Sam zaproponowałem teściowi pracę w swojej firmie remontowej. Zakład, w którym był zatrudniony upadł i od tamtej pory nie mógł znaleźć stałego zajęcia. Wszędzie słyszał, że jest za stary, że poszukują raczej młodszych. Był tym kompletnie załamany. Narzekał że ma dopiero 55 lat, jest silny i wiele może jeszcze zdziałać. Pod warunkiem, że ktoś da mu szansę. Pomyślałam więc, że mu pomogę. Lubiłem go, dobrze się dogadywaliśmy, więc dlaczego miałem tego nie zrobić?
Co prawda nie był budowlańcem, ale zapewnił mnie, że ma dryg do tego typu robót. I wszystkiego szybciutko się nauczy. Dogadaliśmy się co do zarobków i wypiliśmy po kieliszku, żeby przypieczętować umowę.
Rzeczywistość nie była, niestety, aż tak piękna. Już po kilku dniach zorientowałem się, że teść nie ma ochoty ani na naukę, ani na ciężką pracę. Niby słuchał, niby się przyglądał, gdy mu pokazywałem co i jak trzeba zrobić, ale tak naprawdę błądził myślami gdzie indziej. W efekcie nie potrafił samodzielnie niczego zrobić. A jak już zrobił, to trzeba było po nim poprawiać. Na dodatek już po tygodniu poszedł na pierwsze chorobowe. Stwierdził, że bolą go plecy i musi odpocząć kilka dni.
Musiałem z nim w końcu pogadać
W środku aż mnie skręcało ze złości, bo terminy goniły, ale milczałem. Miałem nadzieję, że zbierze się w sobie i wszystko będzie dobrze. Nic z tego. Zamiast lepiej, było coraz gorzej. Teść jawnie się obijał. Tylko kręcił się po budowie i narzekał, że jest za stary na tak ciężką robotę. Nie podobało się to oczywiście innym pracownikom. Któregoś dnia podeszli do mnie po robocie i oświadczyli, że nie zamierzają dłużej za niego zasuwać.
– Albo pogoni go szef do roboty, albo niech idzie, skąd przyszedł. Nam potrzebny jest prawdziwy pomocnik, a nie obibok – usłyszałem od jednego z nich.
Obiecałem, że przy najbliższej okazji pogadam z teściem. Czułem, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale nie miałem wyjścia. Bałam się, że chłopaki się zbuntują. A poza tym nie stać mnie było na utrzymywanie nieroba.
Okazja trafiła się kilka dni później. Pojechaliśmy z teściem na ryby. Nie brały, więc zaczęliśmy rozmawiać. Między innymi o pracy.
– Tato, jednak to był błąd – zacząłem ostrożnie.
– Co? – łypnął na mnie podejrzliwie.
– To, że zdecydowałeś się na robotę u mnie. Nie nadajesz do budowlanki. Nie masz do tego serca – wypaliłem.
– Faktycznie, wolałbym robić coś innego – przyznał.
– To może jeszcze raz przejrzysz oferty pracy? Nie chcę, żebyś się męczył.
– Przeglądałem. I to nie raz. Sam wiesz, z jakim skutkiem. Nie zamierzam po raz kolejny wysłuchiwać, że poszukują młodszych.
– W takim razie musisz się bardziej przyłożyć do pracy.
– Nie rozumiem…
– Chłopaki narzekają, że albo cię nie ma, albo się obijasz – wyjaśniłem.
– A to bezczelność! Chyba im nie wierzysz! – naburmuszył się.
– Wierzę. Pracują u mnie nie od dziś. Poza tym sam widzę, że sobie nie radzisz. Albo więc naprawdę nauczysz się kłaść tynki, malować i raźno weźmiesz się do roboty, albo będziemy musieli się pożegnać.
– Chyba żartujesz? – teść nie dowierzał.
– Przykro mi, ale nie. Nie mogę ci płacić pensji tylko za to, że jesteś.
– No dobrze, postaram się spełnić twoje oczekiwania – obiecał. Do końca pobytu nad wodą prawie się nie odzywał. Czułem, że jest na mnie śmiertelnie obrażony.
I po co ja go zatrudniłem?!
Nie przejmowałem się humorami teścia. Byłem pewien, że jak sobie wszystko spokojnie przemyśli, to sam zrozumie, że wcale nie chciałem zrobić mu przykrości. Po prostu pilnowałem swoich interesów. Gdy więc skończyliśmy wędkowanie, odwiozłem go do domu i pojechałem do siebie. Otworzyłem drzwi i zderzyłem się z żoną. Aż gotowała się z wściekłości.
– Nie spodziewałam się tego po tobie! Naprawdę, nie spodziewałam! – wrzasnęła.
– Czego? – wybałuszyłem oczy.
– Przed chwilą dzwonił do mnie tata. Jak mogłeś zwyzywać go od obiboków i darmozjadów?! Co cię napadło? Zawsze przecież się lubiliście!
– Wcale nie zwyzywałem. Po prostu dałem do zrozumienia, że jeśli chce dostawać pensję, musi wziąć się do pracy – zacząłem tłumaczyć.
– No właśnie! Siedzi teraz biedak rozżalony i zraniony. Natychmiast do niego zadzwoń i przeproś! – zażądała.
– Mowy nie ma! Nic złego nie zrobiłem! – krzyknąłem i wyszedłem z domu.
Bałem się, że jak zostanę, to rozpęta się prawdziwe piekło.
Od tamtej pory minął tydzień. Żona patrzy na mnie przychylniejszym okiem, bo gdy się uspokoiłem, wytłumaczyłem, dlaczego przeprowadziłem tamtą rozmowę z jej ojcem. Sama przyznała, że na moim miejscu zrobiłaby pewnie tak samo. A teść? Na razie nie pokazuje się w pracy. Podobno jest chory. Gdy teściowa wręczała mi zwolnienie lekarskie, miała taką minę, jakby to była moja wina. Ech, po co go zatrudniałem! Gdyby nie to, nadal bylibyśmy zgodną, szczęśliwą rodziną…
Czytaj także:
„Córka długo starała się o dziecko, lecz los nie był dla niej łaskawy. Gdy w końcu się udało, nadszedł kolejny cios”
„Spakowałam córę i uciekłam od męża i teściowej. Wole mieszkać w zatęchłej klitce, niż dać się traktować jak nieudacznika”
„Na weselu siostrzenicy padłam ofiarą natrętnych ciotek. Chciały podokuczać starej pannie. To dzięki nim poznałam... męża”