„Nakryłam męża w łóżku z nianią naszych córek. Zostawił mnie z dziećmi, bo nie byłam dla niego prawdziwą kobietą”

zdradzona kobieta fot. Adobe Stock
„Dla kariery poświęciłam wszystko. Najpierw zatrudniłam nianię na 8 godzin, potem na 10, a w końcu zaproponowałam, by z nami zamieszkała. Mój mąż był bardzo zadowolony i już wiem dlaczego. Ta flądra nie zajmowała się tylko dziećmi. W wolnym czasie zaopiekowała się też ich ojcem”.
/ 18.11.2021 12:56
zdradzona kobieta fot. Adobe Stock

Biegłam, ile sił w nogach i, choć padałam już ze zmęczenia, nie mogłam się zatrzymać. „Szybciej, szybciej! Bo nie zdążysz, bo inni cię wyprzedzą” – krzyczało coś w mojej głowie.

Widziałam przed sobą długą, krętą drogę. Gdzieś na horyzoncie majaczył mój cel, ale nie potrafiłam go dostrzec. Nie wiedziałam, co czeka mnie na końcu, lecz to nieważne. Ważne, żeby biec. Ludzie miewają koszmary, w których dręczą ich wielkie pająki, upiorne strzygi albo oślizłe potwory. A mnie się śni, że biegnę. A raczej, że coś karze mi biec. Nienawidzę tego snu!

Odkąd pamiętam, byłam szalenie ambitna. W szkole miałam same piątki, na studiach też. Potem staż, pierwsza praca, kariera. Wszędzie osiągałam sukcesy. Cieszyłam się z każdej pochwały, każdej zarobionej złotówki. Wyobrażałam sobie, że kiedyś zamieszkam w wielkim domu z ogrodem, będę jeździć na egzotyczne wakacje, a w moim garażu będzie stał elegancki mercedes. Pragnęłam luksusów, prestiżu, satysfakcji...

To chyba właśnie moja ambicja zauroczyła Tomasza. On był drugi na roku, zaraz za mną. Zakochaliśmy się w sobie do szaleństwa. Wtedy jeszcze potrafiłam rzucić wszystko i spontanicznie wyjechać z nim pod namiot albo po prostu iść na imprezę i dobrze się bawić. Potem był ślub, dzieci... Musiałam na jakiś czas zrezygnować z pracy, aby zająć się bliźniaczkami. Całymi dniami siedziałam w domu, zagrzebana w pieluchach i gnuśniałam! Moje marzenia ograniczały się do tego, żeby wyjść z domu na spacer i nie słuchać już tych wrzasków. Żeby choć raz porozmawiać z kimś o czymś innym niż o dzieciach. Ludzie myślą, że kiedy kobieta zostaje matką, wszystko inne przestaje ją interesować. I zadręczają ją pytaniami, np.: „Czy już ząbkuje?” albo stwierdzeniami: „Jakież one do ciebie podobne!”.

Oddałam dziewczynki do żłobka, kiedy skończyły półtora roku i z ulgą wróciłam do pracy. Natychmiast wpadłam w wir zawodowych obowiązków! Jakbym chciała nadrobić stracony czas, dogonić tych, którzy nie zostali w tyle. Dobrze mi szło. Po dwóch latach zostałam kierowniczką działu, a po kolejnym roku szefową filii. Pięłam się w górę. Za awansami szły podwyżki, za nimi – zmiana mieszkania i samochodu. Powoli realizowałam swoje cele.

Tomaszowi także dobrze się wiodło. Teraz myślę, że go wtedy nie doceniałam. Kiedy przychodził z pracy i chwalił się, że dostał premię za najlepszy projekt, szybko go spławiałam.
– To wspaniale, kochanie – mówiłam, ledwie podnosząc głowę znad papierów.
Cały czas siedziałam nad jakimiś dokumentami. Gdy zaczęło nam się lepiej powodzić, zrezygnowaliśmy ze żłobka i wynajęliśmy opiekunkę do dziewczynek. Najpierw tylko na osiem godzin, potem na dziesięć, aż w końcu z nami zamieszkała. Nie zajmowałam się dziećmi. A także nie gotowałam, nie sprzątałam, nie wykonywałam żadnych prac domowych. A co najważniejsze – nie spędzałam wolnego czasu z rodziną. Ba! Ja nie miałam wolnego czasu. I nie chodziło nawet o to, że moja praca była zbyt absorbująca. Ja po prostu nie potrafiłam odpoczywać! Kiedy nie miałam nic do roboty, musiałam coś sobie szybko znaleźć, bo inaczej byłam poirytowana.

– Nie możesz tyle pracować, Karola, prawie w ogóle się nie widujemy – narzekał mój mąż. – Co to za małżeństwo, które praktycznie ze sobą nie rozmawia.
Ignorowałam go. Tomasz był dla mnie czymś oczywistym i niezmiennym, jak matka z ojcem. Kimś, kto będzie przy mnie trwać, choćby się waliło i paliło. Nie bałam się, że go stracę, tak jak człowiek, który biegnie, zwykle nie boi się, że złamie nogę.
– Pojedźmy nad morze, kochanie. Odpoczniesz, trochę wyluzujesz... – zaproponował kiedyś Tomasz.

Pojechaliśmy. Tyle że prawie cały czas siedziałam przy laptopie. Mój mąż sam spacerował po plaży, sam zajadał się rybami w nadmorskich smażalniach i sam pływał łódką po wzburzonych falach. Tak właśnie było. Raz, drugi, trzeci... Nic dziwnego, że w końcu nie wytrzymał. Miesiąc temu nakryłam go w łóżku z nianią. Myślicie, że się bronił, tłumaczył, że zrobił cokolwiek, by mnie udobruchać?
– To jest przynajmniej kobieta z krwi i kości! – wrzasnął, gdy robiłam mu wymówki. – Do takiego terminatora jak ty nawet przytulić się nie można.

Nie musiałam go wyrzucać. Sam się wyprowadził. Całe moje życie legło w gruzach. A miało być jak na filmach – piękna willa na przedmieściach, najlepiej z basenem, ogród pełen kwiatów, a w tym ogrodzie... szczęśliwa, kochająca się rodzina. Dopiero wtedy zrozumiałam, czego brakuje w mojej życiowej układance. Odejście Tomasza było jak kubeł zimnej wody na głowę. Potrzebowałam tego. Gdy już przestałam płakać, postanowiłam, że pójdę na terapię i odzyskam męża, ale najpierw....
– Aniu, Haniu – powiedziałam, wchodząc do pokoju córek. – Zbudujemy zamek z klocków?

Więcej prawdziwych historii:
„Związałem się z alkoholiczką. Co tydzień obiecywała mi, że przestanie pić. Ja wciąż wierzę, że się zmieni”
„Powiedziałam znajomej, że przyłapałam jej męża na zdradzie. Ona się obraziła, że próbuję zniszczyć jej małżeństwo”
„Moja córka nie rozumie, że facetom nie można ufać. Oddasz im serce, a oni zdepczą je i wyrzucą - jak jej ojciec”
„Mój narzeczony stracił nogę w wypadku. Rozważam odwołanie ślubu, bo nie chcę niepełnosprawnego męża”

Redakcja poleca

REKLAMA