„Zawsze kiedy spodobał mi się facet, przestawałam jeść. Głodziłam się tygodniami i nie mogłam nad tym zapanować”

kobieta która na przemian głodzi się i tyje fot. Adobe Stock
„To było silniejsze ode mnie. Gdy byłam zakochana, nic nie mogłam przełknąć. Robiłam się wychudzona. Gdy stawałam się singielką, nabierałam ciała i stawałam się pulchniutka.”
/ 11.03.2021 12:21
kobieta która na przemian głodzi się i tyje fot. Adobe Stock

Ilekroć spodoba mi się facet, na jakiś czas przestaję jeść. Każdy kęs, nawet najbardziej ulubionej potrawy, staje mi w gardle i nie chce przesunąć się niżej. Ani kotlet, ani pizza, ani dobra sałatka, ani nawet najbardziej apetyczne ciacho. Nic. Nie czuję głodu i słabości. Nie ssie mnie w żołądku, głowa nie boli, nie omdlewam. Żyję emocjami, dają mi strasznie silnego kopa. Nie na długo, kilka dni, czasem kilkanaście, ale schemat powtarza się zawsze.

Zaczęło się w podstawówce...

W czwartej klasie przyszedł do nas „nowy”, miał na imię Janusz, jasne loki i niebieskie oczy. Tego dnia mój żołądek zacisnął się po raz pierwszy. Jeszcze nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, uczucie było tak nowe, zaskakujące, ale od razu podejrzewałam, że w ten właśnie sposób moje ciało reaguje na miłość. W tamtych czasach nie mogłam sobie tak po prostu nie jeść. Na straży mojego odżywiania stał tata twierdzący, że jestem za chuda. Na moje szczęście był lekko gapowaty.

Późną wiosną i latem – a właśnie wtedy zwykle się zakochiwałam – siadałam blisko okna i dyskretnie wyrzucałam kanapki na dwór, prosto w pyski wdzięcznych bezpańskich psów. Zimą bywało trudniej, ale znalazłam sposób i siadałam do stołu w szlafroku… Zwykle się udawało. Przecież nie byłam bez przerwy zakochana, tylko od czasu do czasu. I na ogół krótko.

W okresie studiów nikt mnie już nie pilnował. Mogłam zagłodzić się na śmierć. Niewiele brakowało. Najpierw związałam się z Marcinem, a przez Marcina poznałam Huberta. Marcin był przystojny, jasnowłosy, beztroski i wesoły. Hubert brzydszy, melancholijny i mrukowaty, ale za to mądrzejszy od Marcina, typ mola książkowego, intelektualista. Bardziej mi się podobał. Próbowałam Marcinowi wytłumaczyć, że muszę odejść, bo nie pasujemy do siebie, ale wtedy właśnie obudziła się w nim męska duma. Nie mógł się poddać, więc walczył o mnie zaciekle, wytoczył wszystkie działa. Miotałam się, raz skłaniałam ku jednemu, a za chwilę ku drugiemu.

Będąc podwójnie zakochana, nie jadłam w ogóle. Ponieważ mętna sytuacja uczuciowa przedłużała się – zaczęłam tracić siły. To już nie była krótkotrwała głodówka miłosna, lecz solidny post. Z tarapatów wyswobodził mnie Stefan. Miał słabość do chudzielców, a gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Z pola bitwy wyniósł mnie na rękach, bo prawie konałam. O dziwo, zaczęłam jeść. Pamiętam do dziś – zaserwował mi potrawkę z królika. Własnej roboty, pyszną.

Cóż to była za uczta! Po niej wszystko poszło gładko, przełykałam i trawiłam bez trudu. A więc to nie jest prawdziwa miłość – doszłam do oczywistego wniosku. Szkoda, bo fajny chłopak. Dawał mi poczucie stabilności i skutecznie odstraszał skłóconych kochanków. Nabierałam sił i wagi, co nie umknęło uwadze mojego chłopaka:

– Ale zrobiłaś się pulchna! Wyglądasz jak dobrze wypieczony pączek.

„Pulchna”! Co za słowo. Jak można coś takiego powiedzieć kobiecie?

– To dlatego, że cię nie kocham – odgryzłam się z lubością. – Odpoczywam po miłosnych uniesieniach.
– Ejże! Jesteś pewna?
– Słucham swojego ciała. Ono to mówi bardzo wyraźnie, jak widzisz.
– Widzę. Tylko nie jestem pewien, co naprawdę mówi…
– I jak tam z nami będzie?
– Dobrze. Uwielbiałem cię wychudzoną, ale i z ciałkiem ci do twarzy. Mniam mniam. W ogóle mi nie przeszkadza.
– Mnie też. Poznam kogoś, to znowu schudnę. Przynajmniej będę miała z czego.
– Jasne. I wtedy wrócisz do mnie.
– Kto wie?

Dokładnie tak się stało. Mateusz przyszedł do nas na kolację...

...a ja znowu nie mogłam przełknąć – nawet ulubionego tatara. Jurek przyglądał mi się z niepokojem. Domyślił się od razu.

– A teraz, moja kochana, dokończysz tatara ze swojego talerza i z całego półmiska – zarządził, gdy Mateusz już sobie poszedł.
– Nie mogę. Naprawdę.
– Możesz. Mateusz to dupek, uwierz mi.
– Może i dupek. Ale moje ciało co innego mi podpowiada.
– Twoje ciało się myli.

Nie pomyliło się. Musiałam opuścić bezpieczną przystań i zrzucić nowiutkie kilogramy. Pozbyłam się bodaj wszystkich, z Mateuszem łatwo nie poszło. Spotykaliśmy się, chodziliśmy na spacery i do kina (starannie unikałam restauracji), ale inicjatywa należała wyłącznie do mnie. Czułam, że nie jest mną zbytnio zainteresowany.

– Nie podobam ci się.
Ależ tak, podobasz, tylko wiesz, ja zawsze lubiłem takie bardziej krągłe panie. Nie wiem dlaczego, ale gdy cię poznałem, wydawałaś mi się pełniejsza. Miałaś takie śliczne kształty. Czy ja źle widziałem?
– Mogę je mieć znowu.

Zastrzygł uszami.

– Naprawdę? To zrób tak.

Jak bym mu to miała wytłumaczyć? Że jeśli dostrzegę w nim wzajemność, oszaleje na moim punkcie tak jak ja na jego, natychmiast przytyję. Że ma kupić kota w worku, trochę potrzymać, a gdy już ten worek otworzy, kot od razu wyda mu się znajomy, dobrze odżywiony i „pulchny”. Słodziutki. Próbowałam, ale nie rozumiał. Zobaczył we mnie nie tylko chudzielca, ale również kogoś ostro porąbanego. Chudą rąbankę. Wróciłam do Stefana i jego potrawki z królika. Wybaczył mi zdradę, choć nie obyło się bez złośliwej satysfakcji.

– Mówiłem, że to dupek!

Zaproponował ślub. Wahałam się, bo wierzyłam w małżeństwo z miłości, a nie dla kuracji po zawiedzionych uczuciach. Poza tym Stefan za dużo o mnie wiedział. Nic nie mogłoby się przed nim ukryć. Nawet najbardziej krótkotrwała fascynacja.

– Nie nadajesz się na męża, Stefciu. Przecież wiesz, że cię nie kocham.
– Wiem, że jest dokładnie na odwrót.
– Chrzanisz. Chyba lepiej znam siebie.

Nie chciałam być postawiona pod ścianą. Ulotniłam się, choć z żalem. Więc nadal głoduję, gdy tylko kogoś poznam. Tak naprawdę uwielbiam to uczucie, tę euforię, stan narkotyczny. Jakbym znalazła się w niebie, przeanielona, wysublimowana, gotowa na przyjęcie absolutu. Moment, w którym pojawia się głód, oznacza koniec wszystkiego. Ideał sięga bruku. Wybraniec okazuje się zwyczajnym facetem, niczym nieróżniącym się od innych.

Co może mnie przy nim trzymać? Rozstajemy się, a ja znowu wcinam, na zapas

Skończyłam studia i znalazłam robotę. Kres szaleństw. Moje życie stało się do bólu przewidywalne i nudne. Praca od godziny do godziny z nosem w komputerze, sfrustrowanymi koleżankami w szarych boksach i nadętym szefem nad głową. Pierwszy urlop postanowiłam uczcić zagraniczną wycieczką. Może wreszcie kogoś poznam? Tęskniłam za dzidą w sercu i kością w gardle.

Gdzie szukać miłości jak nie na wakacjach? Niebieskie morze, purpurowe zachody słońca – zakochać się trzeba. Ale jakoś mnie nie brało. Sami tatusiowe z wypindrzonymi żonami i rozwrzeszczanymi bachorami. Co za nuda! Jak ci ludzie ze sobą wytrzymują? Na szczęście tureckie jedzenie było pyszne. Nie ma tego złego… Wróciłam najedzona.

Zobaczyłam go na ulicy. Twarz pogodna, jakby uśmiechał się do samego siebie. Energiczny krok. Uwolniona dobra energia. Nie, nie uśmiechał się do samego siebie. To była reakcja na to, co mówiła idąca obok kobieta, tyle że na nią nie patrzył. Dziwne – taka ładna, młoda i bardzo szczupła. Poczułam bolesne ukłucie w sercu i… znajomy ucisk w gardle. Czego chcesz, idiotko. Trudno, by całe życie był sam. W końcu przebolał i proszę, radzi sobie całkiem nieźle. Miałam impuls, by wyskoczyć z autobusu i ruszyć im naprzeciw.

Zrezygnowałam, wystraszyłam się konfrontacji. Wróciłam do domu i wtuliłam twarz w poduszkę. Właściwie dlaczego z nim zerwałam? Był naprawdę fajny, uroczy. Lubiłam go przecież bardzo. Jego dystans do życia i poczucie humoru. Delikatne ciało wtulone w moje. Żywą inteligencję, bystrość. To, co mówił i jak mówił. Tego wieczoru nawet nie tknęłam jedzenia. Następnego dnia też. Co się ze mną dzieje – myślałam ze zgrozą.

Przecież go nie kocham, nigdy nie kochałam. To dlatego od niego odeszłam. Kompletny nonsens, trzeba coś zjeść i czym prędzej zapomnieć o nim. Ale nie mogłam wcisnąć w usta jednego kęsa. Niczego. Zadzwoniłam po kilku dniach, czułam się wręcz chora. Wszystko było inaczej niż dotąd, stanęło na głowie. Zero euforii, narkotycznego stanu.

– Cześć Stefan, tu Mariola. Wiesz, widziałam cię kilka dni temu na ulicy i…
– To dlaczego nie podeszłaś?
– Byłeś w towarzystwie, nie chciałam przeszkadzać. Ładna – to miało zabrzmieć nonszalancko i z uznaniem, ale wyszedł ze mnie jakiś żałosny jęk.
No co ty, to musiała być moja siostra. Nie poznałaś jej? Ach tak, wtedy siedziała w Holandii, mówiłem ci, że mam siostrzyczkę w Holandii. Nagle poczułam się dużo lepiej.
– To… eee, może byśmy się spotkali?
– Czemu nie? Z tobą zawsze chętnie.

Nagle spłynął na mnie silny głód, nie do opanowania. Umówiliśmy się w restauracji pół godziny później.
– Jej, ale jesteś chuda! – w jego wzroku czułość, tkliwość, zachwyt. – Chyba znowu się w kimś kochasz. Nie będziesz jadła?

Wyczułam zawód i niepokój.

– Marzę o potrawce z królika. Jutro. Dzisiaj niech będzie cokolwiek.
– Naprawdę? Więc jesteś głodna?
– O tak. A najchętniej zjadłabym ciebie.
– Całego?
– Z kopytami…

Roześmialiśmy się oboje. Poczułam się taka szczęśliwa. Stefan. Mój Stefan. Jak mogłam tego nie rozumieć? 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja przyjaciółka zakochała się w psychopacie
Nie wiem, czy dam radę być samotną matką
Wujek chciał oddać babcię do domu starców

Redakcja poleca

REKLAMA