Rozstania nigdy nie są łatwe. Chociaż muszę przyznać, że Andrzej swoim bezczelnym zachowaniem pomógł mi w podjęciu decyzji. Dziś zastanawiam się, jak w ogóle mogłam kiedyś kochać kogoś takiego… No cóż, miłość jest ślepa!
Trzymałam się kurczowo tej miłości przez wiele lat, nawet nie chcę pamiętać ile. Zbyt dużo. To ja byłam tą odpowiedzialną, organizowałam nasze życie, pamiętałam o rachunkach, zobowiązaniach, dbałam o zaopatrzenie lodówki.
Kobieta do wszystkiego
Nie przychodziło mi do głowy, że Andrzej wykorzystuje mnie, ślizga się na falach życia jak surfer, pewny, że w razie czego podam mu pomocną dłoń. Ile razy musiałam tak robić?
– Kochanie, nie wyrobię się. Muszę zrobić na jutro prezentację i jeszcze przygotować się, bo mam ją przedstawić klientom. Pomożesz?
Pomagałam. To znaczy, robiłam wszystko za niego. Lepiej poruszałam się w programie, miałam fajne pomysły na pokazanie produktu wprowadzanego na rynek przez agencję PR, w której byliśmy oboje zatrudnieni. Ukochany obdarzał mnie za to pochwałami, a ja się cieszyłam.
Jak pies, którego pan pogłaszcze po głowie. Wystarczała mi świadomość, że jestem Andrzejowi potrzebna, a wręcz niezbędna, ciągle musiałam potwierdzać swoją wartość, wciąż nie byłam pewna, czy jestem wystarczająco dobra. Najwyższą nagrodą było jego uznanie.
Dla jego uśmiechu byłam gotowa na wszystko. Pewnie byłoby tak do dziś, gdyby Andrzej nie popełnił błędu. Ten błąd miał niewiele ponad dwadzieścia lat, blond włosy do pupy i ogromne, wiecznie zdziwione oczy ocienione długimi rzęsami. Była stażystką w naszej firmie i to niezbyt dobrze rokującą. Nawet nie starała się czegoś nauczyć, po prostu odbębniała godziny.
– Bananowe dziecko – powiedziała kiedyś o niej Monika.
Rozbawiła mnie ta uwaga.
– Tak się kiedyś mówiło o dzieciach zamożnych rodziców – wyjaśniła, widząc, że nie rozumiem. – Ojciec tej małej to potentat na rynku nieruchomości. Chociaż słyszałam, że ostatnio inwestuje w ziemię. Ma latyfundia w okolicy atrakcyjnych miejscowości wypoczynkowych, jego córka raczej nie musi pracować. Pewnie nudziła się w domu, więc tak sobie tu wpadała.
Wzruszyłam ramionami. Nie interesowało mnie, czym zajmie się Justynka, bo chyba takiej hrabiance nie należy proponować byle jakiej roboty? Miałam swojej aż nadto. Szef zasypywał nas zleceniami, oczekiwał wyników, a kto ich nie miał, mógł szybko pożegnać się z firmą.
Pracowałam nad produktem ważnego klienta i naprawdę nie miałam czasu, żeby zajmować się głupotami. A niesłusznie. Gdybym była mniej zajęta, a bardziej uważna, nie dowiedziałabym się na końcu o tym, o czym wiedziała cała agencja.
Niczego nie zauważyłam
Ani współczujących spojrzeń koleżanek, ani dziwnego zachowania Andrzeja. Na nic nie miałam czasu, do domu wracałam późnym wieczorem albo w nocy, i nie miałam już siły o niczym myśleć. Andrzej był tak samo zajęty, jak ja, a przynajmniej tak naiwnie myślałam, tłumacząc sobie jego nieobecność.
Wyznanie mojego ukochanego kompletnie mnie zaskoczyło.
– Nie mogę dłużej tego ciągnąć – powiedział. – Nie umiem udawać. Odchodzę, tak będzie lepiej dla nas obojga.
W ten sposób dowiedziałam się o jego romansie z blondwłosą Justynką. Najśmieszniejsze było to, że nikt, łącznie z Andrzejem, nie wierzył mi, że o niczym nie miałam pojęcia. Na Facebooku wszystko było czarno na białym. Justynka publicznie chwaliła się nową miłością, bez skrępowania zamieszczała ich zdjęcia w czułych pozach. Jednym słowem, tylko człowiek głuchy i ślepy oraz nieposiadający komputera, mógłby nie znać prawdy.
Andrzej nawet twierdził, że pozostał tak długo ze mną z szacunku dla mojego wyboru. Podobno udawałam, że wszystko jest dobrze, więc nie miał serca przerywać tej farsy. Farsy!
Nasze wspólne życie było dla niego farsą
Pakowałam walizkę na oślep, wrzucając co mi wpadło w ręce. Chciałam jak najszybciej wynieść się z naszego wynajmowanego mieszkania, schować tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Nawet nie płakałam. Mój świat się zawalił, czułam ból i wstyd, że nieświadomie tolerowałam tę sytuację.
– Anka, poczekaj – Andrzej zasłonił sobą drzwi.
Serce zabiło mi jak głupie. Jednak to prawda, że nadzieja umiera ostatnia.
– Powinnaś dorzucić się do czynszu, za ten miesiąc.
Jeżeli kiedykolwiek kochałam Andrzeja, to w tym momencie przestałam ostatecznie i nieodwołalnie.
– Od dziś robisz wszystko sam – wycedziłam i wyszłam, ciągnąc za sobą ogromny plecak wypchany dobytkiem.
Nie miałam dokąd pójść, rodzina mieszkała daleko, a przyjaciół nie zdążyłam się dorobić, pracując na okrągło w agencji PR. Pozostawała Monika. Zadzwoniłam do niej.
– Jasne, przyjeżdżaj – usłyszałam. – Przecież nie dam ci zginąć. I przyjmij moje gratulacje. Czas już był najwyższy, żeby pogonić tego palanta. Nieźle się urządził u twojego boku, krwiopijca jeden. Myślałaś za niego, pracowałaś za niego. Ciekawe, jak sobie teraz poradzi.
Jeżeli miałam nadzieję na spokojne wypłakanie się u Moniki, to się zawiodłam. W przedpokoju małego mieszkanka czekała na mnie cała rodzina. Posadzili mnie w fotelu, a sami usiedli naprzeciwko, na kanapie. Monika, jej mąż Marek i dwoje dzieci. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie ze współczuciem.
– Opowiadaj – zażądała Monika. – Wyrzuć z siebie wszystko.
Niespodziewanie zachciało mi się śmiać
Wyglądali na takich zżytych, byli gotowi udzielić mi wsparcia. Wszyscy, nawet nieletnie dzieci.
– A! Dzieciaki spać – ocknęła się Monika pod wpływem mojego spojrzenia.
Młodzi gorąco zaprotestowali i trochę to potrwało, zanim mogliśmy porozmawiać w gronie dorosłych. W tym czasie trochę się uspokoiłam, ciepła domowa atmosfera podziałała na mnie kojąco. Co ja bym dała za taką rodzinę!
– Teraz rozpoczniesz prawdziwe życie – oznajmiła Monika, otwierając wino. – Jesteś atrakcyjna, mądra i pracowita. Świat stoi przed tobą otworem, szkoda tylko, że zmarnowałaś tyle czasu, niańcząc Andrzejka.
– Moja żona ma rację, jak zwykle zresztą – oświadczył uroczyście Marek i włączył laptop. – A ja mam pomysł.
– No? – zainteresowała się Monika.
– Idźmy za ciosem, nie ma na co czekać. Otworzę Ance konto na portalu randkowym, ale zastrzegam sobie prawo wyboru kandydata. Lepiej od was znam się na motywacji facetów. Przejdą przez ostre sito selekcji, i uważajcie! Byle chłystek się nie prześlizgnie.
Zachichotałam. Wino miło mnie rozluźniało, dodawało odwagi i rozmywało smutki. Co tam! Raz się żyje! następnego dnia o wszystkim zapomniałam. Nie mogłam długo mieszkać u Moniki, musiałam wynająć jakieś mieszkanie, skończyć projekt dla wymagającego klienta, znowu nie miałam czasu pomyśleć o sobie.
W pracy Andrzej schodził mi z drogi tak skutecznie, że prawie się nie widywaliśmy. Za to Justynka paradowała wokół mojego biurka, wydymając kształtne usteczka. Chyba chciała porozmawiać.
– Sio, gówniaro, nie przeszkadzaj dorosłym – przegoniła ją bez pardonu Monika.
Posłałam jej wdzięczne spojrzenie
Nie miałam chęci na konfrontację z księżniczką nieruchomości, niech idzie do diabła i zabierze ze sobą Andrzeja. Powoli wychodziłam na prostą. Wyprowadziłam się z gościnnego domu Moniki, urządzałam wynajętą kawalerkę i tylko wieczorem nachodziły mnie czarne myśli.
Co mam dalej zrobić ze swoim życiem?
Odpowiedzi udzielił mi Marek.
– Znalazłem kandydata dla ciebie – referował z wielkim zaangażowaniem przez telefon. – Wpadnij do nas wieczorem, to wszystko omówimy.
Zapomniałam już o głupim pomyśle z randką z internetu, ale chętnie zgodziłam się na spotkanie. Lubiłam rodzinę koleżanki i dobrze czułam się w ich rozgadanym towarzystwie.
– Popatrz – Marek podsunął mi pod nos ekran. – To jest facet dla ciebie.
Cztery głowy zderzyły się, próbując coś dojrzeć na niewielkim zdjęciu.
– Jakiś grubasek – powiedziała powątpiewająco córeczka Moniki.
– Dlaczego właśnie ten? – spytałam rozbawiona.
– Bo mieszka w Maladze – powiedział stanowczo Marek – i jako jedyny nie zamieścił swojej fotki w kąpielówkach. Pisze też, że ma poważne zamiary, chciałby ułożyć sobie życie. To dobrze o nim świadczy.
– A jeżeli kłamie?
– No cóż, to jego problem. Plan jest taki: pojedziesz na krótkie wakacje do Hiszpanii. Malaga to piękny kurort, odpoczniesz, pozwiedzasz, posiedzisz na plaży. A przy okazji, jeżeli będziesz chciała, możesz spotkać się z tym panem i sama ocenić mój wybór.
– Bo ja wiem…
– Kupiłem już tani lot, akurat był dobry termin – przyznał się Marek. – Chyba nie masz wyjścia.
Pierwszy raz w życiu czułam, że nie mam na nic wpływu. Wydarzenia wymknęły mi się spod kontroli. Wyekspediowana siłą przez męża Moniki wylądowałam pewnego dnia w Maladze, nie wiedząc, co dalej. Miasto było tak piękne, że zapomniałam o randce z internetu. Dopiero drugiego dnia pobytu zadzwoniłam do człowieka ze zdjęcia.
Umówiliśmy się w tawernie
Już z daleka dostrzegłam, że nikt na mnie nie czeka. Nie widziałam żadnego samotnego mężczyzny.
– Ania, witaj! – z licznego towarzystwa wyłuskał się krępy facet.
Przecisnął się koło przyjaciół obojga płci, odsunął jakieś dziecko i wybiegł mi naprzeciw.
– Poznałem cię! Wyglądasz zupełnie tak, jak na zdjęciu, które mi przysłałaś.
Postanowiłam, że po powrocie do kraju zabiję męża Moniki.
– Chyba ci przeszkadzam?
– A skąd! To rodzina właściciela tawerny i dwoje znajomych. Często tu jadam, znam wszystkich. Dosiedli się na chwilę, tutaj ludzie lubią towarzystwo, ale znajdziemy miejsce, żeby spokojnie porozmawiać.
Rafał, bo tak miał na imię człowiek z internetu, wyraźnie przyciągał ludzi. Usiedliśmy sami, ale nie trwało to długo. Za chwilę zaroiło się od jego przyjaciół i znajomych. Każdy chciał się przywitać, poznać mnie, wypytać o wszystko. Życzliwe zainteresowanie płynęło ze wszystkich stron.
– Polubili cię – uśmiechnął się Rafał.
Robił bardzo sympatyczne wrażenie. Ciepły, otwarty i miły. Mówił ciekawie, ale przede wszystkim słuchał. Był zainteresowany drugim człowiekiem, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczułam się dla kogoś ważna.
Wokół nas przechodzili ludzie, zagadywali do niego
Czasem ktoś dosiadał się na chwilę. Rafał dla każdego miał miłe słowo, a jednocześnie nie odbierał mi swojej uwagi. Czułam, jakbym znała go od niepamiętnych czasów.
„Ostrożnie, Anka – pomyślałam – przecież to nieznajomy. Anioły nie chodzą po ziemi, nie idealizuj człowieka tylko dlatego, że chciał cię wysłuchać”.
Spędziłam z Rafałem trzy dni wypełnione rozmowami. Zrozumiałam, dlaczego ludzie tak do niego lgną. Po prostu z nim było dobrze i bezpiecznie. Bez powodu. Rafał nie był nawet w połowie tak atrakcyjny, jak niesławnej pamięci Andrzej, ale miał w sobie coś, co przyciągało.
– Szkoda, że musisz już wracać – mówił, żegnając mnie na lotnisku. – Następnym razem przyjedź na dłużej, będę czekał. Kilka dni to za mało, żeby się poznać, ale daj mi szansę. Może to właśnie ja jestem ci pisany?
Wracałam do kraju z zamętem w głowie.
– Opaliłaś się – Monika ucałowała mnie serdecznie.
Przyjechała po mnie na lotnisko z całą rodziną.
– I jak? – spytał krótko jej mąż. – Podobał ci się człowiek z internetu? Będzie coś z tego? Bo chętnie spędzałbym wakacje w Maladze.
– Nie mogę ci tego obiecać – roześmiałam się. – Ale na wszelki wypadek kup modne kąpielówki.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”