W rekordowym tempie podjęłam decyzję o wspólnym życiu z facetem, z którym byłam raptem 2 miesiące. Dałam się całkowicie omotać Robertowi i poślubiłam go wbrew temu, co mówili rodzice. Byłam młoda, głupia i sądziłam, że liczy się tylko miłość. Przez to, że non stop przebywałam z Robertem, a nie wkuwałam, oblałam egzaminy na studia.
Podziwiałam siostrę
Mój chłopak był starszy o 3 lata i skończył szkołę zawodową. Umiał kłaść kafelki i znał się na hydraulice. Popołudniami dorabiał sobie na tak zwanych fuchach. Zarabiał całkiem nieźle. Powtarzał mi, że nie muszę sobie brudzić rąk pracą. Ufałam mu bezgranicznie.
– Może za rok spróbujesz zdawać na studia? – zagadnęła mnie pewnego dnia Irena, moja młodsza siostra.
Chociaż była młodsza ode mnie o 2 lata, to była znacznie bardziej rozsądna i dojrzalsza. Ja często kierowałam się emocjami. Ona miała poukładane życie, a każdy jej dzień był dokładnie zaplanowany.
– Dostanę się na architekturę, a po studiach wyjdę za mąż. Będę miała dwójkę dzieci i parterowy domek – mawiała Irena i rzeczywiście, jej plan w całości się ziścił.
Zawsze z podziwem patrzyłam na to, jak świetnie radzi sobie z kontrolowaniem własnych emocji i jak sprawnie osiąga kolejne życiowe cele.
Od zawsze kochała architekturę i była jedną z najzdolniejszych osób na swoim roku. Jeszcze przed ukończeniem nauki dostała propozycję pracy, co napawało rodziców ogromną dumą. Tuż po odebraniu dyplomu poznała nas z Andrzejem, który był prawnikiem. Przez dwa lata tworzyli wzorową parę narzeczonych, aż w końcu stanęli na ślubnym kobiercu.
Andrzej zaczął pracę w prywatnej kancelarii, a Irena wraz z przyjaciółką otworzyły firmę zajmującą się projektowaniem ogrodów przy domach. Okazało się to genialnym pomysłem. Zlecenia spływały do nich szerokim strumieniem, co pozwoliło im rozwinąć skrzydła i świetnie zarabiać.
Wstydziłam się męża
Nasze ścieżki życiowe zaczęły podążać w różnych kierunkach. Ona wspinała się po szczeblach kariery, a ja leciałam na łeb na szyję. Nie miałam etatu, bo tak chciał mój Robuś. Wychowywaliśmy trójkę pociech, co nie było proste. Małżonek po pracy lubił się napić.
Początkowo wracał wstawiony w piątkowe wieczory, ale potem zaczęło mu się to przytrafiać coraz częściej. Aż w końcu wyrzucili go z pracy dyscyplinarnie. Jeszcze dorabiał na czarno, ale to było za mało, żeby nas utrzymać. Rodzice pomagali nam finansowo, ale też nie szczędzili cierpkich słów.
– Za kogo ty wyszłaś, za alkoholika? – pytali.
– Bo wraca do domu pijany? Kumple z roboty go namawiają do picia – próbowałam chronić małżonka przed oskarżeniami.
– Ale wcześniej też widziałaś, że kieliszka nie odmawia, prawda? – matka brnęła w swoje uwagi. – Spójrz na swoją siostrę, Irenka nigdy nam takich zmartwień nie sprawiała.
Nie chciałam pomocy od nikogo
Ostatecznie zaprzestałam zwracać się do mamy i taty z prośbą o wsparcie. Wraz z małżonkiem wiedliśmy niezwykle skromne, by nie powiedzieć ubogie, życie. Ani razu nie poprosiłam również o cokolwiek mojej siostry.
Ona jednak, zdając sobie sprawę z naszych trudności finansowych, nigdy nie zapominała o nas. Często dawała mi kasę, a na urodziny lub święta obdarowywała nas kosztownymi upominkami. Nie były to byle jakie drobiazgi. Gdy skończyłam 35 lat, otrzymałam od niej nowiutką pralkę. Nie chciałam jej przyjąć, ponieważ wydawało mi się, że Irena daje mi ją z litości.
– Mama mi wspominała, że wasza poprzednia padła. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Miło mi, że mogę sprawić ci radość – oznajmiła siostra obojętnym tonem.
– Nie jesteśmy żebrakami, żeby przyjmować datki – odparł wtedy mój mąż, nie siląc się na uprzejmość.
Wiele znosiłam
Czułam wstyd przez jego zachowanie. Jak zwykle, wypił odrobinę za dużo. Moja siostra postanowiła puścić jego gadanie mimo uszu. Nie okazywała mu szacunku. Z drugiej strony, ciężko powiedzieć, żeby na niego zasłużył. Mimo wszystko, był przecież moim małżonkiem, więc ignorując go, w pewnym sensie lekceważyła również mnie.
Odprowadziłam ją do wyjścia. Gdy byłyśmy już na schodach, zapytała:
– Jak ty dajesz radę to znosić?
– Bo go kocham – odpowiedziałam.
Machnęła ręką i odeszła. Niezbyt często nas odwiedzała, ponieważ Robert niechętnie patrzył na jej wizyty. Również i ja nie zaglądałam do niej. Powoli traciłam kontakt z bliskimi, którzy tak bardzo nas wspierali.
Powoli miałam dość
Sytuacja z Robertem zaczęła się pogarszać. Mój małżonek niemal codziennie wychodził z domu na długie godziny, a gdy się pojawiał pod wieczór, był pod wpływem alkoholu. Regularnie jednak przynosił do domu gotówkę. Martwiłam się o jego bezpieczeństwo. Błagałam go, aby przestał pić.
– Jak mam powiedzieć "nie", kiedy ktoś chce mi postawić?! – wrzeszczał. – Chyba wiesz, że wódki i kobiety nigdy się nie odmawia?!
– Masz przecież rodzinę! Zlituj się przynajmniej nad naszymi dziećmi!
Przez parę dni radził sobie całkiem dobrze, ale po jakimś czasie znów zaczął śmierdzieć wódą. Moja rodzina – rodzice i siostra – mieli do mnie pretensje, że związałam się z Robertem. Zrobiłam to z wielkiej miłości. Teraz gorzko tego pożałowałam...
Nagle zachorowałam
Przez dłuższy czas wydawało mi się, że moje problemy w życiu prywatnym i te związane z pieniędzmi były przyczyną tego, że moje zdrowie zaczęło szwankować. No bo prawda była taka, że z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Łydki i stopy mi puchły, głowa bolała, a ja non stop byłam wykończona. Doktor orzekł, że choruję na kłębuszkowe zapalenie nerek. Zapisał mi jakieś medykamenty i wytłumaczył, co powinnam jeść, a czego unikać. Kiedy symptomy przeszły, odstawiłam tabletki, wywaliłam w kąt listę dozwolonych produktów i całkowicie wyrzuciłam z głowy to, że jestem chora.
Niestety po roku objawy pojawiły się na nowo. Ciągle przekładałam termin konsultacji z lekarzem. Myślałam sobie, że priorytetem jest walka z nałogiem alkoholowym małżonka i troska o pociechy. To była pomyłka. Któregoś poranka ocknęłam się spuchnięta od stóp do głów.
– Co się stało? – zainteresował się w końcu mąż.
– Wszystko w porządku. Za moment wstanę – odparłam, lecz pomimo starań nie byłam w stanie dźwignąć się z łóżka.
Mąż zadzwonił po karetkę. Trafiłam do szpitala. Na miejscu stwierdzili, że moje nerki przestały funkcjonować.
– Konieczna będzie dializa – poinformował mnie szef oddziału.
Wkrótce stało się jasne, że jest gorzej i potrzebna jest transplantacja. Wpisali mnie na listę osób wyczekujących na zabieg. Niezwykle długą listę.
Wierzyłam w jego przemianę
W trakcie pobytu w szpitalu często odwiedzały mnie dzieci. Także mój małżonek pojawiał się każdego dnia po zakończeniu pracy i zostawał do późnych godzin wieczornych. Nie wyczuwałam od niego już zapachu alkoholu. Był przerażony. Obawiał się, że może mnie stracić.
– Aneczko, jak sobie poradzę bez ciebie u boku? – obsypywał pocałunkami moje dłonie. – Koniecznie musisz wyzdrowieć! W jaki sposób mogę ci pomóc?
Radość przepełniała moje serce, gdy zobaczyłam, że mój ukochany uwolnił się od nałogu. Równocześnie dręczyły mnie myśli, że nie jestem w stanie pomóc najbliższym, leżąc bezwładnie niczym pień drzewa, zupełnie bezużyteczna. Nasze pociechy już podrosły – Elżunia skończyła 15 lat, Piotrek miał już 13 lat na karku, a Janka 12 – jednak mogły liczyć wyłącznie na swojego tatę. Ileż to bezsennych nocy spędziłam, zalewając się łzami!
Byłam załamana
Moja rodzina – rodzice i siostra – zastali mnie we łzach i kompletnie zrozpaczoną. Odbyli rozmowę z ordynatorem, dowiadując się o sposobach, w jakie mogliby wesprzeć mnie w tej trudnej sytuacji. Wspomniał o transplantacji od spokrewnionego dawcy jako jednej z opcji leczenia.
Mama i tata od razu wyrazili gotowość do oddania mi swojej nerki. Okazało się jednak, że przez swój podeszły wiek i problemy zdrowotne nie kwalifikują się jako dawcy. Poczułam się zdruzgotana. Przerażała mnie myśl, że odejdę z tego świata, a Robert znów popadnie w uzależnienie, pozostawiając nasze pociechy same sobie.
Od dwóch miesięcy byłam przykuta do szpitalnego łóżka, a perspektywa rychłego wyzdrowienia wydawała się odległa. Całe dnie spędzałam na gorliwej modlitwie, błagając Boga o pomoc. Aż tu nagle, któregoś razu, do pokoju wpadła rozpromieniona Irenka.
Siostra mogła być dawcą
– Anka! Zrobiłam badania. Moja nerka pasuje idealnie!
Kiedy dotarło do mnie znaczenie jej słów – że chce mi podarować część siebie... Wiedziałam, że nie mogę się na to zgodzić.
– Jesteś matką, masz rodzinę, to zbyt niebezpieczne – starałam się ją przekonać, by zrezygnowała z tego zamiaru.
– Anka, podjęłam już decyzję. Potrzebuję tylko twojej zgody...
Zdarzyło się coś, na co od dawna czekałam – w końcu przytuliłyśmy się z Irenką. Byłam przeszczęśliwa, choć nie mogłam pozbyć się myśli, co będzie, jeśli coś pójdzie nie tak...
– Daj spokój, nie panikuj na zapas! – Irena szybko ostudziła moje obawy. – Podjęłam decyzję, a dobrze wiesz, że jak się na coś uprę, to tak musi być!
Faktycznie, trudno było się z nią nie zgodzić.
Wszystko się zmieniło
Operacja zakończyła się sukcesem. Kiedy otworzyłam oczy, pierwsze, o co zapytałam, to o moją siostrę. Podobno zareagowała identycznie. Strasznie się o nią martwiłam! To właśnie moja choroba sprawiła, że nasze relacje stały się tak bliskie.
Od operacji minęły już trzy lata. Robert w końcu znalazł stałe zatrudnienie i przestał pić. Jego nastawienie do Ireny zmieniło się diametralnie.
– Irenko, moja droga, do końca moich dni będę ci wdzięczny – zawsze to powtarza, gdy tylko Irena nas odwiedza.
Moja siostra zaoferowała mi posadę w swojej firmie, więc teraz mam pracę biurową. Siedzę w ciepełku, pod dachem, a to kluczowe dla mojego przeszczepionego narządu. Ta choroba sporo nas kosztowała, ale paradoksalnie dzięki niej mój mąż Robert przeszedł przemianę – jest lepszym małżonkiem i tatą. Moje uczucia do niego też się zmieniły.
Przy siostrze nauczyłam się lepiej okazywać emocje. Ekscytuję się, że mogę z nią spędzać czas prawie każdego dnia! Choć jesteśmy jak ogień i woda, połączyły nas geny... no i ten bohaterski organ. Najwspanialszy prezent, jaki siostra może ofiarować!
Anna, 45 lat
Czytaj także: „Byłam silną singielką, a ślub kojarzył mi się z zakuciem w kajdany i praniem męskich gaci. Gdy poznałam Piotra, zmiękłam”
„Zbrzydła mi działka i tabuny krewnych liczących na darmowe wakacje. Na urlopie bez rodziny wpadłem w większe bagno”
„Wuj chciał oddać mężowi stary dom >>na piękne oczy<<. Bez spisanej umowy nie dam na remont tej rudery ani grosza”