Spotkanie klasowe przeciągnęło się do północy, więc nie zdążyłam odwiedzić babci. Wiedziałam jednak, że zrozumie. Ciągle mnie namawiała, żebym więcej spotykała się z ludźmi.
– No i jak było, Marianko? – zapytała następnego dnia, kiedy przywiozłam jej nowe gazetki z historiami, które uwielbiała. – Ile to lat od końca podstawówki minęło? Dziesięć? Piętnaście?
– Dwadzieścia jeden, babciu – uśmiechnęłam się. – Kilku osób nie poznałam! Ale mi wszyscy mówili, że się nie zmieniłam.
– Oj, pamiętam te twoje koleżanki…– babcia zamyśliła się z uśmiechem.
Od czwartej klasy podstawówki mieszkałam z nią z powodu problemów mamy z alkoholem i narkotykami. Dobrze zapamiętała, że moje koleżanki często odprowadzały mnie po lekcjach i wpadały do nas na chwilę. Dopiero po latach zrozumiałam, że dom mojej babci był bezpieczną przystanią nie tylko dla mnie. W naszym mieście, po „złej” stronie rzeki, gdzie mieściła się moja szkoła, życie nie było łatwe. Większość ojców była bezrobotna, prawie każdy nadużywał alkoholu, dzieci rzadko kiedy miały własny pokój i zagwarantowany ciepły posiłek chociaż raz dziennie.
Ja sama mieszkałam z mamą i przyrodnimi siostrami w nieogrzewanej kamienicy z problemami z wodą i elektrycznością. Dopiero jako nastolatka podsłuchałam rozmowę mamy i babci, z której dowiedziałam się, że nasza rodzina mieszkała tam „na dziko”. Mama nie miała pracy, piła coraz więcej, zaniedbywała mnie i siostry.
Otaczała opieką mnie i... nie tylko
Od mojego i ich ojców nie miała żadnej pomocy, była niewydolna wychowawczo, więc w którymś momencie zostałyśmy jej odebrane. Dziewczynki były jeszcze malutkie, znaleźli im dobrą rodzinę zastępczą. Mnie, nastolatkę, czekał pobyt w domu dziecka. I tam bym skończyła, gdyby nie wzięła mnie babcia – matka mojego biologicznego ojca, która właśnie wtedy dowiedziała się o mojej tragicznej sytuacji.
Myślę, że wiele moich koleżanek miało podobne problemy w domu, dlatego tak lubiły wielkie mieszkanie i wielkie serce babci. Mogłyśmy u niej się w spokoju uczyć, ale też bawić, nawet śpiewać i bębnić na pianinie, które stało w salonie z wielkim balkonem. Babcia, zawsze ładnie ubrana, pachnąca, z ułożonymi włosami, dawała nam obiad, często też pomagała mnie i dziewczynom w odrabianiu lekcji.
Po podstawówce poszłam do dobrego liceum i tam już nie było dzieci „z marginesu”. Poznałam dzieci prawników i lekarzy, ambitne dziewczyny uczące się, by dostać się na akademię medyczną, i chłopaków, którzy wybierali się na politechnikę. Wtedy byłam już podobna do nich – dobrze ubrana, zadbana, ładnie się wysławiająca i świadoma siebie. Byłam już bardziej podobna do mojej babci niż do mamy, która praktycznie zniknęła z mojego życia, z czego się skrycie cieszyłam.
Po ogólniaku poszłam na studia, dostałam dobrą pracę w znanej firmie, związałam się z chłopakiem, który planował otworzyć własną klinikę weterynarii. Nic z tego nie byłoby moim udziałem, gdyby babcia mnie nie uratowała.
– Jeśli utraci sprawność, zamieszka z nami – zapowiedziałam mojemu chłopakowi na początku znajomości. – Nie ma mowy, żebym oddała ją pod opiekę obcym ludziom.
– Na razie twoja babcia to okaz sprawności i zdrowia! – żartował Karol, który też uwielbiał moją nestorkę.
Faktycznie, babcia, mimo dziewięćdziesiątki na karku, wciąż dbała o siebie. Nadal przywiązywała wagę do nienagannego wyglądu i zdrowego trybu życia. Była też w pełni sił intelektualnych, doskonale znała się na bieżącej sytuacji w kraju i za granicą. To właśnie dlatego od razu zorientowała się, że ktoś próbuje oszukać ją metodą „na wnuczka”…
Zadzwoniła do mnie późnym wieczorem z pytaniem:
– Czy ty dzisiaj spowodowałaś jakiś wypadek, Marianko?
– Że, słucham, co?! – aż podskoczyłam na łóżku. – Jaki wypadek? Jestem w domu, z Karolem, czytam książkę!
I tak dowiedziałam się, że do babci dosłownie kilka minut wcześniej ktoś zadzwonił z informacją, że jestem w areszcie, bo jechałam po alkoholu samochodem i na przejściu potrąciłam pieszego.
– Ta kobieta mówiła, że jest twoją adwokatką i że podałaś jej mój numer, żeby pozyskała pieniądze na kaucję – wyjaśniła babcia, a ja poczułam, jak zalewa mnie wściekłość, że ktoś ją chciał tak podstępnie oszukać.
– Co jej powiedziałaś, babciu? – zapytałam.
– Że potrzebuję czasu, żeby znaleźć pieniądze, ale że oczywiście je jej przekażę – odpowiedziała i wyczułam w jej głosie uśmieszek. – Zaraz się rozłączę i zadzwonię na policję. Zrobimy zasadzkę i złapiemy tę oszustkę! Ale powiem ci, Marianko, że gdybyś mnie tyle nie ostrzegała, to bym się pewnie dała podejść. Ta kobieta wiedziała o tobie wszystko. Nawet to, jakim samochodem jeździsz, i że twój Karol jest weterynarzem.
To mnie zdumiało. Skąd jakaś oszustka mogła znać takie szczegóły? Babcia streściła mi ich rozmowę i wyszło na to, że tamta baba naprawdę znała moje życie.
Była zdesperowana, ale to jej nie tłumaczy!
– Powiedziała, że wjechałaś swoją skodą na pasy i że Karol nie może ci pomóc, bo sam też był w tym samochodzie, również pijany, i teraz dopiero trzeźwieje. A poza tym on nie ma oszczędności, bo wszystko wydał na wynajęcie lokalu pod przychodnię weterynaryjną. A pieniądze są potrzebne natychmiast, bo dzisiaj piątek, i jak ona od razu ich nie wpłaci, to zostaniesz w areszcie do poniedziałku rano.
– Babciu, jedziemy do ciebie! – powiedziałam. – Chcę być przy aresztowaniu tej oszustki!
Dalszych instrukcji udzieliła nam już policja. Babci kazano oddzwonić na podany numer do „adwokatki” i umówić się na przekazanie pieniędzy. Dwóch policjantów schowało się w sypialni babci, ja z Karolem ukryłam się w salonie. Szczerze mówiąc, najbardziej bałam się, że oszustka jednak zmieni zdanie i się nie pojawi, a policja straci szansę na jej ujęcie.
Ale chciwość najwyraźniej wygrała i niedługo po pierwszej w nocy zadzwonił dzwonek do drzwi. Policjanci kiwnęli głowami, że babcia ma otworzyć drzwi, wpuścić przestępczynię i skłonić ją do powtórzenia historyjki. Potem miała podać jej dużą kopertę z pociętymi papierami udającymi pieniądze, a policjanci wkroczyć do akcji. Babcia podeszła do drzwi, szczęknął zamek i po chwili usłyszałam głos „adwokatki” mówiącej, że ogromnie się spieszy, bo prokurator właśnie postawił zarzuty i trzeba zawieźć pieniądze w ciągu godziny.
– Cholera, znam ten głos! – szepnęłam do Karola kompletnie zaskoczona.
Chwilę później okazało się, że miałam rację. Kiedy policjanci się ujawnili i aresztowali zaskoczoną kobietę za oszustwo i próbę wyłudzenia znacznej kwoty, wyszłam z pokoju i stanęłam twarzą w twarz z Jagodą.
Była moją koleżanką z podstawówki, ale ostatni raz widziałam ją kilka dni wcześniej. Siedziała obok mnie na zjeździe absolwentów, kiedy opowiadałam, co u mnie. Słuchała więc o Karolu i jego planach z przychodnią dla zwierząt. A potem, kiedy wszyscy się rozchodzili, zapytała, czy nie podwiozłabym jej do domu. Właśnie tak dowiedziała się, jakim samochodem jeżdżę.
– Jagoda…– powiedziałam, nie wiedząc właściwie, jak skończyć zdanie. – Ale… Jagoda, dlaczego…?
Jagoda była jedną z dziewczynek, które najczęściej mnie odwiedzały u babci. Wiedziałam, że u niej w domu się nie przelewało, że nieraz nie było nic w lodówce. Koleżanka nigdy nie była na wakacjach, nigdy nie miała też nic nowego, wszystkie ubrania donaszała po starszym rodzeństwie. Przypomniałam sobie, że na spotkaniu klasowym niewiele o sobie mówiła, a kiedy ją odwoziłam, wyglądała na spiętą.
– Nie wiem, w jakim nastroju będzie mąż, jak wrócę – zwierzyła mi się. – Ostatnio jest bardzo nerwowy, bo stracił pracę… Nie lubi, kiedy wychodzę, bo musi siedzieć z dziećmi… Mamy czwórkę, nie jest łatwo.
Kiedy policja ją zabrała, trzęsłam się ze stresu i złości. Rozumiałam, że Jagodzie było ciężko, ale wpaść na coś takiego? Podjąć próbę obrobienia osoby, która zawsze była dla niej tylko dobra? Która ją karmiła i pomagała całymi latami? Wykorzystać informacje, którymi się z nią podzieliłam, żeby wyrwać staruszce kilka tysięcy złotych? Jak ludzie mogą być tak podli? I czy można jeszcze komuś ufać?
Cieszę się tylko, że babcia nie dała się okraść. I że Jagoda odpowie za swoją żałosną próbę przestępczą. Nawet mi jej nie żal.
Czytaj także:
„Rodzice wzięli ślub, bo mama była w ciąży. W domu były ciągle awantury i latały talerze, ale byli razem dla mojego >>dobra<<”
„Zakochałem się w kobiecie, której udzielałem rozwodu. Gdy zaprosiłem ją na kawę, myślała, że jest >>w ukrytej kamerze<<”
„Po moim eks zostało mi dziecko i alergia na facetów. Tym draniom przyświeca jasny cel: zbałamucić, zaliczyć i zostawić”