„Zawsze starałam się być cicho i nie przeszkadzać, ale ojciec i tak się wyprowadził. Męczyła go nasza obecność”

dziewczynka zasmucona odejściem taty fot. Adobe Stock
„Chciałam przeprosić tatusia. Powiedzieć, że mogę codziennie siedzieć do późna w świetlicy, a weekendy spędzać u dziadków, byle tylko nie odchodził od nas. Naprawdę, nie chciałam mu przeszkadzać swoimi pytaniami. To na pewno przeze mnie się wyprowadził.”
/ 24.03.2021 10:06
dziewczynka zasmucona odejściem taty fot. Adobe Stock

Miałam dziewięć lat, kiedy po raz pierwszy i zarazem ostatni przywłaszczyłam sobie coś, co nie należało do mnie. To były buty mojego taty. Komuś obcemu moje zachowanie może wydać się zabawne, ale mnie nawet teraz, po 30 latach, nie jest do śmiechu, kiedy przypomnę sobie tamtą chwilę.

Stoję w wąskim korytarzu między kuchnią a swoim pokojem i oszołomiona wpatruję się w zapłakaną mamę. Jednocześnie kątem oka śledzę cień ojca poruszającego się za przeszklonymi drzwiami jego gabinetu.

Twój tatuś postanowił się wyprowadzić – mamie łamie się głos. – Na zawsze. Jest nami zmęczony, potrzebuje przestrzeni… Podobno tatuś… – błagalnym wzrokiem spogląda na drzwi gabinetu. – Zamieszka sam…

Koniec, zapłakana mama ucieka do kuchni. W ten sposób zachowuje się po każdej małżeńskiej sprzeczce, więc wiem, że więcej nic mi nie powie, ale nie mam pojęcia, co począć z tą informacją.

Odruchowo chciałabym zapytać tatę, o co chodzi

Czy naprawdę tak męczy go moja obecność, choć staram się być cicho i nie przeszkadzać. Jeśli tak, to go przeproszę. Mogę każdego dnia siedzieć do późna w szkolnej świetlicy, a weekendy spędzać u dziadków, bylebym tylko mogła wdychać w łazience zapach jego wody toaletowej i kremu do golenia, obserwować jego cień za szybą albo słuchać głosu dobiegającego zza ściany mojego pokoju.

Po prostu mogę jeszcze bardziej postarać nie rzucać mu się w oczy, nie drażnić go swoim dziecięcym roztargnieniem czy pytaniami. Jedyne, czego pragnę w tej chwili, to przytulić się do taty, ale nie mam śmiałości iść do niego. Stoję bezradna w przedpokoju i właśnie wtedy zauważam te buty taty.

Najpierw trafiły pod moje łóżko, potem do domu babci

Piękne, wciąż lśniące nowością, wykonane z delikatnej skóry w naturalnym odcieniu. Przypominają nieco dzisiejsze oksfordy, ale mają bardziej szlachetny kształt. W tamtych czasach to był ostatni krzyk mody i duma mojego ojca, bo przywiózł je aż z Włoch. Z pięciodniowej konferencji naukowej przywiózł mnóstwo dokumentów, kilka próbek hotelowych kosmetyków dla mamy, dla mnie owocowe żelki i te półbuty, na które wydał całą swoją dietę.

Wkładał je jedynie na ważne spotkania z profesorami i czasami na niedzielne obiady u swoich rodziców. Wiem, że są dla niego ważne. Widzę, jak się o nie troszczy, pielęgnuje je i ustawia na osobnej półce. Jak starannie dobiera do nich garderobę i przygląda się sobie w lustrze, zadowolony z końcowego efektu. Chciałabym, żeby poświęcał mnie choć ułamek czasu, który przeznacza na swoje włoskie cuda, więc niewiele myśląc, chwytam je i chowam.

Najpierw pod łóżkiem, potem w szafce z zabawkami, a na koniec, gdy ojciec następnego dnia szaleje z wściekłości, zawijam buty w reklamówkę i zakopuję w wielkiej donicy na balkonie. Działam odruchowo, lecz los mi sprzyja. Marzec tego roku jest tak chłodny, że nikomu nie przychodzi do głowy, żeby zajrzeć na balkon. Mama płacze, ojciec złorzeczy i grozi jej policją, ale nie zostanie w naszym mieszkaniu ani minuty dłużej. Jeśli więc miałam nadzieję, że go zatrzymam, to już wiem, że niczego swoją kradzieżą nie wskórałam. Mimo to nie oddaję butów.

Wykopuję je jakieś dwa tygodnie później i w tajemnicy zanoszę do rodziców mamy. Jestem ich jedyną wnuczką, nikt nie przeszuka pudła ze starymi zabawkami.

– Dziwna sprawa z tymi butami, nie uważasz? – rzuca któregoś dnia babcia.

– Dziwne to jest jego przywiązanie do rzeczy, zamiast do ludzi! – oburza się dziadek. – Kiedy ostatni raz widział swoje dziecko? Chyba w dniu przeprowadzki, a potem co? Cisza! Znalazł się wielki naukowiec, psiakrew! I koniec gadania o tym egoiście, zapamiętajcie sobie!

O tym, że egoista nie pali się też do płacenia alimentów, dowiaduję się od mamy

W sumie nic w tym dziwnego, dotąd to ona utrzymywała naszą rodzinę, ale jest mi przykro, gdy słyszę wyrzut w jej głosie. Nie chciał mnie, dlatego że za mało się starałam! To przeze mnie tata nas opuścił. Musiałam go okropnie rozczarować, skoro się mną nie interesuje i nie chce na mnie płacić – myślę ze smutkiem i odtąd postanawiam być najlepsza we wszystkim, zwłaszcza w jego ulubionej matematyce, choć osobiście bardziej wolę uczyć się o budowie i zachowaniu zwierząt.

Gdy mija rok, a mama ląduje na antydepresantach, ponownie przemycam buty do naszego mieszkania i chowam pod swoim łóżkiem. Co noc, gdy otumaniona lekami mama zapada w sen, poleruję je i ostrożnie układam między swoją poduszką a ścianą, po czym zasypiam, gładząc miękką skórę.

Wkrótce umiera dziadek, jedyny bliski mi mężczyzna, a babcia przerażona samotnością i wiedziona troską o córkę i wnuczkę, przeprowadza się do nas. Z kolei mama po śmierci dziadka postanawia nadrobić stracone lata. Coraz więcej pracuje, dokształca się, awansuje, a w wolnych chwilach bawi się, zmieniając mężczyzn jak rękawiczki. Większości wujków nawet nie poznaję, ale tych kilku wydaje się całkiem miłych. Niestety, mama odrzuca ich wszystkich.

Większość czasu spędzam z babcią, moją sojuszniczką, więc pewnego dnia (miałam wtedy 14 lat), nie zważając na jej obecność w domu, wyjmuję spod łóżka buty taty i zaczynam przechadzać się w nich po mieszkaniu. Przez te wszystkie lata nie odważyłam się ich przymierzyć ze strachu przed zniszczeniem, ale tamtego dnia coś we mnie pęka.

Chłopak, do którego wzdycham od roku, zakochuje się w mojej najlepszej przyjaciółce, a ta zwierza mi się ze swojego szczęścia, jakby miała za nic moje uczucia.

– Nigdy nie sądziłam, że miał takie małe stopy – rzuca babcia, zerkając na mnie z szelmowskim uśmiechem.

Choć buty są za duże co najmniej o dwa numery, muszę przyznać jej rację

Mimo tej drobnej uciążliwości, odtąd wkładam buty w chwilach chandry. Kiedy kończę 18 lat i moja stopa staje się odpowiednio długa, zaczynam nosić je na co dzień. Nie znam drugiej dziewczyny, która nosiłaby męskie buty. Wśród znajomych i bez tego uchodzę za dziwaczkę i chłopczycę, więc nikt nie zwraca uwagi na nietypowy element mojego stroju.

Babcia też traktuje moje zachowanie jak coś oczywistego, a zajęta sobą mama nawet nie zauważa, co noszę. A noszę buty stale, od początku cieplejszej wiosny do końca złotej jesieni, z krótką przerwą na upalne lato. Kupuję do ich pielęgnacji najlepsze pasty, szczotkuję je i poleruję, unikam deszczowych dni, z każdą naprawą biegnę do szewca.

Czasami zmieniam je na baleriny, martensy, ale po każdym eksperymencie wracam do nich skruszona. W ten sposób wytrzymujemy razem pięć lat. Mam dokładnie 23 lata i dwa miesiące, kiedy słyszę od znajomego szewca, że widok moich półbutów ustawionych na półce wzruszył pewnego profesora.

– Opowiadał, że dawno temu miał podobne – uśmiecha się starszy pan, a mnie serce podchodzi do gardła.

Poznałam go od razu, wiele cech odziedziczyłam po nim

Mimo próśb szewc nie udostępnia mi adresu ani numeru telefonu profesora, ale zdradza dzień, w którym mężczyzna ma odebrać swoje obuwie. Cała ta historia wydaje mi się dość dziwna, bo z tego, co mi wiadomo, ojciec od lat mieszka za granicą, obecnie chyba w Lozannie, mimo tego zjawiam się wyznaczonego dnia pod zakładem szewskim.

Poznaję go od razu. Ja też poruszam się w ten sam, nieco nonszalancki sposób. Nie mam jednak odwagi zaczepić ojca, więc śledzę go w drodze do domu. Gdy znika za bramą kamienicy, nie wytrzymuję i zaczynam wydzwaniać domofonem do wszystkich mieszkań. W końcu trafiam pod właściwy numer.

Sama nie wiem, czego spodziewałam się po tym spotkaniu, i to od człowieka, który nigdy się mną nie interesował. Chyba w głębi duszy łudziłam się, że zaciekawiony zaprosi mnie do środka.

Tato, to ja, twoja córka, Gabrysia – mówię drżącym głosem, recytując do kratek domofonu na jednym oddechu swoje nazwisko, wiek i wybrany kierunek studiów, dając do zrozumienia, że poszłam w jego ślady.
– Ktoś mi coś wspominał… – ojciec zawiesza głos, a ja domyślam się, że chodzi mu o moich wykładowców, a jego dawnych kolegów.

Zamieram w nadziei na gest dobrej woli, ale gdy słyszę: „Nie, dziękuję, nie jestem zainteresowany” – czuję, jak ogarnia mnie wściekłość. Wyzywam go, ile sił w płucach od najgorszych drani, więc musi minąć trochę czasu zanim dociera do mnie, że ojciec rozłączył się i nie słyszy moich pretensji… Pamiętam, że w tamtej chwili poczułam się tak, jakby ktoś napluł mi w twarz.

Jedyne, czego pragnęłam, to skończyć ze swoim marnym życiem. Wyszłam na ulicę prosto pod koła taksówki, ale zamiast uderzenia usłyszałam przeraźliwy pisk opon, a potem huk otwieranych drzwi.

– Co ty robisz, dziewczyno! Życie ci niemiłe?! – wrzasnął przerażony kierowca, wyskoczył z auta i zaczął nerwowo sprawdzać, czy nic mi się nie stało.

Dziś staram się o ojcu w ogóle nie myśleć

Przeprosiłam go, pragnąc jedynie, żeby jak najszybciej dał mi spokój, ale uparł się, że podwiezie mnie do domu. Gdy dotarliśmy na miejsce, wręczył mi swoją wizytówkę i kazał zadzwonić do siebie za miesiąc o tej samej porze. Miałam opowiedzieć mu, co przez ten czas zrobiłam dobrego dla siebie…

Rozśmieszył mnie swoją naiwnością, ale też zmusił do myślenia, bo już następnego dnia oddałam buty ojca pierwszemu napotkanemu bezdomnemu, a nim minął miesiąc, zrezygnowałam ze studiów, żeby zacząć przygotowywać się do egzaminów na weterynarię. Po kolejnym miesiącu zmieniłam styl ubierania z ekscentrycznego na bardziej kobiecy.

Po roku nie tylko byłam studentką weterynarii, ale i szczęśliwie zakochaną dziewczyną. Po dwóch latach mężatką, a po pięciu stażystką w renomowanej klinice i mamą Marcysi. Po 30 latach od rozstania rodziców nie ma we mnie śladu przerażonej dziewczynki, która pragnęła zasłużyć na miłość ojca. Jestem tylko matką trójki dzieci, zakochaną z wzajemnością w swoim mężu żoną, dobrym weterynarzem i szczęśliwym człowiekiem. Dodam, że przestałam śledzić losy taty tuż po naszej rozmowie przez domofon.

Za to jestem na bieżąco z życiem mojego wybawcy – taksówkarza Grzegorza, z którym od 16 lat rozmawiam lub widuję się co miesiąc. Nie chcę oceniać ojca. Wiem, że miał 36 lat, kiedy rodzina i mentor zmusili go do ślubu z młodziutką dziewczyną. Rodzina chciała uciąć plotki o rzekomym homoseksualizmie, zwierzchnik pragnął otworzyć przed podopiecznym możliwość awansu. Orientacja ojca nigdy nie została potwierdzona. Myślę, że po prostu jest typem samotnika. Egoistą, jak powiedziałby dziadek.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nie bawi mnie bycie babcią. Nie dla mnie niańczenie 4-latki
Mój 13-letni syn ma konto na portalu erotycznym
Gdy mój mąż umierał, odkryłam że ma romans

Redakcja poleca

REKLAMA