Dojeżdżaliśmy do jakiejś wsi. Słońce zachodziło, pachniała koniczyna, było spokojnie i pięknie. W sam raz na postój. Miałam obtłuczoną pupę, łydki jak z kamienia i zero sił na dalszą jazdę.
– Nie jadę dalej! Żebym miała w rowie spać, nie wsiadam na rower! – zakomunikowałam, zeskakując z maszyny.
– Nie marudź! – reszta wycieczki patrzyła na mnie jak na raroga. – Mamy opłacony nocleg i kolację parę kilometrów dalej.
– To sobie jedźcie! Odpocznę i rano do was dołączę… Dam sobie radę!
Byłam wściekła
Chodziło o to, że Karola od początku szukała na mnie haka i wykorzystywała każdą okazję, żeby pokazać, jaka jestem beznadziejna. I często się jej to udawało… Namolna baba! Jak kleszcz doczepiła się do naszej paczki planującej wspólne wakacje.
– Tylko rowery – zdecydowali znajomi, choć ja nie byłam tym zachwycona.
Jeżdżę na rowerze weekendowo, mam pięć kilo nadwagi, wolałabym jakieś plażowanie niż męczarnie na wąskim siodełku. No ale czego się nie robi dla kumpli?
Karola jakoś się dowiedziała o naszych planach i zaczęła ochać i achać: „Och, jak to wspaniale, jak ja bym chciała tak się powłóczyć i pozwiedzać! Ach, jaki to genialny pomysł! Och, mogę się z wami zabrać? Ach, byłoby cudownie! Och, nie będę przeszkadzała, jestem cicha jak polna myszka!”.
Nabrali się, chociaż ostrzegałam, że to zołza
Tak kręciła zgrabną pupą, tak nadskakiwała, uśmiechała się, nawet postawiła parę drinków, że w końcu ustalili: niech jedzie!
Była więc Gosia z chłopakiem, Jacek z dziewczyną, Michał i Olaf bez pary, Karola i ja… Michał odpadał, bo świata nie widział poza swoją Zosią, która musiała zostać w mieście z powodów rodzinnych. „Do wzięcia” był więc tylko Olaf: facet super! Przystojny, niegłupi, seksowny, zabawny, jednym słowem CIACHO Z KREMEM.
Karola aż się oblizała na jego widok! Od razu pomyślałam, że zrobi wszystko, by go zdobyć, tym bardziej że i ja miałam na to ochotę. Od razu między nami zaiskrzyło… Ale ta intrygantka stawała na rzęsach, żeby mnie przed Olafem skompromitować.
– Werka, poobcierasz sobie uda – zawyrokowała na wstępie. – Masz figurę nie na rower. Na pewno dasz sobie radę?
Oczywiście zawsze musiała mi dopiec, gdy Olaf był w pobliżu. Nic dziwnego, że już po paru dniach miałam dosyć i jej, i naszej wycieczki, choć pogoda była cudna, a ja powinnam się cieszyć z odpoczynku.
Dobiła mnie nad jeziorem…
Nosiła takie bikini, jakiego ja nie mogłabym włożyć ze względu na moje fałdki na brzuchu. Karola jest szczupła, ma cienką talię i długie nogi, więc paradowała prawie goła, zerkając na mnie z triumfem. Ja siedziałam pod krzaczkiem w rozwleczonym podkoszulku i udawałam, że nic mnie to nie obchodzi.
Chłopcy rozpakowali suchy prowiant i chłodzili w wodzie butelki z mineralną. Wtedy Karola zawołała:
– Werka, chodź, nie wstydź się… Wyglądasz, jakbyś się nie mogła doczekać jedzenia
Miałam dość! Kiedy więc zdecydowałam, że zostaję, nie było na mnie bata. Tłumaczyli, przekonywali… Wszystko na nic! Wkurzeni wsiedli na rowery i odjechali.
– Jesteś dorosła i wiesz, co robisz. Będziemy parę kilometrów stąd. Do zobaczenia.
Tylko Olaf się nie odzywał. Patrzył na mnie uważnie, jakby chciał mi powiedzieć: „wiem, rozumiem”, ale nie protestował, nie namawiał mnie ani się nie złościł.
Kiedy zniknęli za zakrętem, powlokłam się do najbliższej chałupy zapytać o nocleg.
– Niech śpi, mam wolną izbę – zgodziła się starsza kobieta. – A panienka sama?
– Sama. To źle?
– Mnie wszystko jedno. Tylko że w tym domu straszy, to żeby się panienka nie darła po nocy ani nie uciekała…
– Straszy? A pani się nie boi?
– Przyzwyczaiłam się już. Śpię jak zabita. A straszy nie w każdą noc…
W małym, niskim pokoju było wyjątkowo duszno
Musiałam otworzyć okno na oścież, a to i tak niewiele pomogło. Od pobliskiego lasu płynęło świeże, sosnowe powietrze. Pachniała rosnąca pod oknem maciejka. Znad czarnych drzew wschodził ogromny, pomarańczowy księżyc.
Nagle usłyszałam szmer. Ktoś nadchodził wąską ścieżką między łopianami i innym zielskiem… Na malutkim, zarośniętym podwórku zobaczyłam wielki cień i serce podeszło mi do gardła ze strachu.
– Jasny gwint! Ale pokrzywy!
Oczywiście znałam ten głos.
– Olaf? Co ty tu robisz tak późno?
– Cicho bądź. Przedzierałem się do ciebie przez chwasty wysokie na dwa metry. Jestem pokłuty, poparzony, chyba mam jakąś liszkę pod koszulą. Aha! O mało zawału nie dostałem, bo na dachu siedzi coś białego i zawodzi: „uuuu…”
– Może sowa?
– Sowa wielkości komina?! Niemożliwe! W tym domu straszy, mówię ci.
– No więc chodź do mnie, mój bohaterze. Pocieszę cię i utulę. Zasłużyłeś na nagrodę!
Czytaj także:
„Byłam egoistką. Przez wiele lat zwodziłam przyjaciela, dając mu nadzieję na coś więcej. Za późno odkryłam, co straciłam”
„Teściowie chcieli mnie zmusić, żebym podpisała intercyzę, inaczej mogę zapomnieć o ich synu. Postanowiłam utrzeć im nosa”
„Kuzynka przez lata udawała, że nie widzi, jak jej mąż wyrywa kolejne kochanki. Ten jeden romans przeważył szalę”