„Zazdrościłyśmy przyjaciółce szczęścia i czekałyśmy na jej potknięcie. To nie fair, że jej wszystko przychodziło tak łatwo”

Zazdrościłyśmy koleżance fot. Adobe Stock, fizkes
„Żyliśmy w wielkiej przyjaźni: ona – wielka szczęściara, i my – zwykli, szarzy ludzie. Jednak przyznaję się bez bicia, że z utęsknieniem czekaliśmy, aż los się od niej odwróci. Chociaż na jedną chwilę… Wiecznie nas przyćmiewała. Ciągle dostawała podwyżki, nagrody albo poznawała odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie”.
/ 14.09.2022 11:15
Zazdrościłyśmy koleżance fot. Adobe Stock, fizkes

Wszystkie zazdrościłyśmy Agnieszce, od samej podstawówki. Niezapowiedziany sprawdzian z matmy. Cała klasa w panice, cała klasa ściąga i wszyscy dostają jedynki za to ściąganie. No, nie wszyscy. Agnieszka ma tak malutką ściągawkę i tak sprytnie ją chowa, że jako jedyna dostaje pięć. Z wykrzyknikiem. Za kreatywne myślenie i twórcze rozwiązanie problemu…

Idziemy na spacer dużą, zgraną paczką

Agnieszka z nami, bo poza tym, że do bólu zazdrościmy jej tego szczęścia, to lubimy ją bardzo, przecież jest świetną dziewczyną. Nagle potyka się, kuca, żeby zawiązać sznurówki, i znajduje na ziemi, dokładnie w miejscu, gdzie się zatrzymała, złote serduszko, które komuś się urwało. Potem patrzymy jej pod nogi, bo jeśli wpadła na serduszko, to może potknie się i o łańcuszek od niego? Mogliśmy tak się gapić do upadłego. Łańcuszka nie było.

Jesteśmy na wagarach i stoimy w kolejce po lody. Agnieszka oczywiście na samym końcu. Gdybyśmy pozwolili jej ustawić się bliżej, to pewnie dostałaby ostatnią porcję i zabrakłoby dla stojących za nią. Wszyscy wiemy, że jest największą szczęściarą na świecie, więc pilnujemy, żeby była ostatnia, bo dzięki temu lody dostaną wszyscy. I co? I niespodzianka! Ostatnią porcję dostaje osoba, która stoi przed Agnieszką. Ona w szoku, my też. Do czasu, kiedy wszyscy, z wyjątkiem tej farciary, lądujemy na ostrym dyżurze z podejrzeniem zatrucia salmonellą.

Nieraz próbowaliśmy się dowiedzieć, jak ona to robi. W czepku urodzona? Pod szczęśliwą gwiazdą? Może jakaś czarownica maczała w tym palce? Diabli wiedzą. Agnieszka pukała się w czoło i wyliczała listę nieszczęść, które ją dotknęły, omijając wszystkich innych. Wzruszaliśmy ramionami, bo co to były za nieszczęścia? Złamany paznokieć? Pryszcz na nosie?

Śmieszne te jej problemy

Maturę zdała najlepiej i na wymarzone studia też się dostała bez problemów.

– Może na studiach jej to przejdzie? – wzdychaliśmy, bo każdy z nas marzył, żeby los dał nam równe szanse, tak dla odmiany.

Cóż, nie doczekaliśmy się. Zanim skończyła studia i znalazła pracę niewymagającą specjalnego wysiłku, za to przynoszącą kolosalne dochody, wygrała kilka konkursów, dostała parę nagród i zagraniczne stypendium. Nie robiło to już na nas specjalnego wrażenia, zdążyliśmy się przyzwyczaić, że bez trudu zdobywała to, o co my musieliśmy walczyć zębami i pazurami.

Żyliśmy w wielkiej przyjaźni: ona – wielka szczęściara, i my – zwykli, szarzy ludzie. Jednak przyznaję się bez bicia, że z utęsknieniem czekaliśmy, aż los się od niej odwróci. Chociaż na jedną chwilę…

− Znalazłam wróżkę! – obwieściła mi kiedyś Zośka, nasza wspólna przyjaciółka.

− Po co ci wróżka? – zdziwiłam się. – Masz za dużo kasy czy chcesz wygrać w lotto? Jak chcesz wygrać, to daj pieniądze Agnieszce, kupi ci los i wygraną masz jak w banku.

Ona nie potrafi za kogoś wygrać, już próbowałam – skrzywiła się Zośka. – Ta wróżka, którą znalazłam, wcale nie typuje liczb. Ona jest typem wróżbity astrologa. Ustala, jaka była koniunkcja gwiazd w chwili urodzenia konkretnego delikwenta, i bada, jak to wpływa na jego przyszłość i decyzje życiowe. Najważniejsze, że potrafi znaleźć czynniki, które mogą to zmienić, bo przecież nie każdy chce żyć według planu, który napisały dla niego gwiazdy.

− I co, chcesz znaleźć taki czynnik i go uruchomić? Żeby Aga przestała być taką szczęściarą? – zdziwiłam się.

– No nie – westchnęła Zośka. – Na mnie Agnieszka działa jak królicza łapka i to ona przynosi mi szczęście, więc wcale nie chcę tego zmieniać. Ale pomyślałam sobie, że można jej wmówić, tak dla żartu, że wkrótce w jej życiu pojawi się ten złowieszczy czynnik X i odmieni jej los… No i zobaczymy, czy coś się zmieni, czy ten życiowy fart jej nie minie, bo może ona sama go uruchamia, święcie wierząc, że to jest normalne? Niektórzy mówią, że wystarczy mocno wierzyć…

− Ciekawe, jak chcesz ją zmusić, żeby poszła do tej wróżki – westchnęłam, bo pomysł wcale mi się nie podobał, ale znałam Zośkę bardzo dobrze i wiedziałam, że jej upór można było porównać tylko do szczęścia Agnieszki.

Oba nie miały granic

− Ostatnio się zastanawiała, czy gdyby miała córkę, to ta córka byłaby do niej podobna – szepnęła Zośka.

− Przecież Agnieszka nie jest w ciąży. Nie ma nawet faceta – wzruszyłam ramionami, bo to gadanie zaczynało mnie denerwować.

Ale bardzo chce mieć dziecko. A jak już ona czegoś zechce… To nawet facet nie będzie jej do tego potrzebny – westchnęła z zazdrością Zośka.

W sumie wcale jej się nie dziwiłam, bo ona nigdy nie chciała mieć dzieci, a miała, i to od razu troje. Z rozbawieniem obserwowałam potem, jak Zośka próbuje przekonać Agnieszkę do wizyty u wróżki. Zorganizowała całą kampanię reklamową. Wciągnęła w spisek różnych znajomych, którzy rzekomo odwiedzali astrolożkę, oczywiście w pewnych odstępach czasu, żeby nie wzbudzać podejrzeń, a potem meldowali, jaka jest przenikliwa i mądra. No i co najważniejsze, zachwycali się proroctwami, które się spełniły. Pewnie sama bym w to uwierzyła, gdybym od samego początku nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi.

Agnieszka w końcu uległa

Zadzwoniła do mnie któregoś wieczoru, powiedziała, że wybiera się z Zośką do wróżki i że trochę się tego boi.

− Czego się boisz? – zainteresowałam się, bo akurat to nie przyszło mi do głowy.

Wróżka jak wróżka, czego tu się bać?

– Od dziecka wmawiałyście mi, że mam farta. Oczywiście to bzdura, bo to wy macie wspaniałych facetów i fajne rodziny, a ja nie.

Szczęka mi opadła, bo nigdy jakoś nie patrzyłam na szczęście rodzinne w tych kategoriach, za to skupiałam się na codziennym i widocznym gołym okiem powodzeniu, które zawsze towarzyszyło Agnieszce. Wtedy zaczęła tłumaczyć, że z tym szczęściem to przesada, bo faktycznie, wiedzie jej się w interesach, ale tylko dlatego że ona wkłada w to dużo wysiłku, pracy i serca. Skoro nie ma nikogo do kochania, to kocha swoją pracę, ale wolałaby, żeby to się zmieniło. Dlatego pójdzie do tej wróżki. Może w końcu się dowie, co jest z tym jej szczęściem, którego ona nie ma, chociaż wszyscy je widzą. Natychmiast powtórzyłam to Zośce. Ona też się zdziwiła.

– To my jesteśmy szczęściarami? Ciekawe… Zapiszę ją na audiencję u wróżki, pójdę z nią nawet i zobaczymy, czy coś się zmieni.

– Zobaczysz, to się skończy tak, że ona znajdzie szczęście w miłości, a ja wygram w lotka – zachichotałam.

O tym, jak przebiegła wizyta u wróżki, dowiedziałam się dopiero po kilku dniach. W pracy miałam urwanie głowy, Zośka miała jakieś problemy, a potem jej trojaczki zachorowały na świnkę, więc nie miałyśmy czasu na głupoty.

Ale w końcu się dowiedziałam…

Wróżka, wybitna specjalistka od koniunkcji gwiazd i ich wpływu na ludzkie życie, nie potrafiła przewidzieć tego, co jej samej się przydarzy. W dniu, kiedy odwiedziły ją dziewczyny, przeżyła nalot służb specjalnych. Wszystkie trzy, bo i Zośka też tam była, zostały skute i przesłuchane, a potem wylądowały na dołku. Agnieszka i Zośka na krótko, bo od razu się wyjaśniło, że były tylko klientkami. Astrolożka na dłużej, bo okazało się, że maczała palce w jakichś lewych interesach gwiazd. Hm… gwiazd świata kultury i polityki. Do Agnieszki nie mogłam się dodzwonić, więc zadzwoniłam do Zośki, żeby się upewnić, że nic im się nie stało.

– Chyba jednak Agnieszka nie ma szczęścia, skoro za cudze grzechy trafiła do aresztu – zażartowałam.

− Może jednak ma farta, skoro od razu wyszła na wolność – zazgrzytała zębami Zośka.

– A może jednak nie ma, bo chociaż nie poszła siedzieć, to i tak dostała dożywocie.

− Jakie dożywocie? – zdziwiłam się.

Z tym facetem, który nas przesłuchiwał. Zakochała się. Z wzajemnością. I zaczęła coś bredzić o dziecku, ale przecież nawet u takiej szczęściary to za szybko… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA