusza

Od tamtego czasu minęły dwa miesiące. Mariusz nie zmienił zdania. Nadal chce rozwodu. Podobno był już nawet u adwokata, by uzgodnić szczegóły. Próbowałam go ułagodzić, jeszcze raz wytłumaczyć, że z Adamem nic mnie nie łączyło, że seks bez miłości to przecież nie zdrada. Ale on uparcie trwa przy swoim.

Sama już nie wiem, co robić. Walczyć o nasz związek, czy zgodzić się na rozstanie? Bo choć bardzo kocham męża, nie jestem pewna czy będę w stanie dochować mu wierności. Przecież moje potrzeby nie znikną...

Czytaj także:
„Moja córka prawie zagłodziła się przez jakąś sektę. Tygodniami jadła tylko indyjski chleb i piła wodę”
„Jestem szykanowany przez polskie sądy. Nie mogę zająć się córką, mimo że zrobię to lepiej niż moja była żona"
„Rozwód rodziców był dla mnie dramatem. Próbowałam uwieść swojego ojczyma, żeby się go pozbyć i mieć mamę dla siebie"

Redakcja poleca

REKLAMA