– Czemu ty ciągle siedzisz z nosem w telefonie? – powiedziałam z wyrzutem do córki.
Miałam wrażenie, że przyjeżdża ze studiów na weekend tylko po to, żebym zrobiła jej pranie i przygotowała jedzenie do akademika. Prawie ze mną nie rozmawiała, tylko cały czas klikała coś w komórce. Spojrzała na mnie znad telefonu.
– Przepraszam… Już kończę, mamuś i jestem cała twoja.
– Akurat! – parsknęłam.
Zupełnie jej nie wierzyłam
Miałam wrażenie, że całe młode pokolenie jest uzależnione od tych urządzeń! Kiedy ja byłam młoda, widywałam się z ludźmi, rozmawiałam z nimi na żywo, a ona? Wolała uśmiechać się do ekranu… Kiedy w końcu odłożyła komórkę, podeszła się przytulić. Moja mała, duża dziewczynka! Wciąż nie mogłam uwierzyć, kiedy ona mi tak wyrosła. Przecież jeszcze niedawno odprowadzałam ją do przedszkola, uczyłam wiązać buty i spędzałyśmy tylko we dwie wieczory, popijając kakao i objadając się tostami francuskimi.
Teraz była już dojrzałą kobietą i miała poważne plany na przyszłość. Chciała zostać nauczycielką. Byłam z niej taka dumna. Bardzo chciałam, żeby udało jej się spełnić marzenia, bo ja musiałam ze swoich planów zrezygnować. Usiadłyśmy przy stole, a Marysia zaczęła opowiadać o wczorajszym wieczorze, przekazywać mi plotki o swoich znajomych i jak to ona, wszystkim się emocjonować. Zwróciłam jej uwagę, że trochę za późno wróciła, a ona machnęła ręką. Miała rację – w końcu w akademiku i tak robiła, co chciała, a ja nawet nie wiedziałam, co tam się dzieje. Wiedziałam, że jest mądrą dziewczyną i nawet jeśli szaleje, to w granicach rozsądku.
W pewnej chwili Marysia podała mi dłonie i powiedziała:
– Mamo… Nie możesz się tak ciągle o mnie martwić. Ja naprawdę sobie radzę i jestem odpowiedzialna. Powinnaś także spotykać się ze znajomymi!
Łatwo powiedzieć! Mimo że mieszkam w tym mieście od zawsze, nie mam tu już żadnych znajomych. Ci z dawnych lat gdzieś się rozpłynęli. Znam jedynie najbliższych sąsiadów i kilka koleżanek z biura! Ale przecież nie będę się z nimi spotykać po ośmiu godzinach wspólnej pracy. Bez przesady. Poza tym, one mają swoje rodziny. Kogo obchodzi, że ja jestem sama… Marysia najwyraźniej miała plan, żeby znaleźć mi coś, na czym będę mogła się skupić, zamiast zamartwiać się o nią. Oświadczyła, że pomoże mi znaleźć starych przyjaciół z liceum. Postukałam się w głowę. Niby jak?
– No, przez Facebooka, mamo! – uśmiechnęła się, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Ja jednak miałam wątpliwości, czy ktokolwiek z nich wkręcił się w coś takiego.
Jesteśmy innym pokoleniem!
Marysia kiedyś założyła mi tam konto, ale za każdym razem, gdy coś pisałam, wszystkie wiadomości były widoczne dla wszystkich. To był jakiś ekshibicjonizm! Wciąż robiłam coś nie tak! Denerwowało mnie to, czułam się nieporadna, więc przestałam wchodzić na tego fejsa. Teraz córka weszła na mój profil i zaczęła przeglądać informacje.
– Kiedy ty tu ostatnio byłaś?
Wzruszyłam ramionami. Może dwa lata temu… Marysia popatrzyła na mnie z wyrzutem.
– Czemu nie przyjmujesz zaproszeń? Masz pięćdziesiąt czekających na potwierdzenie. Są tam pewnie jakieś od twoich przyjaciół z lat szkolnych.
– Poważnie? – zainteresowałam się, a ona zaczęła czytać nazwiska.
Część była od znajomych z pracy, część od sąsiadów, a kilka od ludzi, których faktycznie kojarzyłam z przeszłości. Marysia czytała i czekała na moje potwierdzenie, żeby ich przyjąć. To była jakaś głupota! Po co mi sąsiadka z bloku na Facebooku? Przecież jak będę chciała z nią pogadać, to do niej zapukam!
– Tego Mariana znasz? – zapytała nagle córka.
– Mariana? No, oczywiście, że znam. Ma tu konto? Mogę z nim porozmawiać? – zareagowałam z entuzjazmem.
Marian był moim dobrym przyjacielem przez całe liceum. Uwielbiałam z nim rozmawiać, i nie ma co ukrywać, popalać papierosy za szkołą. Mieliśmy podobne poczucie humoru, zainteresowania i żartowaliśmy zawsze, że jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Marysia od razu do niego napisała, ale byłam pewna, że jego konto musi funkcjonować podobnie jak moje i pewnie zanim odpowie, minie kolejna dekada.
– O, odpisał! „Cześć, Mirabelka, kopę lat”! – odczytała głośno Marysia, a ja omal nie wyskoczyłam z kapci.
Po maturze pojechałam na biwak
Nikt inny nie nazywał mnie Mirabelką. Przejęłam telefon i zaczęłam pisać. Oczywiście szło mi to opornie i powoli. Wciąż robiłam literówki. Dowiedziałam się, że Marian mieszka całkiem niedaleko. W miejscowości obok i pracuje w gminnym centrum kultury. Nie mogłam uwierzyć. Miałam go na wyciągnięcie ręki, a nigdy nawet się nie minęliśmy.
Zaczęliśmy z zapałem opowiadać sobie, co u nas słychać. Marian powiedział, że jest po rozwodzie i ma dwóch synów, których widuje co drugi weekend. Przykro było mi to słyszeć, bo byłam pewna, że jest fantastycznym ojcem. Ja przyznałam, że jestem samotną matką dwudziestoletniej już studentki.
– Dlaczego samotną? – zapytał Marian.
Rzadko kto miał odwagę zadać to pytanie tak prosto z mostu. Marian, zawsze był bezpośredni, ale nie bezczelny. Lubiłam go za to… Napisałam, że to długa historia, ale Marian odpowiedział, że ma czas. Tak właśnie tematy z początkowo lekkich i przyjemnych zeszły w końcu na bardziej intymne.
Marian opowiadał o trudnym rozwodzie i tęsknocie za synami. Ja uznałam, że powinnam też przyznać, co działo się u mnie, choć niełatwo było wrócić do spraw sprzed tylu lat.
Marian nie pojechał wtedy z nami, bo przygotowywał się jeszcze do egzaminów. My byliśmy już po i świętowaliśmy postawienie pierwszego kroku w dorosłe życie. Dla mnie to świętowanie okazało się początkiem końca kariery studenckiej. To był czas totalnej swobody: byliśmy młodzi, odprężeni, opaleni i szczęśliwi. To była niebezpieczna mieszanka. Pewnego letniego wieczoru dałam się ponieść namiętności z kolegą z klasy, Jackiem.
Wiedziałam, że to nie jest chłopak godny zaufania, bo przez całe liceum zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Wcześniej nigdy nie zwracał na mnie uwagi, więc nagła atencja z jego strony pochlebiła mojej próżności… Nie robiłam sobie nadziei na poważny związek. Jacek wyjeżdżał na studia do Warszawy, ja miałam zostać w Katowicach. Kiedy we wrześniu okazało się, że jestem w ciąży, nie mogłam uwierzyć!
Zostałam sama z problemami
Moja mama była wściekła. Powiedziała, że sama przekreśliłam swoje szanse na zdobycie wykształcenia. Początkowo wmawiałam sobie, że wszystko się ułoży, ale Jacek nie poczuwał się do odpowiedzialności. Uznał dziecko i powiedział, że postara się wysyłać mi tyle pieniędzy, na ile będzie go stać. Szybko okazało się, że nie stać go wcale!
Poszłam na pierwszy semestr studiów, ale po porodzie już nie wróciłam. Marysia zajmowała cały mój czas. Początkowo mieszkałam z rodzicami, ale ciągle się kłóciliśmy, bo rodzice mieli do mnie pretensje, że zniszczyłam sobie życie i niechętnie pomagali przy wnuczce.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie koleżanka z liceum i powiedziała, że jest wakat fakturzystki w firmie produkującej części do maszyn, w której pracował jej tata. Marysia miała wtedy trzy lata, więc poszła do przedszkola, a ja wynajęłam mieszkanie i poszłam do pracy.
– Miałaś tyle problemów… Czemu nigdy nie zadzwoniłaś? – zapytał Marian wyraźnie zatroskany. – Pomógłbym ci!
– Coś ty! Każdy ma swoje życie i problemy. Wiedziałam, że muszę udźwignąć to, co na mnie spadło.
– Jak ten palant mógł cię zostawić? Mógł mieć taką cudowną rodzinę.
Uśmiechnęłam się do ekranu. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Marysia wróciła z imprezy. Spojrzałam na zegarek. Było już po pierwszej w nocy!
– A co ty tak siedzisz przyklejona do komórki? – zaśmiała się córka.
Napisałam Marianowi, że idę już spać. Kiedy obudziłam się następnego dnia, zastałam już nową wiadomość od niego. Życzył mi miłego dnia. Od tej pory pisaliśmy ze sobą niemal bez przerwy. Całymi dniami! Zaczynaliśmy dzień od opowiadania sobie snów, a kończyliśmy na wspólnej kolacji; wszystko przez internet. Miałam wrażenie, że się zakochuję w Marianie, a przecież nawet się nie widzieliśmy!
Nie miałam pojęcia, jak teraz wygląda, bo nawet nie miał zdjęcia profilowego. Moje też było dość malutkie, bo uważałam, że nie mam się czym chwalić.
– Długo chcesz tak to ciągnąć? – zaśmiała się córka, kiedy wpadła na kolejny weekend i znów zastała mnie z telefonem. – Spotkajcie się!
Czas zmienił mnie, ale Mariana też
Szczerze mówiąc, wcale nie miałam na to ochoty. To znaczy miałam, ale obawiałam się, że cały czar pryśnie. Ku mojemu zdumieniu tego samego dnia Marian napisał do mnie to samo.
– Może byśmy się przełamali i spotkali w realu?
Westchnęłam ciężko. Wiedziałam, że ten moment musi kiedyś nastąpić, ale liczyłam na to, że nasz wirtualny flirt potrwa trochę dłużej.
– A co, jak cię rozczaruję? – napisałam, a on odpowiedział, że czuje to samo.
– Minęło wiele lat, oboje mieliśmy problemy. Wierz mi, Mirabelko, że nie oczekuję nastolatki!
Postanowiłam się przełamać. Umówiliśmy się następnego dnia w kawiarni. Wieczorem odprowadziłam Marysię na pociąg i podziękowałam jej, że pomogła mi się skontaktować z dawnym przyjacielem. Wiedziałam dobrze, że to jej zasługa, że udało nam się ze sobą umówić. Następnego dnia w kawiarni siedziałam jak na szpilkach. Rozmowa to jedno, ale teraz trzeba będzie się jeszcze rozpoznać po tylu latach. Przed maturą miałam długie blond włosy i byłam chuda jak szczypiorek.
Teraz miałam bardzo pełne kształty i krótką, ciemną fryzurę. Dzwonek nad drzwiami oznajmił przybycie nowego klienta. Spojrzałam w stronę wejścia: lekko łysiejący mężczyzna z brzuszkiem wszedł i zaczął rozglądać się po ludziach. To był on! To musiał być on. Gdy się odwrócił, nie miałam wątpliwości. Twarz prawie się nie zmieniła. No… może przybyło mu kilka zmarszczek, ale to nie miało znaczenia. Szczerze mówiąc, poczułam ulgę, że on także trochę się zmienił. Uśmiechnął się na mój widok, rozłożył szeroko ręce i podszedł się przytulić.
– Mirabelka! Jak zawsze piękna.
– Och, przestań! Tyle lat. Bałam się, że mnie nie poznasz.
– Wyglądasz świetnie!
Przyjaźń stała się podstawą dla związku
Usiedliśmy, zamówiliśmy po serniku i kawce. Miałam wrażenie, jakby czas się zatrzymał. Ludzie mówią, że prawdziwi przyjaciele mogą nie widzieć się wiele lat, a kiedy się spotkają, mają wrażenie, jakby nic się nie zmieniło. Między nami dzięki tym kilku tygodniom rozmów przez Facebooka pojawiła się iskra, która była nadzieją na coś więcej i stała się punktem zapalnym do ognia, który wkrótce faktycznie zapłonął między nami.
Marysia, gdy poznała Mariana, powiedziała, że to prawdziwa ulga widzieć go na żywo, bo straciła już nadzieję, że uda się mnie oderwać od telefonu. Marian się zaśmiał i powiedział, że może być spokojna, bo jest mężczyzną z krwi i kości, a nie wirtualnym tworem. Do dziś, gdy Marysia do nas przyjeżdża, często z dumą powtarza, że jest matką chrzestną naszego związku, a ja jestem szczęśliwa, że dałam się przekonać do tych nowych technologii. Nie taki diabeł straszny!
Nie ułożyło mi się życie tak, jak sobie planowałam, jedynym moim szczęściem zawsze była córka. I to właśnie ona, to dziecko technologii, wydała mnie za mąż!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”