„Zaszłam w ciążę z bratem bliźniakiem mojego męża. Byłam zmęczona bezskutecznymi staraniami, a tak nikt się nawet nie połapie”

ciąża fot. Adobe Stock
„– Nie potrafię sobie z tym poradzić. Jak szybko nie zajdę w ciążę, to chyba zwariuję! Tylko jak mam to zrobić? – rozpłakałam się. Paweł długo milczał. Jakby się nad czymś bardzo poważnie zastanawiał. – Wiesz co, chyba jest sposób. Stuprocentowej pewności nie ma, ale może warto chociaż spróbować – zawiesił głos”.
/ 23.11.2022 11:15
ciąża fot. Adobe Stock

Odkąd pamiętam, zawsze trzymaliśmy się razem. Ja i oni: bliźniacy, Piotrek i Paweł. Mieszkaliśmy po sąsiedzku, nasze mamy bardzo się przyjaźniły, więc spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Choć byłam jedynaczką, nigdy nie czułam się samotna. Zawsze miałam przy sobie dwóch braci, którzy bawili się ze mną, a gdy zaszła potrzeba, stawali w mojej obronie. Najpierw w piaskownicy, potem w przedszkolu, wreszcie w szkole. Dopiero po maturze nasze drogi trochę się rozeszły, bo oni poszli na politechnikę a ja na uniwersytet.

Nadal jednak bardzo się przyjaźniliśmy

Chodziliśmy razem na imprezy i do kina, wyjeżdżaliśmy na wakacje. Nigdy nie patrzyłam na żadnego z nich jak na kandydata na chłopaka czy męża. Owszem, obaj bardzo mi się podobali, uważałam, że są świetni, i dziewczyny, które wybiorą, będą szczęściarami – sama jednak nie wiązałam z nimi żadnych planów na przyszłość. Byliśmy przecież jak rodzina. Zresztą wydawało mi się, że oni też traktują mnie tylko jak siostrę. Okazało się jednak, że nie…

Zrozumiałam to na imprezie z okazji moich imienin. Zaprosiłam do klubu przyjaciół ze studiów, no i oczywiście Piotrka i Pawła. Gdy na chwilę zeszłam z parkietu, podeszła do mnie koleżanka z roku.

– Słuchaj, który z tych bliźniaków to twój facet? Nie pytam z ciekawości, tylko dla porządku. Nie chcę wchodzić ci w drogę… – patrzyła na mnie wyczekująco.

– No co ty! Żaden! Znamy się od małego, są dla mnie jak bracia! – zaśmiałam się.

Elka pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Taaak? To ty chyba ślepa jesteś. Sama mam starszego brata i uwierz mi, on patrzy na mnie zupełnie inaczej. Ci faceci są w tobie zakochani – skwitowała.

– Eee tam, wydaje ci się – machnęłam ręką mocno zmieszana.

– Wcale nie. Powinnaś któregoś wybrać. A jak już to zrobisz, koniecznie daj znać. Chętnie zajmę się drugim – odparła.

Nie potraktowałam tych słów poważnie. Myślałam, że przyjaciółka wypiła za dużo szampana i wymyśliła sobie tę miłość. Ale od tamtej pory zaczęłam baczniej przyglądać się zachowaniu chłopaków. No i wkrótce przekonałam się, że Ela miała rację. Bracia wyraźnie zabiegali o moje względy. A mnie coraz bardziej się to podobało.

Nie chciałam wybierać

Bałam się, że jeśli wskażę jednego, to skrzywdzę drugiego. Długo broniłam się więc przed miłością. Chciałam, żebyśmy jak dawniej byli tylko przyjaciółmi. Ale się nie udało. W pewnym momencie złapałam się na tym, że jestem zakochana po uszy. W Piotrku. Nie wiem, dlaczego akurat w nim. Bracia byli do siebie tak bardzo podobni! I z wyglądu i z zachowania. Niektórzy nie potrafili ich odróżnić. Ale to przy Piotrku serce biło mi szybciej, a myśli szalejące mi w głowie nie pozwalały zasnąć. Po kilku miesiącach takiej huśtawki nie byłam już w stanie ukrywać swojego uczucia.

Zostaliśmy z Piotrkiem parą. Paweł na początku trochę się boczył, ale w końcu pogodził się z porażką. Kiedy po dwóch latach braliśmy ślub, został naszym świadkiem. Wkrótce potem wyjechał do Brazylii budować drogi i zaczął żyć własnym życiem. Właściwie się nie widywaliśmy, ale często do siebie dzwoniliśmy, pisaliśmy mejle i rozmawialiśmy na Skypie. Wiedzieliśmy, że jeśli dopadną nas jakieś poważne problemy czy trudności, on rzuci wszystko, wsiądzie w samolot i pośpieszy nam na ratunek. Na początku jednak żadna pomoc nie była potrzebna. Moje małżeństwo z Piotrkiem kwitło. Wszystko nam się układało. Oboje mieliśmy świetną pracę, dorobiliśmy się własnego mieszkania. Stać nas było na przyjemności, egzotyczne wakacje. A poza tym świetnie się dogadywaliśmy i rozumieliśmy. Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale to szczera prawda. Do szczęścia brakowało nam tylko jednego: dziecka.

Początkowo nie chciałam zostać mamą, ale gdy skończyłam trzydzieści lat, nagle bardzo tego zapragnęłam. Moje przyjaciółki biegały już z maluchami do przedszkola, nawet do szkoły, a my ciągle byliśmy sami.

Kochanie, może już czas, aby powiększyć rodzinę? – zagadnęłam nieśmiało Piotrka któregoś wieczoru przy kolacji.

Odłożył sztućce i zerwał się od stołu.

– Najwyższy! I najlepiej będzie, jeśli natychmiast się do tego zabierzmy – zawołał uradowany, a potem wziął mnie na ręce i zaniósł prosto do sypialni.

Zaczęliśmy starania o dziecko. Bardzo intensywne. Nigdy nie stroniliśmy od seksu, ale wtedy jakby nas jakiś szał ogarnął. Zdarzały się weekendy, że w ogóle nie wychodziliśmy z łóżka. Byłam więc pełna nadziei. Myślałam, że już za chwileczkę zobaczę na teście ciążowym upragnione dwie kreski. Ale minął rok i nic się nie działo. Byłam coraz bardziej zawiedziona i zaniepokojona.

„Może nie mogę mieć dzieci? Albo Piotrek nie może mieć dzieci?” – przyszło mi kiedyś do głowy.

Ta myśl nie dawała mi spokoju

Wreszcie któregoś dnia nie wytrzymałam.

– Musimy zrobić badania. Chcę wiedzieć, na czym stoimy – powiedziałam do męża.

Przez chwilę się zastanawiał.

– W porządku, lepsza najgorsza prawda niż złudne nadzieje – powiedział powoli.

Był przerażony, ale nie próbował – jak niektórzy faceci – stawiać się, wysyłać mnie pierwszą do lekarza i wmawiać mi, że z nim na pewno wszystko jest w porządku. Chciał, żebyśmy razem przez to przeszli. Odwiedziliśmy ginekologów, andrologów i Bóg wie kogo tam jeszcze. Zrobiliśmy wszystkie możliwe badania i testy. Trochę to trwało, a na koniec okazało się, że… oboje jesteśmy płodni. Co prawda wyniki Piotrka były na granicy normy, ale lekarz nie wiedział w tym niczego niepokojącego. 

To w dzisiejszych czasach normalne. Panowie za dużo pracują, stąd te kłopoty. Mniej stresu, więcej ruchu na świeżym powietrzu, zdrowego jedzenia, i wszystko będzie dobrze – zapewnił, po czym zalecił Piotrkowi specjalną dietę i witaminki.

Mój mąż wziął sobie do serca słowa lekarza. Zmienił sposób odżywiania, zaczął bardziej o siebie dbać. Odstawił samochód i jeździł do pracy rowerem. Robił wszystko, byle tylko stanąć na wysokości zadania. I rzeczywiście.

Kolejne badania wypadły idealnie

Ja też bardzo się starałam. Robiłam testy owulacyjne, mierzyłam temperaturę, rzuciłam palenie. No i biegałam do ginekologa. Niestety nic to nie dawało. Mijały kolejne miesiące, a na teście ciążowym za każdym razem pojawiała się jedna kreska. Byłam coraz bardziej załamana. Nie rozumiałam, co się dzieje. Przecież lekarze powtarzali, że wszystko z nami w porządku. Dlaczego więc nie zachodziłam w ciążę? Piotrek wszelkimi sposobami starał się mnie pocieszać. Mówił, że powinnam być cierpliwa, bo w końcu na pewno nam się uda, ale widziałam, że sam już traci wiarę. To wpędzało mnie w jeszcze większą frustrację. Z wesołej, pełnej życia dziewczyny powoli zamieniałam się w wiecznie z czegoś niezadowoloną, zrzędliwą babę. Nic mi się nie podobało, wszystko przeszkadzało.

Piotr nie potrafił tego znieść. Coraz częściej się kłóciliśmy. Nasze szczęśliwe, zgodne małżeństwo rozpadało się jak domek z kart, a ja nie wiedziałam, jak to zatrzymać. I wtedy na horyzoncie pojawił się Paweł. Przyleciał z Brazylii tuż przed świętami. Z uśmiechem stwierdził, że zatęsknił za rodziną, pierogami z kapustą i grzybami oraz… prawdziwą zimą, śniegiem. Ten śnieg bardzo mnie rozbawił, bo na dworze panowała istna wiosna. Chichotałam więc jak wariatka. Piotr był zachwycony.

– Cieszę się, że znowu się uśmiechasz – szepnął mi do ucha w pewnym momencie.

Twój brat potrafi poprawić mi humor.

Wizyta Pawła rzeczywiście świetnie mi zrobiła. Zapomniałam o problemach. Przez całą zimę miałam dobry nastrój. Kiedy więc po kilku tygodniach Paweł zaczął powoli wspominać o wyjeździe, od razu posmutniałam.

Nie możesz zostać z nami jeszcze trochę? Od dawna tak świetnie się nie czułam – westchnęłam przygnębiona.

– Co się dzieje, Bożenko? Masz jakieś problemy? – zaniepokoił się.

– Nieee, wszystko w porządku… Po prostu żal mi się z tobą rozstawać – odparłam, siląc się na uśmiech, bo nie chciałam, żeby się zorientował, że coś mnie gryzie.

Kilka dni później Piotr wyjechał w delegację.

Zostaliśmy z Pawłem sami

Przez pół dnia lepiliśmy przed blokiem bałwana, bo wreszcie chwycił mróz i spadło troszkę śniegu. Wieczorem usiedliśmy przy butelce wina. Zaczęliśmy rozmawiać. Myślałam, że jak zwykle tylko się pośmiejemy, powspominamy dawne czasy. Ale nie… W pewnym momencie Paweł spoważniał.

Słuchaj, Bożenko, znamy się nie od dziś. Widzę, że coś cię trapi. Nie chcę cię zmuszać do zwierzeń, ale może gdybym wiedział, mógłbym pomóc… – oznajmił mi.

– Ojej, nie marudź, przecież mówiłam ci, że wszystko jest w porządku – próbowałam go zbyć, ale mnie nie słuchał.

– Chodzi o Piotrka? Źle cię traktuje? Bo jeśli tak, to zapomnę, że jesteśmy braćmi, i tak mu przyłożę, że popamięta. Nie pozwolę, żeby cię krzywdził – zagroził.

– Nie, nie… To nie o to chodzi. Twój brat jest cudownym mężem – zaprotestowałam.

– No to o co? – patrzył mi prosto w oczy.

– O dziecko. Bardzo chciałabym być matką, ale nie udaje się! – krzyknęłam.

Nie wiem, dlaczego wyznałam mu prawdę. Może wypiłam za dużo wina, a może po prostu chciałam się wygadać, zrzucić z siebie ten ciężar? W każdym razie powiedziałam o wszystkim. O staraniach, badaniach, frustracji, kłótniach, żalu, smutku…

Nie potrafię sobie z tym poradzić. Jak szybko nie zajdę w ciążę, to chyba zwariuję! Tylko jak mam to zrobić? – rozpłakałam się.

Paweł długo milczał. Jakby się nad czymś bardzo poważnie zastanawiał.

– Wiesz co, chyba jest sposób. Stuprocentowej pewności nie ma, ale może warto chociaż spróbować – zawiesił głos.

– Tak? A jaki? – ucieszyłam się.

– Dość prosty… Tylko nie wiem, jak ci to powiedzieć – zaczerwienił się.

– Najlepiej prosto z mostu. Mów, bo za chwilę umrę z ciekawości – popędzałam go.

– No dobrze. Załóżmy, że to wina Piotrka… No i jeśli on nie daje rady, to może ja go zastąpię? – wypalił. – Jesteśmy bliźniakami… Mamy taką samą grupę krwi, wyglądamy tak samo. Nikt się nie zorientuje. A ja przecież mam dziecko w Brazylii… Nie ułożyłem sobie życia z jego matką, ale chłopak jest w stu procentach mój…

Byłam w szoku

Przez kilka minut gapiłam się na niego szeroko otwartymi oczami, bo nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. W końcu jednak oprzytomniałam.

– Zwariowałeś? O czym ty w ogóle mówisz? Jeśli to żart, to bardzo niesmaczny! – ryknęłam, gdy tylko odzyskałam głos.

Paweł bardzo się zmieszał.

– Przepraszam, zapomnij o tym. Ale byłaś taka zrozpaczona… Chciałem tylko pomóc. Przecież wiesz, że zawsze cię kochałem i zrobię wszystko, żeby cię uszczęśliwić… – jąkał się przestraszony.

– Koniec! Umawiamy się, że nie było rozmowy. A teraz dobranoc. Nie mam ochoty na twoje towarzystwo – przerwałam mu oburzona jak nigdy dotąd.

– Już znikam. I jeszcze raz przepraszam – odparł i poszedł do gościnnego pokoju.

Także położyłam się spać. Ale choć liczyłam barany, sen nie przychodził. W głowie ciągle brzmiały mi słowa Pawła.

„A może on ma rację i to jest jakieś wyjście? – zaczęłam się zastanawiać. – Przecież Piotrek też bardzo chce zostać ojcem. Będzie szczęśliwy, gdy wreszcie zajdę w ciążę…”.

I wtedy skrzypnęły drzwi od sypialni. W progu stał Paweł.

– Słyszę, że nie możesz zasnąć. Mogę ci jakoś pomóc? – zapytał cicho.

– Taaak, chyba taaak – wykrztusiłam.

Spędziliśmy ze sobą ze dwie godziny. Było zwyczajnie. Bez rewelacji, ale też bez tragedii. Po wszystkim Paweł wyniósł się do swojego pokoju. Gdy po południu Piotrek wrócił z delegacji, jego brat zachowywał się tak, jakby do niczego między nami nie doszło. Kilka dni później wyjechał.

– Mam nadzieję, że nam się udało, i będziecie we trójkę szczęśliwi… Nic się nie martw, będę milczał jak grób – szepnął mi do ucha na pożegnanie.

– Trzymam cię za słowo! – odparłam.

Nie będę was trzymać w niepewności

Udało się! Zaszłam w ciążę! Piotrek oszalał ze szczęścia. Opowiada, gdzie urządzimy pokoik dla dziecka, mówi, jak będzie cudownie, gdy maluch przyjdzie na świat, planuje jego przyszłość. Cieszę się razem z nim. Moje marzenie wreszcie się spełni. Spokoju nie daje mi tylko jedna myśl: jak na wiadomość o ciąży zareaguje Paweł.

Piotrek próbował się do niego dodzwonić, pochwalić się nowiną, ale mu się nie udało. Wcześniej czy później jednak porozmawiają. Paweł obiecał, że o tamtej nocy nikt się nie dowie. Ale co, jeśli nie dotrzyma słowa? Do końca życia będzie wisiało nade mną widmo prawdy, która może nie tylko zrujnować moje małżeństwo, ale też życie naszego dziecka...

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA