„Zazdrościłam siostrze podróży i światowego życia. Po wizycie za oceanem uznałam, że nic nie zastąpi mojego grajdołka”

kobieta, której nie podobało się za granicą fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
„Przez kilka lat siedzenia w domu przywykłam do tego, że wstaję rano, robię dzieciom śniadanie, a potem sama planuję sobie dzień. Tutaj było inaczej. Bez przerwy ktoś mi rozkazywał. Już przed południem byłam wykończona, a czekał mnie przecież wiele godzin pracy”.
/ 26.05.2022 11:30
kobieta, której nie podobało się za granicą fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Odkąd pamiętam, zawsze komuś czegoś zazdrościłam. Urody, pieniędzy, powodzenia… Najbardziej jednak zazdrościłam ludziom dalekich podróży. „Bo i co ciekawego może się przytrafić w takim grajdołku jak ten nasz?” – myślałam. Niestety, podróże nie były mi widać pisane.

Nigdy nie było na nie pieniędzy ani... specjalnej ochoty. Jak człowiek miał te kilka dni wolnego, to wolał na działce posiedzieć, a nie gdzieś szczęścia w dalekich krajach szukać, obcym ciężko zarobione grosze zostawiać. Tak sobie kombinowałam, choć przyznam, że nawet w najbliższej rodzinie miałam przykład, że ludzie miewają różne dążenia. Tym przykładem była zawsze dla mnie starsza siostra.

Ameryka? Jasne, że lecę!

Patrycja nie wyszła za mąż, pracowała w gazecie jako fotograf. Wysyłali ją ciągle to tu, to tam. Nie miałyśmy ze sobą bliskich kontaktów – czasem pocztówkę z tych swoich wojaży przysłała, zawsze jednak stanowiła dla mnie niedościgły wzór. Nie to, żebym chciała się z nią na życia zamienić, jak to mówią, ale kiedy miałam cięższe chwile w tym swoim kieracie codziennym, to chętnie uciekałam do niej myślami. „Patrycja nie musi znosić narzekania starego na zimną zupę” – wzdychałam na przykład, gdy mąż znowu mi coś przygadał. – Siedzi pewnie teraz na plaży i pstryka te swoje fotki”.

Wiedziałam, że życie siostry nie jest usłane różami. Nie raz i nie dwa skarżyła się na samotność w hotelowych pokojach. Z drugiej jednak strony, dobrze mi było czasem wyobrażać sobie, że to ja siedzę w ładnie urządzonej restauracji gdzieś na drugim końcu świata. Tak sobie marzyłam w tajemnicy przed innymi, nie przeczuwając, że los szykuje dla mnie niespodziankę!

Pewnego dnia zadzwoniła Patrycja. Była podekscytowana.

– Nie będę owijała w bawełnę – zaczęła nerwowo. – Powiem krótko, a potem daję ci czas do namysłu. Moje wydawnictwo poszukuje asystentki na krótki wyjazd na drugą półkulę. Chodzi o kogoś takiego jak ty, nie żadną tam laleczkę, co ledwie skończyła studia. Potrzebna jest kobieta doświadczona, matka i gospocha, bo będziemy realizować projekt na temat codziennego życia kobiet w różnych krajach. Wiem, musisz to ustalić z Darkiem, ale myślę, że byłabyś głupia, gdybyś nie skorzystała z takiej szansy. W końcu to Ameryka! Czekam na wiadomość od ciebie do środy. No to pa!

Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Z jednej strony, nie wyobrażałam sobie, że miałabym zostawić Darka z dziećmi. Chociaż wcale nie są to już maluchy, a Darek też nie należy do takich facetów, co to sami sobie upiorą czy uprasują… Z drugiej strony, ta propozycja wprawiła mnie w zachwyt. Od urodzenia Ewy siedziałam w domu, a przecież skończyłam studia, kiedyś marzyła mi się kariera! Z bólem głowy czekałam na Darka, by mu o wszystkim powiedzieć.

Jego reakcja mnie zdumiała:

– I ty się jeszcze zastanawiasz, kobieto?! – krzyknął na mnie.  Kiedy będziesz żyła, jak nie teraz? A o nas się nie martw, przecież przez te kilka tygodni jakoś sobie poradzimy!

– Na pewno? – spojrzałam na niego podejrzliwie.

„A może on kogoś ma?” – przyszło mi nawet na myśl, lecz szybko odpędziłam ten pomysł od siebie. Zresztą – teraz miałam inne rzeczy w głowie. Musiałam jak najszybciej zadzwonić do Patrycji i przekazać jej, że pojadę z nią do Ameryki.

Następne tygodnie upłynęły mi pod znakiem niekończących się przygotowań. A to trochę zakupów musiałam zrobić, a to formalności dopełnić – słowem, dni wypełnione miałam do ostatniej minuty. Nie powiem jednak, żeby nie sprawiało mi to przyjemności! Nawet moje dzieci zauważyły, że się zmieniłam, zadbałam o nową fryzurę i makijaż!

– Tylko żebyś czasem nie została w tych Stanach – powiedział mi pewnego dnia syn.

– No coś ty, to tylko praca. Wiesz przecież, jaka jest ciotka Patrycja, jednej chwili nie da mi odsapnąć – powiedziałam, by go uspokoić, ale gdzieś tam w tyle głowy tliła mi się myśl: „Zostać na zawsze to nie, ale przedłużyć sobie te wakacje od codzienności, czemu nie…”.

Ciągle coś się działo, miałam tego dość

W końcu nastał dzień wylotu. Cała rodzina wzięła wolne, żeby odprowadzić mnie na lotnisko. Były oczywiście łzy i zapewnienia, że będziemy do siebie pisać… No i pojechałam.

Rzeczywistość okazała się znacznie mniej różowa, niż wyobrażałam to sobie w Polsce. Hotel, w którym zostaliśmy zakwaterowani, w żaden sposób nie przypominał apartamentowców, które widywałam na filmach. Była to po prostu zaadaptowana kamienica, na dodatek położona w nie najlepszej dzielnicy. Aby dostać się do centrum Nowego Jorku, musiałabym ponad godzinę jechać metrem. Nie robiłam tego, nie miałam nawet kiedy tam się wybrać!

Reżyser projektu, przy którym współpracowałam z Patrycją, bez przerwy poganiał nas do pracy i przypominał o terminach i kosztach. Czy możecie sobie wyobrazić, że liczył nam każdego bajgla, którego jadłyśmy?!

Przez kilka lat siedzenia w domu przywykłam do tego, że wstaję rano, robię dzieciom śniadanie, a potem sama planuję sobie dzień. Tutaj było inaczej. Bez przerwy ktoś mi rozkazywał. Szybko też zorientowałam się, że tak naprawdę asystentka to… dziewczynka na posyłki! Zlecano mi najbardziej niewdzięczne prace – stałam w kilometrowych kolejkach, przeciskałam się w tłumie podobnych jak ja asystentek, by coś załatwić… Już przed południem byłam wykończona, czekał mnie przecież cały dzień!

W podobny sposób pracowało wiele innych osób, lecz one wydawały się tym zachwycone! Wieczorem, kiedy ja najchętniej położyłabym się spać, moje współpracowniczki szykowały się na podbój miasta. Myślicie, że te panie były stanu wolnego? Ależ skąd! Jak mi jednak tłumaczyły, musiały w ten sposób odreagować wielotygodniową rozłąkę z rodziną, wyrzuty sumienia i nieustający stres. Ale... wydawały się spełnione!

Czasami słyszałam, jak rozmawiały ze swoimi rodzinami przez telefon – wcale nie pieniądze były dla nich najważniejsze, tylko to, że są w Nowym Jorku, że ciągle coś się dzieje, że są zabiegane. To, co dla mnie było męczarnią, dla nich było po prostu frajdą! Zaczęło do mnie docierać, że ja po prostu przyzwyczaiłam się do spokojniejszego rytmu życia. Potrafiłam też widzieć negatywne strony tego, co dla innych było wspaniałe.

Co z tego, że nocą Nowy Jork iskrzył się feerią świateł i robił wrażenie na pocztówkach, kiedy w dzień nieustająco słyszeliśmy ostrzeżenia o wielu miejscach w tym mieście, które dla bezpieczeństwa należało omijać.  Problemem było też zrobienie najzwyklejszych zakupów w godzinach szczytu z powodu tłoku!

Zaczęło do mnie docierać, że nigdy nie warto zazdrościć innym. Ja całe życie zazdrościłam Patrycji poznawania różnych ludzi i miejsc, a teraz byłam wraz z nią tam, gdzie działo się tyle rzeczy. I uwierzcie mi, najchętniej znów siedziałabym rankiem, nieuczesana, z moją sąsiadką w kuchni, przy stole nakrytym ceratą, i popijałabym kawę, gawędząc! To było prawdziwe życie!

Wszędzie dobrze, w domu najlepiej

Najbardziej ze wszystkiego doskwierało mi to, że na nic nie miałam czasu. Z ledwością siadałam wieczorem do komputera, żeby napisać kilka słów do rodziny. Zmuszałam się do tego tylko dlatego, że wiedziałam, że oni nie mogą doczekać się na wieści ode mnie… Ale wieści od nich też nie były takie, jak oczekiwałam. Podświadomie spodziewałam się, że Darek napisze, iż beze mnie dom nie wygląda tak jak zawsze, i nie mogą się doczekać mojego powrotu. On jednak na nic się nie skarżył!

Tymczasem moja siostra jakby nie zauważała, jak bardzo to wszystko, co się tu dzieje, jest nudne i nie z mojej bajki… Pewnego dnia wypaliła nawet:

– Widzę, że źle cię oceniałam, siostrzyczko! Do tej pory myślałam, że jesteś tylko taką mamuśką, której nic nie obchodzi poza ceną bułek w sklepie, ale widzę, że się myliłam! Co byś powiedziała na współpracę ze starszą siostrą przy kolejnym projekcie, jak ten ostatecznie wypali? Słyszałam coś o Japonii…

Japonia? O, nie! Uśmiechnęłam się więc tylko grzecznie, choć już wiedziałam swoje – nigdy więcej nie zamierzam ruszać się z mojego grajdołka! No, może tylko na wczasy nad morze, z Darkiem i dzieciakami… Jednak nic poza tym!

Kiedy zasypiałam, z okien hotelu widziałam światła ponoć najbardziej fascynującego miasta świata. Miasta, które nigdy nie zasypia. I mało mnie to obchodziło. Marzyłam, żeby leżeć obok męża w moim podniszczonym domu i nasłuchiwać równych oddechów dzieci. Bo właśnie tu, w Nowym Jorku, dotarło do mnie, że w starych powiedzeniach jest dużo prawdy… A przecież mówią: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”.

Odznaczyłam kolejny dzień w kalendarzu. Jeszcze tylko dwa tygodnie i wrócę do najbliższych! I nigdy już nie będę marzyć, by od nich wyjechać. Przekonałam się, jak cały ten „wielki świat” wygląda z bliska. To nie dla mnie!

Czytaj także:
„Mąż ledwo zauważa niepełnosprawnego syna. Namawia mnie na drugie dziecko, bo może tym razem trafi nam się zdrowe”
„Przez całe dzieciństwo kryłam ojca przed mamą. Nie pisnęłam słowa, że ma kochankę, bo bałam się, że do niej odejdzie”
„Rok żałoby po żonie wystarczy, chcę znów być kochany. Rodzina staje okoniem, nikt nie przyszedł na mój drugi ślub”

Redakcja poleca

REKLAMA