„Zdrada męża była mi na rękę. Mogłam bez wyrzutów sumienia wrócić do tego, którego naprawdę kochałam”

szczęśliwa para fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Nocami przytulałam się do Wojtka i wmawiałam sobie, że wszystko jest OK. Wiedziałam jednak, że tylko udaję miłość do niego. A ta prawdziwa została w przeszłości. Nie byłam z tych, które zdradzają ot tak”.
/ 27.08.2023 07:15
szczęśliwa para fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Kiedy zobaczyłam go po tylu latach, wróciły piękne wspomnienia. Tylko co tego, skoro ja już mam rodzinę?!

– Łukasz? Boże, nic się nie zmieniłeś. Strasznie fajnie cię spotkać! – zawołałam i zanim zdążyłam pomyśleć, rzuciłam mu się na szyję.
Byłam w nim zakochana po uszy. I przekonana, że będziemy razem całe życie, ale ono napisało nam inny scenariusz. Po naszym zerwaniu na kolejną randkę poszłam dopiero po trzech latach. Z Wojtkiem, który dziś jest moim mężem.

Był taki inteligentny

Łukasz studiował na tej samej uczelni, ale na innym wydziale. Spotkaliśmy się w klubie filmowym. Łukasz uwielbiał amerykańskie filmy klasy B z lat 50. i 60. Tanie horrory i science fiction. Prowadził cykl pokazów pod hasłem „Filmy najgorsze”. Na jeden z nich trafiłam przypadkiem, pomyliłam daty. Myślałam, że idę na „Doktora Żywago”.
Gdy połapałam się, że coś pokręciłam, chciałam wyjść. Ale Łukasz przykuł moją uwagę. Był w taki nieoczywisty sposób przystojny. I miał piękny głos. A o filmie, który mieliśmy oglądać, mówił tak dowcipnie i zachęcająco, że zostałam.

Po seansie była dyskusja. Chciałam dyskretnie wyjść, ale siedziałam w takim miejscu, że nie bardzo miałam jak. I choć nie planowałam zabierać głosu, nagle – poirytowana wymądrzaniem się jakiegoś okularnika, który zupełnie na poważnie doszukiwał się w filmie filozoficznego przekazu – wypaliłam na temat parówek: czy za każdym razem, jak je wcina, to mu się z czymś kojarzą. Łukasz spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Skuliłam się, przez chwilę miałam wrażenie, że patrzy na mnie cała sala.

Zwróciłam jego uwagę

Po dyskusji próbowałam się wymknąć, więcej nie zwracając na siebie uwagi. Nie udało się.

– Hej, nie uciekaj! Chciałem ci podziękować za uciszenie Karola. On tak zawsze. I naprawdę na poważnie. Za każdym razem czekam z przerażeniem na to, co powie. Mogę ci postawić piwo?

Nie miałam żadnych planów na wieczór, więc dałam się skusić. Na jednym piwie się nie skończyło. Okazało się, że złe filmy to konik Łukasza, ale ma też ogromną wiedzę na temat tych naprawdę dobrych. Rozmawialiśmy prawie do rana. Łukasz odprowadził mnie pod dom.
Zadzwonił kilka dni później.

Prywatny seans

– Mam dla ciebie niespodziankę. Spotkajmy się o 17 w sali filmowej.
Na widowni nie było nikogo. Już chciałam się wycofać, gdy z głośnika dobiegł głos Łukasza:

– Witam panią na prywatnym pokazie filmu „Miłość i gołębie”. Proszę się rozgościć. Życzymy miłego seansu.

Po chwili zgasło światło i zaczęła się projekcja. Nie wiem, skąd Łukasz wziął kopię tego filmu. I to tak szybko. Zwierzyłam mu się, że chciałabym go zobaczyć, ale nie podejrzewałam, że go znajdzie.
Po kilku minutach ktoś usiadł koło mnie i podał mi butelkę z piwem.

– Zadowolona?

– Bardzo. Dziękuję.

Po filmie poszliśmy o nim pogadać. Do domu znowu wróciłam nad ranem. Kilka tygodni później nie miałam już wątpliwości. Byłam zakochana po uszy.

Na festiwal Nowe Horyzonty pojechaliśmy już jako para. Po powrocie Łukasz zaczął nocować u mnie częściej niż w akademiku. Wymykał się świtem, przekonany, że moi rodzice o niczym nie wiedzą. Mama w końcu nie wytrzymała. I pewnego wieczoru pożegnała go takim zdaniem:

– Panie Łukaszu, lubi pan naleśniki? To usmażę jutro na śniadanie. Do zobaczenia.

Purpurowy Łukasz grzecznie przytaknął i podziękował. Gdy zamknęłam za nami drzwi mojego pokoju, rzuciłam się na łóżko i chichotałam jak wściekła przez kwadrans.

To naprawdę on?

Byliśmy razem pięć lat. Teraz, po dwunastu latach od naszego ostatniego spotkania, wypatrzyłam Łukasza na przyjęciu urodzinowym Aldony, koleżanki z pracy. Gdy już ochłonęłam, zapytałam, skąd się tu wziął.

– Zaprosiła mnie Inga, siostra Aldony. Ale nie jestem jej narzeczonym ani chłopakiem, nic z tych rzeczy. Spotkaliśmy się dwa, może trzy razy. A co u ciebie? – Łukasz wziął mnie za rękę i spojrzał na obrączkę. – Widzę, że należą się gratulacje.

–  Chyba tak. Mąż, od pięciu lat ten sam. Jedna córka, w zerówce. Dwa koty i pies– wyrecytowałam.

– Przedstawisz mnie?

– Nie, Wojtka tu dziś nie ma. Pojechał z kolegami w góry. On nie znosi przyjęć. Zosia spędza noc u dziadków. Wiesz, w moim dawnym pokoju – uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że Łukasz pamięta mój pokój bardzo dobrze.

Cały wieczór bawiliśmy się razem. Indze to chyba nie przeszkadzało. Sama szalała z grupą facetów młodszych od niej o dobrych dziesięć lat. Gdy już od szalonych tańców rozbolały mnie stopy, opadłam na ławkę przed pubem. Zdjęłam szpilki. Łukasz położył sobie moje stopy na kolanach i zaczął je masować.

– Zapomniałem, jakim jesteś świetnym kompanem. Jak mogłem pozwolić ci odejść?

Zapadła krępująca cisza. Łukasz znienacka pochylił się i pocałował mnie w usta. Nie powstrzymałam go. Poczułam ukłucie w brzuchu. W końcu odsunęłam się.

– Łukasz. Przepraszam. Nie mogę. Kocham męża i moją rodzinę. Nie mogę tego wszystkiego rozwalić. Nie mogę.

Zerwałam się i pobiegłam do środka. Łukasz nie poszedł za mną. Pożegnałam się z Aldoną i pojechałam do domu. Po drodze kazałam taksówkarzowi zmienić trasę. U rodziców wsunęłam się do mojego dawnego łóżka, w którym teraz spała Zosia. Dopiero, gdy się do niej przytuliłam, serce przestało mi walić jak szalone.

Cały czas o nim myślałam

Życie toczyło się dalej. Jak przedtem. No, może prawie jak przedtem. Bo choć bardzo się starałam, nie mogłam przestać myśleć o Łukaszu. Znalazłam album z naszymi zdjęciami. Trekking w Szkocji, narty w Gruzji, weekend w Borach Tucholskich. Jak my się kochaliśmy!
I ta głupia kłótnia, która doprowadziła do naszego rozstania.

Gdybym wiedziała, jak to się skończy, nic bym nie powiedziała. Miałam zły humor, szukałam zaczepki, odstawiłam scenę zazdrości. O jakieś pijane laski, które wieszały się na Łukaszu na imprezie. On chyba też miał słabszy dzień. Strasznie się na mnie zezłościł. Nakrzyczał, że ma dość moich podejrzeń i wymówek, że albo sobie ufamy, albo nie i że to koniec. Spakował torbę i tyle go widziałam. A potem każde z nas było zbyt dumne, żeby przeprosić. Dwa miesiące później od znajomych dowiedziałam się, że Łukasz wyjechał do Londynu.

Nocami przytulałam się do Wojtka i wmawiałam sobie, że wszystko jest OK. Wiedziałam jednak, że tylko udaję miłość do niego. A ta prawdziwa została w przeszłości. Nie byłam z tych, które zdradzają ot tak.

„Inga mi dała twój numer. Może jakieś piwko? Powspominamy” – ten SMS przyszedł miesiąc po urodzinach Aldony. A już powoli odzyskiwałam spokój…

„Łukasz, nie pisz do mnie więcej, mam rodzinę. Jest w tej chwili najważniejsza. Choćbym chciała się z tobą spotkać, to nie mogę. Przepraszam”.

„Rozumiem. Jakby co, masz mój numer”.

Miało być dziecko a nie romans

Po kolejnych miesiącach o Łukaszu myślałam już nie częściej, niż kilka razy w tygodniu. Wojtek zaczął przebąkiwać o rodzeństwie dla Zosi. Uznałam, że to świetny pomysł. Na pewno dziecko spowoduje, że przestanę mieć jakiekolwiek wątpliwości. Przestałam łykać pigułki. Na szczęście, tym razem nie poszło tak łatwo. Gdybym była w ciąży, pewnie podjęcie słusznej decyzji przyszłoby mi z dużo większym trudem.

Okazało się bowiem, że Wojtek ma romans. I nie była to jednorazowa przygoda. Ani chwilowe zauroczenie. Zupełnie przez przypadek odkryłam, że mój mąż cały czas spotyka się ze swoją dziewczyną z liceum. Ile razy jedzie z wizytą do rodzinnego miasta – nocuje u niej. Jego rodzice musieli o tym wiedzieć. Ale nigdy nic nie powiedzieli. Tak jakby nasze życie w Warszawie i jego życie w Kozienicach to były dwa różne, niezależne światy. Zaczęłam się zastanawiać, czy Wojtek w ogóle kiedykolwiek mówi prawdę. Wyjazdy w góry z kumplami? Delegacje? 

Jak się dowiedziałam? W banalny sposób. Wojtek wychodząc w sobotę z domu na piwko z kolegami, wziął mój telefon. Zaraz po jego wyjściu usłyszałam dźwięk przychodzących SMS-ów. Telefon leżał w przedpokoju. Od razu zauważyłam, że to komórka Wojtka . SMS-y przychodziły jak wściekłe. Przeczytałam pierwszy: „Następnym razem albo przychodź punktualnie, albo wynajmij jakiś lepszy hotel. Ile mam siedzieć w tej norze?”. Nadawca: Kicia.

Zaczęłam czytać kolejne wiadomości od Kici. Wojtek był tak pewny siebie, że nawet ich nie kasował. Czasem były też fotki. Kicia w seksownej bieliźnie przesyła całusa, Kicia w wannie, Kicia na spacerze…
Wojtek wrócił po godzinie. Zorientował się, że ma nie swój telefon. Pewnie liczył na to, że zdąży na czas. Po mojej minie wiedział, że jest za późno. Usiadł i powiedział mi całą prawdę. Potem doszłam do wniosku, że chyba chciał, żebym się dowiedziała. I żeby już nie musiał kłamać.

Obyło się bez kłótni i awantur.  Wojtek spakował się jeszcze tego samego dnia. Umówiliśmy się, że nazajutrz powiemy o wszystkim Zosi. Przez dwa tygodnie chodziłam jak lunatyk. Aż w końcu przestałam się oszukiwać. Wiedziałam, co chcę zrobić. Co powinnam zrobić.

W pierwszy weekend, w który Wojtek zabrał Zosię do swojego wynajętego mieszkania, napisałam do Łukasza SMS-a: „Zaproszenie na piwo ciągle aktualne?”. Odpowiedź przyszła natychmiast: „Oczywiście”. Złapałam torebkę i wybiegłam.

Czytaj także: „Podsłuchiwałam nianię i mojego męża, by wywęszyć romans. Aż uszy puchły, co oni wyrabiali pod moją nieobecność"
„Opiekowałam się dziadkami najlepiej jak umiałam, a oni przepisali dom na mojego leniwego brata”
„Nienawidziłam swojej siostry z całego serca. Nie mogłam jej wybaczyć tego, że zabrała mi mamę”

Redakcja poleca

REKLAMA