„Mąż zostawił mnie dla młodszej. Przygodną autostopowiczkę najpierw wziął do auta, a później w swoje pielesze”

załamana kobieta fot. Getty Images, Sharie Kennedy
„Przyglądałam mu się z niedowierzaniem, nie mając pojęcia, o czym on mówi. Dopiero kiedy padło słowo >>rozwód<<, wpadłam w histerię. Krzyczałam, że nie pozwolę mu przekreślić 28 wspólnych lat, błagałam, żeby się opamiętał. Ze smutkiem pokiwał głową i oznajmił mi, że się wyprowadza”.
/ 24.10.2023 08:30
załamana kobieta fot. Getty Images, Sharie Kennedy

Cieszyłam się, że wyświadczamy tej kobiecie przysługę. Byłam głupia! Teraz już wiem, że wtedy popełniłam największy błąd swego życia.

Po prostu chcieliśmy pomóc

Tamtej soboty jechaliśmy na ślub syna. Atmosfera w samochodzie była radosna. Dużo się śmialiśmy, śpiewaliśmy wraz z radiem. Leciała nawet nasza piosenka – stary kawałek Urszuli, który zawsze bardzo lubiłam. Jakieś pół godziny przed zjazdem na S., w którym miało się odbyć wesele, zamarzyła mi się kawa i lekkie śniadanie. Wyjechaliśmy z domu bladym świtem i z tego pośpiechu nie zdążyłam nic zjeść.

– Zatrzymaj się, Tadziu. Zobacz, jaki przyjemny zajazd – poprosiłam.

Zjechał na leśny parking, zaparkował w cieniu rozłożystego kasztanowca i oboje wysiedliśmy z samochodu.

– Nie mogę uwierzyć, że Rafał się żeni – powiedział mąż, kiedy już siedzieliśmy przy stoliku.

– Wydaje się, że niedawno był w liceum – przyznałam mu rację i od razu prawie się popłakałam ze wzruszenia.

Tadek zamówił nam domowe ciasto. Kawa była dobra, drożdżówka przepyszna. Po posiłku ruszyłam w stronę toalety, żeby sprawdzić, czy trzyma mi się ułożona przez sąsiadkę fryzura. Kiedy wróciłam, mąż rozmawiał z ubraną w pasiastą sukienkę, na oko trzydziestoletnią, blondynką.

– Pani pyta, czy zabralibyśmy ją do Sandomierza – powiedział Tadeusz, kiedy usiadłam przy naszym stoliku.

Spojrzałam na dziewczynę. Była mniej więcej w wieku naszego starszego syna i zrobiło mi się jej żal. Za oknem się chmurzyło, a ona sprawiała wrażenie smutnej i zagubionej.

– Jasne, czemu nie? – powiedziałam więc, ciesząc się, że w dniu ślubu syna wyświadczymy komuś przysługę.

Podziękowała wylewnie i parę minut później we trójkę wyjechaliśmy z leśnego parkingu. W samochodzie kobieta nie mówiła wiele. Mąż próbował co prawda wciągnąć ją w jakąś pogawędkę, ale odpowiadała jedynie półsłówkami, w końcu zamilkła na dobre.

Wysadziliśmy ją w okolicach kościoła, w którym za niecałą godzinę nasz syn miał ślubować swojej narzeczonej.

– Bardzo państwu dziękuję, naprawdę. W dzisiejszych czasach nie każdy jest tak życzliwy – powiedziała.

– Drobiazg – rzucił mąż, a nieznajoma wręczyła nam swoją wizytówkę.

– Jestem rehabilitantką. Gdyby kiedyś, nie daj Boże, bolały plecy, zapraszam do mojego gabinetu. Raz w tygodniu przyjmuję też w państwa mieście.

– Ładna dziewczyna – powiedział mąż, kiedy już zniknęła nam z oczu.

– Dziwna, ponura… – mruknęłam.

Chwilę później zupełnie wyleciało mi z głowy, że w ogóle kogoś podwoziliśmy, i pewnie więcej bym o niej nie myślała, gdyby nie to, że to właśnie dla niej… zostawił mnie mąż.

Świat mi się zawalił

Był grudzień, dokładnie pół roku po ślubie Rafała. Tadek wrócił do domu dziwnie przygaszony i w milczeniu usiadł za stołem. Myślałam, że jest chory – dzień wcześniej trochę kaszlał. Chodziło jednak o coś innego… Powiedział, że nie chciał mnie zranić. Że tak wyszło, nie planował tego, zakochał się i odchodzi do tej kobiety.

Przyglądałam mu się z niedowierzaniem, nie mając pojęcia, o czym on mówi. Dopiero kiedy padło słowo „rozwód”, wpadłam w histerię. Krzyczałam, że nie pozwolę mu przekreślić dwudziestu ośmiu wspólnych lat, błagałam, żeby się opamiętał. Ze smutkiem pokiwał głową i oznajmił mi, że się wyprowadza.

– Nie zrezygnuję z tej miłości, Aniu. Za bardzo ją kocham – usłyszałam.

Wybiegłam wtedy z domu tak, jak stałam – w cieniutkiej podomce, na siarczysty mróz. Przygarnęła mnie Wanda, moja sąsiadka. Zaparzyła melisy, cierpliwie wysłuchała i otarła łzy.

– Niech idzie, skoro chce! Nie błagaj go, żeby został. Sam zrozumie, co stracił, ale wtedy będzie już za późno – rzuciła ostrym tonem.

– Ale ja nie umiem bez niego żyć…

– Tak ci się tylko wydaje – uśmiechnęła się smutno Wanda.

Tamtego wieczoru zostałam u niej na noc. Nie spałam, jednak cały czas ryczałam. Nie mogłam przestać. Kiedy rano wróciłam do domu, męża już nie było. Nie było też jego rzeczy, a ogołocone mieszkanie sprawiało naprawdę upiorne wrażenie…

Musiałam się pozbierać

W południe wpadł starszy syn.

– Przykro mi, mamuś – powiedział.

Wtedy znowu się rozpłakałam, a Rafał dodał, że ma wyrzuty sumienia, bo ojciec poznał tę kobietę w drodze na jego wesele. I dopiero wtedy zrozumiałam, że mój mąż musiał zadzwonić na zostawiony przez tę dziewczynę numer i się z nią umówić…

– Poradzisz sobie, zawsze byłaś silna – pocieszał mnie syn.

„Nieprawda, nie potrafię” – powtarzałam sobie w duchu, zalewając się łzami. W tamtych dniach czułam się tak, jakby grunt usunął mi się spod nóg, jakby ktoś okradł mnie z całego mojego życia. Minęło jednak pół roku, potem rok, półtora, a ja… wciąż żyję.

Syn miał rację – dałam radę. Wyszłam do ludzi, zapisałam się na francuski, częściej chodzę do kina. Wanda wyciągnęła mnie nawet na jogę i powoli, powoli zaczynam wierzyć, że jeszcze będę szczęśliwa. W końcu życie nie kończy się na facecie, który zostawił mnie dla jakiejś smarkuli. 

Czytaj także:
„Pogardziłam zalotami rolnika, a teraz żałuję. Facet ma willę jak z bajki, ale to nie ja będę tam panią na włościach”
„Moja matka na łożu śmierci miała tylko jedno życzenie. Myślałem, że bredzi, ale po roku wydarzyło się coś szokującego”
„Nie wierzyłem żonie, że synowie są moimi dziećmi, bo w rodzinie nie rodziły się bliźnięta. Za głupotę słono zapłaciłem”

Redakcja poleca

REKLAMA