„Zazdrościłem kumplowi życia jak z obrazka. Jednak to była tylko bańka, która pękła, gdy nakryłem jego matkę na zdradzie”

Kobieta zdradza męża fot. Adobe Stock, zinkevych
„Do naszej ulubionej knajpki weszła dziwna para. Młody facet ze starszą kobietą, czule objęci i roześmiani. Pani była sporo starsza od swojego partnera. Gdy w pewnej chwili uniosła wzrok, rozpoznałem w niej mamę Grześka. Zamarłem na chwilę. Ten gość mógłby być jej synem, co za żenada”.
/ 14.08.2022 15:15
Kobieta zdradza męża fot. Adobe Stock, zinkevych

Gdy dostałem się na studia w Warszawie, skakałem ze szczęścia. Zdobędę tytuł inżyniera, a potem na pewno znajdę dobrą pracę… Wyobrażałem sobie przyszłe sukcesy i… nagle dotarło do mnie, że na czas studiów muszę opuścić rodzinę, przyjaciół i dom, w którym się wychowałem.

Pochodzę z małego miasteczka niedaleko wschodniej granicy Polski. Przyzwyczaiłem się do tego miejsca, znam tu wszystkich, podobnie jak wszyscy znają moją rodzinę. Przez całe swoje życie mieszkałem z rodzicami, siostrą i bratem tuż przy rynku, w niewielkim domu po dziadkach.

Muszę przyznać, że bardzo przeżyłem rozstanie z rodziną i wyjazd do obcego wielkiego miasta. Chyba trochę bałem się samodzielności. W domu byłem wśród swoich i zawsze mogłem liczyć na serdeczną pomoc najbliższych. Tu poczułem się zagubiony. Szedłem ulicą, nikt mnie nie poznawał ani ja się nikomu nie kłaniałem.

Musiałem szybko oswoić się z faktem, że ludzie, których mijam na chodniku, są całkiem mi obcy i niepotrzebnie szukam wśród nich znajomych twarzy. Z czasem całkiem przestałem patrzeć na przechodniów. Teraz uważam tylko, żeby na nikogo nie wpaść. Myślę o swoich sprawach albo wkładam słuchawki do uszu i włączam muzykę. Inni też przesuwają się obok mnie zupełnie obojętnie. Mrowie ludzi, którzy nie znają się wzajemnie, i nie chcą się poznać.

W Warszawie zamieszkałem w akademiku

Ludzie, których tam poznałem, pozjeżdżali się ze wszystkich stron Polski. Podobnie jak ja, chyba wszyscy byli początkowo trochę zagubieni w nowym miejscu. Trafiłem do jednego pokoju z dwoma chłopakami. Szybko się z nimi zaprzyjaźniłem. Zdążyłem też poznać kilka fajnych dziewczyn. Z początku miałem problemy z przystosowaniem się do nowych warunków, jednak już po kilku tygodniach, kiedy zaczęły się kolokwia i musiałem skorzystać z notatek kolegów, znalazłem sporo plusów życia w akademickiej wspólnocie.

Naprawdę nie było źle, chociaż ciągle brakowało mi domowego ciepła. Starałem się jak najczęściej jeździć do rodziny. Oni tęsknili za mną, ja za nimi. Najbardziej brakowało mi rodzeństwa. Przy każdym spotkaniu wypytywaliśmy się nawzajem o wszystkie nowości i gadaliśmy do późnej nocy. Ale czas spędzony w domu biegł szybko i potem, niestety, trzeba było wracać do Warszawy.

Moi koledzy z pokoju najwyraźniej nie tęsknili za bliskimi tak bardzo jak ja. Kiedy zamieszkali ze mną ponad rok temu, zazdrościłem im, że nie muszą do swoich domów jeździć setki kilometrów. Jednak ich nie ciągnęło w rodzinne strony. Opuszczali Warszawę tylko na święta.

Na uczelni dawało się wytrzymać. Trafiłem do grupy, w której jako jedyny byłem spoza Warszawy. Sami faceci, ścisły kierunek. Najbardziej zakumplowałem się z Grześkiem, bo tylko on wyskakiwał ze mną na papierosa, i wtedy przy okazji rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Grzesiek szybko zorientował się, że jestem oblatany w komputerach, i któregoś dnia zaprosił mnie do siebie.

– Mógłbyś mi pomóc? – spytał. – Chcę rozbudować kompa. Zerknąłbyś na to, co mam, może podpowiesz, jaki procesor będzie najlepszy na wymianę, a jeśli uznasz, że i płytę główną trzeba ogarnąć, to nie ma problemu… Kaska się znajdzie – zapewnił.

Lubię takie zadania, więc chętnie zgodziłem się mu pomóc. Zazdrościłem warszawiakom, że po zajęciach na uczelni wracają do domu, a nie do obcych ludzi w akademiku. Byłem też ciekaw, jaką Grzesiek ma rodzinę. „Pewnie bogaci urzędnicy z jakiegoś ministerstwa, albo właściciele firm” – myślałem.

Któregoś dnia po zajęciach zaproponował, byśmy najpierw zjedli obiad w bufecie, a potem pojechali do niego autobusem. Trochę się zdziwiłem, bo o tej porze u mnie zawsze pachniało już z kuchni dobrym jedzeniem, i cała rodzina zasiadała do posiłku. Gdy dojechaliśmy do domu Grześka, zapadał zmrok. Wprowadził mnie do dużego mieszkania w nowym eleganckim bloku. Od razu było widać, że są zamożni.

Drogie meble, obrazy… U mnie tego nie było

Nikogo nie zastaliśmy, więc od razu wziąłem się za ten jego komputer. Rozkręciłem, wyjąłem procesor, a wtedy przyszła mama Grześka. Szczupła, zadbana, uśmiechnięta, wyciągnęła do mnie rękę na powitanie, i głęboko spojrzała mi w oczy.

– Grzesiu, nie mówiłeś, że masz tak przystojnego kolegę – stwierdziła.

Poczułem się nieswojo. Tym bardziej że dwadzieścia minut później wparowała do pokoju Grześka z herbatą, i znów bardzo dziwnie na mnie spojrzała. Wychodząc, pogłaskała mnie po ramieniu. Było mi głupio ze względu na kumpla. „Jak parszywie musi się czuć w takiej sytuacji?” – pomyślałem. Wstydziłem się za jego matkę. Babka bez żenady mnie podrywała!

Szybko uwinąłem się ze skręceniem komputera. Wypisałem na kartce, co trzeba dokupić, i pędem ruszyłem do wyjścia. W przedpokoju usłyszałem, że pani domu odbiera telefon.

– Tomeczku, kochanie, jak dobrze, że dzwonisz. Właśnie o tobie myślałam. W tym tygodniu koniecznie musimy się spotkać… – szczebiotała do słuchawki, chichocząc zalotnie.

Było dla mnie jasne, że nie rozmawia z mężem. Z tego, co wiem, ojciec Grześka miał na imię Jacek. „Jezu, co za okropny babsztyl!” – aż mnie zemdliło w środku.

Młody facet ze starszą kobietą?

Bardzo się pilnowałem, żeby później w rozmowie z Grześkiem nie wspominać o jego mamie. Chociaż temat jego rodziców niespodziewanie sam powrócił. Gdy wpadłem do niego tydzień później z nowymi częściami, by złożyć mu komputer, rozejrzałem się po mieszkaniu, zdziwiony panującą głuchą ciszą.

– Twój tata jest w delegacji? – wyrwało mi się, bo znów nikogo w domu nie było.

Byłem zwyczajnie ciekaw.

– Nie. Po prostu zawsze bardzo późno wraca. Chyba ma jakąś babę – stwierdził kumpel krótko i szczerze.

Pięknie! Wyszedłem na ciekawskiego plotkarza. „Następnym razem ugryzę się w język, zanim coś palnę” – powiedziałem sobie w duchu. Potem przez co najmniej pół roku nie miałem okazji, żeby odwiedzić Grześka. Zresztą w tamtym czasie poznałem Kasię, sympatyczną brunetkę z innego kierunku studiów. Pasjonowały ją języki obce, historia i filozofia. Prawdziwa humanistka.

Miała w sobie mnóstwo ciepła i życzliwości do ludzi. Zakochałem się w niej, i szybko zrozumiałem, że mógłbym spędzić z nią całe życie. Oboje mieszkaliśmy w akademikach, więc nie było zbyt wiele okazji by pobyć sam na sam… Dlatego najczęściej spędzaliśmy czas chodząc na romantyczne spacery, a od czasu do czasu, gdy akurat wpadło nam parę groszy, do kawiarni.

Tamtego wieczoru celebrowaliśmy z Kasią kolejną miesięcznicę poznania, gdy do naszej ulubionej knajpki weszła dziwna para. Młody facet ze starszą kobietą, czule objęci i roześmiani. Gdy usiedli przy stoliku w głębi sali, przyjrzałem się uważniej kobiecie. Była sporo starsza od swojego partnera. Gdy w pewnej chwili uniosła wzrok, rozpoznałem w niej mamę Grześka. Zamarłem na chwilę. Nie miałem najmniejszej ochoty na spotkanie z nią i tym chłopakiem. Był chyba w wieku jej syna.

Bo nie samymi pieniędzmi żyje człowiek

– Kasiu, ewakuacja, chodźmy – zarządziłem, wziąłem ją za rękę, i jak najszybciej zniknęliśmy za drzwiami knajpy.

– O co chodzi? – spytała, gdy tylko skręciliśmy za róg. – Ktoś cię ściga, czy jak?

Opowiedziałem jej o koledze i jego rodzicach. Wyjaśniłem, kim była tamta dziwna para przy stoliku obok. Oczywiście nie zdradziłem, że to matka Grześka. Kasia pokiwała głową.

– Luźny związek, taki niby małżeński – podsumowała. – Okropność! Nie chciałabym tkwić w takim cynicznym układzie. Jak można tak postępować? To przecież nieuczciwe…

Zrobiło mi się smutno. Jakie życie jest pokręcone. Są zamożni, mieszkają w luksusach, a żyją obok siebie…

– Przyzwyczaili się, czy trzyma ich razem coś innego? Czyżby pieniądze? Zresztą, może to ja jestem niedzisiejsza… – westchnęła Kasia.

– Wiesz, oni nawet nie siadają razem do posiłków. Każde osobno zjada obiad w barze, bufecie lub knajpie… U mnie w domu wszyscy zbierają się przy stole, przy obiedzie albo kolacji – zwierzyłem się jej.

– I to jest prawdziwa rodzina – zamyśliła się Kasia. – Bo nie samymi pieniędzmi żyje człowiek. Do szczęścia potrzeba czegoś więcej.

Przytuliłem ją mocno, i uśmiechnąłem się. Tak, zdecydowanie świetnie rozumieliśmy się z moją ukochaną. Pomyślałem, że może nic jeszcze wspólnego nie mamy – ani stołu, ani krzesła. A jednak mamy solidny fundament, na którym możemy zbudować prawdziwy dom.

Czytaj także:
„Ktoś próbował okraść moją babcię metodą >>na wnuczka<<. Zastawiliśmy na złodziejkę pułapkę i... okazało się, że ją znam”
„Córka przetrzymywała moją przyjaciółkę chorą w domu i odmawiała jej opieki. Młodzi traktują dziś seniorów, jak kulę u nogi”
„Sąsiedzi skazują nas na głośne imprezy i disco polo, a nasza córka nie może nawet grać na pianinie. Spółdzielnia nas załatwiła”

Redakcja poleca

REKLAMA