Trzy lata temu byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zostałam wtedy żoną Marka, którego bardzo kochałam i kocham do dziś, ale już od dwóch tygodni nie jesteśmy razem. Wyprowadziłam się z córką.
– Zwariowałaś? Dokąd pójdziecie? – dziwiła się moja kumpela z pracy, której się zwierzyłam ze swoich problemów. – Kto ci pomoże?
– Nie wiem, wszystko mi jedno, nie wytrzymam dłużej – stwierdziłam.
– No wiesz co! Gdyby ja mogła mieszkać u teściowej za darmochę, byłabym szczęśliwa. Co najmniej pół tysiaka miesięcznie w kieszeni. Niestety, moja teściowa nie jest taka hojna – westchnęła. – Zostań, pomęczysz się trochę, ale przynajmniej zaoszczędzicie na coś własnego.
To była naprawdę wielka miłość
Ja jednak nie chciałam się dłużej męczyć. Przez Facebooka znalazłam niedrogi pokój z kuchnią i WC w przybudówce do starej willi. Śmierdzi pleśnią, ale nareszcie mogę… odetchnąć. Nikt mi nic nie każe, nie krytykuje mnie i nie mówi, jak mam coś zrobić, bo nie ma tam mojej teściowej.
Nie jestem z natury kłótliwa i długo milczałam, ale w końcu nie wytrzymałam. Piszę te słowa z nadzieją, że może chociaż niektóre teściowe zreflektują się zawczasu. Zabrałam trochę kasy, którą odkładaliśmy na samochód. Zapłaciłam czynsz za dwa miesiące z góry. A córka właścicielki bawi obecnie Klaudię. Od września moja córeczka pójdzie do przedszkola. To zresztą też nie podobało się teściowej. A ja po prostu chciałam, żeby była między rówieśnikami.
Poznaliśmy się z Markiem, gdy byłam w szkole policealnej, Marek chodził wówczas do technikum. Oboje dojeżdżaliśmy do szkół w Poznaniu.
– Możecie zamieszkać z nami – zaproponowała nam mama Marka.
Moi rodzice nie mogli nam pomóc. Mają małe mieszkanie w bloku i niepełnosprawnego syna, mojego brata. Liczyłam, że coś wynajmiemy, wielu moich znajomych tak robiło. Marek jednak zdecydował, że zamieszkamy z jego mamą, która mieszkała w dość dużym domu jednorodzinnym.
– Szkoda pieniędzy na wynajem – stwierdziła teściowa. – Chętnie wam pomogę. Odkładajcie sobie na coś.
Wszystko robiłam źle. Wciąż się czepiała
Pracowałam w dużym markecie ze sprzętem elektrycznym i elektronicznym. Pensja nie była zbyt wysoka, ale dostawałam procent od każdej sprzedaży, a ja potrafiłam zachęcać klientów. Początkowo nic nie wskazywało na to, że kiedy się wprowadzimy, zacznie się mój koszmar.
Teściowa była sympatyczna, lubiłam ją. Niestety potem pokazała prawdziwe oblicze. Wszystko robiłam źle, każdą moją decyzję musiała skomentować i skrytykować. Codziennie wysłuchiwałam różnych nieprzyjemnych uwag: „Nie powinnaś dawać dziecku smoczka, dostanie wady zgryzu. Mareczek nigdy nie brał smoczka, to teraz ma piękne zęby”. Albo:
„Po co kupujesz jedzenie w słoiczkach? Na pewno dodają tam konserwanty. Nie możesz sama ugotować? Ja zawsze gotowałam sama, zresztą kiedyś takich cudów nie było”. Lub:
„Dziecko powinno samo zasypiać. Przyzwyczai się i nie będziecie mieli spokoju. Popieram czytanie dzieciom, ale nie przed snem”. A innym razem:
„Dlaczego nie prasujesz kaftaników? Prasowanie zabija bakterie. Małe dziecko jest szczególnie zagrożone. Ja zawsze wszystko prasowałam”.
Cokolwiek zrobiłam, było źle. Źle sprzątałam, źle gotowałam. Moje próby przedstawienia swoich argumentów kończyły się zazwyczaj ironiczną uwagą w stylu: „Nie masz takiego doświadczenia jak ja i musisz się jeszcze wiele nauczyć, moja droga…”.
Wciąż czułam się na cenzurowanym
Gdy kiedyś pożaliłam się Markowi, stwierdził, że przesadzam. Nawet nie próbował z matką porozmawiać. Było mi bardzo przykro, ale zacisnęłam zęby. Naprawdę nie chciałam być niewdzięczna, ale teściowa wtrącała się dosłownie we wszystko. Wstawała rano i szykowała Markowi śniadanie do pracy, a potem wypominała mi, że ja tego nie robię.
Nie powinnam też była prosić Marka o pomoc przy dziecku. Wychowanie dziecka to przecież zajęcie dla kobiety. Nawet gdy wrócił wcześniej z pracy, leżał z gazetą przed telewizorem, zamiast pomóc mi w domu albo chociaż pobawić się z Klaudią. W miarę upływu czasu moja niechęć do teściowej wzrastała. Wciąż czułam się na cenzurowanym. Miarka się przebrała, gdy od przypadkowo spotkanej koleżanki usłyszałam, co o mnie wygaduje obcym:
– Nie sądziła, że mogę cię znać. Pół sklepu słyszało, nie tylko ja. Powiedziała, że jej Mareczek taki przystojny, a tak źle trafił. Synowa jest leniwa, nic nie potrafi i ma dwie lewe ręce. Gdybym cię nie znała, pewnie bym uwierzyła, tak to sugestywnie mówiła.
Zostawiłam Markowi list, w którym wszystko opisałam, mniej więcej tak jak tutaj. I teraz czekam na jego reakcję. Może coś się jeszcze zmieni.
Czytaj także:
„Gdy temperatura w moim małżeńskim łożu ostygła, zacząłem myśleć o zdradzie. Nie sądziłem, że żona ma chrapkę na to samo”
„Wpadłam ze szkolnym podrywaczem. Wiedziałam, że marny z niego materiał na tatusia, ale chciałam przeżyć przygodę”
„Dopiero po śmierci mamy dowiedziałam się, że jestem owocem romansu z księdzem. On nawet nie wie, że istnieję”