„Zazdrościłem sąsiadowi coraz to młodszych kochanek. Moje własne życie wiało nudą, więc… zacząłem go sabotować”

Śledziłem sąsiada fot. Adobe Stock, Teodor Lazarev
„Mężczyzna szarmanckim gestem otworzył drzwiczki, z których wyłoniła się kobieta o figurze i twarzy modelki. Weszli do bramy, trzasnęły za nimi drzwi. Kiedy porównywałem się z sąsiadem, zawsze trafiał mnie szlag. On przecież był w moim wieku, a ja… Od 25 lat z jedną żoną, w tym samym mieszkanku, tej samej pracy, w marnym, kilkuletnim samochodzie”.
/ 26.11.2022 09:15
Śledziłem sąsiada fot. Adobe Stock, Teodor Lazarev

– Znowu ma inną – mruknąłem ni to do siebie, ni to do żony, spoglądając przez okno w kuchni na parę wysiadającą z dużego, eleganckiego samochodu.

Mężczyzna szarmanckim gestem otworzył drzwiczki, z których wyłoniła się kobieta o figurze i twarzy modelki. Krótka czarna spódniczka, długie nogi w szpilkach. Weszli do bramy, trzasnęły za nimi drzwi. Kiedy porównywałem się z sąsiadem, zawsze trafiał mnie szlag. On przecież był w moim wieku, a ja… Od 25 lat z jedną żoną, w tym samym mieszkanku, tej samej pracy, w marnym, kilkuletnim samochodzie. To wcale nie znaczy, że nie chciałbym być z moją Halinką. O nie, przecież ją kocham.

Ale człowiek by czasem zaszalał...

Wiem, takie laleczki są dobre na jedną noc, ale mnie i to by wystarczyło. Pokazać sobie i innym, że nie jestem jeszcze dziadkiem. A poza tym lepiej bym się czuł, gdyby inni mieli trochę gorzej, bardziej normalnie i przeciętnie. Sąsiad, człowiek towarzyski, często zapraszał do siebie gości. Głośne imprezy, śmiech kobiet, muzyka… A jeszcze częściej sprowadzał sobie do domu pojedyncze dziewczyny. Wtedy było ciszej, moje ucho z trudem wyławiało dźwięki nastrojowej muzyki, szelest rozmowy, brzęk kieliszków. O wiele ciężej mi się zasypiało niż przy głośnej muzyce. Wyobrażałem sobie lubieżne sceny, które dzieją się zaledwie trzy metry nad nami. Facet pod pięćdziesiątkę, a zachowuje się jak studenciak! Zazdrość? Może.

Wygramoliłem się z łóżka, żona spokojnie oddychała przez sen. Poszedłem do kuchni. Było po północy. Włączyłem czajnik. Piętro wyżej panowała cisza. Pewnie się wyżyli i teraz śpią. Splątane nagie ciała, zmęczone namiętnością. Co piękna dziewczyna może widzieć w takim starym pryku? Daje jej kasę? Głowa znów mi się wypełniła się scenami miłosnych igraszek. Wyjrzałem na korytarz. Cisza. Zapaliłem światło. Nadal cisza. Wróciłem do kuchni. Wtedy coś usłyszałem; chyba jednak jeszcze nie spali. Po rurach centralnego ogrzewania pełzły jakieś dźwięki. Rozmowa. Przykleiłem ucho do kaloryfera: dotarły do mnie wyraźne głosy. Kłótnia. Ona miała o coś pretensje, męski głos też brzmiał ostro. Rozmowa ucichła. Skończyli? Nie, przeszli do przedpokoju. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, ktoś szybko szedł po schodach, a potem moim korytarzem. Przypadłem do wizjera, jak ten ktoś już minął moje drzwi. Nikogo nie widziałem – tylko ciemność: nie włączał światła albo żarówka na piętrze się spaliła. Zarysy drzwi naprzeciw były ledwo widoczne.

Potem przemknął mi przed moimi niewyraźny kształt. To ta młoda. A za nią tupot ciężkich kroków… Masywna sylwetka… Goni ją?!

– Mariolka, zaczekaj, zapomnijmy o wszystkim. Kocham cię. Zaczekaj!

– Nigdy ci tego nie zapomnę. Nigdy! Jesteś potworem. Zniszczyłeś mnie i moją…

Dziewczyna urywa w pół słowa. Tuż pod moimi drzwiami usłyszałem jeszcze stłumione jęki i szamotaninę. A potem cienie dwóch postaci, które zlepiły się w jeden szarpiący się ze sobą cień, przesunęły się ku schodom i wróciły na górę. Wparłem się okiem w wizjer tak mocno, że aż zabolało. Nic nie widać! Piętro wyżej otworzyły się drzwi, a potem na klatce schodowej zapadła cisza. Odgłosy przeniosły się do przedpokoju nad moją głową. Znów szybkie damskie kroki. Potem uderzenie czegoś cięższego i krótki, urwany krzyk. Zastygłem w przerażeniu. Stało się coś złego! Co teraz? Rzuciłem się budzić żonę, ale zamarłem w pół kroku. Przecież nie mam pewności, to tylko moje podejrzenia! Zawróciłem. Cicho otworzyłem drzwi i w ciemnościach (żarówka faktycznie się przepaliła) podkradłem się na wyższe piętro.

Zastygłem przy drzwiach sąsiada

Przed chwilą się kłócili, szamotali, coś walnęło, był krzyk. A teraz cicho jak makiem zasiał! Nic, tylko łomot mojego serca. Ta cisza przerażała. Wtem zabłysło światło. Ktoś wszedł do bramy i teraz wspinał się po schodach. Podskoczyłem jak rażony prądem. Dekonspiracja! Powoli zacząłem schodzić do siebie.

– Dobry wieczór – ukłoniłem się sąsiadowi z czwartego.

Zanim zniknął za zakrętem, otaksował mnie podejrzliwym wzrokiem. Nieczęsto ludzie chodzą w nocy w szlafroku po nie swoich piętrach. Cholera, zapamięta mnie. Wróciłem do mieszkania, do kuchni. Teraz nie zasnę na pewno. Muszę sprawdzić, co się tam stało. Tylko jak? Przez te kilka minut mój mózg zdążył uporządkować fakty i… poddać je w wątpliwość. Przecież na dobrą sprawę widziałem tylko jakieś cienie, słyszałem rozmowy i krzyki, ale nawet nie rozumiałem słów. To żadne dowody. A jednak dałbym sobie rękę uciąć, że tam dokonało się coś strasznego. Wtedy z okna zobaczyłem, jak sąsiad wychodzi z bramy. Ze… zrolowanym dywanem na ramieniu! Podchodząc do auta, rozejrzał się konspiracyjnie, otworzył bagażnik i zaczął wciskać do środka rurowaty kształt. Moje najgorsze przeczucia się sprawdzały: pozbywał się ciała…

Nie miałem już wątpliwości. Ubrałem się i pognałem na posterunek.

– Przepraszamy za najście, ale jest zgłoszenie – powiedział niepewnie policjant do mojego sąsiada, gdy ten uchylił drzwi.

Chyba mimo procedur miał opory przed nachodzeniem ludzi w środku nocy.

– Mógłby nam pan pokazać swój samochód?

Cóż, jeżeli to konieczne…

Sąsiad skrzywił się, narzucił płaszcz na nocny strój – i poszli. Dreptałem za aspirantem, choć ten poprosił mnie wcześniej, żebym poszedł do domu. Za żadne skarby! Nie przepuszczę takiej atrakcji. Ujęcie zabójcy na żywo, jak w programie o pracy kryminalnych! Drugi funkcjonariusz pełnił straż przy mieszkaniu.

– Proszę otworzyć bagażnik – rozkazał sąsiadowi policjant.

Klapa się uchyliła. Dywan leżał wciśnięty w kabłąkowaty kształt.

Co jest w środku? – spytał.

– Nic.

Sąsiad z trudem wydobył dywan na zewnątrz. Potem go rozwinął. Ciała nie było! Gdy sąsiad znowu zwijał dywan, policjant obrzucił mnie ciężkim spojrzeniem. Trzeba było pójść do domu, kiedy mi kazał… Wróciliśmy do klatki schodowej. Drugi mundurowy prowadził przez drzwi na wpół żartobliwą, na wpół zalotną rozmowę z młodą dziewczyną w szlafroczku. Rany, przecież to ona, ta młoda! Przełknąłem nerwowo ślinę, odwróciłem się na pięcie i umknąłem do swojego mieszkania. Słyszałem, jak funkcjonariusze przepraszają ich za najście i się żegnają. Czym prędzej zatrzasnąłem za sobą drzwi. Przez judasza zobaczyłem jeszcze, jak cienie policjantów zatrzymują się obok i debatują, czy udzielić mi reprymendy za rzucanie fałszywych podejrzeń. W końcu poszli. Do rana siedziałem w kuchni, paląc nerwowo papierosy i zastanawiając się nad tą nocną historią.

Co za wstyd!

Jak ja się temu człowiekowi teraz na oczy pokażę?! Świtało, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. Po zwalistym kształcie przed wizjerem poznałem sąsiada. Uchyliłem niepewnie drzwi.

– Dziękuję panu – oświadczył tamten bez zbędnych wstępów.

– Za co? – wymamrotałem zdziwiony.

Dzięki panu czuję się bardzo bezpiecznie. Proszę nas dalej pilnować. Na pewno znowu coś pan wyniuchasz. Jutro planuję ofiarę spalić w grillu na balkonie.

Uśmiechnął się kpiąco, odwrócił, pewnym ruchem podniósł rękę i przekręcił żarówkę w lampie. Całe piętro zalało światło. Zrozumiałem, że sobie ze mnie zakpili. Żona już nieraz mówiła, żebym pilnował własnego nosa. Ale moje życie jest takie bezbarwne… A może faktycznie kiedyś to moje wścibstwo kogoś uratuje? Skinąłem głową na znak, że przyjąłem reprymendę, i zamknąłem drzwi.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA