Historia, którą opowiem, rozpoczęła się niecały rok temu. Ja i moja żona Kasia pojechaliśmy do jej rodziców na niedzielną kolację. Zazwyczaj witano nas tam uśmiechem. Ale tego dnia oboje wyglądali na przygnębionych.
Trochę przesadził z przechwałkami
– Co się dzieje, tato? Coś się stało? – zapytałem teścia.
– Tak, tak, coś się stało... – westchnął. – Straciłem pracę. Po trzydziestu latach! Byłem pewny, że dotrwam do emerytury w tej firmie. Ale nie, oni akurat teraz zrobili restrukturyzację. Zwolnili połowę managerów. W tym mnie.
– Spokojnie, to nie koniec świata... Na pewno znajdziesz coś innego... – próbowałem go pocieszyć.
– Co ty, żartujesz sobie? Mam prawie sześćdziesiąt lat! Pracodawcy nie chcą nawet rozmawiać z ludźmi w moim wieku. Myślą, że jesteśmy za starzy, że sobie nie poradzimy. A to przecież nieprawda!
– No pewnie, jesteś silniejszy niż wielu młodych ludzi.
– Dokładnie! Mam też sprawny umysł. Mogę jeszcze wiele osiągnąć, dużo zdziałać. Gdyby tylko ktoś dał mi szansę – ukrył twarz w dłoniach.
Zaczęło mi go być szkoda, to w końcu mój teść. Znałem go dobrze i zdawałem sobie sprawę, że bezrobocie całkowicie go zniszczy. Gdyby był niemiłym, złośliwym facetem w średnim wieku, prawdopodobnie nie przejmowałbym się jego sytuacją. Ale ja naprawdę go szanowałem. Poczułem, że muszę mu pomóc.
– Czy tata ma jakieś doświadczenie w pracach budowlanych? – zapytałem.
Teść spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
– Tak, i to całkiem sporo. Dlaczego pytasz?
– Ponieważ szukam partnera do mojej firmy remontowej. Do tej pory samodzielnie radziłem sobie z wszystkimi zadaniami. Ale teraz ich ilość gwałtownie rośnie. Muszę wielu klientom odmawiać, co sprawia, że tracę pieniądze… Gdybyśmy razem podjęli się tych prac, to…
– Pawełku, tak, tak, zdecydowanie się zgadzam! Świetny pomysł! Czemu ja sam o tym nie pomyślałem! Oczywiście, podzielimy się zyskami na pół...
– Zgadza się, na pół. Tak będzie sprawiedliwie – uśmiechnąłem się.
– Zawsze byłem pewien, że jesteś godnym zaufania mężczyzną. Kochanie, wyjmij kieliszki z szafki. Musimy uczcić naszą nową współpracę – zawołał.
Moja teściowa zazwyczaj odpowiadała na takie prośby dość nerwowo, ponieważ nie przepadała, kiedy jej mąż pił, ale tamtego dnia nie sprzeciwiła się. Podobnie jak moja Kasia. Obie były zadowolone, że udało mi się znaleźć rozwiązanie tej nieprzyjemnej sytuacji.
Życie pisze swoje scenariusze:
Nie wiedział, co robić
Tydzień później mój teść pojawił się w pracy po raz pierwszy. A ja wkrótce zdałem sobie sprawę, że jego wcześniejsze zapewnienia o znajomości branży budowlanej były, delikatnie mówiąc, mocno naciągane. Błąkał się po mieszkaniu, które było w trakcie remontu, i nie wiedział, co powinien robić.
– Tato, czy kiedykolwiek zajmowałeś gipsowaniem ścian albo układaniem płytek? – zapytałem.
– Szczerze mówiąc, nie. Ale szybko się tego nauczę. Przecież to nie jest żadna wielka sztuka – odparł z lekceważeniem.
Byłem zły, bo zwyczajnie mnie oszukał. Czas gonił, a ja zakładałem, że obaj od razu rzucimy się w wir pracy... Ale nie mówiłem tego głośno. Jak już wcześniej zaznaczyłem, bardzo go szanowałem i chciałem mu pomóc. Kiedy więc moja żona zapytała, jak przebiega nasza współpraca, oświadczyłem, że doskonale. Była mi niezmiernie wdzięczna, że ocaliłem jej tatę przed perspektywą bezrobocia. Nie chciałem tego zepsuć. A poza tym ciągle miałem nadzieję, że teść okazałby się zdolnym uczniem i szybko przyswoi przynajmniej podstawy.
Niestety, moje oczekiwania były tak samo na wyrost, jak zapewnienia o umiejętnościach teścia. Kompletnie nie był w stanie zaaklimatyzować się w nowym miejscu pracy. Mimo że z cierpliwością podpowiadałem mu, co i w jaki sposób powinien wykonywać, on wciąż popełniał podstawowe błędy. Nie mogłem sobie pozwolić na takie niedbalstwo, więc poprawiałem po nim lub wykonywałem jego obowiązki. W rezultacie na koniec dnia byłem kompletnie bez siły z przemęczenia.
Co najbardziej mnie wkurzało, to fakt, że teść nie dostrzegał w swoim zachowaniu nic niewłaściwego. Kiedy klient przekazywał nam pieniądze, on natychmiast sięgał po swoją część. Na początku przyjmowałem to ze stoickim spokojem, ale pewnego razu już nie mogłem dłużej znosić.
– Tato, to jest ostatni raz, kiedy otrzymujesz ode mnie wypłatę. Nie chcę dalej dzielić się dochodem z kimś, kto na to nie zasłużył – oznajmiłem stanowczo.
– Ale co ty mówisz? Przecież pracuję. Może trochę mniej intensywnie niż ty, ale... – zaczął się buntować, lecz szybko go uciszyłem.
– Tato, nie pracujesz, tylko się ociągasz. Dlatego albo od jutra zaczniesz pracować na pełnych obrotach, albo się rozejdziemy – zagroziłem.
Zrobił z siebie ofiarę
Zakładałem, że jak każdy pełen godności mężczyzna, przyjmie krytykę na siebie i w samotności przetrawi moje słowa. Ale nic z tego. Natychmiast poskarżył się swojej żonie. Oczywiście teściowa natychmiast skontaktowała się z Kaśką, co skończyło się na tym, że zostałem obrzucony pretensjami.
– Jak możesz tak straszyć tatę! Chcesz, żeby dostał zawału? – rzucała mi spojrzenie pełnym złości.
– Nie chodzi o straszenie, a o motywację do pracy. Przez niego muszę pracować dwa razy więcej niż zwykle. A zarabiam tyle samo, a czasami nawet mniej, bo muszę z nim dzielić wynagrodzenie – odpowiedziałem.
– Serio? Ale przecież ostatnio mówiłeś, że jesteś zadowolony z waszej współpracy.
– Powiedziałem to, bo nie chciałem cię martwić. I miałem nadzieję, że twój ojciec szybko nauczy się wszystkiego. Ale on kompletnie nie wie, co robi i nie wykazuje żadnej chęci do nauki...
– Absolutnie się nie zgadzam! Mój ojciec na pewno daje z siebie wszystko! Bardzo często podkreślał, jak ważna jest dla niego ta robota! Musi po prostu mieć więcej czasu. Więc przestań go krytykować i cierpliwie poczekaj, aż się rozwinie. I nie waż się nawet nie wypłacić mu wynagrodzenia. To tylko go zirytuje – odparła i demonstracyjnie zaczęła porządkować rzeczy w szafie, wyraźnie pokazując mi, że uważa dyskusję za zakończoną.
Czułem się niezręcznie, że broni taty, zamiast martwić się o mnie, ale odpuściłem. Byłem tak wyczerpany, że nie miałem siły na dalszą rozmowę. Moim jedynym marzeniem było teraz położenie się do łóżka.
Nie miałem innego wyjścia
Czas mijał, ale sytuacja wcale nie uległa poprawie. Mimo zapewnień mojej żony, teść nadal nie wykazywał żadnej inicjatywy. Wręcz odwrotnie. Zrezygnował nawet z udawania, że interesuje go nauka nowych umiejętności. Przede wszystkim zajmował się przenoszeniem materiałów i sprzątaniem po zakończonych pracach.
Proponowałem mu, żeby wyczyścił tynki lub przykleił chociaż jedną płytkę, lecz on się opierał. Mówił, że boi się, że coś zniszczy, że nie chce mi dodawać pracy. Wiele razy miałem chęć go wyrzucić, ale powstrzymywałem się. Byłem pewien, że skończy się to ogromną rodziną burdą. Pracowałem więc za dwóch, ale przeczuwałem, że pewnego dnia nie wytrzymam i pęknięcie nastąpi. I tak właśnie się stało.
Tydzień temu zmagałem się z remontem łazienki dla jednego z moich klientów. Byłem pod presją, bo zbliżał się ostateczny termin zakończenia prac, a w kontrakcie było zaznaczone, że za każde opóźnienie będę musiał zapłacić karę. Kiedy przygotowywałem się do ułożenia ostatnich płytek, zorientowałem się, że skończył mi się klej. Zazwyczaj w takich sytuacjach, teść jechał do sklepu po potrzebne materiały. Jednak tego dnia nie pojawił się w ogóle w pracy.
Zadzwonił, mówiąc, że się źle czuje, że zostanie w łóżku i nie ma pojęcia, kiedy w ogóle da radę wstać. Czując zniechęcenie, wsiadłem do auta i sam udałem się do sklepu z materiałami budowlanymi. W drodze powrotnej spotkałem na drodze dobrze mi znaną postać. To był właśnie on. Pewnym krokiem przechadzał się chodnikiem, trzymając pod pachą torbę. Poczułem, jak wzmaga we mnie wściekłość.
– Czyli tak to wygląda... Ja nie mam pojęcia, w co włożyć ręce, a ty sobie beztrosko chodzisz po sklepach – mruknąłem pod nosem i zaparkowałem na poboczu.
Chciałem do niego podejść i dosadnie wyłożyć swoje argumenty, ale zdecydowałem się tego nie robić. Obawiałem się, że stracę panowanie nad sobą i zrobię coś niemądrego! Dlatego złapałem za telefon i zadzwoniłem do niego.
– Jak się czujesz, tato? – zapytałem.
– Niedobrze, naprawdę niedobrze. Chyba nie wyjdę spod kołdry przez cały tydzień – odpowiedział z bólem w głosie.
– Naprawdę? To co robisz na dworze?
– Na jakim dworze? Przecież jestem w domu! – burknął.
– Czyżby? Czy to znaczy, że patrzę na twojego ducha? – kontynuowałem.
Mój teść na moment zastygł, a następnie zaczął nerwowo obserwować otoczenie. Wreszcie zauważył mój samochód i znowu zamarł. Był zdezorientowany, nie wiedział, jak się zachować.
– Tylko na chwilę wyszedłem, do apteki... – zaczął się usprawiedliwiać.
– Życzę ci, żebyś szybko odzyskał zdrowie i zebrał siły. Przydadzą się, kiedy będziesz szukał nowego zajęcia. Bo z naszą współpracą to już koniec – wyrzuciłem z siebie i ruszyłem z piskiem opon.
Od tego momentu w mojej rodzinie jestem na straconej pozycji. Moja teściowa mnie unika, moja żona nie rozmawia ze mną. Sporadycznie rzuca na mnie wkurzone spojrzenie i głęboko wzdycha. Zapewne w głębi duszy ma nadzieję, że ten widok poruszy moje serce i zdecyduję się przywrócić teścia do pracy. Ale nic podobnego. Już miał swoją szansę. Kolejnej nie dostanie.
Czytaj także:
„Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Matka chciała mnie chronić, a zrobiła mi wielką krzywdę”
„Nikt mi nie powiedział, jak wygląda tradycyjna Wielkanoc. Nie znam przepisu na babkę, nie wiem jak zrobić pisankę”
„Mąż nigdy mi nie pozwalał na realizację mojego marzenia. Musiało upłynąć wiele lat, bym postawiła na swoim”