„Zaszłam w ciążę w wieku 16 lat. Gdyby nie moja mama, Cecylki prawdopodobnie nie byłoby na świecie...”

matka, która wspiera ciężarną, nastoletnią córkę fot. Adobe Stock, motortion
Liczyłam na propozycję zamieszkania razem, oświadczyny… Przeliczyłam się. Igor przez tydzień nie odbierał telefonów, choć dzwoniłam niemal co godzinę. Jak pierwsza lepsza wystawałam pod jego domem. Wtedy przeczuwałam już, że zostanę samotną matką.
/ 19.07.2021 10:01
matka, która wspiera ciężarną, nastoletnią córkę fot. Adobe Stock, motortion

Miałam wtedy szesnaście lat, on był o rok starszy. Nawet dokładnie nie pamiętam, jak na siebie wpadliśmy, kto pierwszy zaczął rozmowę. Faktem jest, że szybko staliśmy się praktycznie nierozłączni. Spotykaliśmy się codziennie. Rozumieliśmy bez słów. Może dlatego, że oboje wychowywaliśmy się bez ojców. Mój zmarł, gdy miałam pięć lat. Ojciec Igora porzucił rodzinę i uciekł na drugi koniec Polski.

Twierdził, że uciekł od żony, nie od syna, i namawiał Igora, by ten do niego dołączył. Igor nawet nosił się z takim zamiarem, bo jego matka bywała trudna, ale zrezygnował, kiedy poznał mnie.

Igor był wysoki, dobrze zbudowany, elokwentny. Trenował karate, co szalenie mi imponowało

Czułam się przy nim bezpiecznie. Co więcej, dobrze się uczył, każde jego świadectwo miało czerwony pasek. To dobrze wróżyło na przyszłość, bo przecież wykształcony facet, przynajmniej teoretycznie, bez większych problemów powinien znaleźć świetną posadę. Często wyobrażałam nas sobie za dziesięć, piętnaście lat.

W tych mrzonkach Igor był prezesem firmy o międzynarodowym zasięgu. Zarabiał tyle, że stać nas było na rezydencję z ogrodem, luksusowy samochód, działkę na Mazurach oraz mały jacht. Ja siedziałam w domu i wychowywałam trójkę ślicznych, mądrych dzieciaków, gotowałam pyszne obiady, a w weekendy chodziłam do kosmetyczki i spa z przyjaciółkami.

Utopijny scenariusz, który nie miał nic wspólnego z realnym życiem. No, może poza jednym szczegółem

Wspólnym dzieckiem. Jedno z praw Murphy’ego mówi, że jeżeli coś może pójść nie tak, z pewnością pójdzie. Brutalnie prawdziwe.

O tym, że mój najcudowniejszy, najukochańszy, najwspanialszy pod słońcem chłopak to tchórz i dupek, przekonałam się, kiedy pokazałam mu test ciążowy z dwiema kreskami. Naiwnie myślałam, że ta wiadomość go ucieszy. Łudziłam się, że zacznie, nie wiem, skakać pod niebo i głośno krzyczeć z radości, a na drugi dzień popędzi do jubilera po pierścionek zaręczynowy. Nic takiego się nie wydarzyło. Igor zrobił oczy jak spodki, a potem parsknął głupkowatym śmiechem.

– Ale dzisiaj nie prima aprilis – stwierdził, gdy skończył chichotać.

Obrzuciłam go urażonym spojrzeniem. Korciło mnie, by mu przyłożyć, ale się powstrzymałam

Miał prawo tak zareagować. Dla niespełna osiemnastolatka wiadomość, że zostanie tatusiem, może być na początku trudna do przełknięcia. Ja sama cały poprzedni wieczór przepłakałam w poduszkę. No bo co ze szkołą? Jak zareaguje mama, kiedy się dowie? Pocieszałam się myślą, że mamy siebie.

Żywiłam graniczącą z pewnością nadzieję, że Igor zachowa się jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Liczyłam na propozycję zamieszkania razem, deklarację dozgonnej miłości, oświadczyny… Przeliczyłam się. Przez tydzień nie odbierał telefonów, choć dzwoniłam niemal co godzinę. Jak pierwsza lepsza wystawałam pod jego domem. Bezskutecznie. Nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem zza zasłony. Czułam się oszukana, poniżona i kompletnie bezradna. Jakby cały świat zwalił mi się na głowę i nie było nikogo, kto osłoniłby moją wątłą osobę przed lecącymi z góry głazami.

Igor wyjechał do ojca. Zmienił numer komórki, usunął konta na portalach społecznościowych. Krótko mówiąc, uciekł, zniknął z mojego życia. A ja biłam się z myślami. Przede wszystkim musiałam powiedzieć mamie. Nie mogłam przecież ukrywać przed nią ciąży w nieskończoność. Brzuch urośnie i sprawa sama się wyda. Mama będzie miała pretensje, że nie przyznałam się wcześniej.

Niestety, przez głowę przemknęła mi także myśl o aborcji

Kiedyś na sam dźwięk tego słowa robiło mi się smutno, no bo jak można zabijać, jeszcze w łonie matki, całkiem bezbronną istotę? Takie rozporządzanie cudzym życiem – nawet jeśli się je stworzyło – wydawało mi się czymś okrutnym, potwornie niesprawiedliwym, zbrodniczym niemalże. Teraz sama, jak kobiety, którymi do niedawna pogardzałam, rozważałam wizytę w klinice aborcyjnej.

Jeszcze niedawno nie rozumiałam ich dylematów, teraz ja też stanęłam przed trudnym wyborem, który – jakikolwiek by był – wpłynie na całą moją przyszłość, i nie tylko moją. W duchu obiecałam sobie, że już nigdy nie będę nikogo oceniać pochopnie, nie znając wszystkich pobudek i przesłanek, bo różnie się ludzkie losy układają. Chyba tylko Bóg nie popełnia błędów, choć i tego nie byłam pewna.

O dziwo, decyzję podjęłam szybko. Postanowiłam, że urodzę to dziecko

Choćbym miała potem wylądować w przytułku dla samotnych matek albo pod mostem. Rozmowa z mamą nie należała do najłatwiejszych. Kiedy usłyszała, że jestem w ciąży, w pierwszej chwili zaniemówiła, a potem się rozpłakała.

– Jak ty to sobie teraz wyobrażasz? – spytała, kiedy nieco się uspokoiła. – Marzenko, co ze szkołą? Musisz się przecież uczyć. Nie pracujesz, a z mojej wypłaty ciężko nam się będzie utrzymać. Dziecko kosztuje.
– Pójdę do pracy… – wydukałam.
– Tak? A kto będzie się wtedy zajmował niemowlakiem? Nie, moja droga. Tak się bawić nie będziemy.

Wyszła do kuchni. Słyszałam, jak tłucze naczyniami, otwiera szafki i szuflady. Wróciła z dwoma kubkami gorącej herbaty. Postawiła je na stoliku, usiadła w fotelu i popatrzyła na mnie smutno.

– Co się stało, to się nie odstanie. Nie zamierzam od ciebie wymagać, żebyś usunęła ciążę albo oddała dziecko, bo sama bym czegoś takiego nigdy nie zrobiła. Chyba że tak właśnie zdecydujesz. Mogę się z taką decyzją nie zgadzać, ale ją uszanuję. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że bez względu na wszystko możesz na mnie liczyć. Pomogę ci wychować to dziecko.

Rzuciłam się mamie w ramiona i długo szlochałyśmy przytulone do siebie.

– Mam znajomego prawnika, który specjalizuje się w sprawach rodzinnych. Zadzwonię do niego i zapytam, co możemy zrobić i jak to wygląda od strony prawnej. W końcu sama sobie tego dziecka nie zrobiłaś – powiedziała mama, całując mnie w czoło. – A teraz idź już spać. Musisz się porządnie wysypiać.

Odmawiając pacierz, prosiłam Boga, by ta historia dobrze się skończyła

Dziękowałam też za taką matkę. Inna może by mnie napiętnowała, rzuciła na stół pieniądze, siłą zawiozła do lekarza specjalizującego się w nielegalnych skrobankach albo dała mi w twarz i wyrzuciła z domu na zasadzie „skoro jesteś dorosła, by się puszczać, to radź sobie sama”. Czekały mnie trudne chwile – liczone w miesiącach i latach – ale wierzyłam, że z pomocą mamy dam sobie radę.

Mieszkałyśmy w niewielkiej miejscowości i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że już na zawsze przylgnie do mnie łatka „tej, co ma nieślubne dziecko”, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Wbrew wszystkiemu patrzyłam w przyszłość z optymizmem.

Cecylia przyszła na świat przez cesarskie cięcie. Była silną, zdrową dziewczynką. Kiedy tuż po zabiegu usłyszałam jej płacz, serce stopniało mi jak masło na patelni. Potem zaczęły się schody. Według prawa, jako nieletnia, nie mogłam sprawować opieki nad córką. Na szczęście ów znajomy prawnik pomógł nam uporać się z tymi problemem. Najpierw mama musiała zgłosić w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, że jej nieletnia córka urodziła dziecko. Następnie sądownie została ustanowiona rodziną zastępczą.

Trzeba było również przerobić nieco nasz dom, aby maleństwo miało własny pokój. W niewielkim remoncie wspomógł nas wujek Robert, brat mamy. Udało nam się także odnaleźć Igora. Założyłyśmy mu sprawę o alimenty. Nie stawił się na rozprawie i w sumie dobrze. Nie miałam ochoty go oglądać. Myślę, że doskonale wiedział, kiedy urodziłam, ale nawet się tym faktem nie zainteresował. Żeby chociaż zadzwonił, zapytał, jak cię czuję, co z dzieckiem, jakiej jest płci, jak ma na imię… Nic. Zero. Jego strata.

Zdołałyśmy wywalczyć niewielką sumę, ale jako że wciąż się uczył i nie pracował, pieniądze musieli płacić jego rodzice. Czas tuż po narodzinach Cecylii był bardzo trudny i dla mnie, i dla mamy. Musiałam jakoś pogodzić naukę i opiekę nad dzieckiem. Wielu nocy nie przespałam, funkcjonowałam na skraju wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Sytuacji nie ułatwiały częste kontrole pań z opieki społecznej. Gdyby nie mama, nie wiem, jak to by się skończyło.

Ale najważniejsze, że nigdy, nawet przez ułamek sekundy, nie żałowałam decyzji o urodzeniu mojej córki

Dzisiaj Celcia ma osiem lat i jest naszym oczkiem w głowie, moim i mamy. A Igor? Przez te wszystkie lata nie próbował nawiązać z nami kontaktu. Ja także o to nie zabiegałam. Nie życzę mu źle. Niech sobie żyje własnym życiem, a od mojego trzyma się jak najdalej. Tak jak do tej pory.

Czytaj także:
Kamila najpierw była dziewczyną mojego syna, potem uwiodła mojego męża
Mąż ma pretensje, że ciągle niańczę swojego brata
Po utracie pracy przeniosłam się z dnia na dzień do Warszawy

Redakcja poleca

REKLAMA