„Zaszłam w ciążę i na każdym kroku wysłuchiwałam mądralińskich matek. Ich >>dobre rady<< doprowadzały mnie do szału”

Kobieta, która ma dość rad fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Tłumaczyłam sobie, że te wszystkie kobiety po prostu dobrze mi życzą. Nie potrzebowałam ich rad, w końcu byłam pod stałą opieką specjalisty, ale z uśmiechem przyjmowałam wszystkie wskazówki i, daję słowo, próbowałam być miła. Ale ile można…".
/ 05.09.2022 17:15
Kobieta, która ma dość rad fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Zaczęło się, kiedy obwieściliśmy światu radosną nowinę. Dotychczas nikt raczej nie wtrącał się w nasze życie, czasem teściowa służyła „dobrą radą”, ale to chyba normalne. Teściowe już tak mają. Tymczasem kiedy test ciążowy pokazał dwie kreski, cały świat nagle żywo zainteresował się moim brzuchem.

Początkowo przymykałam oko na tę gadaninę

– Nie możesz jeść sera pleśniowego, sushi, zapomnij o napojach gazowanych. Powinnaś też unikać słońca. I absolutnie nie farbuj włosów! – słyszałam od ciotek, babek, sąsiadek.

– A niby dlaczego mam nie farbować włosów? – moją uwagę przyciągnęła szczególnie ta ostatnia rada.

– Bo urodzisz rude dziecko!

Zachichotałam. Sama miałam rude włosy, co było moim kompleksem w młodości, ale z czasem zaakceptowałam i pokochałam moje ogniste loki.

– Śmiej się, śmiej! – groziły palcem. – Nie możesz też nosić łańcuszków, bo dziecko urodzi się owinięte pępowiną. No i nie patrz przez judasza, bo dziecko dostanie zeza…

W końcu każda przyszła matka przez to przechodzi. Tłumaczyłam sobie, że te wszystkie kobiety po prostu dobrze mi życzą. Nie potrzebowałam ich rad, w końcu byłam pod stałą opieką specjalisty, ale z uśmiechem przyjmowałam wszystkie wskazówki i, daję słowo, próbowałam być miła. Ale ile można…

W piątym miesiącu dowiedzieliśmy się, że urodzę dziewczynkę. Radości nie było końca! Oboje utrzymywaliśmy, że nieważna jest dla nas płeć, ale po cichu z mężem liczyliśmy na córeczkę. Ludzie jednak wiedzieli lepiej.

Nie pomyliłam się!

– Och, jaka szkoda, że nie chłopiec! – sąsiadka ze współczuciem poklepała mnie po ramieniu. – Mąż na pewno chciałby syna, każdy mężczyzna marzy o tym, aby spłodzić syna, uwierz mi, kochana, wiem, co mówię! Mam trzech synów! Ale nie martw się, może następnym razem się uda…

Wyminęła mnie, a ja przez dłuższą chwilę stałam oniemiała. Przepraszam bardzo, czy córka jest mniej wartościowym dzieckiem niż syn? Kocha się ją inaczej? Co za bzdury?!

Płeć mojego nienarodzonego dziecka była tematem numer jeden tylko przez kilka tygodni. Szybko pojawił się kolejny – rozmiar mojego brzucha. Długo broniłam się przed udziałem w imprezie imieninowej mamy. Wiedziałam, że na miejscu będą wszystkie ciotki, kuzynki, a po moich dotychczasowych doświadczeniach z ciążą wiedziałam, że to kiepski pomysł. Zdawałam sobie sprawę, że kiedy jedna z drugą cioteczką wypiją kilka głębszych, odezwie się w nich zamiłowanie do udzielania rad.

– Wspaniale wyglądasz! – obwieściła ciotka Matylda. – Służy ci ta ciąża!

– A gdzie tam… – skrzywiła się jej siostra cioteczna, Małgorzata. – Jednak to prawda, że dziewczynki odbierają matkom urodę.

Przełknęłam głośno ślinę, posyłając spojrzenie w stronę mojego małżonka. Uśmiechnął się pokrzepiająco.

– Kochana, jesteś pewna, że lekarz dobrze wyliczył termin? – spytała Małgorzata. – Naprawdę rodzisz dopiero za trzy miesiące? No, ja taki brzuch miałam tydzień przed porodem…

– Może bliźniaki – zachichotała moja mama, aby rozładować napięcie.

Byłam już wściekła jak osa

Ciotki nie odpuściły tak łatwo. Przemaglowały mnie, poruszając temat karmienia, ubierania i pielęgnacji dziecka.

– A będziesz karmić piersią?

– Skąd mam wiedzieć? Zobaczę…

– Musisz karmić piersią! – oburzyła się kuzynka. – To najzdrowszy i najwłaściwszy sposób karmienia!

Te „najzdrowsze” i „najwłaściwsze” sposoby wychowywania dzieci powinny ustrzec je od popełniania błędów. Ale nie! Żadna z nich nie była idealną matką, a ich dzieci miały swoje wady. Coraz częściej wydawało mi się, że te wszystkie „rady” są próbą radzenia sobie z własną frustracją.

Najwięcej do powiedzenia miały te, których życie odbiegało od ideału. Myślałam, że po porodzie wszystkie „dobre rady” skończą się, ale byłam w błędzie. Zaliczyłam wykład o konieczności noszenia czapki przez noworodka, lekcję na temat rozszerzania diety, odzwyczajania od butelki (tak, jestem wyrodną matką, bo moje dziecko dostawało butelkę) czy pampersów.

Drogie panie, opamiętajcie się! 

Źle nosiłam, źle ubierałam i źle karmiłam moją córeczkę. Mam silną psychikę, więc puszczałam te uwagi mimo uszu, ale co, jeśli takie „dobre rady” trafią na podatny grunt i zranią mniej odporną dziewczynę?

Każda młoda matka chce sama w spokoju przeżyć swoje macierzyństwo. Nie unikniemy błędów, ale uwierzcie, nie zagrażamy bezpieczeństwu naszych dzieci, a brak czapeczki w wiosenny dzień czy mleko modyfikowane jeszcze żadnego dziecka nie zabiło. Dajcie nam żyć, wy już miałyście swoje pięć minut i okazję, aby wychować dziecko.

Teraz jestem w drugiej ciąży. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się uniknąć „dobrych rad”, ale nie mogę być tego taka pewna. W końcu mam TYLKO jedno dziecko i co ja tam o macierzyństwie wiem…

Czytaj także:
„Gdy narzeczona zginęła w wypadku, mój świat się zawalił. Rozpacz po jej stracie doprowadziła mnie do... kolejnej miłości”
„Na widok siostrzeńca mojego szefa, przeszedł mnie dreszcz rozkoszy. Liczyłam na gorący romans, a on zmył się bez słowa"
„Miałem chrapkę na uwodzicielską koleżankę z pracy. Miałem gdzieś, co pomyśli żona. Chciałem poczuć smak jej ust”

Redakcja poleca

REKLAMA