– Wystarczy, że nie będziesz się odzywała, niczego więcej od ciebie nie chcę – powiedział mój narzeczony. – Po prostu siedź cicho i ani mru-mru… Całą resztę biorę na siebie!
– Ale to jednak świństwo – protestowałam. – Chcesz zrobić świństwo najlepszemu kumplowi. Tego się nie da inaczej określić!
– Da się. Walczę o swoje. Jestem pewien, że on zrobiłby to samo, gdyby był w mojej sytuacji. Nie jest taki święty, jak udaje. Ma swoje za uszami, zapewniam cię!
– Może i tak, ale to nie znaczy, że ty musisz podkładać mu taką świnię. Wiesz, że on się z tego już nie podniesie?
– Wiem. Inaczej bym tego nie robił – odparł Kamil.
Jeszcze tak niedawno wydawało się, że nie ma lepszych przyjaciół niż mój narzeczony i Błażej. Znali się od podstawówki i byli nierozłączni. Dogadywali się we wszystkim, mieli podobne pasje, więc nikt nie podejrzewał, że w tym rajskim ogrodzie czai się jakiś wąż, który tylko czyha, żeby ich skłócić i rozdzielić. Zastanawiam się, od kiedy do ich przyjaźni – jak do źle zaśpiewanej piosenki – wkradła się pierwsza fałszywa nuta.
Myślę, że to było wtedy, gdy postanowili aplikować do tej samej firmy. Oferowała ona nie tylko świetne warunki finansowe, ale też możliwość rozwoju zawodowego, dobry socjal i perspektywę awansu. Obaj byli po tej samej uczelni, mieli podobne kwalifikacje, ale na rozmowie lepiej wypadł Błażej i to on dostał tę robotę. Mój narzeczony przełknął porażkę, udał, że nic się nie stało, ale ja wiedziałam, że jednak się stało i że będzie miało dalszy ciąg.
Dopiero po prawie dwóch latach mojemu narzeczonemu udało się zatrudnić w tej wymarzonej firmie. Błażej dał się tam już poznać jako bardzo dobry pracownik, a mój Kamil zaczynał od zera.
Niby nic nie mówił, ale mu to doskwierało jak kamień w bucie. Zaczął mieć kłopoty ze snem, wrócił do palenia i choć nie pozwalałam dymić w domu, wychodził na balkon i nawet w nocy kopcił tam jedną fajkę za drugą.
Zrobił się mrukliwy i niemiły
Kiedy pytałam, o co chodzi, odburkiwał, żebym wyciągnęła na zwierzenia tego szczęściarza Błażejka, bo przecież tak go lubię i zawsze stawiam go za wzór. A skoro Błażejek jako prawa ręka szefa może wszystko w firmie, to mógłby też postarać się o lepsze stanowisko dla swojego kumpla.
– Ale nie, skąd, ma to w nosie – złościł się. – Myśli tylko o swoim tyłku. Mnie traktuje jak każdego innego pracownika, a przecież znamy się od wieków i on ma świadomość, że wcale nie jestem gorszy i potrafię tyle samo co on, a może i więcej. Jak jest tak zakolegowany z szefem, to wystarczyłoby szepnąć w odpowiedniej chwili słówko o mnie i sprawa byłaby załatwiona. Jednak dla Błażejka to najwyraźniej problem nie do przeskoczenia. Trudno. Jak Kuba Bogu… Poczekamy. Coś wymyślę, bo mnie rozniesie!
Szczerze powiedziawszy, i ja myślałam podobnie, bo co by Błażejowi szkodziło zaprotegować trochę swojego kolegę? Nawet kiedyś niby żartem o to zapytałam, ale odpowiedź zbiła mnie z tropu. Błażej bardzo serio oświadczył, że Kamil się zmienił nie do poznania, że pracuje kiepsko i nie jest lubiany w firmie, a jak tak dalej pójdzie, to nie przedłużą mu umowy.
Ja, nieszczęsna kretynka, to wszystko powtórzyłam mojemu narzeczonemu, nie podejrzewając nawet, jaką uruchamiam lawinę. W końcu Kamil już dawno obiecał, że się „odwdzięczy”, i jak się wkrótce przekonałam, słowa dotrzymał…
Naszykował dla niego bombę
Doczekał do firmowej imprezy. Wszyscy byli na luzie, w odświętnym nastroju. Ponieważ z racji wykonywanego zawodu zajmuję się organizacją takich uroczystości, byłam obecna na tym spotkaniu. Kamil odczekał dobrą chwilę, upilnował, kiedy Błażej będzie wśród ludzi otaczających szefa, i pociągnął mnie w tamtym kierunku.
– Proszę pozwolić przedstawić sobie moją narzeczoną – powiedział. – Zna takie imprezy także z innych firm, chociażby naszej największej konkurencji… A tak na marginesie, nie ona jedna, bo przecież nasza gwiazda – wskazał na Błażeja – właśnie tam niedługo przechodzi do pracy, więc chyba im zdradził parę tajemnic. Błażej lubi świecić cudzym blaskiem, na przykład tutaj dostał się również dlatego, że wykorzystał parę moich chwytów i pomysłów, przedstawiając je jako własne – ciągnął. – Jestem pewien, że i tam będzie podobnie. A taki zawsze był religijny, do kościoła w każdej wolnej chwili latał… A teraz co? Taki z niego chrześcijanin?
To było straszne. Nigdy nie zapomnę zdumionych oczu Błażeja, który wyglądał, jakby dostał potężny cios w splot słoneczny i za chwilę miał się osunąć na parkiet. W parę sekund zrobiło się przy nim jakoś pusto. Przypominało to stado spłoszonych wróbli: wydaje się, że są spokojne i zajęte dziobaniem ziarenek, a tu nagle – frrrrr! – i odlatują. Wystarczy chwila i wszystko się zmienia, wśród ludzi także.
Ja też stałam bez słowa. Powinnam jakoś zareagować, był na to czas. Mogłam obrócić wszystko w żart albo powiedzieć, że to nieporozumienie, że nie ma nic wspólnego z prawdą, że Kamil powtarza jakieś bzdury. Mogłam zrobić cokolwiek – zaprzeczyć, roześmiać, rozpłakać, ale ja nie zrobiłam nic. Pozwoliłam, żeby Kamil wziął mnie na fałszywego świadka, i nie zaprotestowałam w żaden sposób.
Czy jestem współwinna tego grzechu? Oczywiście. Czy swoim milczącym przyzwoleniem zaszkodziłam Błażejowi? Tak. Dlaczego tak się zachowałam? Nie wiem… Co było dalej? Niewiele. Błażej podszedł po prostu do Kamila i do mnie, ale nie krzyczał, nie denerwował się, nie dał Kamilowi w pysk, chociaż wielu potem mówiło, że powinien.
– Naprawdę tak ci to przeszkadzało, że mi dobrze idzie w pracy? – zapytał. – Trzeba było powiedzieć. Może coś byśmy na to poradzili albo chociaż szczerze pogadali. A teraz co? Po przyjaźni? Szkoda! – powiedział i poszedł.
On niczego nie żałował!
Faktycznie, wszystko się rozsypało jak zamek z piasku. Błażej odszedł z firmy, jakiś czas po tym zwolnili Kamila, bo szybko się okazało, że kłamał, i to z podłych pobudek. To się nie mogło podobać, bo ludzie nie lubią fałszywych oskarżeń i donosicielstwa. Może dlatego, że sami się boją paść ich ofiarą? Jeśli ktoś zrobił takie świństwo najlepszemu koledze, to co go powstrzyma przed tym samym w stosunku do mnie? – myślą i unikają zdrajcy.
Z Kamilem było podobnie; ja przy nim zostałam, ale tylko dlatego, że brałam udział w jego oszustwie i że nie miałam dokąd pójść, bo wspólnie wynajmowaliśmy mieszkanie i na razie nie było mnie stać na nic innego.
Ale z czasem zaczęła mnie brzydzić ta sytuacja, tym bardziej że Kamil niczego nie żałował. Zachowywał się tak, jakby był z siebie dumny. To mnie ostatecznie zraziło i po jakimś czasie z nim zerwałam. Chciałam się od tego wszystkiego odciąć i wyjechałam za granicę. Obecnie pracuję w Norwegii i na razie nie mam zamiaru wracać do Polski. Nie mam po co i do kogo…
Błażej uruchamia własną firmę. Na razie to malutki biznes, ale to wie, może mu się powiedzie? Nie utrzymuje kontaktów z nikim z dawnej grupy znajomych, podobno bardzo się zmienił. Wcale się temu nie dziwię. Kamil też ma zamiar otworzyć coś własnego. Nie daj Boże, żeby Błażejowi się powiodło, a jemu nie, bo wtedy będzie powtórka z rozrywki. Na szczęście jestem daleko i nie będę musiała na to patrzeć.
A swoją drogą, jak łatwo jest rzucić oskarżenie na niewinnego człowieka… Jak łatwo go skrzywdzić, oszkalować, zepsuć mu opinię, obrzucić błotem, obrazić i odebrać mu dobre imię. Za to właściwie nie ponosi się żadnej kary, a niekiedy nawet odnosi się korzyści, więc obmowa, plotka, kłamstwo, oszczerstwo plenią się jak chwasty. Równie łatwo w te chwasty wejść przez nieuwagę, lekkomyślność albo strach. Sama się o tym przekonałam. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie wstąpię na tę ścieżkę!
Czytaj także:
„Kiedy wybudowaliśmy swój dom, liczyłam na odrobinę spokoju. Za to mój mąż spraszał gości i robił ze mnie kurę domową”
„Mój mąż zniknął w czasie mojego urodzinowego przyjęcia. Byłam przerażona, że coś mu się stało i miałam rację”
„Czy mój mąż naprawdę miał romans z przyszywaną, nastoletnią bratanicą?! Myślałam, że ma dla niej ojcowskie uczucia”