„Zbliżała się data ślubu, a Darek za nic nie chciał wziąć się w garść. Musiało dojść do tragedii, żeby się opamiętał”

smutna kobieta podczas przygotowań do ślubu fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Wciąż dużo palił, choć twierdził, że ogranicza. Wciąż jadł słono i tłusto, wieczorami pił piwo i ruszał się tyle, co nic. Z samochodu do windy, z windy do samochodu. Czasem jakaś wyprawa do sklepu na naszym osiedlu – i w zasadzie tyle. Niby wiedział, że powinien schudnąć, ale nie chciał nawet słyszeć np. o wizycie na siłowni.”
/ 23.04.2023 22:30
smutna kobieta podczas przygotowań do ślubu fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Jak to w dzisiejszych czasach najczęściej bywa, nasze pierwsze spotkanie odbyło się w pracy. Oboje byliśmy zatrudnieni w jednej z wrocławskich korporacji: Darek na stanowisku kierownika działu, ja – sekretarki. Nie powiem, spodobał mi się od pierwszego wejrzenia; ja też wpadłam mu w oko. Wkrótce zostaliśmy parą.

Po roku znajomości Darek zaproponował, żebyśmy razem zamieszkali

Wprowadziłam się do niego, bo było tam dużo więcej miejsca niż u mnie. Poza tym wciąż spłacałam swoją kawalerkę, więc chętnie wynajęłam ją młodej lekarce. Wspólne zamieszkanie okazało się strzałem w dziesiątkę – Dariusz o mnie dbał i prawie wcale się nie kłóciliśmy. Szybko też uzgodniliśmy podział obowiązków.

Jedyną sprawą, jaka mi się w nim nie podobała, był niezdrowy styl życia mojego ukochanego. Przede wszystkim dużo palił, ponad paczkę dziennie. Do tego dochodziły brak ruchu, fatalna dieta i ignorowanie zaleceń lekarza.

– Musisz zrzucić te dziesięć kilo, internista ci kazał! – powtarzałam mu, a on na to, żebym dała spokój, bo przynudzam.

– Masz nadciśnienie! –  nie ustawałam.

– Mam też trzydzieści cztery lata – odparł dumnie. – To jeszcze chyba nie czas, kiedy ludzie się rozsypują, nie sądzisz?

– Ale masz złe wyniki! Wysoki cholesterol, wysokie ciśnienie! Rzuć fajki, przestań popijać wieczorami piwo, chodź czasem ze mną na spacer – prosiłam.

Niestety, nie słuchał mnie

Cały dzień spędzał za biurkiem, a wieczory – na kanapie. I wychodził na papierosa średnio raz na pół godziny. No i jeszcze te nieszczęsne knajpy – Dariusz miał imponująco szerokie grono najprzeróżniejszych znajomych, często więc się z nimi wieczorami spotykaliśmy. Piwo lało się wtedy strumieniami, a całe towarzystwo nie ruszało się zza stolików nawet do północy. A w weekend bywało i dłużej.

Kiedyś w piątek zauważyłam, że Darek źle się czuje – był purpurowy na twarzy, rozpalony i chyba miał migrenę.

Wyjdźmy na powietrze – zaproponowałam, odsuwając na bok jego kufel.

– Nie tragizuj – odparł przez zaciśnięte zęby. – Nic mi nie będzie.

Typowy facet... Niestety, godzinę później byliśmy już na SOR. Diagnoza – wysokie nadciśnienie, zaburzenia rytmu serca...

– Proszę jak najszybciej iść do kardiologa. Takie nadciśnienie w pana wieku to nie żarty – powiedział Darkowi lekarz dyżurny. – Pali pan? Trzeba rzucić.

– Słyszałeś? – spojrzałam na niego groźnie, kiedy już wyszyliśmy na ulicę.

– Oj tam, straszą i tyle – wzruszył ramionami mój facet. – Już mi lepiej.

– Chwilowo. Pewnie po tabletkach. Darku, ja nie żartuję! Powinieneś jak najszybciej rzucić palenie! – krzyknęłam.

– Chryste, a ty kto?! Ciotka Gryzelda?! Daj mi spokój, kobieto! – zawołał.

Strasznie się wtedy pokłóciliśmy

Prawdę mówiąc, na chwilę nawet się rozstaliśmy. Jednak trzy dni później przyniósł mi do pracy kwiaty i na oczach rozbawionych kolegów poprosił mnie o rękę.

Dawno miałem to zrobić – uśmiechnął się, kiedy rzuciłam mu się na szyję.

Dostaliśmy gromkie brawa i poszliśmy świętować do pobliskiego pubu. Pierścionek był śliczny, a myśl o ślubie dodała mi skrzydeł. Ruszyły przygotowania. Pomagały mi mama i dwie młodsze siostry. Bardzo chciałam, żebyśmy pobrali się w moim rodzinnym miasteczku.

– Kwitniesz – powitała mnie rodzicielka, kiedy przyjechałam do domu na weekend. – A jak tam nasz Dareczek?

– Dużo pracuje i wciąż pali – powiedziałam. – Staram się urozmaicić mu dietę, ale po kryjomu podjada kanapki z majonezem, chipsy i słone paluszki.

– Mężczyźni! Nie przejmuj się, dziadek palił jak smok i prawie dziewięćdziesiątki dożył – machnęła ręką przysłuchująca się naszej rozmowie ciotka Lidka, po czym dyskusja zeszła na moją sukienkę. – Projekty sobie obejrzyj, znalazłam ci świetną krawcową. Niedrogo wyjdzie i pięknie!

– Co z salą? – przypomniała mama. – Dalej chcecie urządzać przyjęcie w dworku nad jeziorem czy wymyśliliście coś nowego? Pytam, bo trzeba już zaklepać termin. Jeszcze wam go ktoś świśnie.

– Dworek brzmi świetnie. Dariuszowi też się tam podoba – powiedziałam.

Kilka dni później wróciłam do Wrocławia radosna jak skowronek

„Biorę ślub z facetem, którego kocham nad życie. Nie ma większego szczęścia!” – uznałam, wysiadając z pociągu. Dariusz miał po mnie wyjść na peron, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Rozglądałam się, starając się wypatrzyć jego ciemną czuprynę w tłumie podróżnych, jednak naprawdę go nie było.

Dziesięć minut później zaczęłam się poważnie niepokoić. Zapomniał? Niemożliwe. Przecież rano rozmawialiśmy przez telefon i obiecał, że po mnie wyjdzie. Może więc stało się coś złego?! Moja komórka zadzwoniła, kiedy wolnym krokiem szłam w stronę przystanku.

– Słuchaj, jednak po ciebie nie wyjdę! Przepraszam, skarbie, widzimy się w domu! – krzyknął Darek głosem, który wydał mi się mocno zdenerwowany.

Nie chciał powiedzieć, co jest grane, więc nie miałam wyjścia: choć niechętnie – wróciłam do domu autobusem. Spotkaliśmy się w mieszkaniu. Dariusz wydał mi się dziwnie blady i jakiś roztrzęsiony. Najpierw usiłował wcisnąć mi kit, że był ze znajomym za miastem, lecz w końcu wyciągnęłam z niego prawdę. Po prostu znowu trafił na pogotowie!

– Trochę źle się poczułem, nie ma co panikować – wzruszył ramionami.

Trochę źle?! Przecież powiedziałeś, że zasłabłeś na ulicy! – rozpłakałam się.

Na stole leżała paczka papierosów, po którą sięgnął. Byłam jednak szybsza.

– Od dziś nie palisz – zapowiedziałam.

– Ograniczę, dobra? Nie bądź taka czepialska – burknął. – No daj mi tę fajkę, naprawdę muszę zapalić – ofuknął mnie.

– Darek, nie rozumiesz, że któregoś dnia sam siebie zabijesz?! – wybuchłam.

Nie słuchał. Według niego przesadzałam. Bo on jest przecież młody, a to tylko zupełnie niegroźne nadciśnienie…

Kilka dni później poczuł się lepiej. Kardiolog przepisał mu nowe tabletki…

Jednak mój narzeczony nadal nie zamierzał zmienić trybu życia

Wciąż dużo palił, choć twierdził, że ogranicza. Wciąż jadł słono i tłusto, wieczorami pił piwo i ruszał się tyle, co nic. Z samochodu do windy, z windy do samochodu. Czasem jakaś wyprawa do sklepu na naszym osiedlu – i w zasadzie tyle. Niby wiedział, że powinien schudnąć, ale nie chciał nawet słyszeć np. o wizycie na siłowni.

– To nie dla mnie – powtarzał uparcie. – Nie znoszę się męczyć i pocić...

Miesiąc przed ślubem trochę mu odpuściłam. „Może rzeczywiście za bardzo się go czepiam?” – myślałam. I wtedy stało się najgorsze…

Miałam akurat wolny dzień. Pojechałam do rodzinnego miasteczka zmierzyć sukienkę, kiedy zadzwoniła Wiolka, koleżanka z pracy.

– Słuchaj, mam złe wieści. Darka właśnie zabrała karetka. Nie wiem, co się stało, ale wyglądało to tak, jakby podczas narady dostał ataku serca – powiedziała.

Nie pamiętam, jak dotarłam do Wrocławia. Nie pamiętam podróży pociągiem ani przedzierania się przez zakorkowane miasto do szpitala.

– Zawał – usłyszałam od lekarki, kiedy udało mi się znaleźć narzeczonego.Rozpłakałam się.

Za miesiąc bierzemy ślub!

Powtarzałam to na okrągło, zanim jedna z pielęgniarek podała mi coś na uspokojenie.

Dariusz wyglądał strasznie – ziemista cera, podkrążone oczy, pusty wzrok. Humor go jednak nie opuścił.

– Chyba kostucha chce być świadkiem na naszym ślubie – powiedział.

– Przestań! – znów chlipnęłam.

Przepraszam, kocie – westchnął Darek i zmienił ton na poważniejszy. – Wychodzi na to, że miałaś rację. Potraktuję to jak ostatnie ostrzeżenie, dobrze? Rzucę fajki, zacznę z tobą truchtać, nawet majonez wywalę z lodówki. Może być?

– Nie rób tego dla mnie – szepnęłam.

– Wiem. Zrobię to dla siebie.

Ślub wzięliśmy w sierpniu, w terminie. Dariusz wciąż był lekko osłabiony, lecz jego oczy błyszczały ze szczęścia. Dziś mój mąż jest zupełnie innym człowiekiem. Dotrzymał obietnicy, zaczął o siebie dbać. Razem biegamy, pilnujemy diety, wyjeżdżamy w góry. Papierosy są złym wspomnieniem, podobnie jak piwo.

Czytaj także:
„Dyrektorka obcinała mi pensję za każdą bzdurę. Zdębiałam, gdy dowiedziałam się, co robi z kasą, którą mi zabiera”
„Po śmierci naszego dziecka, mąż bez słowa mnie porzucił. Zostawił mnie samą z cierpieniem, gdy najbardziej go potrzebowałam”
„Zazdrościłyśmy Marcie ślubu z szefem. Był w nią tak zapatrzony! Szybko okazało się, że tyran potrzebował służby w domu”

Redakcja poleca

REKLAMA