Należę do tych osób, które nie potrafią odmówić nikomu, kto znalazł się w potrzebie. Zaleta? Cóż, częściowo na pewno tak. Uważam, że gdyby ludzie nie byli wobec siebie obojętni, świat byłby lepszym miejscem. Każda zaleta może jednak okazać się wadą. Gdy znajoma poprosiła mnie o pracę, nie odmówiłam jej. Wówczas jeszcze nie wiedziałam, że wpuszczam do swojego życia żmiję, która bez żadnych skrupułów rozbije moje małżeństwo.
Uważałam ją za swoją koleżankę
Nie mogę narzekać na swoje zarobki. Z całą pewnością bardzo daleko mi do statusu osoby bogatej, ale trzy sklepy spożywcze, które prowadzę (do niedawna wspólnie z mężem, obecnie już sama), pozwalają mi ze względnym spokojem patrzeć w przyszłość. Działam w tej branży już od wielu lat i doskonale zdaję sobie sprawę, że zadowoleni pracownicy to połowa sukcesu.
Z tego względu, nie skąpię na wynagrodzeniach, nikomu nie odmawiam urlopu i tak po prostu, staram się być ludzką szefową. Dzięki temu nie narzekam na częste rotacje, a problem podkradania z kasy czy z półek nie istnieje w moich sklepach.
Ze sprzedawczyniami, które zatrudniam, zżywam się jak z rodziną, więc z nieskrywanym smutkiem przyjęłam informację, że Emilia, dziewczyna, która pracowała u mnie od trzech lat, zamierza zmienić miejsce zatrudnienia. Nie mogłam mieć jej tego za złe. Dostała propozycję pracy w swoim zawodzie, z lepszym wynagrodzeniem i szerszymi perspektywami. Pojawił się jednak problem ze znalezieniem kogoś na jej miejsce.
Kolejne kandydatki, które przychodziły na rozmowę, nie wzbudzały mojego zaufania. Nie mogłabym zatrudnić osoby, której nie jestem w stanie zaufać, więc pomyślałam o Lidce. Mieszkamy na tym samym osiedlu i znam ją od 10 lat. Nie jesteśmy bliskimi przyjaciółkami, ale zanim ją zatrudniłam, bez wahania mogłam nazwać ją swoją koleżanką.
Nie mogłam zostawić jej bez pomocy
Lidka znalazła się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Nie pracowała od dłuższego czasu. Jedynym żywicielem rodziny był jej mąż. Gdy zakład, w którym pracował, kilka miesięcy wcześniej ogłosił upadłość, stracili środki do życia. Bo z zasiłku i 800 plus trudno wyżywić czteroosobową rodzinę. Pamiętam, jak mi o tym powiedziała, gdy pewnego dnia spotkałyśmy się w kolejce na poczcie.
„Nie wiem, co będzie dalej. Brakuje nam od pierwszego do pierwszego i jeżeli przynajmniej jedno z nas nie znajdzie szybko pracy... eh, wolę nawet nie myśleć”. Uznałam, że to niezbyt dobre miejsce na taką rozmowę, więc zaprosiłam ją na kawę, by mogła się wygadać. Widziałam, że tego potrzebuje.
– Sebastian nie dostaje żadnych propozycji? – zapytałam z troską.
– Żadnych – odpowiedziała załamana. – W branży panuje kryzys i nikt teraz nie szuka nowych pracowników. Próbuje znaleźć coś niezwiązanego ze swoim zawodem, ale bez skutku.
– A ty?
– Robię, co mogę, ale nikt nie chce zatrudnić kobiety z dwójką dzieci. Najwyraźniej boją się, że co chwila będę brała zwolnienie na opiekę. Monika, ja już nie wiem, co mam robić. Jest dopiero dwudziesty, a w portfelu zostało mi może sto złotych – powiedziała i wybuchła płaczem.
Nie mogłam zostawić jej bez pomocy. Wyjęłam z torebki dziesięć stuzłotowych banknotów i dałam jej je.
– Nie mogę. Nie wiem, kiedy będę w stanie oddać – stwierdziła.
– Lidka, a czy ja ci daję jakiś termin? Zwrócisz mi, kiedy będziesz miała. Za miesiąc, za rok, za dwa lata... Nieważne.
Musiałam pożegnać koleżankę, bo tego dnia miałam przeprowadzić jeszcze dwie rozmowy kwalifikacyjne. Gdy kolejne kandydatki na miejsce Emilii nie spełniły moich oczekiwań, pomyślałam o Lidce. Przypomniałam sobie stare powiedzenie, według którego osobie potrzebującej lepiej dać wędkę niż rybę. Tak się szczęśliwie złożyło, że akurat miałam jedną wędkę na zbyciu. Wyjęłam z torebki telefon i wybrałam jej numer. „Wyślij mi mailem swoje CV. Od poniedziałku zaczynasz u mnie pracę, oczywiście jeżeli przyjmiesz moją ofertę”.
Nie mogłam od razu zaoferować jej najwyższej stawki, jaką płacę moim pracownikom. To byłoby nie w porządku wobec pozostałych dziewczyn, które musiały latami pracować na podwyżkę. Ale podstawowa pensja, którą mogłam jej zaoferować, i tak była sporo wyższa niż najniższa krajowa. Lidka zgodziła się bez wahania. Ona cieszyła się, że dostała pracę, ja byłam zadowolona, że znalazłam nową pracownicę.
Błyskawicznie przyswajała wiedzę i bardzo szybko stała się pełnowartościowym członkiem mojej firmy. W pierwszym miesiącu zdołała nawet zapracować na premię. Byłam z niej zadowolona, a ona była zadowolona z pracy. Do tego stopnia, że nieproszona postanowiła poszerzyć zakres swoich obowiązków.
Zasłużyła sobie na dyscyplinarkę
Tamtego środowego poranka miałam udać się do urzędu skarbowego, ale przypomniałam sobie, że na zapleczu sklepu zostawiłam dokumenty, które były mi potrzebne. Na zapleczu sklepu, w którym pracowała Lidka. Podjechałam pod lokal, ale drzwi były zamknięte na klucz. Wywieszka informowała, że obsługa wraca za godzinę.
„Świetnie, brakowało mi tylko awarii systemu kasowego” – pomyślałam, bo w ostatnim czasie problemy z oprogramowaniem trapiły mnie nagminnie. Lidka nie stała za ladą. Nie chciałam dobijać się, więc wyjęłam z kieszeni pęk kluczy i odnalazłam ten właściwy. Udałam się na zaplecze. Znalazłam tam Lidkę, ale nie była sama.
Ta podła żmija obściskiwała się z Darkiem, moim mężem. Oboje byli rozebrani od pasa w dół, więc było jasne, co robią. Kazałam im ubrać się, a Lidce poleciłam, żeby zeszła mi z oczu, póki jeszcze może. Darek próbował ją tłumaczyć. „To wyłącznie moja wina, ja ją uwiodłem” – mówił, gdy zakładali bieliznę. Nie interesowało mnie, kto to zainicjował. W końcu oboje są dorośli i swój rozum mają. Nie wyglądało też na to, żeby któreś z nich było do czegokolwiek przymuszane, bo na moje oko bawili się wybornie i to, co robili, sprawiało im dużą przyjemność.
Sklep pozostał zamknięty do końca dnia. Podobnie jak następnego, bo musiałam odbyć poważną rozmowę z moją pracownicą. Lidka tłumaczyła się, że to jakoś tak samo wyszło, że nie zamierzali tego robić. Gdybym nie była wściekła, uśmiałabym się do łez. „Nie planowali tego i samo wyszło”. Czyli że co? Przypadkowo oboje byli półnadzy, on potknął się i upadł na nią? Najżałośniejsze tłumaczenie, na jakie mogła się zdobyć.
Wręczyłam jej zwolnienie dyscyplinarne. Nie ma usprawiedliwienia dla nieobyczajnego zachowania w pracy. Prowadzę sklep, a nie agencję towarzyską. A że uczestniczył w tym mój mąż, to miało drugorzędne znaczenie, bo nawet gdyby zabawiała się z kimś innym, a ja przyłapałabym ją na tym, skończyłoby się tak samo. Próbuję przez to powiedzieć, że to nie była zemsta z mojej strony. Choć muszę przyznać, że miałam odrobinę satysfakcji, gdy kazałam jej wynieść się z mojego sklepu.
A Darek? Jesteśmy w trakcie rozwodu. Jako kobieta, mam obowiązek się szanować. Mogłabym próbować zrozumieć zdradę, gdybym zaniedbywała go w sypialni, ale tak nie było. Zarzekał się, że to był pierwszy i ostatni raz. Nie kupiłam tego. U mnie zaufanie można stracić tylko raz.
Od czasu do czasu mijam się z Lidką na ulicy. Przechodzi wówczas na drugą stronę. Nie potrafi spojrzeć mi w oczy. I dobrze, bo ani nie mam jej nic do powiedzenia, ani nie chcę słuchać, co ona chciałaby powiedzieć. Tylko raz podszedł do mnie jej mąż, z pretensjami, że zwolniłam Lidkę bez powodu. „Bez powodu, powiadasz? Czyli żona nie pokazała ci oświadczenia o rozwiązaniu umowy, które jej wręczyłam. Zapoznaj się z tym dokumentem, bo może zainteresować cię, dlaczego Lidka straciła pracę”.
Co było dalej? Nie mam pojęcia. W każdym razie nie widuję ich już razem, ale to nie jest moje zmartwienie. Ta flądra zasłużyła sobie na to, co ją spotkało. Szkoda mi tylko jej dzieci, jednak nie mogłam przecież pozwolić, by ten argument zaważył na mojej decyzji.
Czytaj także:
„Mąż zdradził mnie z koleżanką z pracy. Twierdzi, że to moja wina, bo nie chciałam mieć dziecka”
„Sąsiad z uporem maniaka uprzykrzał mi życie. Kto wie, może kto się czubi, ten się lubi?”
„Córka twierdziła, że szlachta nie pracuje i żyła na mój koszt. Wyrzuciłam ją z domu i dałam krzyżyk na drogę”