„Zawsze myślałam, że moja młodsza siostra wiedzie życie jak w Madrycie. Okazało się jednak, że to ja spijałam śmietankę”

kobieta fot. iStock by Getty Images, A. Chederros
„Justyna wyglądała olśniewająco. Zrzuciła kilka kilogramów, zapuściła włosy i miała na sobie świetne ciuchy. Przy niej czułam się jak ostatnie nieszczęście. Wbijałam paznokcie w dłonie, żeby powstrzymać się od wrzasku”.
/ 16.08.2024 19:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, A. Chederros

Od niepamiętnych czasów byłam zazdrosna o moją siostrę Justynę. O to, że była oczkiem w głowie ojca, o jej zgrabniejszą sylwetkę, większe powodzenie u płci przeciwnej i włosy jak łany zboża. Nie dawały mi spokoju jej oceny w szkole, a potem śmiałość, z jaką zdecydowała się na liceum z internatem w oddalonym Krakowie oraz wybór studiów na kierunku ekonomicznym.

Było mi z tym źle

Wraz z upływającym czasem nasze życia stały się odmienne – siostra od wielu lat żyła w wielkim mieście, a ja, po zdobyciu zawodu w szkole odzieżowej, pomagałam matce w jej pracowni krawieckiej, nadal egzystując w naszej małej miejscowości. Justyna stała się dla mnie kimś odległym, już nie darzyłam jej ciepłymi, siostrzanymi emocjami, ale zawiść pozostała. Tkwiła w moim wnętrzu niczym drzazga, coraz bardziej dająca się we znaki wraz z następnymi osiągnięciami siostry.

Moja młodsza o dwa lata siostra jako pierwsza przyjęła oświadczyny, choć byłam od niej starsza, a to jeszcze mocniej mnie przygnębiło. W moim przypadku mogłam liczyć jedynie na amory paru okolicznych kawalerów, którzy między jednym a drugim łykiem piwa przechadzali się pod oknami rodzinnego domu, podczas gdy moja siostra za niespełna miesiąc miała wyjść za mąż za inżyniera!

Kiedy światło dnia gasło, a noc wkradała się do sypialni, przewracałam się z boku na bok, gniotąc bezlitośnie prześcieradła. W myślach snułam fantazje o idealnym życiu mojej siostry, niczym z kolorowych bajek. Żółć zazdrości zatruwała moje wnętrzności, a jednocześnie czułam obrzydzenie do samej siebie, że jestem taką wredną siostrą. Niby mówi się, że w rodzinie trzeba się wspierać i trzymać razem, ale ja nie potrafiłam zwyczajnie cieszyć się jej szczęściem.

W zeszłym roku, gdy moja siostra zaprosiła mnie do swojego mieszkania w Krakowie, miałam wrażenie, że jej koleżanki nabijały się ze mnie za moimi plecami, a jej facet spoglądał na mnie z wyższością. Choć kto wie, może to tylko moja wyobraźnia? Tak czy inaczej, od tamtej pory ani razu nie skorzystałam z zaproszenia.

Zazdrościłam jej

W tym roku na wiosnę to siostra nas odwiedziła. Rozsiedliśmy się w ogrodzie przy drzewach owocowych. Justyna wyglądała olśniewająco. Zrzuciła kilka kilogramów, zapuściła włosy i miała na sobie świetne ciuchy. Przy niej czułam się jak ostatnie nieszczęście. Wbijałam paznokcie w dłonie, żeby powstrzymać się od wrzasku. Rodzice wpatrywali się w nią jak w świętą, a ja byłam od tego, żeby wszystkich obsługiwać.

– Marysiu, przynieś więcej tego soku i pokrój więcej ciasta, co z ciebie za pani domu? – powiedziała matka kręcąc głową, a ja bez entuzjazmu powlokłam się w kierunku domu.

Ciągle tylko „Marysiu to”, „Marysiu tamto”! Mam wrażenie, jakby moje imię skazywało mnie na wieczne pozostawanie w cieniu innych członków rodziny. Gdy z powrotem pojawiłam się w sadzie, niosąc tacę zastawioną ciastem i szklankami soku, moja siostra zdążyła już przejść do opowieści o swoim nowym mieszkaniu.

– Wiecie, że tata Benka pracuje jako deweloper? No i właśnie kupił nam ogromny apartament z widokiem na Wisłę – trajkotała, raz po raz odgarniając kosmyki włosów.

Zaczęłam kroić ciasto, jednocześnie próbując opanować szalejące we mnie emocje. Czułam, jak do oczu napływają mi łzy. Nie mogłam przestać się zastanawiać, czy to w porządku. W końcu jesteśmy siostrami, razem dorastałyśmy, a mimo to los ją rozpieszcza, dając jej w życiu same dobroci.

Czułam się nieszczęśliwa

Ceremonia ślubna mojej siostry okazała się dla mnie prawdziwą udręką. Justyna, odziana w śnieżnobiałą suknię z tiulu, składała przysięgę miłości swojemu przystojnemu ukochanemu, podczas gdy ja, mając u boku syna sąsiadów, pełniłam rolę druhny stojącej tuż za nimi. Druhny przepełnionej zawiścią!

W trakcie przyjęcia weselnego jeden kieliszek szybko pociągał za sobą kolejny, mimo że do tej pory alkohol zawsze omijałam szerokim łukiem. Nie minęło dużo czasu, a skutki dały o sobie znać – zanim nadszedł czas na oczepiny, byłam już kompletnie wstawiona.

– Idziemy na spacer – drużba chwycił mnie za rękę i pociągnął w kierunku drzwi.

Parsknęłam śmiechem, przez przypadek wpadając na pobliską tańczącą parę.

– Chyba masz już dość procentów, nie? – Wojtek paplał bez ustanku, kierując nas w stronę zarośniętej dróżki za salą weselną. – Nad wodą szybko ci przejdzie – nawijał, otaczając mnie ramieniem.

Nigdy nie był w moim typie, ale jakoś nie miałam nic przeciwko. W tę noc doświadczyłam niesamowitego poczucia osamotnienia i klęski. Bez sprzeciwu przyjęłam jego niezgrabne pocałunki, a także pozwoliłam, by jego dłonie podwinęły moją sukienkę. Oddaliśmy się sobie na chłodnej, wilgotnej murawie. Dygotałam z zimna i dziwnego zobojętnienia, które mnie ogarnęło. Miałam wrażenie, jakbym niczego nie odczuwała, jakby moje życie działo się gdzieś obok. Inne niż to, o którym marzyłam.

Przestałam się przejmować

Wojtek chyba totalnie nie zrozumiał, że nie jest moim ideałem, bo wciąż ciągnął mnie na potańcówki, taszczył goździki z rabatki swojej matki, częstował mnie słodyczami.

– No to czas pomyśleć o kolejnym weselu – stwierdził mój ojciec, gdy pewnego lipcowego wieczoru nakrył nas na obściskiwaniu się w ogrodzie.

Od dawna zdawałam sobie sprawę, że cokolwiek bym zrobiła i tak Justyna zawsze będzie ode mnie lepsza. Ona miała życie jak z bajki, a ja? Byłam nikim – rodzina pomiatała mną, traktowano mnie jak Kopciuszka, tę brzydszą siostrę, która zawsze jest na gorszej pozycji. Dlatego kiedy Wojtek poprosił mojego ojca o zgodę na ślub ze mną, kompletnie mnie to nie obchodziło. Po prostu stałam i gapiłam się w mrok lasu za naszym domem.

Nasza ceremonia ślubna nie była huczna, raczej kameralna i bez przepychu, ale mi to odpowiadało. Kiepsko się czułam, przysięgając wierność przed ołtarzem facetowi, do którego tak naprawdę nic nie czułam.

– Uczucie przyjdzie z czasem – próbowała mnie podnieść na duchu mama, ale jakoś nie potrafiłam w to uwierzyć.

Fakt, Wojtek był w porządku. Jego mama wychowała go na zaradnego i pracowitego faceta, ale mimo wszystko nie byłam u jego boku szczęśliwa. Im bardziej starał się okazywać mi uczucie, tym bardziej ja uciekałam w swój własny świat pełen rozgoryczenia, w którym gościła tylko zazdrość o moją siostrę i obsesyjne rozmyślania o tym, jaka jestem pechowa.

Było mi trudno

Relacje z teściową były trudne i napięte. To oziębła i nieprzyjemna w obyciu kobieta, która bez przerwy poganiała mnie do pracy i nie spuszczała ze mnie oka. Bardzo chciałam się stamtąd wynieść, ale nie mieliśmy dokąd pójść. Mąż dostawał marne wynagrodzenie z pobliskiego tartaku, a ja nigdzie nie byłam zatrudniona.

Od momentu, gdy dowiedziałam się o ciąży, ogarnął mnie nieprawdopodobny lęk. Zdałam sobie sprawę, że moje małżeństwo stało się nierozerwalne, że od tej chwili będziemy razem na dobre i na złe, aż po kres naszych dni. Wędrowałam po domu z ogromnym brzuchem jak duch, gdy nagle moja siostra postanowiła znów nas odwiedzić. Jak zwykle zjawiła się wystrojona niczym królowa balu, a na domiar wszystkiego przyjechała własnym autem.

– Dostałam go od teściowej – mówiła z dumą, przemieszczając się po mieszkaniu, a wokół niej roznosił się oszałamiający zapach ekskluzywnych perfum.

Opuściłam pomieszczenie. Schroniłam się w sypialni i dałam upust emocjom. Kiedy Wojtek wrócił, nie miałam ochoty z nim rozmawiać, lecz okazał się bardziej domyślny niż sądziłam. Od razu zrozumiał powód mojego płaczu.

– Justyna żyje w innej rzeczywistości, niekoniecznie lepszej – stwierdził, próbując mnie objąć, jednak mu się wyrwałam.

– Daj mi spokój! – burknęłam. – Skąd możesz wiedzieć cokolwiek o moim życiu? – wykrzyczałam, zanosząc się płaczem.

Mąż usiłował mnie uspokoić z uwagi na mój stan, ale szlochałam jeszcze przez wiele godzin. Następnego dnia, gdy Justyna wreszcie odjechała, z wizytą wpadła moja matka.

– Daj spokój, to w końcu twoja rodzona siostra. Nie ma sensu jej czegoś zazdrościć. Zresztą sama masz faceta, niedługo urodzisz dziecko, więc chyba wszystko układa się po twojej myśli, prawda? – dociekała, ale ja wolałam uciąć ten temat.

Odnalazłam radość

Na świat przyszedł Igor. We mnie też zaszła zmiana – w końcu odnalazłam radość i sens życia. Syn był dla mnie źródłem nieopisanej radości, co sprawiło, że zupełnie inaczej spojrzałam nawet na swojego męża. „Ależ on wspaniale sprawdza się w roli taty” – myślałam, obserwując jak troskliwie zajmuje się maluchem podczas kąpieli i przewijania.

Ważne daty zaczęły wyznaczać kamienie milowe w rozwoju naszego dziecka. Najpierw pojawił się pierwszy ząbek, potem usłyszeliśmy pierwsze słowa, aż w końcu byliśmy świadkami pierwszych kroków.

Gdy Igorek miał osiemnaście miesięcy, ponownie zaszłam w ciążę. Za drugim razem na świat przyszła córeczka Jowita. Była przecudna, zupełnie jak jej starszy braciszek. Moja teściowa przeszła niezwykłą metamorfozę – zaczęła wspierać mnie w opiece nad maluchami, a nawet polubiłyśmy swoje towarzystwo i wspólnie spędzałyśmy czas po południu. Kiedy Igor obchodził swoje czwarte urodziny, mama mojego małżonka zasugerowała mi, abym rozważyła pójście do pracy.

– Szef na poczcie szuka nowej pracownicy. Znam go dobrze, więc mogłabym cię zarekomendować. Ja w tym czasie zaopiekuję się dzieciakami, a ty wyjdziesz do ludzi, zrobisz się na bóstwo i trochę odsapniesz – zachęcała mnie.

Przystałam na tę propozycję i niedługo potem rozpoczęłam nową pracę. Na początku ciężko mi było się zaadaptować, ale po pewnym czasie jakoś się przyzwyczaiłam, a nawet zaczęłam czerpać z tego radość. Wreszcie miałam własną kasę, zaczęłam o siebie dbać i nawet zrzuciłam parę kilo. W pewną środę, tuż po tym, jak wpadłam do domu po pracy, niespodziewanie przyjechała moja siostra.

Wyglądała okropnie

Tego dnia jednak, zamiast udać się do naszych rodziców, przyszła najpierw do mnie. Kiedy trzymając małą Jowitę otworzyłam drzwi, oniemiałam z wrażenia. Moja siostra była ledwie cieniem samej siebie. Przygotowałam dla nas kawę i usiadłyśmy razem na werandzie. Niedaleko kwitł jaśmin, który upajał cudownym zapachem, ale po rozmowie z Justyną obie zalałyśmy się łzami.

Wyznała mi, że Benek ją zostawił, że jej świat w jednej chwili legł w gruzach.

– Zostawił mnie, wdając się w romans z asystentką, którą niedawno zatrudnił. Prosiłam go na kolanach, aby dał nam jeszcze jedną szansę, żebyśmy spróbowali to naprawić. Powiedziałam, że puszczę w niepamięć jego zdradę, wystarczy tylko, że do mnie wróci. A co on na to? Wyśmiał mnie. Stwierdził, że od dłuższego czasu nic już do mnie nie czuje i planuje złożyć pozew o rozwód – żaliła się Justyna.

– Nie płacz, kochana, jakoś to będzie. Zobaczysz, wszystko się ułoży – starałam się ją pocieszyć, choć w duchu czułam się fatalnie z tym całym zajściem.

Kompletnie nie zdawałam sobie sprawy, że od jakiegoś czasu żyła niczym kanarek uwięziony w klatce. Opuszczona, w otoczeniu przepychu, lecz pozbawiona miłości.

– Odebrał mi siedem lat życia, a teraz zostawił na lodzie, jakbym była przestarzałym, zbędnym gratam – moja siostra całkiem się rozklejała.

Przełamałam się

Siedziałyśmy obok siebie do późnych godzin nocnych, choć zaczęłyśmy rozmawiać już po południu. Jak za dawnych lat, tuliłyśmy się do siebie na werandzie. W końcu wyznałam jej, jak bardzo byłam o nią zazdrosna. Ku mojemu zdziwieniu, parsknęła śmiechem.

– Nie mogę uwierzyć, że mi zazdrościłaś! A ja przez cały ten czas myślałam to samo o tobie. Wydawało mi się, że jesteś radosną i serdeczną dziewczyną, której niewiele potrzeba do pełni szczęścia. Ja z kolei zawsze goniłam za nieosiągalnym marzeniem, mając wrażenie, że ciągle mi się wymyka – wyznała Justyna, a na jej twarzy pojawił się gorzki uśmiech.

Tamtego wieczoru wydarzyło się coś naprawdę ważnego. Dotarło do mnie, że zachowywałam się jak skończona idiotka, myśląca tylko o sobie. Postanowiłam, że od tej chwili zawsze będę wspierać Justynę, jak na prawdziwą siostrę przystało. Przykro mi, że musiała ją spotkać taka tragedia, żebym w końcu zrozumiała, ile dla mnie znaczy. W końcu łączy nas ta sama krew…

Kolejnego popołudnia postanowiłam złożyć wizytę mojemu ukochanemu w biurze, zabierając ze sobą posiłek – soczek i parę kanapeczek. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, dostrzegłam w jego oczach coś niezwykłego, coś, czego wcześniej nie zauważałam. Wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo go raniłam swoją obojętnością i brakiem zaangażowania. Chyba jednak wydoroślałam przez ten czas, nabrałam mądrości życiowej. Teraz potrafię docenić to, co posiadam. A mam naprawdę dużo, więcej niż mogłabym sobie wymarzyć.

Maria, 30 lat

Czytaj także:
„Nieznajomy dostarczył mi wrażeń na wakacyjnym campingu. W sieci zobaczyłam jego zdjęcie z żoną i dwójką dzieci”
„Na wakacjach w Hiszpanii puściły mi wszelkie hamulce. Wywijałem fikołki niemal pod nosem mojej żony-cnotki”
„Każdy mój rachunek w sklepie, to paragon grozy. Z moją wypłatą prędzej skończę pod mostem, niż na salonach”

Redakcja poleca

REKLAMA