„Zaufanie budowane latami w kilka sekund legło w gruzach. Sąsiad wieszał na mnie psy, choć byłam niewinna”

Mężczyzna, który naprzykrzał się sąsiadce fot. Adobe Stock, DenisProduction.com
„Tego było dość. Obróciłam się na pięcie, szarpnęłam siaty z ziemi i poszłam do domu, nie bacząc na jego gadanie. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać kolejnych tekstów. Przecież chciałam rozwiązać problem. Czego on jeszcze ode mnie oczekiwał? Żebym klęczała i błagała o wybaczenie?”.
/ 19.04.2022 15:24
Mężczyzna, który naprzykrzał się sąsiadce fot. Adobe Stock, DenisProduction.com

To było sobotnie popołudnie. Około trzynastej wróciłam z zakupami do domu. Gdy wystawiłam je na chodnik, zobaczyłam naszego sąsiada z trzeciego piętra. Starszy pan stał i wpatrywał się we mnie z dziwną miną.

– Dzień dobry – powiedziałam.

– Nie ma mi pani nic do powiedzenia? – zapytał pan Stanisław.

– Nie wiem… – zdumiałam się.

– Chodzi o samochód, proszę pani! – machnął ręką, żebym obejrzała jego auto. – U pani też jest rysa! Pani auto stało zaparkowane przedwczoraj koło naszego, a dziś jest ślad u pani i u mnie. To chyba wystarczy. Samo się nie poobcierało!

– Matko Boska, nic sobie nie przypominam. Przepraszam, panie sąsiedzie...

– Przepraszam nie wystarczy.

Pan Stanisław był poirytowany i pewny siebie, a ja zupełnie zaskoczona, więc uznałam swoją winę. Zazwyczaj jeżdżę z maluchami i puszczam im dziecięce przeboje, które potrafią rozproszyć. Wydało mi się więc oczywistym, że najpewniej przeoczyłam tak drobną kolizję. Nie usłyszałam ani nie poczułam, że zahaczyłam auto sąsiada.

– Niech się pan nie denerwuje – powiedziałam. – Zaraz pójdziemy do mnie, spiszemy oświadczenie, że to moja wina, a pan naprawi sobie szkodę z ubezpieczenia. Nie będzie problemu.

– Jak to nie będzie problemu!? Dla pani chyba. Dla mnie jest problem! – pieklił się. – Czy to tak wypada? Czy to w porządku? Co dzień się widujemy na klatce, mówimy sobie „dzień dobry”, a pani mi teraz taki numer wykręca? Ładnie to tak? Ładnie?

– Ale co? – próbowałam wejść w słowo.

– To, że pani wjechała w mój samochód, a potem zwiała. Myślała pani, że ujdzie jej na sucho! Jak tak można!? Siedzieć cicho i liczyć, że człowiek się nie połapie?!

– Przecież mówię panu, że nie zauważyłam. Jeśli obtarłam, to był przypadek, niczego przed panem nie ukrywałam.

– Dobra, dobra, ja już znam takie jak pani. Jeździć baby nie potrafią, ale jak któraś coś zrobi, to zaraz że nie widziała, że nie wie, że nie umie!

Czego on ode mnie oczekiwał?

Tego było dość. Obróciłam się na pięcie, szarpnęłam siaty z ziemi i poszłam do domu, nie bacząc na jego gadanie. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać kolejnych tekstów. Przecież chciałam rozwiązać problem, byłam gotowa podpisać oświadczenie. Czego on jeszcze ode mnie oczekiwał? Żebym klęczała i błagała o wybaczenie?

Moje rozgoryczenie było tym większe, że do tej pory wydawał się wyrozumiałym, sympatycznym i miłym sąsiadem. Bywał nawet pomocny! A to pomógł nieść zakupy, a to dzieciaki złapał za rękę i poprowadził do góry po schodach.

„Fajny dziadek” – mówiły o nim dziewczyny. Sam miał wnuki w wieku naszych dzieci, które często gościł i o których chętnie ze mną rozmawiał. Raz nawet zwierzył mi się z problemów dotyczących młodszego syna, któremu rozsypało się małżeństwo i który od dwóch lat mieszkał u pana Stanisława.

– Co się stało, Gośka? Hej, kochanie, no powiedz – pytał mąż, gdy wróciłam do domu wyraźnie roztrzęsiona.

Byłam zła, ale opowiedziałam mężowi o wszystkim, co zaszło. On z każdym słowem dziwił się coraz bardziej. Spojrzał na sprawę już nieco chłodniej.

– Może to on obtarł nas – powiedział mąż, a ja popukałam się w czoło, bo nie chciałam uwierzyć, żeby ktoś miał taki tupet. Najpierw uszkodzić auto sąsiadce, a potem jeszcze próbować wmówić jej, że to ona zawiniła!? Bzdura!

Ale Krzysiek przekonywał mnie, że na świecie jest pełno ludzi, którzy by tak zrobili, a nasz sąsiad może być jednym z nich. To, że do tej pory był miły i sympatyczny, jeszcze o niczym nie świadczyło.

– Prawdziwa natura ludzi ujawnia się dopiero w konfliktach, wierz mi na słowo – powiedział Krzysiek.

To, co się okazało, zaskoczyło nas wszystkich

Wiedziałam, że ma rację, ale i tak nie mieściło mi się to w głowie. Wkrótce jednak prawda wyszła na jaw. Pan Stanisław nie zjawił się u mnie tego dnia, żeby podpisać oświadczenie. Czekaliśmy na niego z mężem do wieczora, ale nie przyszedł.

Uznaliśmy, że skoro do nas nie zapukał, to nie będziemy go nachodzić i zaczekamy do następnego dnia. Liczyliśmy na to, że ochłonie, i rozmowa będzie wtedy nieco przyjemniejsza. No i rzeczywiście, zjawił się u nas w niedzielne przedpołudnie. Otworzył mu mąż – gotowy na męską, twardą rozmowę. Sąsiad go jednak zaskoczył.

– Dzień dobry, czy jest małżonka? – zapytał. – Proszę się nie martwić. Ja chciałem ją tylko przeprosić i jeszcze raz przegadać sprawę, bo doszło do pomyłki w sprawie tej stłuczki…

– Ale jakiej pomyłki? – zapytałam, wychodząc z pokoju.

– Bo wczoraj późnym wieczorem okazało się, że to mój syn zahaczył o pani auto… Gdybym wiedział… Sama pani rozumie.

– A kiedy to się stało?

– Przedwczoraj. Wziął moje auto bez pytania, gdy pojechałem rowerem na działkę. Spieszył się, żeby je odstawić i zahaczył. Przykro mi bardzo, stało się… Ja oczywiście pokryję szkody… – sąsiad uśmiechał się głupkowato.

– Ja pana wczoraj tak samo przepraszałam, choć jak się okazuje, nie miałam za co. Pamięta pan, jak zareagował? Jak na mnie krzyczał i mnie pan obrażał? – zapytałam.

– Pamiętam i bardzo mi przykro.

– Ja pańskie przeprosiny, oczywiście, przyjmuję, ale niech pan sąsiad zapamięta nauczkę. Niech pan następnym razem lepiej waży słowa. Można to było wszystko inaczej załatwić. Jeszcze mnie pan wyzwał od „bab za kierownicą”. Wstyd, taki dojrzały człowiek… Nie tego się spodziewałam.

Nie powstrzymałam się przed wypomnieniem mu wszystkich złośliwości. Zapytałam go jeszcze, jak to jest, że od kilku lat żyjemy w zgodzie, pomagamy sobie w drobnych sprawach, a potem w jedną chwilę on traci do mnie całe zaufanie.

Moje pytania i uwagi szybko go na powrót rozeźliły, więc mąż musiał znów interweniować. Zaproponował, żeby sąsiad poszedł do siebie, a on zaraz do niego przyjdzie z wydrukowanym z internetu formularzem oświadczenia winy.

– Aleś na niego wsiadła – skwitował Krzysiek, gdy tylko zamknął za sąsiadem drzwi.

– Bo mnie zdenerwował!

– Przepraszał. Mogłaś mu już odpuścić.

– Ja też wczoraj przepraszałam. I co? Pojechał po mnie jak po łysej kobyle. Tyle się znamy, a on huzia na Józia! Trzeba mieć troszkę zaufania do sąsiadów! Wyrozumiałości odrobinę.

– No to teraz ty spróbuj zrozumieć jego – uśmiechnął się mąż.

– Postaram się, ale nic nie obiecuję.

No i nie udało się. Do dziś chowam urazę do tego pana. Mówimy sobie dalej „dzień dobry”, ale na uśmiechy i żarty nie mam ochoty. On chyba to wyczuł i nie próbuje już mnie zaczepiać. Nic nie poradzę na to, że tak mnie drażni pochopne rzucanie oskarżeń na zupełnie niewinne osoby. 

Czytaj także:
„Mój chłopak zrobił się nagle bardzo uczynny. Co chwilę biega pomagać sąsiadce. Podejrzewam, że mnie zdradza”
„Miałam piękny dom, dzieci, męża. Mama mnie przestrzegała, że Krzysiek mnie zostawi, bo >>nie mam wyglądu<<”
„Zamiast rozwijać firmę, przepuszczałem pieniądze w kasynie. Wpadłem w długi i narobiłem sobie wstydu przed ludźmi”

Redakcja poleca

REKLAMA