„Od ślubu przyprawiałem żonie rogi, a teraz to ze mnie zrobiono jelenia. Słono płacę za mój ostatni gorący romans z Gosią”

Mężczyzna, który zdradzał żonę fot. Adobe Stock, fizkes
„Nie miałem najmniejszych oporów przed kolejnym romansem. Ba! Od pierwszego dnia pobytu nad morzem wypatrywałem okazji. Naturalnie wydawało mi się, że sam upolowałem Gosię. Teraz jednak myślę, że to ona była łowczynią, a ja zwierzyną”.
/ 13.11.2021 07:28
Mężczyzna, który zdradzał żonę fot. Adobe Stock, fizkes

Postanowiliśmy, że tę naszą ostatnią noc spędzimy na plaży. Kochaliśmy się na wilgotnym piasku i nawet nie zauważyliśmy, że wstał dzień.

– Pamiętaj o mnie, najdroższy – poprosiła Gosia, a ja przysiągłem, że do końca życia nie zapomnę tego słodkiego, wakacyjnego romansu…

Miała takie niewinne, pełne smutku oczy. Tak szczerze mnie obejmowała i całowała, tuląc się do mnie całym ciałem – zupełnie jakby pozowała ukrytemu gdzieś w krzakach fotografowi. No cóż, dziewczyna naprawdę dawała z siebie wszystko, wiedząc, że wkrótce całe to przedstawienie jej się opłaci… Już niedługo miałem się o tym przekonać! I to na własnej skórze.

Nigdy nie byłem wierny swojej żonie

Jestem zamożnym dyrektorem dużej firmy, mam czterdzieści sześć lat, żonę, dwoje dorosłych dzieci i ostatni prezent od losu, pięcioletniego Maciusia, którego kocham szaleńczo i wszystko bym dla niego zrobił.

Przyznaję bez bicia: żonę zdradzam właściwie od dnia naszego ślubu. Zawsze jednak robię to dyskretnie, z zachowaniem najwyższych środków ostrożności. Jeśli więc nawet Wanda się domyśla, że miewam skoki w bok, to nigdy mnie nie złapała na gorącym uczynku. Na spokoju mojej rodziny bardzo mi bowiem zależy, dla żadnej kobiety bym go nie zakłócił!

Po niegroźnej stłuczce samochodowej sprzed kilku lat pozostała mi pamiątka w postaci nawracającego bólu w biodrze i kolanie. Niedawno lekarz zalecił mi rehabilitację w znanym nadmorskim sanatorium, słynącym z doskonałej bazy odnowy biologicznej oraz – co dla mnie nie jest bez znaczenia – luksusowych warunków. Oczywiście stać mnie było na wykupienie nawet trzytygodniowego turnusu.
Byłem zachwycony, że i w Polsce można się już kurować na europejskim poziomie i postanowiłem ten czas wykorzystać na maksa, pod każdym względem.

Dlatego nie miałem najmniejszych oporów przed kolejnym romansem. Ba! Od pierwszego dnia pobytu nad morzem pilnie wypatrywałem okazji. Naturalnie wydawało mi się, że sam upolowałem Gosię. Teraz jednak myślę, że to ona była łowczym, a ja bezbronną zwierzyną…

Spotkaliśmy się przy straganie z pamiątkami. Z uroczym uśmiechem zapytała mnie wtedy, czy ładnie jej w sznurze surowych, ciemnych bursztynów. Wyglądała zachwycająco, więc nagadałem jej masę komplementów i poprosiłem, żeby pozwoliła sobie wręczyć te bursztyny w prezencie. Trochę się wzbraniała, lecz w końcu poszliśmy na wspólną kawę; ona w tych koralach, ja strasznie zadowolony, bo czułem, że szykuje mi się piękna przygoda!

Była śliczną, naprawdę uroczą młodą kobietą, inteligentną, zabawną, pełną wdzięku, poza tym bezpruderyjną. Do zbliżenia między nami doszło tego samego wieczoru i przyznaję, że było fantastycznie! Mówiła, że mieszka na południu Polski, że jeździ konno i po ostatniej kontuzji ma kłopoty z kręgosłupem. Czasami nawet narzekała na ból w okolicach krzyża. Ależ cudownie było ją wtedy masować i całować w ten podniecający trójkącik, poza którym wznosiły się okrągłe pośladki… Dosłownie wariowałem, kiedy nagle przekręcała się na plecy i mogłem pieścić jej brzuch i całą resztę.

Przyznaję, że dawno nie przeżywałem tak silnych emocji i nie czułem się taki młody i sprawny. Zapomniałem o bożym świecie; czułem, że jestem o krok od wielkiej, namiętnej miłości. Gosia twierdziła, że zakochała się we mnie od pierwszego spojrzenia. Jeśli nawet nie bardzo wierzyłem, to mocno mnie kręciło takie wyznanie! Kiedy te wspaniałe trzy tygodnie dobiegły końca, umówiliśmy się, że za pół roku spotkamy się w tym samym miejscu. Sanatorium było wszak czynne przez cały rok, a zima nad morzem też może być piękna. Zwłaszcza w dobrym towarzystwie. Ona nie wracała ze mną. Załatwiła sobie jeszcze kilka dni pobytu, już w prywatnej kwaterze.

Trzecie zdjęcie to już była pornografia!

Zaledwie parę dni po powrocie do domu dostałem SMS-a z fotką, która mnie przeraziła. Całujemy się z Gosią tak namiętnie, że nikt, kto patrzyłby na to zdjęcie, nie mógłby mieć wątpliwości, co nas łączy.
Niżej widniał podpis: „Nie zapomnij, kochany!”. Hmm…

Potem przyszedł długi SMS z prośbą o znaczną pożyczkę. Gosia twierdziła, że ją okradli i nie ma za co wracać do domu. „Poratuj mnie, najdroższy – pisała. – Dla ciebie to drobiazg, więc liczę na szybki przelew. W następnej wiadomości podam swój numer konta”.

Pomyślałem, że pewnie jej zabrakło do perfum albo butów i dlatego ściemnia. Trochę się wkurzyłem, ale jeszcze nic złego nie przyszło mi do głowy. Wysłałem jej połowę tego, o co prosiła, bo mimo wszystko nie chciałem robić z siebie jelenia. Prawie natychmiast przyszła następna fotka, dużo gorsza, dużo mniej subtelna. I SMS, który nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości, o co mojej byłej kochance tak naprawdę chodzi.

„Nie zmuszaj mnie, słodziutki, żebym okazała się niedyskretna. Mam bardzo dużo takich zdjęć. Mogę je zamieścić na paru portalach albo od razu wysłać twojej rodzinie. Potrzebuję kasy. Zamknij mi usta tak, jak tylko ty potrafisz! Czekam”.

Natychmiast zadzwoniłem do tego pensjonatu, w jakim podobno się zatrzymała. Oczywiście nikt o niczym nie wiedział. W ogóle nie znali żadnej Małgorzaty S. Próbowałem ją namierzyć, ale kontaktowała się ze mną z kawiarenek internetowych albo telefonów na kartę. Gdybym się bardzo uparł, znalezienie jej byłoby dosyć proste, ale chciałem, żeby jak najmniej osób wiedziało o całej sprawie.

Wysłałem tę kasę i miałem spokój. Przez miesiąc… Następne zdjęcie to była pornografia! Jak ona je zrobiła? Kiedy? Musiała mieć spore doświadczenie i niezły sprzęt albo doświadczonego fotografa i gdzieś zainstalowaną kamerkę! Wszystkie ujęcia pochodziły z jej pokoju. Chciałem tam natychmiast jechać, zrobić awanturę, ściągnąć policję, lecz uświadomiłem sobie, że zobaczy to prawdopodobnie moja żona, może dzieci, a nie daj Boże także najmłodszy syn!

Zacisnąłem więc zęby i wymyślając sobie od najgorszych, bez czekania na następne instrukcje wysłałem forsę. Tyle samo, ile poprzednim razem. Tak jest co miesiąc, regularnie, jak w zegarku… Dostaję SMS-a z obrzydliwą fotką i robię przelew. Na razie to wystarcza.

Wydałem kupę kasy, ze trzech detektywów bym opłacił za te pieniądze i miałbym ją w garści. Ale wtedy nie uniknąłbym skandalu… Ostatnio na mój służbowy mail przyszło zdjęcie z przepięknym zachodem słońca. I krótki tekst: „Pamiętaj o mnie!”. Więc tylko na to liczę, że znajdzie się jakaś jej ofiara, jakiś facet, który będzie miał mniej do stracenia niż ja i dopadnie Gośkę! Wtedy odetchnę. Lekarze mnie znowu wysyłają na kurację, bo biodro i kolano bolą jak sto diabłów. Jednak ja, nawet gdybym miał nogę stracić, nigdzie już nie pojadę!

Czytaj także:
„Mój mąż zdradził mnie z 20-letnią dziewczyną naszego syna. Zaszantażowałam go zdjęciami, które zrobił im detektyw”
„Nasze wesele zmieniło się w festiwal żenady i upokorzeń. Przez sprośne zabawy wodzireja prawie spaliłam się ze wstydu”
„Mój facet mnie zdradził i odszedł do młodej stażystki. Kiedy się wyprowadzałam rzucił, żebym dorzuciła się do czynszu”

Redakcja poleca

REKLAMA