„Zaszłam w ciążę, gdy miałam 16 lat. Ojciec dziecka kazał mi pozbyć się problemu, ale ja chciałam być mamą tego maluszka”

Zaszłam w ciąże w wieku 16 lat fot. Adobe Stock
„Nie liczyłam na to, że się ucieszy na wieść o ciąży, ja też nie skakałam z radości, ale byłam na tyle naiwna, by do końca wierzyć w bajkę, że kochamy się, pobierzemy, będziemy żyli długo i szczęśliwie”.
/ 23.03.2022 08:23
Zaszłam w ciąże w wieku 16 lat fot. Adobe Stock

Miałam 15 lat, kiedy pierwszy raz w życiu się zakochałam. Jarek był o 2 lata starszy. Poznaliśmy się, gdy ukradkiem paliłam papierosa pod blokiem. Kiedy do mnie podszedł, bałam się, że zacznie się czepiać albo mądrzyć.

Ale on tylko zapytał, czy mam ogień. Przytaknęłam. Podając zapalniczkę, zerknęłam na niego. Nie znałam go, chyba tu nie mieszkał, nie przeoczyłabym takiego przystojniaka. Stanął obok mnie i chwilę palił w milczeniu, a potem zagadnął, czy palę tylko papierosy, czy też pijesz wino.
– Nie wiem, nigdy nie próbowałam – przyznałam, rumieniąc się.
– Dużo tracisz. Jakbyś chciała spróbować, to zapraszam.
– Bardzo bym chciała.
– To wpadnij do mnie jutro wieczorem. Napijemy się winka, będzie miło. Moich starych nie ma w domu – uśmiechnął się, patrząc mi w oczy.

Ten uśmiech i przeciągłe spojrzenie przyprawiły mnie o szybsze bicie serca i jakieś dziwne trzepotanie w brzuchu... Wymieniliśmy się numerami telefonów, a on obiecał, że nazajutrz wpadnie po mnie. Byłam tak oszołomiona całą sytuacją, że nawet nie pomyślałam o ryzyku.

Wino, wizyta u nieznajomego w domu? Aż się prosiłam o kłopoty. Następnego dnia nakłamałam rodzicom, że idę się uczyć do koleżanki. Jarek czekał na mnie, tak jak obiecał. Mieszkał w małej kawalerce z rodzicami i siostrą. Słuchaliśmy muzyki, piliśmy czerwone wino. Wirowało mi w głowie. Od używek i pocałunków.

Pewnie na całowaniu by się nie skończyło – gdyby tylko wyraził chęć na coś więcej – ale on wycofał się niemal w ostatnim momencie. Powiedział, że mamy na to czas. Rodzice siedzieli u siebie, więc nie zobaczyli, w jakim stanie wróciłam. Odurzona winem i miłością. Bo już wiedziałam, że jestem zakochana. I następnego dnia znowu „uczyłam się u koleżanki”…

Byłam naiwną gówniarą

Spotykałam się z nim tak często, jak tylko mogłam. Był dla mnie połączeniem ideału i owocu zakazanego. Miał długie do ramion włosy i okulary w prostokątnych oprawkach. Ubierał się elegancko, nie tak jak moi koledzy, którzy uznawali tylko bojówki albo dżinsy.

Miał swój oryginalny styl i strasznie mi tym imponował. Oszalałam na jego punkcie jak to zakochana małolata. Pisałam dla niego wiersze, planowałam, że wytatuuję sobie jego imię na nadgarstku, skrycie marzyłam o tym, że weźmiemy ślub, i śniłam o nim po nocach. Nie mogłam się doczekać, kiedy „uczyni mnie kobietą”, bo on zwlekał.

Wtedy uważałam go za wrażliwca i dżentelmena, wcielenie cnót wszelkich. Nie kazał mi oszukiwać rodziców, sama się przed nimi kryłam, by nie zauważyli, co się ze mną dzieje.

W dzień moich 16. urodzin – kiedy już oboje byliśmy trochę wstawieni – zebrałam się na odwagę i poprosiłam, żeby w prezencie się ze mną kochał.

– Chcę to zrobić z tobą, chcę, żebyś był moim pierwszym i jedynym. Kocham cię. W odpowiedzi wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Był delikatny, czuły, cierpliwy, dbał, żeby było mi dobrze. Ale ani przed, ani po, nie odwzajemnił mojego wyznania, nie powiedział, że mnie kocha.

Nigdy mi tego nie mówił, choć ja deklarowałam swoje uczucia bardzo często. Nie przeszkadzało mi to. Mężczyźni nie są wylewni, myślałam, najważniejsze, że dobrze mnie traktuje, a seks z nim jest coraz fajniejszy. Pół roku po naszej pierwszej wspólnej nocy nie dostałam okresu w terminie.

Niespecjalnie się tym przejęłam, ale kiedy miesiączka spóźniała mi się ponad dwa tygodnie, zaczęłam się martwić. Nie byłam aż tak głupia, wiedziałam, skąd się biorą dzieci. Mogłam być w ciąży – uprawiałam seks, a Jarek nie lubił prezerwatyw.

„Będę uważał” – to była jego antykoncepcja. Cóż, uważał niewystarczająco. Zrobiłam test ciążowy, który wyszedł pozytywnie.

Przestało być miło...

Jarek najpierw się wściekł i przeklinał, zupełnie nie po dżentelmeńsku, potem zaczął mnie przekonywać do aborcji. Kiedy to usłyszałam, mój świat się zawalił. Nie liczyłam na to, że się ucieszy na wieść o ciąży, ja też nie skakałam z radości, ale byłam na tyle naiwna, by do końca wierzyć w bajkę typu „kochamy się, pobierzemy, będziemy żyli długo i szczęśliwie”.

Ale on nie zamierzał układać sobie ze mną życia, brać na głowę obowiązków, planować wspólnej przyszłości. Gdy to pojęłam, wpadłam w rozpacz. Miałam jeszcze nadzieję, że za mną pobiegnie, że przeprosi, padnie na kolana, oświadczy się…

Boże, naprawdę byłam idiotką. Przez kilka następnych dni cierpiałam z powodu złamanego serca i zmagałam się z dylematem ponad swój wiek. Czułam się za młoda, by zostać matką, zwłaszcza samotną. Zarazem nie wyobrażałam sobie, bym mogła usunąć to dziecko, które już we mnie rosło. Gryzłam się tym przez parę tygodni.

Wszystko dzięki moim rodzicom

W końcu, nie mogąc dłużej wytrzymać napięcia i strachu, powiedziałam o wszystkim mamie. Bałam się, że będzie na mnie krzyczeć, robić mi wymówki, ale ona zachowała się fantastycznie. Pocieszała mnie, przytulała i mówiła, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży.

Ojciec najpierw się upił, a później kazał się tytułować dziadkiem. Fatalnie się zakochałam, ale rodzice trafili mi się jak z katalogu. Zadbali o mnie, o moje ciało, psychikę i duszę. Ciągle zapewniali mnie, że nie muszę się martwić ani o pieniądze, ani o opiekę nad dzieckiem.

Ich troska i ciepło działały jak kojący balsam. Przyszłość już mnie nie przerażała. Niestety, nie potrafiłam zapomnieć o przeszłości. Wciąż kochałam Jarka, choć tak podle mnie potraktował. Miotałam się między tęsknotą i marzeniami, że do siebie jednak wrócimy, a nienawiścią i życzeniem mu wszystkiego, co najgorsze.

Martwiłam się, że moje ambiwalentne uczucia do Jarka mogą wpłynąć na mój stosunek do dziecka. A jeśli mniej lub bardziej świadomie przeleję na dziecko swój żal i rozczarowanie? Jeśli je skrzywdzę? Oby nie, panie Boże, oby nie – modliłam się. Mama tylko raz zapytała, kto jest ojcem.

Skłamałam, że to była przelotna znajomość, i nie znam jego nazwiska. Nie wiem, czy mi uwierzyła, ale nie drążyła tematu.

Urodziłam córkę i dałam jej na imię Róża

Bo była tak piękna jak róża. Wszelkie moje obawy prysły, gdy wzięłam ją w ramiona. Moja córcia, moja śliczna, mój skarb… Zdałam maturę z dwuletnim opóźnieniem, później zrobiłam zaoczne studia, znalazłam pracę i wyprowadziłam się od rodziców. Nadal dużo mi pomagali, ale już nie musiałam i nie chciałam polegać na nich finansowo. Zamierzałam być samodzielna.

Taka sytuacja była dla nas wszystkich zdrowsza. Różyczka rosła jak na drożdżach. Urocza, rozgadana i pogodna, była promyczkiem, który rozświetlał mój świat. Owszem, przypominała swojego ojca, ale tylko fizycznie. Patrząc na nią, widziałam najbliższą mi istotę, a nie człowieka, który mnie wykorzystał i zostawił w najtrudniejszym dla mnie momencie.

Choć ułożyłam sobie życie bez niego, bardzo długo nie mogłam zaleczyć rany, którą zadała mojemu niedoświadczonemu sercu ta pierwsza miłość. Nigdy tak naprawdę nie wybaczyłam Jarkowi.

Znów się zakochałam, ale teraz szczęśliwie

Na szczęście upływ czasu zacierał wspomnienia i wyciszał żal, więc gdy poznałam na wakacjach wysokiego bruneta, byłam w stanie zakochać się po raz drugi w życiu – tym razem z wzajemnością i szczęśliwie. Aleksander nie był tak przystojny jak Jarek, ale łączył poczucie humoru z poczuciem odpowiedzialności, a inteligencję z wytrwałością. A musiał mocno się starać, bym mu zaufała.

Bałam się zaangażować – nie tylko ze względu na siebie, ale też z uwagi na córkę. Mój zły wybór skrzywdziłby także ją. Olek i Róża od razu złapali dobry kontakt. Mała była zachwycona, że przychodzi do nas „dorosły pan”, i ciągle chciała się z nim bawić. On z początku pozwalał jej sobą rządzić, ale szybko nauczył się, że rozpieszczanie to zła droga.

Po dwóch latach związku wzięliśmy ślub i staliśmy się rodziną. Moje marzenia o bajce w stylu „żyli długo i szczęśliwie” wreszcie się ziszczały… Problemy pojawiły się, kiedy Róża weszła w okres dojrzewania. Nigdy wcześniej nie pytała o swojego biologicznego ojca, ale gdy skończyła 13 lat, nagle zainteresowała się tym, kto ją spłodził.

Nie chciałam rozmawiać o Jarku, zbywałam ją, mówiąc, że jest za młoda. Obiecywałam, że jak będzie starsza, wszystko jej opowiem. Czy aby na pewno wszystko? Również to, że jej ojciec nalegał, bym usunęła ciążę? Za nic. Nie chciałam wracać myślami do przeszłości, a natarczywe pytania Róży mnie do tego zmuszały.

W końcu nie wytrzymałam i kiedy po raz kolejny zapytała o ojca, wybuchnęłam:

– Czemu mnie dręczysz? Masz mnie, Olka, dziadków. To my jesteśmy twoją rodziną, a nie jakiś facet, z którym łączą cię jedynie geny. Daj mi wreszcie święty spokój, nie chcę o tym rozmawiać.

Róża rozpłakała się i uciekła do swojego pokoju. Odtąd już nie pytała o ojca, ale wcale nie sprawiło mi to ulgi. Przygasła, zrobiła się smutna i wycofana. Podejrzewałam, że dręczy ją tajemnica jej pochodzenia i czułam się podle.

Nie wina Róży, że zakochałam się w draniu. Nie powinna ponosić konsekwencji mojego błędu i rozczarowania. Dlatego choć czułam, że to będzie dla mnie trudne, postanowiłam opowiedzieć Róży o jej biologicznym ojcu – wszystko, z wyjątkiem tego, że namawiał mnie na aborcję.

Przyszłam do jej pokoju i usiadłam na łóżku, na którym leżała z podręcznikiem w ręce.

– Kochanie, no to opowiem ci o twoim tacie, skoro…

– Nie chcę! Idź sobie – burknęła. 

Nie dałam się zbyć.

– Dlaczego? Myślałam, że ci na tym zależy? – zapytałam.

– Już nie! Już nie chcę wiedzieć! – zasłoniła się książką i zza tej osłony rzuciła ni to wyzywanie, ni oskarżenie:

– On cię zgwałcił, prawda? Jestem dzieckiem z gwałtu.

Nie widziałam jej twarzy, ale słyszałam przyspieszony oddech. Płakała albo lada chwila miała się rozpłakać.

– Wcale nie. Kochanie, skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?! – jej przypuszczenie mnie naprawdę zszokowało. Opuściła książkę.

– A niby dlaczego tak bardzo nie chciałaś o nim mówić? Na pewno wiąże się z tym jakaś straszna, brudna tajemnica. Byłaś niewiele starsza ode mnie, gdy zaszłaś w ciążę. Jeśli nie gwałt, to może jeszcze coś gorszego… Nie chcę wiedzieć. – Róża głośno załkała, nie mogła opanować potoku łez.

Przeraziłam się, widząc, w jakim jest stanie. Wszystko przeze mnie! Przez moje tchórzostwo i egoizm. Uciekałam przed niewygodną rozmową, tymczasem moja błądząca w niewiedzy i niepewności córka snuła coraz okropniejsze domysły… 

– Posłuchaj, kochanie, twój tata nie był złym człowiekiem. Był tylko młody, głupi, może trochę okrutny. Nie traktował mnie poważnie, ale do niczego mnie nie zmuszał. A gdy dowiedział się o ciąży, przestraszył się odpowiedzialności. Tyle.

– A dokładniej? Córka patrzyła na mnie wyczekująco, więc wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam Róży, jak poznałam jej ojca, jaki był, czym mnie oczarował, że był moją pierwszą miłością… Było mi trudno, bo kiedy mówiłam, wracały wspomnienia: te piękne i dobre, ale również te bolesne, które chciałam na zawsze pogrzebać. Ale nie mogłam się wycofać, bo Róża chłonęła każde moje słowo, słuchała jak zahipnotyzowana. Potrzebowała prawdy i czekała na nią. Kiedy skończyłam, mruknęła:

– Muszę to sobie wszystko przemyśleć. Chcę zostać sama. Wychodząc z jej pokoju, czułam ogromną ulgę, że mam to już za sobą. Pomyliłam się… Przez kilka dni Róża zachowywała się normalnie, jakby nic się nie stało. Aż któregoś wieczoru przyszła do mnie i oznajmiła:

– Chcę go poznać. Chcę poznać mojego ojca, porozmawiać z nim. A jeśli ona zechce widywać się z Jarkiem? Poczułam się tak, jakby eksplodowała mi w twarz bomba. Nie byłam przygotowana na taki obrót wydarzeń. W pierwszym odruchu mało nie odmówiłam. Nie chciałam, żeby Jarek po latach znowu pojawił się w moim życiu. Nie chciałam, by po raz drugi nas odrzucił, nie chciałam, żeby teraz skrzywdził także moją córkę.

On nawet nie wiedział, że ma córkę

Nigdy przecież nie próbował się ze mną skontaktować… Ale ugryzłam się w język. Róża pragnęła poznać swojego ojca i miała do tego prawo. Moim rodzicielskim obowiązkiem było ją wesprzeć. Zwłaszcza że istniało spore ryzyko, iż Jarek nie przyjmie jej z otwartymi ramionami.

Przecież nawet nie wiedział, że ma córkę. Nie dało się przewidzieć jego reakcji. Mógł potraktować Różę tak jak mnie, ale kto wie, może demonizuję, może się zmienił przez te lata, dojrzał, zmądrzał, nabrał empatii. To była jedna wielka niewiadoma. Obiecałam córce, że pomogę jej odnaleźć ojca. Nic trudnego.

Po wpisaniu jego imienia i nazwiska w wyszukiwarkę internetową od razu wyświetlił się link do jego konta na Facebooku. Nie miałam żadnych wątpliwości, że to on, nie zmienił się prawie wcale. Tylko fryzurę miał inną, ale twarz, oczy i uśmiech były te same. Poczułam się dziwnie, patrząc na jego zdjęcia po tak długim czasie.

A jeszcze dziwniej zrobiło mi się, kiedy zobaczyłam go na zdjęciach z żoną i małym synkiem. Pojawienie się Róży może zniszczyć jego poukładany świat. Czy mam prawo mu to robić? Niemal natychmiast odpowiedziałam sobie: tak.

Napisałam do niego długi mail, w którym wszystko mu wyjaśniłam. Na końcu napisałam, że Róża chce go poznać, i zapytałam, czy zgodzi się na spotkanie. Odpisał jeszcze tego samego dnia. Podał mi swój numer telefonu z prośbą, żebym do niego zadzwoniła.

Kiedy wybierałam numer, trzęsły mi się ręce – po tylu latach miałam usłyszeć głos mężczyzny, który najpierw mnie w sobie rozkochał, a potem porzucił z dzieckiem w brzuchu. Odebrał po dwóch sygnałach.
– Halo? To ty, Marta?
Głos odmówił mi posłuszeństwa.
– Halo? Marta? Słyszysz mnie? Odchrząknęłam.
– Tak, to ja. Witaj.

– Słuchaj, ja nie wiedziałem, że zdecydowałaś się urodzić. Że masz… mamy córkę. Czy będziecie wysuwać jakieś roszczenia?
– Co? Co ty…?
– Nie dam rady wam płacić, mam kredyt i… – denerwował się.
– Nie chodzi o pieniądze! – teraz ja mu przerwałam. – Twoja córka chce cię poznać! Po prostu. Nic więcej.

Nie mogłam uwierzyć, że pierwsze, o czym pomyślał, kiedy dowiedział się, że ma nastoletnią córkę, to kasa.

– W takim razie w porządku. Możemy się spotkać – jego ton sugerował, że wyświadcza nam uprzejmość. Gdyby nie Róża, kazałabym mu się wypchać, ale musiałam się opanować. Umówiliśmy datę i miejsce spotkania, po czym chłodno i uprzejmie się pożegnaliśmy.

Oczywiście zawiozłam córkę na spotkanie. Całą drogę nuciła pod nosem, była podekscytowana i radosna. Boże, błagam, oby tylko się nie rozczarowała, modliłam się w duchu.

– Mam z tobą iść? – zapytałam, kiedy dotarłyśmy pod restaurację.

– Nie, chcę z nim pogadać sama.

– Dobrze. Będę pod telefonem. Jak skończycie, to dzwoń.

Zostawiłam samochód pod restauracją i poszłam na spacer, żeby jakoś zabić czas. Nie musiałam długo chodzić. Róża zadzwoniła do mnie już pół godziny później.

– Chcę wracać do domu! – zażądała. Spotkałyśmy się po chwili w parku. Rozpadał się deszcz, ale Róża nie zwracała na to uwagi. Przycupnęła na ławce, rozpłakała się.

– To palant. Totalny. Nie chcę go więcej widzieć! – wyrzuciła wreszcie z siebie.

Dał mi wspaniałą córkę, nic więcej od niego nie chcę

Zabrałam ją na pocieszenie na ciacha i wreszcie humor jej się nieco poprawił. Opowiedziała mi, że w trakcie obiadu szanowny pan tatuś cały czas przypominał jej, że jego żona nie może się o niczym dowiedzieć, i że nie stać go na alimenty.

– Nie zadał mi żadnego pytania. – krzyknęła. – On gadał tylko o sobie. Nie zapytał, jak się uczę, czy mam chłopaka, kim chcę zostać w przyszłości, no nic. Gówno go obchodzę.

– Ej, nie wyrażaj się – upomniałam ją odruchowo i bez przekonania, bo przecież powiedziała szczerą prawdę.

Olek jest moim prawdziwym tatą, a nie ten dzban. Nie chcę go znać.

– W porządku, będzie, jak zechcesz.

Obawiałam się, że jak Róża ochłonie, zmieni jednak zdanie i będzie próbowała nawiązać ponowny kontakt z Jarkiem, żeby dać mu kolejną szansę, w efekcie czego znowu się zawiedzie… Ale okazało się, że Róża jest inna niż ja. Na szczęście.

Ku mojej ogromnej uldze dość szybko otrząsnęła się z rozczarowania. Pewnie jakiś żal w niej pozostanie, ale to nie będzie głęboka rana, z którą się nie upora. Już mam wrażenie, że niemal zapomniała o przeżytej przykrości. Widocznie najgorsza prawda jest lepsza od niepewności. Mnie również wyszło to na dobre: żal minął, zastąpiło go zadowolenie, że los nie połączył mnie z Jarkiem na trwałe. Dał mi wspaniałą córkę i już niczego więcej od niego nie chcę. Niech trzyma się od nas obu z daleka. Palant.

Czytaj także:„Płaciliśmy krocie za prywatną uczelnię, a córka co? Skrobie gary z tłuszczu na zmywaku w jakiejś spelunie w Madrycie”„Mam męża i kilku kochanków. O każdego z nich jestem zazdrosna. Jestem ich panią, więc muszą mi być wierni”„Zdradzałem żonę dla sportu i rządzy przygody. Umawiałem się z panienkami na szybki numerek, żeby zabić małżeńską nudę”

Redakcja poleca

REKLAMA