„Pogardziłam zalotami rolnika, a teraz żałuję. Facet ma willę jak z bajki, ale to nie ja będę tam panią na włościach”

rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, Мар'ян Філь
„– Gdyby go ubrać po ludzku, ogolić, trochę rozruszać, byłby całkiem, całkiem… – zdecydowała moja przyjaciółka, gdy mnie odwiedzała. – Może byś się zakręciła? – uśmiechnęła się i puściła do mnie oko. – Koło niego? – oburzyłam się. – Koło takiego mruka?! Za kogo ty mnie masz?!”.
/ 17.10.2023 15:15
rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, Мар'ян Філь

Za parę miesięcy skończę czterdziestkę. Jestem po zawodówce, nie mam nawet matury, bo jakoś nigdy nie chciało mi się uczyć, chociaż książki czytam namiętnie. Z tych książek tyle się nauczyłam o ludziach i świecie, że mogę pogadać nawet z tymi po uniwersytetach. Dyplom to przecież jeszcze nie wszystko!

Prawie dwa lata jestem bez stałej pracy. Mój zakład splajtował i zostałam na lodzie. Bez znajomości języków obcych, biegłej obsługi komputera, bez prawa jazdy, ale przede wszystkim bez nóg do nieba i obfitego biustu nie miałam najmniejszych szans na nową robotę.

Mogłam usiąść na tyłku i rozpaczać albo zakasać rękawy i rozejrzeć się za jakimkolwiek zajęciem, żeby zarobić chociaż na opłaty… Dzięki dobrej znajomej dostałam w końcu dorywcze zajęcie, dwa razy w tygodniu po kilka godzin.

Pracowałam na targu

Pomagałam na straganie z warzywami od rolników. Właściciele towaru przyjeżdżali furgonetką wyładowaną kartoflami, kapuchą, marchwią, cebulą i czym się dało. W sezonie były owoce i kwiaty, miód, jaja, kurczaki. Towar mieli dobry, więc przed ich straganem ustawiały się długie kolejki.

Trzeba się było nachylać i nadźwigać, aż ramiona bolały przez następny dzień, a krzyż bez smarowania specjalną maścią nie wytrzymywał takiej gimnastyki – ale zarobek był! Zawsze też po targu dostawałam jakiś kalafior, włoszczyznę, trochę ziemniaków, czasami parę jabłek.

Dla bezrobotnej, samotnej kobiety to duża pomoc, więc starałam się, żeby mnie nie zwolnili. Z czasem polubiłam te wtorki i piątki, kiedy od piątej rano uwijałam się na targu, przy okazji pogadując z ludźmi, dowiadując się o rozmaitych sprawach, o jakich – gdybym siedziała w domu – nie miałabym pojęcia.

Miałam brata szefowej za mruka

Moi pracodawcy byli sympatyczni, chociaż mnie nie oszczędzali. Ale sami tyrali jak woły, więc nie mogłam się spodziewać ulgowego traktowania. Szczególnie brat szefowej zasuwał jak automat, bez jedzenia i żadnego odpoczynku.

Rano rozładowywał samochód, ale jeszcze wcześniej rozkładał stragan. Zimą odśnieżał, latem zamiatał i wyrównywał teren, szczególnie po ulewach, bo ziemia na targowisku nie była utwardzona. Potem nosił worki i skrzynki, ustawiał je, zawsze tak, żeby był jakiś porządek, nawet estetyka. Zauważyłam na przykład, że czerwoną cebulę kładł obok białej, a kabaczki, brokuły, kalafiory i bakłażany tak grupował, żeby kusiły kolorami. Wszystko, czego się tknął, miało ręce i nogi.

Wieczorem pakował swojego wielkiego dostawczaka, znowu nosił, dźwigał, ustawiał, składał, zamykał… Na koniec zamiatał cały teren wokół stanowiska i dopiero wtedy mógł odjeżdżać. Był trochę młodszy ode mnie i bardzo silny. Z tego co wiem, nie miał nikogo, ale niestety, był też mrukowaty i gamoniowaty. No i rolnik... Jakoś nie byłam zainteresowana.

Czasem próbował do mnie jakoś miło zagadać i zaprosić na kawę, ale go zniechęciłam. Wstyd by mi było się z nim pokazać. Zwykle więc mijaliśmy się bez słowa.

Nie chciałam go

– Gdyby go ubrać po ludzku, ogolić, trochę rozruszać, byłby całkiem, całkiem… – zdecydowała moja przyjaciółka, gdy mnie odwiedzała. – Może byś się zakręciła? – uśmiechnęła się i puściła do mnie oko.

– Koło niego? – oburzyłam się. – Koło takiego mruka?! Za kogo ty mnie masz?!

– No wiesz, sama też nie jesteś modelka! – wypaliła. – Co tu wybrzydzać? Nie jest taki znowu najgorszy…

– To go sobie bierz, jak ci się podoba!

– Nie będziesz zazdrosna? – spytała.

– O kogo? Żartujesz chyba?!

Przymusowa wyprawa

Jakiś czas później wypadał długi weekend. Ludzie kupowali jak szaleni, a że zaczął się sezon nowalijek i pierwszych truskawek, już po dwóch godzinach praktycznie zabrakło towaru.

– Mówiłam, żeby brać więcej – denerwowała się szefowa. – Za chwilę nie będzie już czym handlować! Nie ma wyjścia, trzeba szybko jechać po towar!

Zdecydowała, że sama zostanie na rynku, a ja pojadę po następne skrzynki z tym jej niewydarzonym bratem.

– Za godzinę będziecie z powrotem. Zbierajcie się, nie ma, na co czekać!

– A ja tam po co? – próbowałam się migać, bo mi się nie uśmiechała wspólna jazda z tym niemotą, ale nie słuchała.

– We dwójkę raźniej… Nie marudź!

Wściekła jak osa wsiadłam do kabiny. Było gorąco. Bałam się, że będę musiała wąchać spoconego faceta, który nie wyglądał na eleganta.

Pomyliłam się!

Mój wrażliwy nos wyłapał leciutki zapach bardzo dobrej wody kolońskiej, a może dezodorantu. Wtedy zaczęłam zezować na tego dziwaka i dostrzegłam, że ma czystą firmową koszulkę, a jego ręce na kierownicy są wprawdzie spracowane i duże, ale paznokcie ma zadbane. Nigdy dotąd tak dokładnie mu się nie przyglądałam. To było pierwsze zaskoczenie.

Drugie przyszło dosłownie po paru minutach. Oczywiście jechaliśmy w milczeniu, więc włączył muzykę. Byłam pewna, że poleci disco polo, jednak z głośnika dobiegły mnie delikatne dźwięki fortepianu.
Nie znam się na muzyce klasycznej, więc spytałam w ciemno:

– To Chopin?

Skinął głową i nadal milczał. Tak dojechaliśmy do ich domu.

To było coś cudownego! Piękny biała willa w starym stylu, z gankiem i ogromną werandą. Za sadem rozciągał się ogród, szklarnie i budynki gospodarcze. Wszędzie czysto, zielono, spokojnie i dostatnio. Wskazał ręką, gdzie mamy iść po owoce i warzywa. Czekały w skrzynkach na tyłach domu pod daszkiem. Kiedy je załadowaliśmy, zapytał, czy chcę umyć ręce.

Zaprowadził mnie do łazienki. Szliśmy przez jasny hol, a ja nie wiedziałam, gdzie patrzeć. W jednym z pomieszczeń zobaczyłam komputer z wielkim monitorem, biurko pełne papierów i regał z książkami.

– Tu mieszkam – powiedział. – To znaczy, tu pracuję, bo sypialnię mam dalej.

– Pracujesz? Znaczy, co robisz?

– Gospodarka dzisiaj to nie tylko grzebanie w ziemi – uśmiechnął się. – Sprowadzam nasiona i sadzonki z całego świata, handluję z innymi. Muszę być na bieżąco, jeśli to ma się opłacać.

– I opłaca się? – dopytywałam.

– Wychodzimy na swoje. Ten rynek to tylko dwa dni w tygodniu, reszta też jest zajęta. Ciężko pracuję, poza tym ciągle się dokształcam. Teraz inaczej się nie da!

Byłam kompletnie skołowana

Zobaczyłam inny świat i innego faceta. Jakby mi klapki z oczu spadły, jakbym się obudziła! Było mi wstyd, że tyle razy patrzyłam na niego z góry. Że kpiłam z niego tyle razy. Ja, 40-latka bez pracy i wykształcenia, bez pieniędzy, pozwalałam sobie na lekceważenie i wyśmiewanie kogoś, kto miał i umiał znacznie więcej niż ja! Przypomniałam sobie moje idiotyczne żarty i zaczepki pod jego adresem. Nigdy nie reagował, nie dawał się wciągnąć w chamskie zagrania!

Niestety, ten dzień był dla mnie pechowy od początku do końca. Ledwo dojechaliśmy z powrotem, pojawiła się moja przyjaciółka. Była ubrana w białą sukienkę, sandałki na obcasach, miała włosy prosto od fryzjera. Chciałam jej powiedzieć, że nie mam czasu, ale ona nie przyszła do mnie.

– Michał! – usłyszałam. – Mam te bilety… Cudem je zdobyłam!

Zamurowało mnie jak nigdy w życiu. Skąd ona wiedziała, jak ten facet ma na imię? Jakie bilety?! I co to za umawianie się za moimi plecami?!

– Co ty wyprawiasz? – syknęłam. – Czemu ja nic nie wiem?

Wzruszyła tylko ramionami.

– Muszę ci się spowiadać? Zresztą, sama mówiłaś, że droga wolna i on dla ciebie nie istnieje, więc czego się wściekasz? Idziemy do filharmonii.

– Ty do filharmonii? To jakiś żart?!

– Nigdy nie byłam, więc warto spróbować… Kobieta powinna się rozwijać!

Zdębiałam. Kiedy ja dostrzegłam coś w Michale, on patrzył już tylko na nią. 

Plułam sobie w brodę, ale nic nie mogłam na to poradzić, że to moja przyjaciółka miała szanse na zupełnie fajnego, niegłupiego
i zamożnego faceta – tylko, dlatego, że ja byłam ślepa i głupia!

Czytaj także: „Mąż wyliczał mi każdy wydatek i batożył mnie słownie przy każdej okazji. Znosiłam to, bo znałam jego tajemnicę”
 „Mąż przy teściowej zmienia się w cierpiętnika, a ze mnie robi leniwą klabzdrę. Mamusia pierze mu nawet gacie”
 „Nikt nie zadba o mojego syna lepiej niż ja. Obrzydzałam mu wszystkie kobiety, żeby nie trafił w łapy pierwszej lepszej”

Redakcja poleca

REKLAMA