Wcale nie miałam ochoty jechać na szkolenie z pracy. Niestety – musiałam. Byłam już na kilku i dobrze wiedziałam, jak to wygląda – w piątkowy wieczór wszyscy wsiadamy do autokaru, który wiezie nas w góry, nad morze albo na Mazury. I już po drodze większość uczestników zaczyna się pokrzepiać winkiem albo i czymś mocniejszym. Bywa, że na miejsce dojeżdża wesoły autobus z jedyną trzeźwą osobą – kierowcą.
Nie jestem żadną abstynentką ani też nie należę do osób przesadnie wstrzemięźliwych, ale lubię mieć wpływ na to, z kim, co i kiedy piję. A akurat nie chcę tracić kontroli czy wygłupiać się z osobami, z którymi na co dzień pracuję. A już tym bardziej z własną przełożoną! Dlatego właśnie próbowałam wykręcić się od tego wyjazdu, ale nawet udawanie, że jestem przeziębiona, nic nie dało.
– Weź aspirynę, wypij gorącą herbatę z malinami i stawiaj się jutro rano w pracy, spakowana – powiedziała szefowa. – Wiesz, jak ważne są dla nas takie konferencje i szkolenia. Nie mogę pozwolić, żeby jakiś pracownik pozostał w tyle tylko dlatego, że nie był na spotkaniu...
Nie bawią mnie takie imprezy, więc zwiałam
Bla, bla, bla... Jej wykład przypominał nadęte przemowy z czasów propagandy sukcesu. Przez weekend spędzimy na szkoleniu tylko 4 godziny. I znów będą ględzić to samo. Po tylu wyjazdach, sama mogłabym przeprowadzić takie szkolenie. Musiałabym tylko zdobyć aktualne dane na temat wskaźników wzrostu rozwoju, satysfakcji klienta i innych głupot. Następnego dnia przytachałam więc do roboty swoją walizkę i wściekła usiadłam za biurkiem. Patrycja, w przeciwieństwie do mnie, była w świetnym nastroju.
– Ale się cieszę – szczebiotała. – Nie byłam nad morzem z pięć lat! Zawsze jeżdżę z rodziną na Mazury. A teraz – Jurata, spacer po plaży, impreza. No i wreszcie uwolnię się na dwa dni od chłopa i dzieci, odpocznę. Ach! I ta świeża rybka nad brzegiem morza, a w tle szumiące fale...
– Taaa, czy świeża to się okaże – nie podzielałam jej zachwytów. – A fal będziesz miała dosyć po pierwszym spacerze. Zimno, wiatr i pełno piachu. Ale mi atrakcja!
– Jesteś okropna – zdenerwowała się Patrycja. – Czemu tak mówisz? Naprawdę cieszę się na ten wyjazd, a ty chcesz mi to popsuć. Chyba jednak nie będę z tobą w pokoju. Jadę się bawić, nie płakać.
No i fajnie. Wcale nie chciałam psuć jej humoru. Nie wiem, co mnie opętało. W dodatku naszą rozmowę słyszała Wera – najbardziej złośliwa plotkara w całym banku! Teraz też musiała skomentować:
– Oho, ale jesteś wściekła! Czyżby sprzeczka z mężem? Zazdrosny o wyjazd?
Nic nie odpowiedziałam, bo i o czym tu dyskutować. Humor miałam zepsuty i było mi głupio, że przygadałam Patrycji. Tego dnia pracę kończyliśmy wcześniej. Gdy wstawałam od biurka, zobaczyłam jak pod firmę podjeżdża autokar. Wyglądał całkiem w porządku – klimatyzację na pewno ma, pewnie też i DVD. No, może chociaż w drodze nie będę się nudzić. Już chciałam podzielić się tą informacją z Patrycją, ale ona chwyciła torbę i zawołała z daleka do naszej księgowej, Oli.
– Hej, poczekaj, usiądziemy razem? I powiedz, kochana, z kim jesteś w pokoju?
No tak, zostałam ukarana za swoje humorki
Mam nadzieję, że nie na szefową... Chociaż cała góra pewnie ma już dawno zarezerwowane jedynki albo apartamenty. W autokarze zajęłam wolne miejsce przy oknie i od razu wyciągnęłam z torebki książkę. Nie chciałam z nikim rozmawiać ani pić, więc udawałam, że całkowicie pochłonęła mnie lektura. Nawet nie spojrzałam, kiedy ktoś usiadł koło mnie.
– Co czytasz? – usłyszałam męski głos i natychmiast uniosłam głowę. A, to nasz nowy analityk, jak mu tam? Jarek? Nie, chyba jakoś inaczej...
– Jak nie chcesz gadać, to mogę się przymknąć – powiedział. – Ale powiedz tylko, jak masz na imię, bo szczerze mówiąc, myli mi się wszystko. Za krótko tu jestem.
– Agnieszka. A ty...
– Jeremi. No, to nie przeszkadzam.
Ale jakoś odeszła mi ochota na czytanie. Odłożyłam książkę i zapytałam go, co robi, czy ma dzieci, żonę. Nawet fajnie nam się gadało. Co chwila ktoś podchodził i częstował nas winem albo piwem, ale oboje odmawialiśmy. Nawet się zdziwiłam – ja to ja, ale dlaczego Jeremi nie chciał pić?
– Nie mam zbyt mocnej głowy – wyjaśnił mi. – A wiesz... Wolę nie wychylać się przy szefie. Jeszcze coś palnę. No i następnego dnia strasznie cierpię...
Na miejscu okazało się, że ponieważ pokoje były już dawno przydzielone, to jednak Patrycja będzie razem ze mną. Przeprosiłam ją za swoje zachowanie i już w zgodzie zeszłyśmy na kolację. Szybko jednak się rozdzieliłyśmy, bo większość osób została w jadalni na dyskotece. Ja dotrwałam do końca przemówienia, wysłuchałam planu na najbliższe dwa dni, wypiłam lampkę szampana i uciekłam na dwór.
Może już jestem za stara, ale ani głośna muzyka, ani kolorowe światła, a przede wszystkim duchota mi nie odpowiadały. Usiadłam na ławce w stronę morza i zapatrzyłam się na zachód słońca. Widziałam, że kilka osób z firmy też zwiało z zabawy. Nagle obok mnie pojawił się Jeremi.
– Nie bawisz się? – zapytał.
– E tam, to nie dla mnie. A ty?
– A ja to chciałbym pójść na spacer do Jastarni – wyznał. – Mój kuzyn ma tam knajpkę. Właśnie dzwonił, powiedział, że zaprasza na flądrę i że są szanty. Więc chyba się urwę. Może też masz ochotę?
Spojrzenia, uśmiechy... Ejże! O co im chodzi?
A miałam! Nie wiem, co mnie podkusiło, ale poszłam. Za szantami nie przepadam, piechur też ze mnie nietęgi, a te 5 kilometrów to w końcu nie w kij dmuchał. Ale Jeremi szedł powoli i był tak wspaniałym kumplem, że nawet nie wiem, kiedy doczłapaliśmy na miejsce. Było cudownie! W bardzo urokliwej knajpce siedzieli głównie jego znajomi, bo kuzyn Jeremiego urządzał urodziny. Fajni ludzie, super atmosfera – dawno nie spędziłam tak przyjemnie czasu.
W efekcie wróciliśmy do ośrodka o trzeciej nad ranem. Dyskoteka już się skończyła, w pobliżu pawilonu snuły się tylko niedobitki. Panowała cisza. Czułam się trochę jak na koloniach – skradaliśmy się do swoich pokoi, żeby nikogo nie obudzić. Następnego dnia po konferencji też spędziłam sporo czasu z Jeremim. Nie pił, a był dowcipny, nie nudziłam się. Gdybym wiedziała, jakie będą tego konsekwencje!
A te poczułam już w poniedziałek. Przyszłam do pracy nieco później niż zwykle – od pół roku miałam umówioną wizytę u ginekologa i już dużo wcześniej uprzedziłam szefową, że się spóźnię. W pokoju nie było nikogo. Zostawiłam torebkę i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. A tam – tłum. Chyba wszystkie plotkarskie baby z naszego piętra się zebrały. Szum był dosłownie jak w ulu, ale gdy tylko weszłam – nagle umilkły. Popatrzyły na mnie jakoś tak dziwnie i wyszły bez słowa. Nie mam w zwyczaju przejmować się takimi rzeczami, więc zabrałam filiżankę i wróciłam do pokoju.
Ale nie mogło umknąć mojej uwadze, że coś się zmieniło. Ludzie obrzucali mnie spojrzeniem z góry na dół, na mój widok wymieniali głupkowate uśmieszki. Patrycja milczała jak zaklęta, a gdy coś do niej mówiłam, odpowiadała, uciekając wzrokiem, jakby spłoszona. O co chodzi? Przez dwa dni jakoś znosiłam tę dziwaczną atmosferę, ale wreszcie nie wytrzymałam i zapytałam wprost, co jest grane?.
– No wiesz... – powiedziała z ociąganiem. – Mnie to nie przeszkadza, chociaż też jestem mężatką. Ale nie wszyscy akceptują takie zachowania. No i jeszcze z młodszym kolegą. Trochę przesadziłaś.
– O czym ty mówisz? – zdziwiłam się. – Jakie zachowanie, z jakim kolegą?
– Mnie nie musisz oszukiwać – stwierdziła urażonym tonem. – A tak w ogóle to trochę się dziwię. Taka byłaś niby negatywnie nastawiona, nie chciałaś pić, a potem – balety do białego rana...
Powoli zaczynało mi coś świtać. Przycisnęłam Patrycję, a ona wyznała, że o moim romansie z Jeremim plotkuje cały bank.
– Wera was widziała, jak wracacie nad ranem z przechadzki – dorzuciła na końcu. – A następnego dnia podobno też nie odstępowaliście się na krok.
Oko za oko, ząb za ząb. Jeszcze mnie popamięta! To żmija!
Podła, głupia żmija! Teraz wreszcie zrozumiałam te wszystkie szydercze spojrzenia... Tylko co ja mam zrobić? Nie bałam się, że plotki dotrą do mojego męża. Na szczęście nie znał nikogo z mojej firmy. Nie utrzymywałam przyjacielskich kontaktów z koleżankami z pracy i nie zapraszałam ich do domu. Ale musiałam coś zrobić, żeby odzyskać twarz! Znałam Werę dobrze i wiedziałam, że żadna rozmowa z nią nie przyniesie rezultatów. Już raz byłam świadkiem, jak jedna dziewczyna miała kłopoty przez jej plotki i złośliwości. Dopiero co zaczęłam pracę w banku, tamta zaraz potem się zwolniła. Nie dociekałam wtedy, o co chodzi, ale teraz wszystko mi się przypomniało.
Musiałam coś wymyślić, pokazać temu wrednemu babsztylowi, jak to jest stać się obiektem plotek... Oko za oko, ząb za ząb! Długo nad tym dumałam. Nie mogłam oskarżyć jej o romans, to by było zbyt oczywiste i błahe, wszyscy by wiedzieli, że się mszczę. Nikt by mi nie uwierzył. Z pomocą przyszedł mi Jeremi, do którego dotarły te pomówienia i też miał z tego powodu masę kłopotów. Powiedział mi, że widział Werę w knajpie, w której zazwyczaj przesiadują – no, delikatnie mówiąc, panie lekkiego obyczaju. Podobno to ich baza wypadowa. Do tego lokalu przychodzili zwykle biznesmeni i pod przykrywką zabawy, i poznania miłego towarzystwa, wynajmowali prostytutki.
Jeremi był tam kiedyś, bo jego kumpel miał mu przekazać jakieś dane i tam się z nim umówił. Właśnie wtedy ją spotkał. Pewnie była tam zupełnie przypadkiem, może też z kimś umówiona, ale pomysł na zemstę już miałam! Podzieliłam się swoim planem z Jeremim, a on zgodził się wziąć w nim udział. Następnego dnia w kuchni opowiedział kolegom z piętra, co trzeba. Jak powszechnie wiadomo, faceci uwielbiają plotkować, więc za chwilę cała firma wiedziała, gdzie Wera spędza wieczory. Ja z kolei zaczęłam podpuszczać dziewczyny, zwracając ich uwagę na to, że Wera wyjątkowo kosztownie się ubiera i ma drogą biżuterię. Z naszych zarobków chyba nie byłoby jej na to stać, a mąż przecież zarabia grosze, o czym każdy wie.
Na rezultaty nie musiałam długo czekać. Ja puściłam plotkę na pierwszym piętrze, a po dwóch dniach przybiegła do naszego pokoju starsza księgowa z trzeciego z sensacyjną nowiną.
– Wiecie, że Wera się puszcza? I to za kasę! – oznajmiła nam teatralnym szeptem, a oczy aż jej świeciły z podniecenia.
Aneta zaczęła dopytywać o szczegóły. Nawet nie podejrzewała, że to ja wszystko ukartowałam. Ale Wera tak. Pod koniec dnia, gdy byłam sama w pokoju i zbierałam się już do wyjścia, przyszła, zamknęła drzwi i zapytała:
– I co? Zadowolona jesteś? Jeszcze trochę, a te plotki dojdą do kierownika i mnie zwolnią. O to ci chodziło?
– Nie, nie o to – nawet nie udawałam, że nie wiem, o czym mówi. – Chciałam ci tylko pokazać, jak to jest... Pamiętasz tę dziewczynę, która się przez ciebie zwolniła? A kłopoty Marzeny, która rzekomo usunęła ciążę? A teraz mój wydumany romans z Jeremim? Po co to robisz?
Wera miała łzy w oczach.
– I co mam teraz zrobić? – spytała płaczliwym tonem, wyraźnie przestraszona.
– Powiesz, że to ty wymyśliłaś moje schadzki z Jeremim. A wtedy ja przyznam się do swojej zemsty. Przy wszystkich.
Wera zagryzła wargi. Wiedziałam, że jest jej ciężko. Nic dziwnego – niejedno miała na sumieniu. Wtedy tę Kaśkę pomówiła o fałszowanie danych. Nie wiem, dlaczego to zrobiła, ale dziewczyna faktycznie miała kłopoty i musiała się zwolnić. Zresztą Kaśka, Marzena, no i ja, to nie jedyne grzechy Wery. Było jeszcze wiele innych plotek, mniej groźnych, ale zawsze bardzo nieprzyjemnych. Wera musiała zdawać sobie sprawę, że jak przyzna się do jednej, to natychmiast przypiszą jej pozostałe. Ale tym razem nie miała wyjścia.
Wszystko odbyło się zgodnie z moim planem. Następnego dnia odegrałyśmy piękne przedstawienie na korytarzu, przy kuchni, gdy prawie wszyscy robili sobie poranną kawę. Były oficjalne przeprosiny i cała reszta. Potem jeszcze przez dwa dni w firmie było na ten temat głośno. Na szczęście trzeciego dnia wszystko ucichło. Wera już u nas nie pracuje. Dostała propozycję z innego banku. W końcu fachowcem rzeczywiście jest znakomitym. Mam nadzieję, że tam już nie próbuje swoich sztuczek. Oby moja lekcja poskutkowała.
Czytaj także:
Teściowa sfałszowała badania DNA, by rozbić nasze małżeństwo
Gdy zaszłam w ciążę ze Zbyszkiem, najpierw kłamałam że to nie jego dziecko
Zbliżały się moje 30-te urodziny, a mój facet nawet nie myślał o ślubie