„Mam męża i kilku kochanków. O każdego z nich jestem zazdrosna. Jestem ich panią, więc muszą mi być wierni”

Kobieta, która ma wielu kochanków fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Czuję się tak, jakby mieszkało we mnie jakieś zwierzę. Przedpotopowy potwór, który przetrwał w moim wnętrzu. Ma gdzieś mój rozum, wyrywa się ze mnie za każdym razem, kiedy poczuje świeżą krew. Uwielbiam tę adrenalinę płynącą ze zdrady, nie potrafię się powstrzymać”.
/ 14.03.2022 07:19
Kobieta, która ma wielu kochanków fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Nawet jeżeli trochę przesadzam, to nie za bardzo. Ten potwór ma na imię Zazdrość. Potrafi bezlitośnie niszczyć moje związki, jest czujny i nigdy nie daje się uśpić. Gdy trzęsę się cała z bólu i upokorzenia po jego występach, czuję, że on chichocze złośliwie. Nareszcie nakarmiony.

Myślę, że mimo swoich pięćdziesięciu lat jestem wciąż kobietą atrakcyjną. Ciało mam młode i pełne energii. Jedynie drobna siatka zmarszczek wokół oczu może zdradzać mój wiek. Wystarczy odrobina makijażu albo porządne okulary przeciwsłoneczne…

Zaczepiają mnie moi równolatkowie i dwudziestoparoletni chłopcy. Potrafią się we mnie zakochiwać starcy. Ani to moja zasługa, ani wina. Taka jestem. Czasami pomaga mi to w życiu, a czasami staje się przekleństwem. Zawsze to jest miłe uczucie – podobać się innym, ale niekiedy zalotnicy nie budzą mojego zachwytu. Nie podoba się to także ich partnerkom. Bywam nienawidzona.

To wszystko jednak to tylko taki specyficzny kontekst. Przecież najważniejszy jest zawsze poważny związek. Miłość. A z perspektywy tylu przeżytych lat mogę powiedzieć otwarcie, że miłość jest moim przeznaczeniem. Potrafiłam dla niej rzucać pracę, przenosić się o setki kilometrów, rezygnować z dostatniego życia. Rozkwitać albo kulić się w cieniu swojego ukochanego.

Tyle odcieni, ile przygód

To dziwne, zważywszy, że bywam niewierna. Potrafię zdradzać męża z kochankiem, a kochanka z przypadkowym facetem poznanym na bankiecie – i w tym samym czasie być wściekle zazdrosna o każdego z nich. Może jakaś terapia by mi pomogła? Bzdura. Już za późno. Jestem, jaka jestem.

Zwierzam się z tego mojej jedynej przyjaciółce. Myślę, że Krysia też jest jakoś we mnie zakochana, ale przyjęła na siebie rolę wiernej powiernicy i nauczyła się to znosić.

– Może tymi atakami zazdrości próbujesz, Malwinko, zagłuszyć własne wyrzuty sumienia? – pyta.

– Może. Ale gdzie tu sens? Ganiam rano po plaży, żeby dopaść Andrzeja, bo obrażony nie odbiera telefonu. Jestem po nocy spędzonej z Piotrem, a jedyne, co mi huczy w głowie, to myśl, że Andrzej mógł kogoś sobie znaleźć. Wreszcie go dopadam i widzę, widzę, że rzuca spojrzenie w bok, gdzie leży na piachu jakaś brunetka w czarnych dżinsach i bluzie.

– „Widziałam! Widziałam, jak na nią spojrzałeś! Już masz ochotę na inną? Przyznaj się! Przecież wszystko i tak widzę”. On na to, obrażony i nadęty: „Nie pieprz, Malwina, powiedz raczej, gdzie wczoraj zniknęłaś i dlaczego nie było cię w pokoju?”. „Śledzisz mnie!”. „Nie. Szukałem cię, bo przecież byliśmy tak umówieni”. „A ja cię widziałam, jak rozmawiałeś przy barze z tą lafiryndą z cycami jak… jak… i może powiesz, że tej też nie znasz?” – wracam do tematu brunetki, która powoli się zbiera i rusza brzegiem w stronę hotelu.

– Malwina, ale ty masz świadomość, że jesteś dla niego okrutna? – pyta Krysia.

– Może. Trochę jestem. Ale co powiedzieć o Filipie, który jest przekonany, że wyjechałam na konferencję naukową…

To o mężu. Andrzej to mój kochanek a Piotr to seksualna fascynacja. Żeby nie było, zazdrością obdzielam ich równomiernie. Do Filipa dzwonię wieczorem i sprawdzam, czy jest w domu. Mam na to przygotowany doskonały patent. Zostawiam na moim biurku karteczkę z czymś zapisanym numerem telefonu albo tytułem książki. Dzwonię i proszę, żeby ją znalazł i mi przedyktował. To na wypadek, gdyby udawał, że właśnie się kładzie z książką, a tak naprawdę wdzięczył się do którejś z sąsiadek.

– Chłopy są do wszystkiego zdolne – stwierdza Krysia.

– Drwisz sobie ze mnie?

– Troszkę. A o tego Piotra też jesteś zazdrosna? – dziwi się.

– Teraz już też. Jasne. To dziwkarz.

– Okej. A co z Andrzejem na tej plaży?

– Uwierzył mi, że najpierw się zagadałam, a potem padłam spać tak zmęczona, że mogłam nie usłyszeć, jak się dobijał. Ta czarna też już zniknęła z pola widzenia, więc jakoś się wszystko ułożyło. Choć szpilę czułam w sercu i cały dzień byłam bardzo uważna, na wypadek gdyby się małpa pojawiła. Wydrapałabym jej oczy.

– Powiedz, Malwina, ale tak szczerze, czy oni naprawdę są tacy głupi?

– Andrzej tak. On jest tak zakochany, że łyknie każdą bajkę. Z Filipem to inna sprawa. Myślę, że sporo się domyśla, ale woli nie wsadzać kija w mrowisko. Czasem tak na mnie smutno patrzy, jakby wiedział. Ale co tam. Raz mu się coś czkło, jak się napił. Ale tak ogólnie bardzo, bez nazwisk. Nie wiem, czy coś wie, czy tylko ma niejasne podejrzenia.

– Jednak jesteś okrutna.

– Co ty? Staram się być dla nich dobra… Chcesz jeszcze trochę tarty?

– Chcę.

– Poczekaj chwilę, zadzwonię i sprawdzę, czy Filip jest na lunchu… U nich tam jest w biurze taka sekretareczka, co bezustannie kręci dupką.

– Malwinko, przecież ty też kręcisz dupką.

– Ja tam nie muszę niczym kręcić, wiesz? No, wydaje się, że jest w porządku, słychać było gwar tej knajpy i brzęk sztućców.

– Może robią to na stole i trącają widelce i szklanki – sugeruje Krysia.

– Myślisz?

– Wygłupiam się.

– Poczekaj, lepiej zadzwonię jeszcze raz. Dla pewności.

– I jak?

– W porządku. Słychać knajpiany gwar. Nawet poznałam głos Janusza.

– Janusza?

– A to taki kolega Filipa z pracy. Nie dopytuj, bo to było już dawno i nieprawda.

– To o Janusza nie jesteś już zazdrosna?

– Pewnie że nie.

– Tak sobie pomyślałam, że gdyby Filip nagrał sobie ten gwar, to mógłby umawiać się z sekretareczką i jak dzwonisz, włączać ścieżkę dźwiękową.

– Oszalałaś? Filip? On by nigdy na nic podobnego nie wpadł. Niemożliwe. Poczekaj… poczekaj.

– Co?

– Nic. Sprawdzam tylko, bo gdzieś tu powinien mieć dyktafon. Patrz, nie widzę!

– Malwina! Ja się wydurniam!

– Ale nie ma go, cholera jasna. Nie ma! Po co mu dyktafon? Musiał zabrać. Chodź, podjedziemy tam szybko.

Zbieram się w popłochu. Dzwoni telefon

– Cześć, cześć. Jesteśmy tu z Krysią. Nie czytałam tej książki. A ty co robisz? Sam? A z kim? Jak to znajoma? Jaka znajoma? O artykule? O tej porze? To ona nie chodzi do pracy, tylko po mieście gania? Nie! Nie będziesz później oddzwaniał, skoro teraz do ciebie dzwonię, to teraz ze mną rozmawiaj! Dobrze, może to ty do mnie zadzwoniłeś, ale jak rozmawiamy to rozmawiajmy. Andrzej!

– I?

– Jakaś bezczelna dziwka do niego przylazła. To już koniec. Niech spada. Na drzewo. Pojedźmy tam, chcę tylko ją zobaczyć. Co ona takiego ma? Szybko, Krysiu.

– A Filip i dyktafon?

– Poczeka.

Tak to mniej więcej wygląda. Zazdrość mnie wypełnia sobą, zalewa krwią oczy i każe tropić, podejrzewać i walczyć. Nie jest mi z tym dobrze. Jak przychodzi moment opamiętania, to jest mi wstyd, że tak świruję, ale nie umiem nad tym zapanować.

Wiem, że Filip ma gdzieś tę sekretareczkę, a Andrzej nie spotkał się z tą babą w celach miłosnych. Wiem, ale wyobraźnia natychmiast przesuwa mi przed oczami najgorsze obrazy. Jedne gonią drugie, wypychając w niebyt to, co wiem. Jest wtedy tylko to, co to zwierzę mi podsuwa. Głodna bestia.

Dzwoni telefon. Wyświetla się tylko jakiś numer. Znów chcą mnie naciągnąć na ubezpieczenie, pożyczkę albo prezentację maści na obolałe stawy. Odbieram.

– Cześć. Tu Janusz. Sorry, że tak długo się nie odzywałem, ale wiesz, jak jest, życie, praca, obowiązki…

– Chyba małżeńskie. A co, żoneczka ci już zbrzydła? Jak tam jej? Helenka?

– Halinka.

– No to co tam u Halinki? Wciąż dokuczają jej żylaki?

– Nie bądź złośliwa. Halina jest bardzo dobrą kobietą i nie ma powodu, żeby się z niej wyśmiewać.

– Jak nie ma, to po co dzwonisz?

– Tak sobie pomyślałem, że może byś się ze mną spotkała. Przecież bywało między nami bardzo fajnie. Pamiętasz Łebę?

– Nie bardzo.

– Nieważne. Ale widzisz, Halina dziś pojechała do sanatorium, mam wolną chatę i sporo wolnego czasu. Co ci szkodzi

– A gdzie dziś jadłeś lunch?

– Co to za pytanie?

– Normalne. Dzwoniłam do Filipa i słyszałam twój głos, więc tak tylko się pytam.

– Coś ci się pomyliło. Filipa dziś nie było w pracy, wziął sobie urlop na żądanie. Nie wiesz o tym?

– Może rzeczywiście coś mi się poplątało.

– A spotkasz się ze mną?

– Może spotkam. A sekretarka w pracy?

– Nie widziałem.

– No to nie było. Gdyby była, to byś na pewno zobaczył. Zawsze to zobaczycie, prawda? Wiele wam nie potrzeba! Żeby tylko miało tyłek i cycki! Co wy widzicie w takim koczkodanie? Bo raczej nie inteligencję!

Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie dla kochanki, bo zatraciłam się w macierzyństwie. Zapomniałam, że on też potrzebuje miłości i czułości”
„Jestem samotną matką, pracowałam od świtu do nocy i nie miałam czasu dla syna. O mały włos nie trafił do poprawczaka”
„Zaszła w ciążę w wieku 18 lat. Chłopak ją rzucił, powiedział, że to nie jego bachor i na bank chce kasy od jego starych”

Redakcja poleca

REKLAMA