„Zamiast rozwijać firmę, przepuszczałem pieniądze w kasynie. Wpadłem w długi i narobiłem sobie wstydu przed ludźmi”

mężczyzna, który ma problem z hazardem fot. Adobe Stock, nazarovsergey
„Serce mi się krajało, gdy widziałem, jak Antek płacze, bo tata nie pomaga mu odrabiać lekcji. Ala widziała, że dzieje się coś złego, zapytała nawet, czy ją zdradzam. Między nami zaczęło się psuć. Przynosiłem coraz mniej pieniędzy, a życie wymykało mi się spod kontroli”.
/ 15.04.2022 05:00
mężczyzna, który ma problem z hazardem fot. Adobe Stock, nazarovsergey

Uzależnienia zawsze kojarzyły mi się głównie z alkoholem lub papierosami. Z jednym ani z drugim nie miałem zresztą problemów. Palenie rzuciłem przed narodzinami mojego pierworodnego, a jeśli chodzi o picie, to nawet żona mówiła, że między jednym a drugim spotkaniem rodzinnym jestem przykładnym abstynentem. No, może czasami wypiłem piwo. Do głowy by mi nie przyszło, że mógłbym mieć jakiś nałóg! A jednak. Okazało się, że nie znam samego siebie, a to, w co wpadłem, niemal zrujnowało moje życie.

Zaczęło się – jak to zwykle bywa – dość niewinnie. Jechałem dostarczyć zamówienie do miejscowości sporo oddalonej od mojej. Przy okazji chciałem się tam zobaczyć z dawno niewidzianym przyjacielem. Na miejscu przed południem, szybko załatwiłem formalności z klientem i miałem dwie godzinki na spotkanie z Grześkiem.

– Kopę lat! – wykrzyknął na mój widok.

Znaliśmy się od ogólniaka i wciąż w miarę możliwości utrzymywaliśmy kontakt.

– To jak? Piwko? – spytał z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem.

– Niestety nie, Grzesiu. Dziś co najwyżej sok. Przyjechałem bez drugiego kierowcy, a jeszcze kilka kilometrów przede mną – wyznałem szczerze i bez żalu.

Byłem odpowiedzialnym facetem. Przynajmniej tak mi się wydawało.

– Okej, niech ci będzie. Ale bez zakosztowania typowo męskich rozrywek cię stąd nie wypuszczę – odparł i stuknął mnie w ramię, mrugając porozumiewawczo.

– No, tylko mi nie mów, że chcesz mnie zaciągnąć do baru ze striptizem! Ala by mi ucięła głowę, gdyby się o czymś takim dowiedziała. A na pewno tak by było.  Przecież wiesz, jak potrafiła być zazdrosna!

– Nie, nie! Takich atrakcji to tu jeszcze nie mamy – wyszczerzył zęby Grzegorz. – Pokażę ci coś innego. Nasze małe „Las Vegas”!

Kłamałem, że wszystko w porządku

Już po drodze domyślałem się, o co chodzi. Zresztą można się było tego po Grześku spodziewać. Dusza człowiek, ale przy tym lekkoduch, który nie odmawiał sobie żadnych rozrywek, jeśli tylko miał na nie czas. Nic zaskakującego u wiecznego kawalera.

– Wpadam tu z rzadka, jeżeli akurat mam kilka zbędnych papierków w kieszeni – powiedział, wprowadzając mnie do maleńkiego lokaliku z oknami zalepionymi dużymi planszami, na których widniały światła kasyn, żetony i wachlarze gotówki.

W środku panował przyjemny półmrok i słychać było tylko lekki szum maszyn. „Czemu nie?” – pomyślałem. Na pewno nie zbiednieję, nawet jeśli stracę kilkadziesiąt złotych. Tym bardziej że klient dał mi nierówną kwotę, której końcówka aż się prosiła, aby ją wydać. Zostaliśmy w „Las Vegas” na półtorej godziny i chociaż naruszyłem moje fundusze bardziej, niż to było planowane, w końcu wyszedłem właściwie na zero. Ot, szczęście początkującego.

Wracałem do domu bardzo podniecony uczuciem ryzyka towarzyszącym grze i łatwością, z jaką można wyciągnąć prawdziwe pieniądze z automatu. To uczucie jednak szybko minęło, bo po dotarciu do domu pogrążyłem się jak zwykle w pracy. Szybko zapomniałem o moim hazardowym epizodzie, bo potraktowałem to jak zabawę, a poza tym nawał roboty skutecznie czyścił moją głowę z wszelkich niepotrzebnych myśli.

O wszystkim przypomniałem sobie dopiero po kilku miesiącach, gdy zauważyłem, że podobny punkt otwarto w sąsiedniej gminie. Byłem akurat po większym zleceniu, więc uznałem, że mogę trochę prywatnych pieniędzy przeznaczyć na zasłużony relaks. 

Tego dnia mi się poszczęściło, bo z kilkuset złotych włożonych w maszynę wyciągnąłem prawie dwa razy tyle! Migające symbole owoców i sztabek złota okazały się nadzwyczaj łaskawe, więc uznałem, że warto korzystać z dobrej passy. Niestety, już następnego dnia straciłem to, co wygrałem. A najgorsze, że zamiast w tym momencie dać sobie spokój – grałem dalej, nadwerężając tym samym swój budżet. Wróciłem do domu podłamany.

– Co ci jest? – spytała zatroskana Ala.

Nic nie ujdzie jej uwadze.

– Wszystko w porządku – skłamałem, licząc, że tym ją zbędę, ale sam nie mogłem przestać myśleć o straconych pieniądzach.

Nasz syn Antoś za miesiąc miał iść do szkoły, a ja przegrałem właśnie część kasy przeznaczonej na jego wyprawkę… Nie mogłem czekać na zyski z kolejnego zlecenia, bo dawno uznaliśmy z żoną, że nie będziemy zostawiać kupna plecaka, książek i całej reszty na ostatnią chwilę. Po kilku dniach nerwowego namysłu, co robić, postanowiłem spróbować naprawić sytuację w ten sam sposób, w jaki ją zepsułem.

Uznałem zresztą, że już ochłonąłem, więc teraz podejdę do gry z zimną krwią i rozważną kalkulacją. No i... udało się! Gdy gotówka wróciła do portfela, kamień spadł mi z serca. Przyrzekłem sobie, że to był ostatni raz. Wystarczająco dużo stresów miałem już przecież w pracy.

Wszystko mi się posypało

Jednak nie wytrwałem w postanowieniu ani tygodnia. Załatwienie spraw szkolnych syna i odrobina luzu w moim biurze ośmieliły mnie, żeby znów przejść przez te przeklęte drzwi. Pokusa łatwej kasy i uwodzicielski dźwięk automatów były zbyt silne… Zanim się obejrzałem, tkwiłem w nałogu po uszy.

Miałem zmienne szczęście. Raz wygrywałem, raz przegrywałem, ale nie to było najgorsze! Chodzi o to, że zostawiałem w maszynach coraz większe sumy, no i spędzałem przy nich coraz więcej czasu. Czasem nawet po siedem godzin! Żonie mydliłem oczy natłokiem zawodowych obowiązków, a pierwsze dni Antosia w szkole przeleciały mi niemal niezauważenie.

Wkrótce hazardowe lokum niedaleko domu przestało mi wystarczać. Potrzebowałem większych wygranych. Zacząłem więc szukać innych lokali trochę dalej, zwłaszcza że bałem się zdemaskowania. Ktoś przecież mógł rozpoznać mnie albo mój samochód w pobliżu kasyna. Za żadne skarby nie chciałem do tego dopuścić! Wolałem nawet nie myśleć, jak by zareagowała moja Ala...

Znalazłem następne miejsce, w którym mogłem tracić moją krwawicę. Za „mocniejszymi” maszynami szły też coraz silniejsze emocje, ale i większe wydatki. I pierwsze zauważalne problemy. Zacząłem spóźniać się z wypłatami dla pracowników i podwykonawców. Klientela topniała, bo nie miałem czasu na szukanie nowych zleceń, a dawni kontrahenci coraz bardziej irytowali się obsuwami w realizacji zamówień.

Najgorzej było jednak w domu. Serce mi się krajało, gdy widziałem, jak Antek płacze, bo tata nie pomaga mu odrabiać lekcji. Ala widziała, że dzieje się coś złego. W pewnym momencie zapytała nawet wprost, czy mam romans. Kilku moich pracowników tak sądziło i konfidencjonalnie zapewniali mnie, że nic Ali nie pisną. Przynosiłem do domu coraz mniej pieniędzy. Między mną a żoną gwałtownie zaczęło się psuć. Życie coraz bardziej wymykało mi się spod kontroli.

W końcu stało się to, co musiało się stać. Wszystko wyszło na jaw. Na dodatek w okropnie upokarzających okolicznościach. Tego dnia straciłem około 8000 zł. Niemal całą zapłatę za wykonane zlecenie. Coś we mnie pękło. Nawet nie wiedziałem, co robię, gdy nagle chwyciłem barowe krzesło i z całym impetem walnąłem w nim w automat, który tego dnia okazał się dla mnie aż tak niełaskawy.

Za to sąd nie był zbyt surowy. Ubezpieczenie lokalu pokrywało większość strat, a mój obrońca dowodził, że jestem uzależniony, co stanowiło okoliczność łagodzącą. Zasądzono odszkodowanie, zakaz wstępu do kasyna i przymusową terapię.

Bardziej od wyroku zabolało mnie społeczne napiętnowanie. Niektórzy ludzie z okolicy się dowiedzieli, w sklepie za plecami słyszałem tłumione chichoty. Było mi strasznie wstyd i nawet po mniejsze zakupy wolałem jechać kilkanaście kilometrów dalej, by uniknąć wścibskich i piętnujących spojrzeń. Firma też ucierpiała. Większość stałych klientów odwróciła się ode mnie, przez co musiałem zamrozić parę ważnych inwestycji.

Na szczęście miałem oparcie w rodzinie. Odbyłem długą rozmowę z Alicją, która na koniec uśmiechnęła się przez łzy, mówiąc, że nie po to przyrzekała mi wierność w złych chwilach, aby się teraz odwrócić. Oboje uznaliśmy też, że najważniejsze jest uchronienie przed złymi skutkami Antosia.

Od pół roku uczęszczam na terapię uzależnień. Nie jest lekko, ale czuję się silniejszy w grupie ludzi, którzy przeżyli to samo. Ostatnio dowiedziałem się, że i Grzesiek uznał swój nałóg. Postaram się mu pomóc jak kumpel kumplowi. Bo przecież nie żywię do niego urazy za feralny dzień, w którym wprowadził mnie do jaskini hazardu.

Czytaj także:
„Myślałam, że jestem miłością jego życia, a byłam jedną z wielu kochanek. Ten drań zapomniał wspomnieć, że ma żonę”
„Podpisałem pakt z diabłem, by awansować. Sprzedawał informacje o moich rywalach, ale w zamian żądał okropnych rzeczy”
„Kochanek mojej żony zginął w wypadku, a ona jest w śpiączce. Jechali powiedzieć mi o swoim romansie”

Redakcja poleca

REKLAMA