„Zastępowałam siostrzenicy matkę, bo ta wolała latać na imprezy, niż zająć się dzieckiem. Sama się na to zgodziłam”

Kobieta, którą wykorzystała siostra fot. Adobe Stock, triocean
„Na początku wszystko wyglądało bardzo niewinnie. Karolina korzystała z naszej pomocy tylko raz, góra dwa razy w tygodniu. Potem przestała się w ogóle tłumaczyć. Dzwoniła, że za sekundę będzie, lub przychodziła bez zapowiedzi, wpychała córkę za drzwi i uciekała”.
/ 28.01.2022 10:47
Kobieta, którą wykorzystała siostra fot. Adobe Stock, triocean

Tego dnia wypadała dziesiąta rocznica naszego ślubu. Mąż właśnie zamierzał otworzyć szampana, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. W progu stała Karolina. Za rączkę trzymała Zuzię.

– O matko, dobrze, że jesteś. Muszę ją zostawić u ciebie na godzinkę! – to mówiąc, wepchnęła córeczkę do mieszkania.

– Mowy nie ma. Dziś to absolutnie niemożliwe… Świętujemy… – zaczęłam protestować, ale Karolina nawet na mnie nie spojrzała.

Posłała małej buziaka, rzuciła, żeby była grzeczna, a potem odwróciła się na pięcie i popędziła schodami w dół, nie oglądając się za siebie. Chcąc nie chcąc, zaprowadziłam siostrzenicę do salonu.

– Jadłaś kolację? – zapytałam.

– Nieee… – pokręciła główką. – Mama mówiła, że zjem u ciebie.

– W takim razie zaraz zrobię ci pyszne kanapki. A potem pobawimy się wszyscy w coś fajnego. Dobrze? – zaproponowałam.

Zuzia skinęła głową. Posadziłam ją przy stole i podeszłam do męża. Choć starał się to ukryć, aż gotował się z wściekłości.

– Przecież umówiliśmy się, że ten wieczór spędzimy tylko we dwoje, przy romantycznej kolacji – wysyczał.

– Przepraszam, ale wiesz, jaka jest Karolina… Nawet nie słuchała moich protestów… – westchnęłam.

– Wiem o tym i mam już tego po dziurki w nosie. Musisz z nią o tym pomówić. I to jeszcze dzisiaj. Tak dłużej być nie może – mruknął i schował szampana do barku.

Popatrzyłam na niego bezradnie… Karolina jest moją siostrą. Dużo młodszą i zupełnie nieodpowiedzialną. Niedługo przed maturą zakochała się w jakimś muzyku rockowym i ruszyła z nim w Polskę. Nie przyjechała nawet na egzaminy. Wróciła dopiero po roku. Była w zaawansowanej ciąży.

– I co zamierzasz teraz zrobić? – dopytywałam się wtedy.

– Urodzę. Jak chyba zauważyłaś, nie mam już innego wyjścia. A zresztą chcę tego dziecka. Czekam na nie…

– A tatuś też go chce?

– Nie! I właśnie dlatego go zostawiłam! Nie potrzebuję tego bydlaka. Sama sobie poradzę! – zapewniała.

Czy dotrzymała słowa? Oczywiście nie

Zuzią właściwie od początku zajmowała się babcia, bo siostrze nie spodobały się matczyne obowiązki. Kochała córeczkę, ale najbardziej na odległość. Po pracy wolała się bawić, spotykać ze znajomymi. I nie widziała w tym niczego złego. Nieraz próbowałam uświadomić mamie, że siostra bezczelnie ją wykorzystuje, i powinna się zbuntować, ale nie chciała o tym słyszeć.

– Nie bądź taka surowa dla Karoliny. Jest jeszcze taka młodziutka… Niech szaleje – odpowiadała za każdym razem.

Szlag mnie trafiał, gdy tego słuchałam, ale cóż mogłam zrobić. Jeżeli pacjent nie chce wyzdrowieć, to nawet najlepszy specjalista mu nie pomoże.

My też mamy swoje życie, jakieś plany. Szanuj to!

Dwa lata temu mama odeszła. Serce… Siostra odczuła jej śmierć szczególnie dotkliwie. Z dnia na dzień straciła nie tylko ukochaną rodzicielkę, ale też darmową opiekunkę do dziecka. Zuzia miała co prawda już cztery lata i chodziła do przedszkola, ale przez resztę dnia ktoś musiał się nią zająć.

Do Karoliny szybko dotarło, że jej beztroskie życie się skończyło. I wydawało się, że się z tym pogodziła.

– Teraz jest zupełnie inaczej – mówiła. –. Od razu po pracy biegnę po Zuzię do przedszkola i razem wracamy do domu. I wiesz co? Bardzo mi się to podoba. Ba, coraz częściej żałuję, że nie byłam przy niej od początku. Bo dopiero teraz zdałam sobie sprawę, ile straciłam…

– Naprawdę? To świetnie! Cieszę się, że wreszcie zmądrzałaś i wydoroślałaś! – uśmiechnęłam się.

– Ja też… Teraz martwi mnie właściwie już tylko jedno: gdzie zostawię małą, gdy będę miała do załatwienia coś bardzo ważnego. Teoretycznie mogę wynająć opiekunkę, ale z moją pensją… – zamilkła zasmucona.

– Jak to gdzie? To chyba jasne jak słońce, u mnie! – odparłam bez namysłu.

– A twój Igor nie będzie się burzył?

– Pewnie, że nie. Przecież jesteśmy rodziną, musimy sobie pomagać – odparłam, a Karolina natychmiast się rozchmurzyła.

– Naprawdę? Jesteś kochana! Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć – z radości rzuciła mi się na szyję.

Gdybym wtedy wiedziała, czym to się skończy, to zamiast proponować pomoc, ugryzłabym się w język. Na początku wszystko wyglądało bardzo niewinnie. Karolina korzystała z naszej pomocy tylko raz, góra dwa razy w tygodniu.

Lubiliśmy zajmować się Zuzią. Sami nie mamy dzieci, więc zabawa z małą sprawiała nam frajdę. Z upływem czasu dziewczynka zaczęła bywać u nas jednak coraz częściej. Siostra podrzucała ją praktycznie codziennie, pod byle pretekstem.

Potem przestała się w ogóle tłumaczyć. Dzwoniła, że za sekundę będzie, lub przychodziła bez zapowiedzi, zostawiała córkę i znikała bez słowa. Tak jak dzisiaj. Zupełnie się z nami nie liczyła. A ja, choć coraz mniej mi się to podobało, nie potrafiłam powiedzieć: dość!

– I co, jesteś już gotowa na poważną rozmowę ze swoją siostrą? – wyrwał mnie z zadumy głos męża.

– Słucham? Nie, jeszcze nie… Muszę najpierw sobie wszystko na spokojnie poukładać, przemyśleć…

– A co przed chwilą robiłaś? Nie myślałaś? A zresztą, nad czym tu myśleć! Sprawa jest zupełnie jasna: Karolina bezczelnie nas wykorzystuje. Tak jak wcześniej twoją mamę. Pamiętasz, jak to cię kiedyś oburzało? Pamiętasz, jak namawiałaś mamę, żeby się zbuntowała?

– Pamiętam…

– No właśnie… To dlaczego sama tego nie zrobisz? – naciskał Igor.

– Bo… Bo to nie jest takie proste, kochanie… Przecież jesteśmy siostrami… A poza tym, kocham Zuzię…

– Ja też ją kocham. Ale nie pozwolę, by Karolina nadal organizowała nam życie. To przecież jej dziecko, nie nasze. Czas najwyższy, żeby to sobie uświadomiła i przestała nas traktować jak całodobowe, darmowe pogotowie opiekuńcze! – nie rezygnował.

– Masz rację. Nie ma co zwlekać. Jeszcze dziś z nią pogadam. Pewnie się obrazi, ale pies z nią tańcował. Najważniejsze, żebyśmy odzyskali własne życie – powiedziałam dziarsko, a potem podreptałam do kuchni.

Biedna Zuzia ciągle czekała na kolację. Karolina przyszła po córkę dopiero po czterech godzinach. Nawet nie zadzwoniła, że się spóźni. A jak już się pojawiła, to zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że tym razem nie mogę jej odpuścić.

– Miałaś być trzy godziny temu! Zapomniałaś zegarka? – warknęłam.

– Nie zapomniałam. Zagadałam się z koleżankami… Przez tę cholerna pandemię dawno się nie widziałyśmy, więc musiałyśmy nadrobić stracony czas.

– Miło było?

– Bardzo! Dlatego umówiłyśmy się, że wyskoczymy na kilka dni nad morze. Dość już siedzenia w tym mieście!

– Rozumiem, że zabierasz Zuzię ze sobą.

– No coś ty! To nie rodzinny urlop, tylko babski wyjazd. Mała zostanie u was – odparła.

– Przykro mi, ale to niemożliwe. Mamy z Igorem swoje plany.

– Nie żartuj, Tamarka, jakie plany? Przecież wy właściwie nie ruszacie się z domu. A ja mam już wszystko ustalone! Nie możesz mi tego zepsuć, bo…

– Mogę – przerwałam stanowczo, a potem lekko pchnęłam siostrę w stronę kuchni. – I zaraz ci wytłumaczę dlaczego.

To nie była długa przemowa. Spokojnym tonem, ale bez owijania w bawełnę, wypunktowałam mojej siostrze wszystkie jej grzechy i grzeszki. Wspomniałam o egoizmie, wykorzystywaniu, stawianiu nas pod ścianą, nieliczeniu się z naszymi uczuciami i potrzebami.

– Rozumiem, że chcesz się czasem oderwać od rodzicielskich obowiązków. Ale nie możesz ich ciągle zwalać na nas! Dlatego od dziś wprowadzam nowe reguły gry. Żadnego przychodzenia bez zapowiedzi, żadnego wpychania córeczki do mieszkania i uciekania bez słowa. Jeśli będziesz chciała zostawić u nas Zuzię, musisz najpierw wcześniej zadzwonić i grzecznie zapytać, czy mamy czas i ochotę się nią zająć. I pogodzić się z tym, że czasem, a może nawet i często, odpowiemy: nie. Wbrew temu, co twierdzisz, też mamy swoje życie i plany. Chcemy gdzieś wyjść, pojechać. Ale nie możemy, bo wiecznie mamy na głowie twoje dziecko – zakończyłam.

Żegnaj na zawsze! – po tych słowach wyszła

Karolina była kompletnie zaskoczona moim wywodem. Przez dłuższą chwilę nie odezwała się ani słowem. Ale kiedy już szok minął, wybuchła jak wulkan. Krzyczała, że jestem niesprawiedliwa, okrutna, że ją obrażam. I że ona nie rozumie, o co mam pretensję, bo przecież nigdy nie prosiła o nic szczególnego.

– Przecież sama zaproponowałaś pomoc! Paplałaś, że jesteśmy siostrami i nie zostawisz mnie w potrzebie A teraz mówisz, że jestem egoistką i was wykorzystuję. To jakaś totalna bzdura
– naburmuszyła się

– Rzeczywiście, zaproponowałam. Ale jak słusznie zauważyłaś, pomoc w potrzebie, a nie niemal całodobowe zastępstwo w opiece nad dzieckiem. Przypominam ci, że Zuzia to twoja córka. A więcej czasu spędza u nas niż z tobą. Nie zgadzam się na to! – odparowałam.

– Tak? To bez łaski! Wsadź sobie tę swoją pomoc gdzieś! Świetnie poradzę sobie bez ciebie i twojego mężulka. Więcej mnie nie zobaczysz. Ani Zuzi! Żegnam na zawsze! – krzyknęła, a potem chwyciła śpiącą córeczkę i obrażona wybiegła z mieszkania.

Zrobiło mi się bardzo przykro.

– Wiedziałam, że to się tak skończy – powiedziałam do męża.

– Żałujesz? – wpatrywał się we mnie.

– Nie… Już dawno powinnam była postawić sprawę jasno. Mam tylko nadzieję, że wbrew gniewnym zapowiedziom nie pożegnała się na zawsze… To jednak moja siostra, kocham ją. No i będę tęsknić za Zuzią…

– Spokojnie, wcześniej czy później się odezwie. Nigdy nie była specjalnie słowna, więc i tym razem nie dotrzyma obietnicy. A poza tym nie jest głupia. Jak sobie wszystko przemyśli, to zrozumie, że nie może z tobą wojować. Bo z kim zostawi małą, kiedy naprawdę będzie musiała coś ważnego załatwić? – uśmiechnął się pocieszająco.

Wzięła mnie na przetrzymanie

Miałam nadzieję, że ma rację. Siostra nie pokazywała się przez ponad dwa tygodnie. Komórka też milczała. Im dłużej to trwało, tym gorzej się czułam. Powoli zaczynałam żałować, że w ogóle przeprowadziłam z nią tę rozmowę i postawiłam warunki.

Piętnastego dnia sama chciałam nawet do niej pojechać i spróbować jakoś udobruchać, ale mnie uprzedziła. Stanęła w drzwiach, gdy właśnie zbierałam się do wyjścia. Trzymała za rączkę Zuzię.

– Wychodzisz? – spytała nieśmiało.

– Nie, już nie – odparłam.

– To możemy wejść? Nie bój się, nie chcę zostawić u was Zuzi. Po prostu mała się za wami bardzo stęskniła. Od rana marudzi, że chce do cioci i wujka. Posiedzimy pół godzinki i sobie pójdziemy. No, chyba że jesteście z Igorem zajęci…

– Akurat nie. Wchodźcie szybko, już nastawiam herbatę. I kawałek placka z rabarbarem też się znajdzie! – odparłam uradowana.

Tamtego dnia zakopałyśmy z siostrą topór wojenny. Zanim to jednak nastąpiło, jeszcze raz usiadłyśmy we dwie w kuchni i dokończyłyśmy naszą wcześniejszą rozmowę. Nie obyło się bez ostrej wymiany zdań, bo każda jeszcze raz próbowała bronić swoich racji, ale w końcu doszłyśmy do porozumienia.

Od tamtej pory żyjemy w zgodzie i harmonii. Karolina szanuje zasady i prosi o opiekę nad Zuzią tylko w naprawdę wyjątkowych wypadkach. Nie zdarza się ich wiele, więc czasem sami szukamy pretekstu, żeby ściągnąć do nas małą. Albo jedziemy do siostry w odwiedziny. Wcześniej oczywiście dzwonimy i pytamy, czy możemy wpaść. Nie możemy przecież łamać własnych zasad… To niewychowawcze… 

Czytaj także:
„Zostawiłam ukochanego, bo miałam dość bycia tą drugą. Jego dzieci zawsze będą ważniejsze niż ja, chcę mieć go dla siebie”
„Po śmierci taty, mama czciła go jak świętego. A on... miał w górach nieślubnego syna”
„Teściowa wytoczyła mi wojnę, bo zabrałam jej jedynego synka. Poniżanie mnie sprawia jej przyjemność”

Redakcja poleca

REKLAMA