„Zaszłam w ciążę z beztroskim bawidamkiem. W porodzie zamiast tatusia uczestniczył mój przyjaciel z dzieciństwa”

rodzice z dzieckiem fot. Adobe Stock, Flamingo Images
„– Chce pan uczestniczyć w porodzie? – spytała go położna, a on nie czekając na moje sprostowanie, że nie jest ojcem dziecka, powiedział, że chce. Wydawało mi się, że nie potrzebuję widowni przy tym spektaklu. Ale jego wsparcie okazało się nieocenione. Kiedy Natalka pojawiła się na świecie, położna podała dziecko najpierw mnie a później >>tacie<<”.
/ 22.08.2022 14:30
rodzice z dzieckiem fot. Adobe Stock, Flamingo Images

Z Jackiem chodziłam jeszcze do szkoły podstawowej. Byliśmy kumplami odkąd nauczycielka posadziła nas „za karę” w jednej ławce. Nam to jednak wcale nie przeszkadzało, bo bawiliśmy się z chęcią nawet na przerwach. Do dziś pamiętam, z jaką obojętnością Jacek przyjmował kpiny chłopaków, którym nie mieściło się w głowie, że można bawić się z dziewczyną. To było właśnie coś, co go odróżniało od tej bandy smarkaczy. Nie dotykały go żadne żarty ani przytyki. Robił to, co chciał.

Do końca podstawówki nic się między nami nie zmieniło. Byliśmy przyjaciółmi. Potrafiliśmy przegadać całe popołudnia na osiedlowym trzepaku. Aż trudno nam było uwierzyć, że szkoła się skończy i nie będziemy się już widywać na lekcjach. Ja wybrałam szkołę fryzjerską, Jacek poszedł do technikum gazowniczego.

Obiecaliśmy sobie, że będziemy utrzymywać kontakt, ale wiadomo, jak kończą się takie szczenięce deklaracje. Nie minęło kilka miesięcy, a już każde z nas wciągnął inny świat, nowi ludzie, nowe miejsca. Szybko zupełnie straciliśmy ze sobą kontakt. To był też okres pierwszych zauroczeń, dla mnie pełen zawirowań. Zaczęłam spotykać się z Piotrkiem, trzy lata starszym sportowcem, który podobał się chyba wszystkim dziewczynom w mojej klasie. Prawdę mówiąc, mnie najmniej i chyba właśnie dlatego zwróciłam jego uwagę. Za punkt honoru przyjął, że poderwie właśnie mnie. I cóż… udało mu się.

Nie potrafiłam się oprzeć jego komplementom, słodkim słówkom i byłam dumna, widząc zazdrosne spojrzenia koleżanek. Nie do końca się rozumieliśmy i mieliśmy inne poczucie humoru, ale moje nastoletnie serce biło szybciej nawet mimo tego dość ewidentnego niedopasowania.

Tatuś nie poczuwał się do odpowiedzialności

Kiedy Piotrek zaczął namawiać mnie na to, bym dała mu „dowód miłości”, nie potrafiłam odmówić. Po kilku namiętnych randkach Piotrek oświadczył, że spotyka się z inną. Byłam zupełnie załamana. 

– Co się z tobą dzieje, Oleńko? – dopytywała mama, widząc, że przepłakuję całe noce, ale ja nie chciałam się przyznać do tego, co się stało.

Wkrótce jednak okazało się, że w zasadzie nie będę miała wyjścia. Okres mi się spóźniał, więc przyszło mi do głowy najgorsze. Pobiegłam do apteki i za pieniądze z kieszonkowego kupiłam test ciążowy. Niestety, moje przypuszczenia okazały się słuszne. Jedyne o czym myślałam to, co powiedzą rodzice!

Nie miałam zielonego pojęcia o tym, z czym wiąże się macierzyństwo i co właściwie mnie czeka. Mimo to nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogłabym przerwać ciążę albo oddać dziecko do adopcji. Wiedziałam, że postaram się z całych sił być dobrą mamą, jeśli tylko rodzice pozwolą mi zostać w domu.

To była najtrudniejsza rozmowa mojego życia. Trudno mi było się przyznać, więc zwlekałam tak długo, jak mogłam. Rodzice jednak już wcześniej zaczęli domyślać się prawdy. Poranne nudności, drzemki popołudniowe i nagła niechęć do kawy – te wszystkie objawy szybko złożyły im się w całość.

– Co się dzieje, Ola? – zapytała mnie w końcu mama, a ja wybuchłam płaczem.

Jestem w ciąży! – wyrzuciłam z siebie, a ona pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Z kim? Z tym całym pięknym Piotrkiem?

– Tak… ale on nic nie wie. Rzucił mnie już miesiąc temu. Nie chcę mu mówić.

Oczywiście dowiedziałam się, że jestem nieodpowiedzialna i sama na własną prośbę utrudniłam sobie życie… że tyle przede mną młodości, a ja się wpakowałam w pieluchy… że nie mam pojęcia, co mnie czeka. Owszem, nie miałam! Byłam jednak szczęśliwa, że mimo wszystko mama nie zostawiła mnie samej z tym problemem. Kazała mi powiedzieć o ciąży Piotrkowi, bo w końcu dziecko było także jego, ale tak jak przypuszczałam, nie poczuwał się do odpowiedzialności.

Wróciłam do domu załamana.

– I co? – zapytała mama.

– Nic… nie chce być tatą.

– To nie. Ale będzie bulił! – powiedziała i poklepała mnie przyjacielsko po ręce.

Mama była zawsze rzutką i zdecydowaną osobą, więc cieszyłam się, że mam ją po swojej stronie. Jeszcze tego samego dnia wybrała się do rodziców Piotrka, żeby uświadomić im, co się dzieje.

Tata wolał trzymać się na dystans. Wiedziałam, że jest zawiedziony i zły, ale nie okazywał mi tego. Można by wręcz uznać, że oboje zareagowali doskonale, jednak sama ich reakcja nie zmieniła faktu, że to ja miałam zostać mamą, a nie wiedziałam nic o dorosłym życiu. Tygodnie mijały, a ja starałam się jak najwięcej czytać  o macierzyństwie i przy okazji przygotowywać się do matury.

Bardzo mi zależało, żeby zdać egzaminy zawodowe i dojrzałości. Na szczęście nauczyciele mi tego nie utrudniali. I tak musiałam zmagać się ze złośliwymi spojrzeniami i komentarzami niektórych znajomych, a zwłaszcza „życzliwych” koleżanek.

– Olka, wyglądasz jak autobus! – kpiły.

Starałam się nie przejmować takimi uwagami. Było mi już i tak wystarczająco ciężko.

Opowiedziałam mu o wszystkim

Pewnego dnia, wracając z egzaminu, natknęłam się w mieście na Jacka.

– Ola? Cześć! – powiedział i oczywiście jego wzrok natychmiast powędrował w stronę mojego wielkiego brzucha.

– O… będziesz mamą. Gratulacje…

– Owszem, samotną. Więc nie wiem, czy jest czego gratulować – powiedziałam gorzko, bo wiedziałam, że przed kim, jak przed kim, ale przed Jackiem nie muszę niczego udawać.

Jacek westchnął ciężko i mnie przytulił.

– Kto jest taki głupi, żeby cię zostawić z dzieckiem? Chodź na lody, pogadamy.

– Nie, Jacek. Dzięki, ale…

– Nie ma „nie, Jacek”. Przecież cię znam, Ola, musisz się wygadać!

Wziął mnie pod rękę, zaprowadził do kawiarni, w której jadaliśmy lody w czasach, które teraz wydawały się odległe o milion lat. A jednocześnie rozmowa z Jackiem kręciła się tak, jakbyśmy widzieli się wczoraj. Opowiedziałam mu o wszystkim, a on słuchał i nie oceniał. Tego właśnie było mi potrzeba. Miał rację, że rozmowa z nim była dla mnie koniecznością. Jego słowa pocieszenia i zapewnienia, że dam sobie radę, nie brzmiały fałszywie i sztucznie jak pocieszenia innych. On naprawdę we mnie wierzył. Jak zawsze!

Wróciłam do domu w dużo lepszym humorze. Zrobiło mi się jakoś lżej na duszy i sama zaczęłam wierzyć w to, że może jednak wszystko się ułoży. Jacek wpadał do mnie co kilka dni i znów było jak dawniej. Gadaliśmy o mojej maturze, o jego praktykach w zakładzie gazowniczym, o kumplach, autach i o dzieciach. Rodzice patrzyli z pobłażaniem na te nasze wspólne wieczory. Nic już mi w końcu nie groziło – przecież byłam już w ciąży!

– Jacek, zająłbyś się tą sierotką przez weekend? – zapytała któregoś dnia mama. – Musimy wyjechać na dwa dni, a boję się, żeby nic się w tym czasie nie wydarzyło.

Oczywiście przez „nic” miała na myśli poród. Zostały mi jeszcze dwa tygodnie, lecz mama siedziała już jak na szpilkach.

– Wszystko będzie dobrze, pani Kingo. Proszę się nie martwić. Będę czuwał – zapewnił ją Jacek, ale ja byłam przekonana, że to wszystko mówią na wyrost, bo mam mnóstwo czasu.

Los dał nam drugą szansę

Tyle że następnego dnia wieczorem zaczęły się skurcze. Początkowo je ignorowałam, jednak wkrótce to stało się niemożliwe. Zadzwoniłam do Jacka w panice.

– Już jadę. Zaraz będę. Czekaj! – powiedział.

Był opanowanym tonem, choć wiedziałam, że musi się bać niemal tak samo jak ja.

Przyjechał po mnie autem i zawiózł do szpitala, gdzie wwiózł mnie na wózku.

– Chce pan uczestniczyć w porodzie? – zapytała go położna, a on spojrzał na mnie i nie czekając nawet na moje sprostowanie, że nie jest ojcem dziecka, powiedział, że chce.

Aż trudno było mi w to uwierzyć.

Początkowo byłam nawet trochę zła, bo wydawało mi się, że nie potrzebuję widowni przy tym spektaklu. Ale prawda jest taka, że jego wsparcie okazało się nieocenione. Kiedy Natalka pojawiła się na świecie, położna podała dziecko najpierw mnie a później „tacie”.

– Jaka ona śliczna… To jest miłość od pierwszego wejrzenia – powiedział wzruszony, a mnie także popłynęły łzy.

Jacek przychodził do szpitala codziennie, potem pomagał mi przy przewijaniu, kąpieli i zakupach. Nosił Natalkę na rękach i wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany.

– Olu… – powiedział któregoś dnia, kiedy Natalka już spała. – A może dałabyś nam szansę? Wiem, że mnie nigdy nie kochałaś, ale może chociaż dla dziecka spróbowałabyś…

Nie miałam pojęcia, jak długo zbierał się w sobie, aby o to zapytać.

– Nie, Jacek. To nieprawda. Kochałam cię i dalej kocham – wyznałam tak onieśmielona, jakbym wciąż była w podstawówce.

Nie odpowiedział, tylko mnie pocałował.

Dwa lata później adoptował Natalkę i udało nam się kupić dla naszej małej rodzinki dwupokojowe mieszkanie… Jakie to szczęście, że los dał mnie i Jackowi drugą szansę.

Czytaj także:
„Nasze dzieci dorosły, a my mieliśmy coraz mniej wspólnych tematów. Wtedy żona złożyła mi propozycję, która mnie zszokowała”
„4 lata staraliśmy się o dziecko, lecz los nie był dla nas łaskawy. Test ciążowy był dla mnie najcięższym egzaminem”
„Syn dyrektora zamiast mojej córki wybrał jakąś flądrę. Ciekawe co powie, jak usłyszy, że baba szuka przygód w internecie”

Takie i inne piękne, przerażające oraz trzymające w napięciu historie znajdziesz w książkach! Te z kolei kupisz taniej, wykorzystując kod rabatowy Gandlaf!

Redakcja poleca

REKLAMA