„Zaszłam w ciążę przed maturą, a moi rodzice wyrzucili mnie z domu. Przypomnieli sobie o mnie, bo chcieli kasy”

kobieta zaszła w ciążę w młodym wieku fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Postanowiłam powiedzieć o wszystkim rodzicom. Oczywiście nie byli doskonali, ale liczyłam, że w takiej sytuacji pomogą swojemu dziecku. Jakże się myliłam. Patrząc na ich wykrzywione złością twarze wiedziałam, że sytuacja nie jest dobra. I nagle usłyszałam to, czego chyba się spodziewałam.”
/ 26.05.2023 21:15
kobieta zaszła w ciążę w młodym wieku fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Marka poznałam na początku liceum. Od razu między nami zaiskrzyło i pomimo młodego wieku wiedziałam, że jest to coś więcej niż młodzieńcza miłość. Od samego początku byliśmy nierozłączni – zarówno w szkole, jak i poza nią.

Dużo też rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości. Zarówno u mnie, jak i u Marka nie było szczęśliwego domu – rodzice popijali i nie za bardzo interesowali się dziećmi. Marzyliśmy o studiach w innym mieście, które byłyby trampoliną do lepszej przyszłości.

Jednak życie zweryfikowało te plany

Kilkanaście tygodni przed maturą snuliśmy plany o świetlanej przyszłości. Marek marzył o politechnice, a ja chciałam rozpocząć studia pedagogiczne. Wszystko zmieniła jedna noc, podczas której zapomnieliśmy o zabezpieczeniu. Dosyć szybko okazało się, że ta niefrasobliwość ma bardzo wymierne skutki. Pewnego ranka poczułam mocne mdłości, które powtarzały się przez kilka kolejnych dni.

"Kiedy powinnam mieć okres? " – przemknęło mi przez myśl. Szybko sprawdziłam i okazało się, że spóźnia się już kilkanaście dni. "O nie, tylko nie to" – pomyślałam z przerażeniem.

– Chyba mamy problem – powiedziałam Markowi jeszcze tego samego dnia.

Z każdym kolejnym zdaniem wypowiadanym przeze mnie widziałam na jego twarzy przerażenie.

– Może to tylko fałszywy alarm – powiedział z nadzieją. –Trzeba kupić test –i już kierował się w stronę apteki.

To, co się stało, nie było zaskoczeniem

Na teście pojawiły się dwie kreski, a ja poczułam, że mój świat się wali. Wszystkie marzenia i plany oddaliły się o lata świetlne. Ginekolog potwierdził nieuniknione, a ja zrozumiałam, że nic już nie będzie takie samo. Jedno trzeba przyznać – Marek zachował się przyzwoicie.

– Poradzimy sobie – powtarzał – przecież nie jesteśmy pierwszą parą, która jest w takiej sytuacji.

– A nasze plany? Marzenia? – pytałam z płaczem.

– Wszystko się jakoś ułoży – powtarzał, obejmując mnie i przytulając do siebie.

Ale ja nie byłam tego taka pewna. I szybko przekonałam się, że miałam rację.

To był początek ciąży, więc bez trudu udało mi się ją ukrywać. I chociaż przez myśl przechodziły mi radykalne kroki, to jednak wiedziałam, że nie będę w stanie poddać się zabiegowi. I nie chodziło tylko o pieniądze – których oczywiście z Markiem nie mieliśmy – ale raczej o moje poglądy i przekonania.

Po prostu nie mogłabym tego zrobić

Postanowiłam powiedzieć o wszystkim rodzicom. Oczywiście nie byli doskonali, ale liczyłam, że w takiej sytuacji pomogą swojemu dziecku. Jakże się myliłam.

– Co ty mówisz? – krzyczał ojciec, gdy powiedziałam mu, że jestem w ciąży. Na jego twarzy pojawiły się czerwone plamy, a zamglone przez alkohol oczy ciskały błyskawice.

– Jak mogłaś to zrobić? – wtórowała mu mama.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Oczywiście mogłam powiedzieć, że kocham Marka i że planuje z nim wspólną przyszłość. Ale co by to zmieniło? Nic. Patrząc na ich wykrzywione złością twarze wiedziałam, że sytuacja nie jest dobra. I nagle usłyszałam to, czego chyba się spodziewałam.

– Na nas nie licz. Skoro nie myślałaś, idąc z nim do łóżka, to teraz radź sobie sama. Nie stać nas na wykarmienie kolejnego dzieciaka – usłyszałam.

– Ale co mam zrobić? Nie mam gdzie iść – głoś mi drżał.

– To nie nasza sprawa. Jesteś pełnoletnia. Zabieraj swoje rzeczy i się wynoś – powiedział ojciec.

Mama milczała, ale patrzyła na mnie równie zimno.

Jak oni mogą mi to zrobić?

Poszłam do swojego pokoju i z płaczem zadzwoniłam do Marka.

– Coś wymyślę – uspokajał mnie. Ale ja wiedziałam, że jest przerażony tak samo jak ja.

Markowi udało się dogadać z babcią, która nas przygarnęła. I chociaż nie była to wymarzona sytuacja, to nie mieliśmy innej alternatywy.

Oboje postanowiliśmy, że mimo przeciwności losu zrobimy wszystko, aby zdać maturę. Bez tego nie mielibyśmy żadnych szans, aby jakoś ułożyć swoje życie. Marek znalazł pracę popołudniami, a ja podjęłam się korepetycji. Nie było łatwo.

Byliśmy zmęczeni i zrezygnowani, a to coraz częściej przekładało się na kłótnie. Nie bez znaczenia było też to, że cały czas ukrywałam ciążę, co także wyczerpywało mnie emocjonalnie. Ze swoimi rodzicami nie kontaktowałam się, natomiast rodzice Marka w ogóle się nim nie interesowali. Chyba było im na rękę, że wyprowadził się z domu.

Jedynie babcia Marka wspierała nas, jak mogła, ale jej emerytura na niewiele starczała. Sama nie wiem, jak przetrwaliśmy ten trudny czas. A jednak się udało. Oboje z Markiem zdaliśmy maturę, a kilkanaście tygodni po niej urodziłam śliczną córeczkę.

– Teraz już wszystko będzie dobrze – mówił Marek, pochylając się nad Marysią.

Wierzyłam, że tak właśnie będzie

Wspólnie z Markiem ustaliliśmy, że on rozpocznie studia i poszuka pracy popołudniami. Ja miałam zostać z dzieckiem i w miarę możliwości także poszukać jakiegoś zajęcia. W pilnowaniu małej pomagała nam babcia Marka – tym bardziej że córeczka była bardzo spokojna i grzeczna.

I chociaż czasami żałowałam, że nie poszłam na studia, to wiedziałam, że po prostu nie było innego wyjścia.

Nasze życie toczyło się dosyć spokojnie. Marek studiował i pracował, a ja przez kilkanaście godzin w tygodniu pracowałam jako pomoc w przedszkolu. I chociaż nam się nie przelewało, to jakoś sobie radziliśmy. Marzyliśmy, aby w przyszłości znaleźć swój własny kąt, gdzie będziemy mogli zamieszkać.

I wszystko zmierzało do spełnienia tego marzenia. Marek awansował (co wiązało się z większymi zarobkami), a ja dostałam propozycję, aby skończyć studia i zostać kwalifikowaną opiekunką w przedszkolu. Cały czas mieszkaliśmy z babcią Marka, a wszystkie nasze oszczędności odkładaliśmy na nasze mieszkanie.

Marysia rosła jak na drożdżach, a my – pomimo przeciwności – stworzyliśmy rodzinę. Rozmawialiśmy też o ślubie i postanowiliśmy, że zalegalizujemy swój związek. Wszystko szło dobrze, aż do pewnego letniego poranka.

Nie miałam kontaktu z rodzicami

Oczywiście słyszałam, że nadal piją. Doszły mnie nawet słuchy, że coraz bardziej staczają się na dno. Przez cały ten czas ani razu się do mnie nie odezwali, ani razu nie zabiegali też o spotkanie z wnuczką. Czy było mi przykro? Oczywiście, przecież to moi rodzice.

Ale co mogłam zrobić? Taka była ich decyzja. I już myślałam, że zupełnie zniknęli z mojego życia, gdy pewnego letniego poranka usłyszałam dzwonek do drzwi.

– Polecony do pani – powiedział listonosz, wyciągając z torby dużą kopertę.

– Do mnie? – zapytałam zdziwiona.

Nie miałam pojęcia, co też mogłoby to być. Szybko przekonałam się, że nic dobrego. W kopercie było zawiadomienie o rozpoczęciu sprawy sądowej o alimenty dla moich rodziców. Zrobiło mi się słabo.

Moi rodzice, którzy wyrzucili mnie z domu i nie pomogli w najgorszych chwilach, teraz domagają się ode mnie alimentów. W uzasadnieniu była mowa o ich ciężkiej sytuacji i konieczności poszukania wsparcia u jedynego dziecka. Nie wierzyłam w to, co czytam. Szybko wybrałam numer, na który nie dzwoniłam od wielu lat.

– Co to ma znaczyć? – wykrzyczałam.

– Twoim obowiązkiem jest nam pomóc – usłyszałam. –Tobie dobrze się powodzi, a my nie mamy za co żyć.

– Nie trzeba było tyle pić! – wykrzyczałam i się rozłączyłam.

Nie mogłam na nich patrzeć

W swoich wystąpieniach kłamali, że po wyprowadzce zupełnie się od nich odwróciłam i zostawiłam całkiem samych. Z każdym kolejnym zdaniem czułam coraz większą złość. "Jak oni mogą tak mówić?" – nie mogłam uwierzyć. "Przecież to absurd".

Pierwsza rozprawa zakończyła się odroczeniem. Na drugiej zeznawali świadkowie – Marek, babcia Marka i moi znajomi ze szkoły, którzy doskonale wiedzieli, jak wyglądała sytuacja. Ale to wszystko było słowo przeciwko słowu. Rodzice zeznali, że zabraniałam im kontaktu z wnuczką i zupełnie się od nich odcięłam.

– Przecież to nieprawda – powiedziałam przed sądem.

Sąd na podstawie dowodów i zeznań świadków stwierdził, że wprawdzie obowiązkiem dzieci jest pomaganie rodzicom – zwłaszcza w sytuacji, gdy oni nie posiadają środków do życia – ale tylko wtedy, gdy nie ma innego wyjścia. W tym przypadku nie zachodziła taka przesłanka.

Wniosek został uchylony. Czy jestem szczęśliwa? Nie, jest mi przykro, że wszystko się tak skończyło. I chociaż sprawę wygrałam, to razem z Markiem postanowiliśmy, że postaramy się im pomóc.

Warunkiem jest odstawienie przez nich alkoholu i podjęcie próby wyjścia na prostą. Dlaczego podjęłam taką decyzję? Moi rodzice bardzo mnie skrzywdzili, ale mimo wszystko są moją rodziną. I chociaż nie wierzę, że naprawimy swoje stosunki, to jednak nie potrafię się od nich tak całkowicie odwrócić.

Czytaj także:
„Całe moje życie kręciło się wokół butelki. Przez nałóg straciłam zdrowie i 2 mężów. Zrobię wszystko, by nie stracić syna”
„Koleżanka za wszelką cenę chciała upokorzyć mnie przed tym przystojniakiem. Na szczęście jej plan się nie powiódł”
„Ożeniłem się z nią tylko dlatego, że zaszła w ciążę. Gdy okazało się, że mnie okłamała, zrozumiałem, jaki popełniłem błąd”

Redakcja poleca

REKLAMA