Boże, jak ja nie znoszę starych kobiet… Są takie namolne i monotematyczne! Ostatkami sił powstrzymywałam się, by nie przegonić Wandzi, niczym uprzykrzonej muchy, żeby szła brzęczeć gdzie indziej. Znoszę codziennie przed snem dawkę genealogicznych bredni, okej, w końcu dzielimy sanatoryjny pokój, ale już spodziewać się, że będę z entuzjazmem słuchać, gdy nadaje innym, to gruba przesada.
– Bardzo rodzinna – stwierdził Krzysztof, gdy nareszcie odpłynęła od stolika. – Jak to jest, że takie osoby, niby empatyczne i pełne ciepła, nigdy nie pomyślą, co czują samotni słuchając ich wynurzeń? – westchnął.
Czy ja właśnie poznałam faceta, który przyznaje się do samotności?
Spokojnie, Jadziu, powiedziałam sobie. Uzdrowiska są pełne podrywaczy przeróżnej maści, po prostu jeszcze na takiego nie trafiłaś. Właściwie, to nawet sprytny myk – smutny miś, który pragnie być zaopiekowany… Na razie chciałam tylko, by zaprosił mnie na tańce. Nie szukam miłości, lecz towarzystwa, z którym będę się dobrze bawić. Zdumiewające, że jak się ustali swoje potrzeby na minimalnym poziomie, faceci często chcą czegoś więcej. Nie dogodzisz!
– Dostałaś esemesa – zauważył Krzysztof w pewnym momencie. – Odbierz, pewnie i tak będziesz zastanawiała się, kto to.
– E, to nic wielkiego – spojrzałam na tańczące misie na wyświetlaczu i migające pęki kwiatów.
– Życzenia z okazji Dnia Babci? – zajrzał mi przez ramię. – Jesteś babcią, naprawdę? Nigdy bym nawet nie pomyślał!
Ja też bym nie pomyślała, żeby komuś wtykać nos w komórkę, wściekłam się, ale potem przyjrzałam się szpakowatym włosom Krzysztofa, jego wystającym kościom policzkowym i postanowiłam chwilowo zapomnieć o nietakcie.
– Cóż, mamy u nas w rodzinie dość paskudną skłonność do wczesnego rodzicielstwa – powiedziałam.
– Są gorsze obciążenia genetyczne.
Wypytywał o Biankę: ile ma lat, jak wygląda, czym się interesuje… Pedofil jakiś, czy co?
– Normalna czterolatka – wzruszyłam ramionami. – Czym się może interesować? Chyba lalkami, nie?
Po południu leżałam w wannie z borowinami i zastanawiałam się, czy facet wart jest zachodu. Mam nadzieję, że się spisze na dancingu, bo jeśli nie, to żegnam, niech sobie poszuka babci bardziej przejętej rolą. Urodziłam Martę, ledwo skończyłam dwudziestkę i, chociaż robiłam, co w mojej mocy, by jej nie spotkał taki sam los, to jednak stało się. Jedyne, co nas różniło, to fakt, że córka niemal od początku była sama; tatuś Bianki już po roku zdecydował, że szczęśliwszy będzie w Belgii i ograniczał się do płacenia alimentów.
Kretyn, pomyślałam teraz ze złością o Krzysztofie. Niech mi pokaże czterdziestoczterolatkę, która jest szczęśliwa, że została babcią! To nawet nie jest kwestia samopoczucia, po prostu mnie to nie dotyczyło. Byłam od kilku lat wdową, wydałam córkę za mąż i nadrabiałam stracone lata, zajmując się nareszcie sobą, a nie chorym chłopem ani pannicą z pretensjami.
Wszystko ma zresztą swoje plusy – nie wtrącałam się Marcie w wychowanie dziecka, nie wymądrzałam. Kiedy już musiałam, byłam pomocna, choć skłamałabym, twierdząc, że opieka nad małym dzieckiem sprawiała mi radość. Bo i co fascynującego jest w takim szkrabie? Nie pogadasz, do kina nie weźmiesz, na wycieczkę tym bardziej…
Faceci to jednak więksi plotkarze od kobiet…
Kiedyś – myślałam sobie – ja się zestarzeję, Bianka zrobi bardziej sensowna, i znajdziemy wspólny język. I pewnie tak będzie, bo czemu nie?
Wieczorem się okazało, że wieści się już rozniosły – faceci są jednak gorszymi plotkarzami od kobiet. Wandzia wielce obrażona, że się nie pochwaliłam wnuczką, koleżanka z pokoju obok zażyczyła sobie zdjęcia do wglądu… I jeszcze zdziwienie, że wybrałam turnus w Ciechocinku zamiast Dnia Babci w przedszkolu. Dopóki Wandzi wnuczki mieszkały w Polsce, bywała na każdej imprezie! A sprawca całego zamieszania tańczył nieźle. Cóż z tego, skoro wolał gadać: o zdrowym żywieniu, zbawiennym wpływie rodziny i alternatywnych źródłach energii. Chyba po raz pierwszy z ulgą powitałam zakończenie turnusu.
Wróciłam i nawet miałam zamiar zadzwonić do Marty i zapytać, czy faktycznie przedszkole urządza jakieś imprezy z uczestnictwem babć, ale zanim się zebrałam, wpadłyśmy na siebie w ciastkarni.
– Impreza? – zapytałam, widząc, że kelnerka przynosi Marcie pakunek z tortem do stolika.
– Idziemy z Bianką na imieniny – spłoszyła się nieco.
Ten rumieniec, szybka zmiana tematu… Jakiś facet? Na tyle poważny, by poznał małą? Nie, to nie moja sprawa. Lepiej zapytać o Dzień Babci, ostatecznie to nie problem raz do roku wejść w rolę, jeśli Biankę miałoby to uszczęśliwić.
– Zapraszałam cię dwa lata temu – Marta spojrzała na mnie zdziwiona. – Nie miałaś czasu. Ale spoko, nic nie szkodzi, mamo. Pani Agata chętnie przychodzi.
– Ta stara z parteru? – zdziwiłam się. – Z brodawką na nosie?
– Ta sama – uśmiechnęła się córka. – Uwielbiają się nawzajem z Bianeczką. Niesamowite szczęście, że mam taką sąsiadkę! Okazało się, że pani Agata jest samotna, bo jej syn z rodziną wyjechał do USA po wygraniu loterii wizowej. Bardzo tęskniła, nawet się pochorowała z tego wszystkiego, ale teraz już jest w porządku. Moja córa ma przyszywaną babcię, a pani Agata wnuczkę – rozgadała się Marta. – Hej, mamo – zreflektowała się. – Nie jesteś chyba zła, co?
– Agata… Ten tort jest na imieniny Agaty, prawda? – próbowałam się połapać. – Idziecie na imprezę do przyszywanej… babci?
– No tak, zaprosiła nas, zresztą po raz pierwszy – potwierdziła córka. – Nie ma nikogo innego, mamo. Jesteś na mnie zła? – powtórzyła pytanie.
Zaprzeczyłam. No, już bez żartów, o co miałabym się boczyć? O to, że jakaś obca baba, od której prysnęła na koniec świata jej własna rodzina, wśliznęła się bezczelnie na moje miejsce i nikt nawet nie raczył mnie o tym poinformować?
– Daj spokój, Marta – dopiłam kawę. – Wszystko w porządku, muszę lecieć, bo umówiłam się ze znajomymi. Zdzwonimy się!
Wypadłam z cukierni jak przeciąg i zwolniłam dopiero dwie ulice dalej, gdy zadzwonił telefon w mojej torbie. Krzysztof?
– Przepraszam, nie mam teraz czasu rozmawiać – rzuciłam do słuchawki. – Właśnie wchodzę z wnuczką do kina. Oddzwonię wieczorem!
Mogłoby przecież tak być… Mogłabym zabierać Biankę w różne ciekawe miejsca. Do teatru lalek, na basen. Na warsztaty garncarskie – byłam raz, to świetna zabawa. Na lodowisko zimą, nad rzekę latem. Tymczasem jednak stałam na ulicy, samotna, nieoczekiwana przez nikogo, bo plany pokrzyżowała mi cholerna uzurpatorka z brodawką na nosie!
Młodo zostałam babcią. Czułam się, jakby mnie to nie dotyczyło - byłam wdową, wydałam córkę za mąż i chciałam korzystać z życia. Nie dla mnie laurki, niańczenie wnuczki, Dzień Babci w przedszkolu... Zabolało mnie, gdy Bianka zaczęła udawać, że ich sąsiadka to jej przyszywana babcia.