„Zdrada męża mnie nie ruszyła, ale zdrada kochanka to był cios. Skoro odszedł >>dla mojego dobra<<, mógł to skonsultować”

zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Julija
„Nieraz zastanawiałam się, czy to w ogóle ma sens. Zdawałam sobie sprawę, że romans w pracy musi się wydać. Zwłaszcza w tak małym mieście jak nasze. Brnęłam w to jednak, a zamiast wstydu czy wyrzutów sumienia czułam bezczelną radość. >>Taka piękna miłość nie może być zła – myślałam. – A wszyscy ci, którzy wytykają mnie palcami, na pewno nigdy nie zaznali podobnego uczucia<<”.
/ 01.06.2023 12:30
zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Julija

Długo czułam się, jakby mi ktoś wytatuował na piersiach szkarłatną literę. Ironiczne uśmiechy. Ciekawskie spojrzenia. Plotki. Zostałam napiętnowana…

On – świetnie zapowiadający się chirurg z drugim stopniem specjalizacji i ja – ślepo zapatrzona w niego instrumentariuszka.

Podziwiałam Rafała na sali operacyjnej, starałam się tak ustawić swój grafik, by zawsze mu towarzyszyć przy dłuższych zabiegach. Wiedziałam, że i on lubi ze mną pracować. Po kilku miesiącach rozumieliśmy się bez słów i stanowiliśmy naprawdę zgrany zawodowo tandem. Z czasem ta symbioza przeniosła się na życie osobiste. Zaczęliśmy spotykać się w szpitalnym bufecie, potem w jego pokoju na dyżurach, w końcu także w hotelach. Z każdym dniem byliśmy bardziej zakochani. Nasz romans kwitł jednak w ukryciu.

Przynajmniej tak mi się zdawało

Rafał miał żonę i dwóch dorastających synów. Ja też nie byłam singielką. Moje małżeństwo, choć nieudane, trwało już dobrych kilka lat. Może gdyby udało mi się zajść w ciążę, życie potoczyłoby się inaczej… Z każdym dniem oddalałam się od męża. On zresztą wolał spędzać wieczory z kolegami niż ze mną. Nasz domek z kart chwiał się w posadach.

Nieraz zastanawiałam się, czy to w ogóle ma sens. Zdawałam sobie sprawę, że romans pielęgniarki z lekarzem musi się wydać. Zwłaszcza w tak małym mieście jak nasze. Brnęłam w to jednak, a zamiast wstydu czy wyrzutów sumienia czułam bezczelną radość.

„Taka piękna miłość nie może być zła – myślałam. – A wszyscy ci, którzy wytykają mnie palcami, na pewno nigdy nie zaznali podobnego uczucia”.

Cieszyłam się każdym dniem z Rafałem. Imponował mi jako mężczyzna, lekarz, człowiek. Uwielbiałam jego skupiony, niekiedy nawet surowy wyraz twarzy. Kochałam, gdy po nocnym dyżurze przynosił mi kawę i kanapki. I to, jak mnie otulał szalem, żebym nie zmarzła. Drżałam przy każdym jego dotyku i pocałunku. Przeżywałam wszystkie porażki, pękałam z dumy, gdy w prasie medycznej ukazywał się jego kolejny artykuł. Żyłam nim i dla niego.

Gdyby tylko poprosił, nie wahałabym się rzucić wszystkiego. Ale on nie zamierzał rezygnować ze swojej rodziny. I zamiast związać się ze mną, postanowił odejść.

Dopiero gdy wyjechał, odczułam pogardę ludzi

– Poczekaj na mnie na parkingu – powiedział w pewien smętny marcowy poranek. – Podwiozę cię i porozmawiamy.

Kończyliśmy wspólny dyżur. Kilka godzin przy stole operacyjnym dało mi się we znaki. Marzyłam o wygodnym łóżku i ciepłej kołdrze. Ale perspektywa powrotu z Rafałem nieco mnie rozbudziła. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie.

– Zapnij pasy – przypomniał jak zwykle.

– Oczywiście, kochanie – cmoknęłam go w cudownie szorstki od dwudniowego zarostu policzek. – O czym będziemy rozmawiać? Może o weekendzie? – paplałam.

– Alu, to co chcę ci powiedzieć, nie jest dla mnie łatwe. Musisz o tym pamiętać… – zawiesił głos.

Czułam, że za chwilę stanie się coś złego. Napięłam mięśnie w oczekiwaniu na cios. Nie patrzyłam na niego.

– Odchodzę ze szpitala – powiedział tonem, jakim lekarz przekazuje pacjentowi najgorszą diagnozę.

– Słucham? – przecież praca tak wiele dla niego znaczyła.

– Dostałem posadę w Lublinie. W szpitalu klinicznym. To dla mnie szansa. Wyrwę się wreszcie z tego zaścianka, rozwinę zawodowo. Tu moja kariera stoi w miejscu. Rozumiesz to, prawda?

– Rozumiem – powiedziałam to, co chciał usłyszeć, ale nie miałam zielonego pojęcia, o czym mówił.

– Chłopcy bardzo się cieszą, bo też mają dość tej dziury. A w Lublinie są wyższe uczelnie, kina, puby, centra handlowe. Będą mieli zupełnie inny start w dorosłość.

– Rozumiem – powtórzyłam to samo.

Jest jeszcze jeden powód mojej decyzji, maleńka – ujął mnie za brodę i zmusił, bym spojrzała mu w oczy. – Ty.

– Ja?

– Tak. Nasz romans wymknął się spod kontroli. W szpitalu aż huczy od plotek. Za chwilę całe tocholerne miasteczko będzie wiedziało, że ze sobą sypiamy.

Kochamy się…– chciałam mu przerwać.

– Myślę, że to szkodzi nie tylko twojej reputacji, ale i pozycji zawodowej. Dyrektor podobno już kilka razy zastanawiał się, czy nie przenieść cię na neurologię. Alu, czy ty mnie w ogóle słuchasz?

– Słucham. I rozumiem.

– Tak będzie lepiej dla wszystkich. Nawet jeśli na początku zaboli.

Bolało. I to bardzo.

Rafał wyjechał pierwszego kwietnia. Ani razu nie zadzwonił. Nie przysłał wiadomości. Najwyraźniej chciał odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie. Z dwójką synów i szczęśliwą panią doktorową u boku. Ja zostałam. Na domiar złego jego odejście wcale nie uciszyło plotek. Wręcz przeciwnie, dopiero teraz czułam się napiętnowana. Już nikt nie starał się ukrywać drwiących uśmiechów i kąśliwych uwag.

Dlaczego? Jako kochanka doktora dla większości byłam co najwyżej żałosna. Status porzuconej czynił ze mnie potencjalne zagrożenie. Praca stawała się koszmarem.

Wyjazd do Włoch był szansą na odmianę

Sytuacja w domu także była napięta. Coraz częściej dochodziło do kłótni, zaczęłam poważnie myśleć o rozwodzie. Jak na złość, mąż stracił pracę. Nie miałam sumienia porzucać go w takim momencie.
Wyjazd do Włoch wydawał się najlepszym rozwiązaniem. Wiele pielęgniarek z naszego szpitala już tam pojechało.

– Alka, pomyśl tylko – moja jedyna koleżanka, Kaśka z interny, nie kryła podniecenia. – Zarobimy trochę, nie przepracujemy się i będziemy mieszkać w słonecznej Italii! Tylko musimy się szybko decydować.

Perspektywa nostryfikacji dyplomu, załatwiania formalności i zaczynania pracy w nowym miejscu przerażała mnie, ale chęć ucieczki była silniejsza. Ucieczki od szpitala, od męża, od wspomnień…

– Co ma być to będzie. Jedziemy.

Po dwóch miesiącach z walizką pełną marzeń i letnich ciuchów stanęłam na progu małej włoskiej kliniki. Na szczęście nie sama. To Kaśka dopięła kwestie związane z kontraktem, zorganizowała przelot do Włoch i wywalczyła przytulne mieszkanko w urokliwej części Ferrary.

Na miejscu zmagała się z moją depresją i zmuszała do nauki języka. W pracy wystarczał nam angielski, ale Kaśka upierała się przy „lokalnym dialekcie”. Słusznie.

Wkrótce swobodnie robiłam zakupy w małych sklepikach i załatwiałam większość spraw na mieście, a po roku byłam w stanie czytać włoskie gazety.

Odpowiadał mi tutejszy klimat, praca w klinice sprawiała dużo satysfakcji, a weekendowe wypady nad morze pozwalały regularnie ładować akumulatory.

Mimo wszystko zaczynałam tęsknić. Za rodzicami, znajomymi, za krajem, za… utraconą miłością. O samym Rafale starałam się nie myśleć. Czasem tylko odnajdywałam jego spojrzenie w oczach jakiegoś przystojnego Włocha, dopatrywałam się znajomych gestów u pracujących w klinice lekarzy. Całego Rafała nigdzie i w nikim nie znalazłam. Może nawet nie chciałam. Nauczyłam się celebrować uczuciową samotność.

Do kraju wróciłam po dwóch latach. Mój mąż od kilku miesięcy mieszkał z inną kobietą i trójką jej dzieci. Nie miałam żalu. Nie przypuszczałam tylko, że oprócz wspólnego konta, na które wpłacałam większość włoskich zarobków, ogołoci także nasz dom. Nie zostało w nim nic prócz szafek kuchennych, kanapy, regału ze szpargałami oraz komody z moimi ubraniami. Zabrał nawet zasłony.

Pierwszą noc po powrocie przepłakałam. Nie chciało mi się nawet rozpakować walizek. I tak nie miałam gdzie pochować większości przywiezionych rzeczy.

„Na szczęście zostawił mi korkociąg” – myślałam o czwartej nad ranem, otwierając kolejną butelkę wina.

Następnego dnia nie miałam siły podnieść się z kanapy. Nie czułam też takiej potrzeby. Powoli docierało do mnie, jak bardzo jestem samotna. Bez pracy, bez pieniędzy, bez miłości. Przez kilka kolejnych dni napawałam się smutkiem, tarzałam w depresji i pławiłam w alkoholu.

– Byłaś w szpitalu? – Kaśka wywlekła mnie z pościeli natarczywym waleniem do drzwi. – Matko, jak ty wyglądasz!

Spojrzałam w lustro. Miała rację, wzdrygając się na mój widok. Było tragicznie!

– Zaraz się ogarnę, daj mi chwilę – wpuściłam ją do pustego salonu.

– No, chwila to raczej ci nie wystarczy, ale… Co tu się stało? Miałaś włamanie?

Nie, Kazik wyprowadził się z całym dobytkiem. Co? – spojrzałam na nią z głupawym uśmiechem. – Jesteś zdziwiona?

– A ty nie?

– Już nie. I wiesz, może to dobrze. Zacznę wszystko od nowa. Zupełnie.

– Jak chcesz… Podobno mamy szanse na powrót do pracy. Wyremontowali tamto przedwojenne skrzydło i otworzyli jakiś oddział. Jeszcze nie skompletowali obsady.

– Super! To biorę prysznic, a ty postaraj się wygrzebać z walizek coś stosownego do okazji. Tylko żadnych długich spódnic. Nie zamierzam nigdy więcej pojawiać się w tym szpitalu w worku pokutnym.

Żałoba po kiepskim romansie

– Zuch dziewczyna.

W kadrach witali nas jak stare znajome. Wyglądało na to, że szpital naprawdę był w potrzebie. Złożyłyśmy podania o przyjęcie do pracy na oddziale ratowniczym. Sekretarka obiecała, że zadzwoni, jak tylko coś się ruszy. I zadzwoniła. Ale tylko do Kaśki.

Zupełnie nie rozumiem, czemu cię nie przyjęli – tego wieczoru obydwie szlochałyśmy nad butelką wina. – Przecież zawsze byłaś dobrą pielęgniarką. Nikt nie miał zastrzeżeń do twojej pracy, prawda?

– Do pracy raczej nie, ale najwidoczniej wciąż mam na piersiach szkarłatną literę.

– No co ty, minęły ponad 2 lata. Kto by pamiętał o tamtym romansie…

Tym razem Kaśka nie miała racji. Nie wszyscy zapomnieli. Najlepszym na to dowodem było wezwanie do kadr.

– Pani Alu, nie mogę pani zatrudnić na oddziale ratowniczym, ale chętnie widziałbym taką doświadczoną pielęgniarkę na kardiologii – dyrektor był wyjątkowo uprzejmy. – Czy zechce pani podjąć pracę już od pierwszego? Zapewniam, że oddziałowa byłaby zachwycona.

Zaoferował mi niezłe warunki finansowe i zadzwonił do kadr, prosząc o przygotowanie umowy. Wybiegłam jak na skrzydłach i… wpadłam wprost na Rafała.

– O, Boże! – wyrwało mi się.

Nie zachowuj się, jakbyś ujrzała ducha – uśmiechnął się.

– Co tu robisz? – spytałam, siląc się na spokój. – Dlaczego jesteś w fartuchu?

– Pracuję – ciepły uśmiech zmiękczał każdą wypowiadaną przez niego sylabę.

– Wiedziałem, że wrócisz. Czekałem.

– O czym ty mówisz? – czułam, jak wzbiera we mnie złość. – Po co czekałeś?!

– Alu, uspokój się. Wpadnę do ciebie wieczorem i wszystko wytłumaczę. Wiem, że mieszkasz sama – dodał i zanim zdążyłam zaprotestować, zniknął u dyrektora.

Rafał cierpliwie czekał, aż przyjadę do kraju

Natychmiast zadzwoniłam do Kaśki.

– Już wiem! – jej głos trochę mnie uspokoił. – Spotkałam w sklepie salową z okulistyki. Rafał wygrał konkurs na ordynatora nowego oddziału. Będzie więc moim szefem. Pewnie dlatego odrzucili twój wniosek na ratunkowym…

Przyszedł wieczorem, tak jak obiecał. A ja go wpuściłam.

Usiedliśmy na kanapie. Na tyle daleko, by się nie dotykać. Na tyle blisko, by słyszeć swoje przyśpieszone oddechy.

– Alu, rozwiodłem się. Wróciłem tu, bo cię kocham. Zawsze tak było, ale wtedy… Zabrakło mi odwagi. Nie chciałem cię krzywdzić. Myślałem, że zapomnę, a ty wrócisz do męża i wszyscy będziemy żyli długo i szczęśliwie. Stało się inaczej. Wyjechałaś do Włoch. Tęskniłem. Potem ten konkurs na ordynatora… Ale nie wolno mi było prosić cię o powrót. Czekałem.

– To przez ciebie nie przyjęli mnie na ten oddział, tak? – ryczałam jak bóbr.

– Tak, maleńka. A wiesz czemu?

– Nie wiem. I nie rozumiem. Niczego.

– Bo mam nadzieję, że z czasem mi wybaczysz. Bo nie chcę nigdy więcej łączyć spraw zawodowych z osobistymi. Bo chcę poprosić cię o rękę… Tylko nie wiem, czy jesteś w stanie znów mnie pokochać.

– Nigdy nie przestałam!

Dziś, po kilku latach, nareszcie mogę to powtórzyć głośno, bez wstydu i strachu.

Czytaj także:
„Myślałem, że mamy szansę na wspólną przyszłość, ale ona wykorzystała mnie, by odegrać się na swoim chłopaku”
„Nakryłam męża w łóżku z nianią naszych córek. Zostawił mnie z dziećmi, bo nie byłam dla niego prawdziwą kobietą”
„Syn narzeka, że go kontroluję. Mam do tego prawo, bo całe życie od ust sobie odejmowałam, by jemu nic nie zabrakło”
 

Redakcja poleca

REKLAMA