„Zdradzałem żonę i myślałem, że mi to ujdzie na sucho. Dziś myję się na stacji benzynowej i śpię na kanapie w biurze”

Mężczyzna nie w humorze fot. iStock by GettyImages, urbazon
„W kopercie znalazłem pozew rozwodowy i zdjęcie przedstawiające mnie i Iwonę w czułym uścisku. Na odwrocie fotografii Marta skreśliła: „Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia”. Czyli jednak wiedziała. I najwyraźniej jej to nie pasowało”.
/ 29.03.2024 14:30
Mężczyzna nie w humorze fot. iStock by GettyImages, urbazon

Mówią, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Jeśli żona nie wie, że mąż ją zdradza, to czy może z tego powodu cierpieć? Jeśli mężczyzna potrafi uczynić szczęśliwymi dwie kobiety, to czy należy go z tego powodu potępiać? Kiedyś uważałem, że nie ma w tym nic złego. Dziś jakoś nie jestem tego pewien…

Brunetki, blondynki

Ojciec był dla mnie ideałem, wzorem do naśladowania. Od małego chciałem być taki jak on. Chętnie towarzyszyłem mu we wszystkich męskich zajęciach. A muszę przyznać, że potrafił wiele zrobić w domu i mama nigdy nie mogła narzekać na cieknący kran, skrzypiące drzwiczki od szafki czy niefunkcjonalne rozmieszczenie mebli. Ojciec był prawdziwą „złotą rączką” i gdy tylko był w domu, na każdą bolączkę z miejsca potrafił zaradzić.

No właśnie, gdy tylko był w domu. Praca ojca wiązała się z częstymi wyjazdami w delegacje. Byliśmy do tego przyzwyczajeni, że znikał na dwa lub trzy dni, czasem na tydzień. Z każdego wyjazdu przywoził mi prezenty, a i mama dostawała od niego zawsze jakiś drobny upominek – biżuterię, apaszkę, perfumy. Nie brakowało też w takich chwilach odrobiny czułości między nimi, nic więc dziwnego, że żyłem w przekonaniu, że obydwoje się kochają i są szczęśliwi.

Dużo później, zupełnym przypadkiem zresztą, odkryłem, że w tych służbowych wyjazdach mojemu ojcu bardzo często towarzyszyła całkiem atrakcyjna kobieta pracująca w jego firmie. Dziwnym trafem nosiła podobne apaszki i ozdoby jak mama, a jej oczy śmiały się na widok mojego ojca zupełnie tak samo, jak oczy mojej matki. Czy wiedziała, że ojciec jest żonaty? Na pewno. Czy moja matka wiedziała o jej istnieniu? Byłem przekonany, że nie.

Chciałem być taki, jak ojciec

Ponieważ ojciec był dla mnie niedoścignionym wzorem, postanowiłem pójść w jego ślady i zdobyć takie samo wykształcenie, jak on. Przykładałem się do nauki w tym zakresie, w którym należało, dzięki czemu udało mi się ukończyć wymarzone studia. Z pracą nie od razu miałem szczęście, w dwóch pierwszych firmach podziękowano mi po okresie próbnym, ale w trzeciej, po odbyciu stażu, dostałem umowę na stałe i mogłem liczyć na awans w przyszłości.

Zdaniem moich koleżanek byłem równie przystojny, jak ojciec, jednak dzięki genom matki miałem dużo bardziej uwodzicielskie spojrzenie. Cóż, musiała to być prawda, bo koleżanek miałem zawsze wiele. W tym również byłem podobny do mojego ojca: kochałem płeć piękną z wzajemnością. Spotykałem się co i rusz z inną dziewczyną, a każda z nich miała nadzieję, że to właśnie ona zostanie moją żoną.

Niestety, tak jak szybko się zakochiwałem, tak równie szybko spotykałem następną kobietę, która wydawała mi się tą jedyną. Co ciekawe, swoich związków nigdy jednak nie kończyłem burzliwie, z moimi byłymi partnerkami rozstawałem się w zgodzie i pozostawaliśmy przyjaciółmi. Niektórzy mawiali złośliwie, że muszę być świetny z matematyki, by zliczyć wszystkie swoje podboje.

Marta była inna

Kiedy poznałem Martę, nie spodziewałem się, że to właśnie ona zostanie moją żoną. Była inna, niż wszystkie moje dotychczasowe dziewczyny. Sprawiała wrażenie szarej myszki, na co dzień się nie malowała, ubierała się skromnie i wydawało się, że brakuje jej pewności siebie. Na dodatek kompletnie nie zwracała na mnie uwagi – nie rzucała mi powłóczystych spojrzeń, nie kokietowała, w żaden sposób nie dawała znać, że jest mną zainteresowana!

Okazała się jednak wspaniałym partnerem do rozmów, kobietą bardzo inteligentną, z ogromną wiedzą i potencjałem. Pracowała na podobnym stanowisku, jak moje, znała się na swoim fachu i była ceniona przez swoich pracodawców. Po kilku spotkaniach na gruncie zawodowym zdecydowałem się zaprosić Martę na kawę, a ona nie odmówiła. Kolejna randka utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest to kobieta, z którą chcę spędzić resztę życia.

Nie oświadczyłem się od razu. Zdobywałem Martę powoli, zapraszając ją na kolejne randki i poznając bliżej. Fakt, że nie zabiegała o moją uwagę, był dla mnie największym afrodyzjakiem. Marta była atrakcyjną i inteligentną kobietą, choć mocno się z tym kryła. Dla mnie jednak stała się uosobieniem wszystkich tych cech, które w kobietach pociągały mnie najbardziej. Nic więc dziwnego, że zapragnąłem, by została moją żoną. A ona, ostatecznie, przystała na to.

Razem, ale osobno

Byliśmy bardzo zgranym małżeństwem. W wielu kwestiach rozumieliśmy się praktycznie bez słów – wszak mieliśmy podobne wykształcenie i zajmowaliśmy podobne stanowiska. Przez pierwsze dwa lata po ślubie każdą chwilę po pracy spędzaliśmy wspólnie – wychodząc do kina, restauracji, wyjeżdżając na weekend w góry lub nad morze, albo po prostu ciesząc się swoim towarzystwem w domu.

Później jednak do naszego małżeństwa wkroczyła rutyna. Na dodatek grafiki coraz bardziej nam się rozjeżdżały, do tego zaczęły dochodzić coraz częstsze wyjazdy służbowe.

– Zbyszku, w środę jadę służbowo do Sopotu – odzywała się przy kolacji moja żona. – Wrócę dopiero w piątek późnym wieczorem. Zamówisz sobie jakieś jedzenie na wynos?

– Nie będzie takiej potrzeby – odpowiadałem. – Przed chwilą dostałem wiadomość, że szef wysyła mnie do Poznania na targi. Wyjeżdżam w czwartek i wracam w niedzielę.

Nic więc dziwnego, że zaczęliśmy się od siebie oddalać. Marta nadal mnie pociągała, jednak brakowało już między nami tego ognia, który był na początku. Kiedy więc w firmie zjawiła się Malwina i z miejsca wpadłem jej w oko, nie broniłem się przed nową miłostką. Malwina była atrakcyjna i bardzo na mnie napalona. A ja tęskniłem za tą adrenaliną. Czułem się więc w pełni usprawiedliwiony.

Romans z Malwiną, jak szybko wybuchł, tak szybko zgasł. Przeniesiono ją do innego oddziału firmy, a ja z miejsca o niej zapomniałem. Jakiś czas później do naszego zespołu dołączyła Iwona. Nie byłbym synem swojego ojca, gdybym z miejsca nie docenił jej wdzięków. Ona też była mną zainteresowana, co okazywała na każdym kroku. Nie mogłem wobec tego faktu przejść obojętnie.

Z Iwoną zacząłem się spotykać regularnie. Jeździliśmy też razem w delegacje, co pozwalało nam na dokładniejszą konsumpcję naszego związku. Iwona wiedziała, że jestem żonaty, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Ja natomiast absolutnie nie czułem się winny. Marta przecież nie mogła mieć mi tego za złe! Przecież z każdego wyjazdu przywoziłem jej jakiś drobiazg, który dowodził, że o niej pamiętam…

Pan tu już nie mieszka

Jakież było moje zdziwienie, gdy pewnego razu po powrocie z delegacji zastałem przed drzwiami naszego mieszkania walizki z moimi rzeczami. Próbowałem dostać się do domu, ale zamki zostały ewidentnie wymienione. Kiedy dobijałem się do drzwi, z mieszkania obok wyjrzał sąsiad.

– Nie masz się co dobijać, sąsiad – oznajmił. – Małżonka szanowna rano wymieniła zamki, a nie dalej, jak godzinę temu, wyjechała.

– Ale jak to: wymieniła zamki?

– Nie wiem, sąsiad, nie wtrącam się. Najwyraźniej miała powód. Tylko prosiła, żebym zerknął na walizki. Że to sąsiada.

– No moje, moje… Ale co jej odbiło?

– Nie wiem, sąsiad. Baby to jakieś dziwne są. Ale, o, byłbym zapomniał! To jeszcze prosiła przekazać.

To mówiąc, wręczył mi kopertę. Podziękowałem, zabrałem walizki i zszedłem na dół, do auta. W kopercie znalazłem pozew rozwodowy i zdjęcie przedstawiające mnie i Iwonę w czułym uścisku. Na odwrocie fotografii Marta skreśliła: „Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia”. Czyli jednak wiedziała. I najwyraźniej jej to nie pasowało…

Pojechałem więc do Iwony. Ta jednak nie chciała mnie przyjąć. Cóż miałem robić? Pojechałem do firmy. Strażnik co prawda dziwnie się patrzył na moje walizki, ale o nic nie pytał. Na szczęście w biurze mamy kanapę, która okazała się całkiem wygodna do spania. Miałem nadzieję, że to rozwiązanie na jedną noc, że następnego dnia coś sobie ogarnę.

Rano zadzwoniłem do mamy.

– Cześć mamo, co słychać? – zacząłem niewinnie.

– Wszystko w porządku, synku – odparła.

– Słuchaj, bo mam taki problem… Mógłbym się u was na jakiś czas zatrzymać?

– A niby czemu? – zdziwiła się.

– Chwilowo nie mam gdzie mieszkać

– Martusia cię pogoniła? – ucieszyła się moja matka. – Zuch dziewczyna!

– Słucham? – wykrztusiłem.

– Miałam nadzieję, że jest mądrzejsza ode mnie i nie będzie tolerować twoich skoków w bok.

Skąd wiesz?

– Synku, genów nie oszukasz. Jesteś dokładnie taki sam, jak twój ojciec. Tylko ja nie potrafiłam mu wystawić walizek za drzwi.

I się rozłączyła! Nie takiego wsparcia oczekiwałem od własnej matki…

Czytaj także:
„Rodzina ciągle pyta, kiedy ślub. Wciskają mi, że mój termin ważności się kończy i żaden nie zechce starej kociary”
„Mój brat to wiejski podrywacz, który żadnej pannie nie przepuścił. Brał je sobie na sianko, bo miał dobry bajer”
„Mój syn to pantoflarz. Nawet po rozwodzie chce być lojalny, choć żona go zdradziła i upokorzyła”

Redakcja poleca

REKLAMA