Kiedy wynajęty przeze mnie prywatny detektyw pokazał mi zdjęcia Piotra oraz tamtej kobiety, aż się we mnie zagotowało! Wiedziałam, że mąż coś przede mną ukrywa, ale namacalny dowód jego zdrady, który miałam przed sobą, pozbawił mnie wszelkich złudzeń.
To oznaczało dla mnie koniec
Gdy przekroczyliśmy magiczną granicę czterdziestu lat, wielu znajomych z naszego otoczenia dostało małpiego rozumu. Dopadł ich kryzys wieku średniego, zaczęli prowadzać się z coraz młodszymi dziewczynami, a wszystko to na oczach swoich jeszcze niedawno ukochanych małżonek. Po jakimś czasie niewierni mężowie zazwyczaj wracali ze skruchą i bukietem wielkich kwiatów. Wiem, o czym mówię! Dwie moje koleżanki z pracy przeszły podobny kryzys w małżeństwie.
Dziwiłam się, kiedy pozwoliły nielojalnym małżonkom na powrót do domu. Ja nigdy nie wybaczyłabym zdrady! Myślałam zresztą, że ten problem mnie nie dotyczy. To zawsze zdarza się gdzieś obok nas, swoje żony zdradzają sąsiedzi, mężowie koleżanek, ale nigdy nasi!
Wszystko zaczęło się od moich czterdziestych trzecich urodzin. Piotr nigdy nie zapominał o moim święcie, tymczasem teraz był nieobecny myślami i rozkojarzony. Zawsze zapraszał mnie do restauracji czy kupował drogą i stylową biżuterię, ale moje 43. urodziny przeszły bez echa. Dopiero późnym popołudniem Piotr wybiegł z domu jak oparzony i wrócił po czterdziestu minutach. Z nieśmiałym uśmiechem wręczył mi prezent, życząc wszystkiego najlepszego. Oho, przypomniało mu się! Cóż takiego mi podarował? Kapcie. Miękkie, ciepłe, w kratkę…
Czyżby i nas dopadł kryzys? Mój zawsze zaangażowany i kochający mężczyzna zapomina o moim święcie, a potem daje mi w prezencie kapcie? W mojej głowie zapaliła się lampka ostrzegawcza. Postanowiłam bliżej przyjrzeć się naszemu związkowi.
Trzeba sprawdzić, co jest grane
Z pozoru wszystko było takie, jak wcześniej. Piotr wychodził do pracy przed ósmą, ja robiłam zakupy, sprzątałam mieszkanie, prałam, gotowałam obiad. Chwilę po szesnastej mąż wracał do domu, jedliśmy wspólny posiłek, rozmawialiśmy o tym, jak spędziliśmy dzień. A jednak… Znałam Piotra od dwudziestu pięciu lat. Wiedziałam, kiedy coś było na rzeczy, bo od razu zachowywał się w sposób mało naturalny. Mój mąż ewidentnie coś ukrywał!
Z czasem zaczął wracać z pracy później, tłumacząc się korkami. Wychodził wieczorami, niby do kolegi. Usprawiedliwiał się projektem, nad którym wspólnie pracowali. Podobno był on bardzo skomplikowany, czas spędzony wspólnie w biurze okazywał się niewystarczający, musieli się spotykać również poza godzinami pracy, aby uzupełnić braki. Wszystko to było szyte grubymi nićmi. Postanowiłam działać.
Musiałam dowiedzieć się, gdzie znika mój mąż i dlaczego tak bardzo zmienił się w ostatnim czasie. Ogłoszenie niewielkiej agencji detektywistycznej znalazłam w internecie. Takie rozwiązanie podsunęła mi koleżanka, kiedy zwierzyłam jej się ze swoich rozterek sercowych.
– Słuchaj, jeśli nie weźmiesz sprawy w swoje ręce, nie dowiesz się, jaka jest prawda! – zasugerowała całkiem logicznie. – Może rzeczywiście Piotr ma kochankę, ale równie dobrze ta wymówka z problemami w pracy może być prawdziwa!
Nie sprawdzisz, nie będziesz wiedzieć. Miała rację
Zmotywowała mnie do tego, aby podjąć ostateczne kroki w celu wyjaśnienia dziwnego zachowania męża. Zadzwoniłam do prywatnego detektywa i umówiłam się na spotkanie. Pieniądze nie stanowiły problemu. Piotr od lat nie wiedział, ile dokładnie zarabia. Jego pensja przychodziła na nasze wspólne konto, którym dysponowałam ja. Zdążyłam zaoszczędzić na nim niezłą sumkę.
Mamy tylko jednego, dorosłego już syna, który doskonale radził sobie sam. Czasem mu pomagałam, ale była to pomoc czysto organizacyjna, jak ugotowanie obiadu czy wyprasowanie koszuli. Nie potrzebował naszego wsparcia finansowego. Zaraz po szkole ukończył kurs spawacza i teraz zarabiał już całkiem nieźle. Na spotkanie w agencji detektywistycznej udałam się w godzinach pracy mojego męża. Ustaliłam z detektywem cenę jego usług. Umówiliśmy się na dwa tysiące złotych za tydzień pracy.
Po tym czasie miałam poznać prawdę dotyczącą Piotra.
Niezobowiązujący etap? Na razie…
Przez siedem dni drżałam z niepokoju. Niby ufałam mężowi, a jednak…Po coś poszłam do agencji detektywistycznej! Istniało duże prawdopodobieństwo, że Piotr miał jakiś sekret. Kilkakrotnie jednak pomyślałam, aby zadzwonić do detektywa i odwołać całą akcję. Zrugałam się od razu za to w myślach. Skoro już podjęłam decyzję, musiałam doprowadzić sprawę do końca. Minął tydzień. Z detektywem umówiłam się w jego agencji. Na spotkanie szłam z duszą na ramieniu. Za chwilę miałam dowiedzieć się prawdy o moim małżeństwie.
Zastanowiłam się, co zrobię, jeśli okaże się, że Piotr rzeczywiście ma kochankę… Zawsze byłam zdania, że zdrady po prostu nie da się wybaczyć. I nadal tak uważałam. Ale jak będzie wyglądać moje dalsze życie? Z czego się utrzymam?
Przecież nie przepracowałam ani jednego dnia! Postanowiłam jednak zająć się tym później, kiedy już otrzymam wyniki detektywistycznego śledztwa. Detektyw zaproponował mi kawę, ale podziękowałam. Chciałam mieć już to za sobą. Poprosiłam, by mówił.
– Niestety, nie mam dla pani najlepszych wieści – zaczął. Zadrżałam. A więc moja kobieca intuicja okazała się nieomylna. – Pani mąż rzeczywiście spotyka się z jakąś kobietą – ciągnął detektyw. – Proszę spojrzeć na zdjęcia, które zrobiłem… Czy zna pani tę osobę? Zdenerwowana przejrzałam fotografie. Ruda małpa! Oczywiście, nie znałam jej. Niby skąd mogłabym wiedzieć, kim jest ta kobieta? Zaprzeczyłam. Mężczyzna dodał:
– Wygląda na to, że ich znajomość jest na niezobowiązującym etapie.
– Na razie! – syknęłam wściekła. Detektyw wyjaśnił mi jeszcze, że Piotr w ciągu minionego tygodnia spotkał się z tą kobietą trzy razy. Trzy razy! Umawiali się w tej samej restauracji i tam siedzieli przez całe spotkanie. Nie całowali się, nie trzymali za ręce. W zasadzie nic nie świadczyło o poufałości ich znajomości, ale… Ja już swoje wiedziałam! Niby po co miałby spotykać się z tą kobietą? Wróciłam wściekła do domu. Piotra, oczywiście, nie było. Nic dziwnego. Ostatnio był rzadkim gościem we własnym domu. Wybrałam jego numer. Abonent nieosiągalny… „Niech no tylko wróci! – utyskiwałam w myślach. – Już ja sobie z nim wszystko wyjaśnię i dowiem się, kim jest ta ruda małpa ze zdjęcia!”.
Nic dziwnego, że chciała go poznać
Piotr pojawił się po czterdziestu pięciu minutach z… rudą małpą. Nie wierzyłam własnym oczom. Jak śmiał przyprowadzić ją do naszego domu? Z wrażenia nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Tymczasem Piotr pociągnął rudą małpę za sobą i najwidoczniej szykował się do prezentacji. Po moim trupie!
– Iwonko, poznaj… – zaczął, ale nie pozwoliłam mu dojść do słowa. – Jak śmiesz przyprowadzać ją do naszego domu?! – wrzasnęłam. – Mało ci tego obściskiwania się po knajpach? Piotr chyba nie wiedział, o co mi chodzi, zrobił wielkie oczy.
– Jakiego obściskiwania się po knajpach? O czym ty mówisz, Iwonko?
– Jak to o czym?! – rzuciłam mu w twarz zdjęcia. – O tym, o! Piotr przejrzał fotografie i nagle… zaczął się śmiać. Przysięgam, roześmiał się na głos! Co za drań!
– Iwonko, pozwól, że ci przedstawię moją siostrę, Joannę – powiedział. Zaraz, zaraz, jaką siostrę? Przecież mój mąż nie miał siostry! O co w tym wszystkim chodziło? Piotr poprosił, abym usiadła, i po chwili wszystko mi wytłumaczył. Okazało się, iż kilka tygodni temu przez jeden z portalów społecznościowych skontaktowała się z nim pewna kobieta, właśnie ta obecna w naszym mieszkaniu, Joanna. Poinformowała mojego zdziwionego małżonka, iż wszystko wskazuje na to, że są rodzeństwem…
Nigdy nie poznałam mojego teścia
Zniknął z życia Piotra, kiedy ten miał pięć lat. Słuch po nim zaginął. Teraz, już po latach, dowiedzieliśmy się, że krótko po rozstaniu z matką Piotra, jego ojciec związał się na krótko z pewną kobietą. Z tego związku narodziła się Joanna. Podobno sama nie wiedziała, że ma brata. Kilka miesięcy temu matka Joasi zachorowała na raka. Na łożu śmierci wyznała córce prawdę o jej rodzinie, a Joanna postanowiła odnaleźć swojego jedynego krewnego. Ot, i wyjaśniła się historia tajemniczej kochanki!
Początkowo nie mogłam uwierzyć w całą historię. Spodziewałam się najgorszego, podejrzewałam męża o zdradę, a tu okazało się, że ruda małpa to jego siostra! Nie dość, że mój małżonek przeszedł próbę wierności na piątkę, to ja zyskałam nową przyjaciółkę, gdyż Joasia okazała się wspaniałą kobietą i świetną koleżanką. No naprawdę nie mogłam przewidzieć lepszego zakończenia tej historii…
Czytaj także:
Mój ojciec był katem. To dlatego wmówiłem sobie, że mój biologiczny tata to Stefan
Zostawiłam męża, który ciągnął mnie w dół. Wysłałam do niego tylko kartkę
Wera zniszczyła mi reputację plotkami o romansie. Z zemsty rozpowiedziałam, że jest prostytutką