Mama nie umiała pogodzić się z rzeczywistością i czepiała się każdej okruszyny nadziei, ale ja pamiętałem wyraz twarzy lekarza, który mówił, że następna doba będzie decydująca. Tak naprawdę chciał nam przekazać, że ojciec z tego nie wyjdzie. Pierwszy zawał w wieku sześćdziesięciu jeden lat miałby szanse przeżyć, ale ten był trzeci…
Podzieliliśmy się z siostrą obowiązkami
Maja była przy mamie, ja zająłem się organizacją pogrzebu, dokumentami, formalnościami prawno-spadkowymi.
– Jak mama się trzyma? – zapytałem, dzwoniąc do siostry z domu pogrzebowego.
– Ciągle płacze, w nocy nie zasnęła nawet na chwilę… – odpowiedziała cicho.
Nasi rodzice byli ze sobą trzydzieści pięć lat. Pierwszy raz ojciec zobaczył mamę na obozie żeglarskim, na którym był instruktorem. Miała szesnaście lat. Na początku ciężko było przekonać jej rodziców, że to poważne uczucie, ale w końcu wszyscy zrozumieli, że Zosia i Jurek naprawdę byli sobie przeznaczeni bez względu na dwunastoletnią różnicę wieku. Pobrali się, kiedy mama skończyła dwadzieścia lat, rok później na świecie pojawiłem się ja.
– Był jej jedyną miłością – westchnęła siostra, kiedy ponownie zadzwoniłem zapytać, co u mamy. – Wiesz, że śpi z jego zdjęciem?
Nie wiedziałem. Strasznie współczułem mamie. Straciłem ojca, ale ona straciła męża, przyjaciela, powiernika i opiekuna. Troszczyliśmy się o nią z Mają, ale widać było, jak bardzo zdruzgotała ją śmierć taty. Mimo wszystko życie toczyło się dalej i trzeba było zrobić porządek z masą rzeczy, którymi zajmował się tata.
Uregulowałem kwestie dostępu do konta bankowego, wypłatę środków z lokaty, wystawiłem na sprzedaż samochód, bo mama nie miała prawa jazdy.
– Trzeba jeszcze sprzedać dom po dziadkach – powiedziała Maja.
Miała na myśli nie tyle dom, co domek w górach, w którym tata urodził się i spędził dzieciństwo. Kiedy byliśmy mali, jeździliśmy tam do naszego dziadka, który zabierał nas na jagody i pozwalał kąpać się w lodowatych, górskich potokach, chociaż mama się o to złościła. Do domu prowadziła nieutwardzana droga, w dodatku pod górę i nie dało się tam wjechać samochodem.
Wiedziałem, że tata nie chciał sprzedać domu po rodzicach, chociaż nie miał pomysłu, co z nim zrobić. Żeby zupełnie nie zniszczał, jeździł tam co jakiś czas, coś naprawiał, płacił sąsiadowi za doglądanie terenu. Ostatni raz zabrałem tam swoją dziewczynę na sylwestra pięć lat temu. Domek był zadbany i posprzątany, nawet na telewizorze z wypukłym ekranem i meblach nie było kurzu. Sąsiad, widać, dobrze dbał o domek.
Do tego przewody kominowe były sprawne, a w kranie płynęła zimna, ale czysta woda, którą doprowadził do budynku jeszcze dziadek.
– Może by go zacząć wynajmować? – zastanawiała się głośno Maja. – Jedź, pogadaj z panem Jędrzejem, zapytaj, czy tam są turyści i jak on by widział taką współpracę.
Pan Jędrzej był właśnie tym sąsiadem, któremu ojciec przekazywał pieniądze za doglądanie domku. Nie miałem do niego numeru, więc po prostu tam pojechałem. Kiedy idąc pod górę, zobaczyłem światło w oknach naszej kuchni, pomyślałem, że pewnie sąsiad akurat przyszedł coś skontrolować. Ale drzwi nie otworzył mi pan Jędrzej, tylko tęgawa blondynka trzymająca na biodrze dziecko z buzią umazaną chyba czekoladą.
– Kim pani jest? – spytałem zbaraniały.
– Słucham?! – blondynka odstawiła dziecko na drewnianą podłogę i spojrzała na mnie groźnie. – Przychodzi pan do mojego domu i pyta mnie, kim ja jestem?!
Musiałem wyglądać jak zupełnie nieszkodliwy człowiek w głębokim szoku, bo po kilkunastu sekundach gapienia się na mnie w milczeniu, kobieta otworzyła szerzej drzwi i mruknęła: „Pan wejdzie”.
– Pewnie jest pan z rodziny Jurka – domyśliła się. – Mówił, że żadne z was już nigdy tu nie przyjedzie, że zapomnieliście o tym miejscu i nawet kluczy nie macie.
A więc znała mojego ojca – pomyślałem. Ale to nie wyjaśniało, dlaczego w kuchni mojej babci stało krzesełko do karmienia malucha, a po podłodze walały się zabawki. Oraz tego, że telewizor antyk zniknął, a na jego miejscu stał nowy – z płaskim ekranem. Kiedy się dyskretnie rozejrzałem, dostrzegłem też mikrofalówkę na blacie w kuchni i nową lodówkę w kącie.
– Dlaczego pani tu mieszka? – zadałem męczące mnie pytanie. – Ten dom należy do mojej rodziny.
– Taaak… – westchnęła, jakby się spodziewała, że to powiem. – Wie pan co? Zadzwońmy do Jurka, niech on się przed panem tłumaczy. Ja mu mówiłam, że to się w końcu wyda i lepiej, żeby powiedział o mnie i Miłoszku żonie, ale on wie swoje.
Wstała i zabrała chłopczykowi, zapewne rzeczonemu Miłoszkowi, telefon komórkowy, którym się bawił.
– Musimy wyjść, tutaj nie ma zasięgu – rzuciła.
Zdążyła zrobić kilka kroków w stronę drzwi, nim wydusiłem z siebie, że ojciec nie odbierze telefonu.
– Tata zmarł miesiąc temu – wykrztusiłem z wysiłkiem. – Nie wiedziała pani?
Teraz ona potrzebowała długiej chwili, by ochłonąć z szoku. A potem zaczęła płakać. Nie rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi, ale widok płaczącej kobiety, nawet obcej, mnie poruszył. Przysunąłem się do niej i objąłem ją ramieniem.
– Mój synek… stracił… ojca… – wyłkała mi w ramię.
Miała na imię Aldona i poznała mojego ojca sześć lat temu, kiedy pracowała u pana Jędrzeja jako opiekunka jego sparaliżowanej po wylewie mamy. Jak mi opowiedziała, ona i mój ojciec od razu wiedzieli, że coś między nimi musi zajść.
– Wiedziałam, że był starszy, mógłby być moim ojcem, ale to w niczym nie przeszkadzało. Myśmy się tu znaleźli… Na tym odludziu… On przyjeżdżał tu odpocząć od miasta, ja się zaczynałam zadomawiać w okolicy. I tak się spotykaliśmy, kiedy tylko udało mu się do mnie wyrwać.
Dziwne, że nie zauważyłem tych częstszych wyjazdów taty w góry. Może po prostu był dyskretny i nie o wszystkich mówił mamie i nam. Wywnioskowałem, że kiedy byłem tam na sylwestra, Aldona mieszkała jeszcze z rodziną pana Jędrzeja, niecały kilometr dalej. Ale rok później starsza pani zmarła i tęgawa, trzydziestoparoletnia blondynka o równiutkich, białych zębach i niekończącym się uwielbieniu wobec wszystkiego, co robił i mówił mój tata, stanęła przed koniecznością wyjechania z sielskiej okolicy.
– Nie chciał mnie stracić – powiedziała, pociągając nosem. – Tak mi powiedział. I że mnie kocha. – Na moment zamilkła. – Pan Jędrzej o nas wiedział, nie podobało mu się to, bo zna pana mamę, no i was… Ale jak się okazało, że jestem w ciąży, powiedział Jurkowi, że powinnam zamieszkać w tym domu.
Kiedy trochę się uspokoiła, zaczęła mnie zapewniać, że nie zamierzała rujnować mojej matce życia. Zresztą, nie miała numeru jej telefonu ani adresu. Musiała więc zgodzić się na to, co oferował jej kochanek. Czyli na przytulny dom w górach i spotkania rzadziej, niż by chciała. Nie miałem wątpliwości, że Aldona naprawdę kochała mojego ojca i marzyła o tym, by zostawił żonę i zamieszkał z nią w domku z widokiem na kotlinę. Ale on nie mógł albo nie chciał zostawić mamy, która uważała go za ideał, ani całkowicie zmienić życia tuż przed sześćdziesiątką.
Pomyślałem zgryźliwie, że ojciec najwyraźniej lubił dużo młodsze kobiety i ani mama, ani Aldona, nie były dla niego takie wyjątkowe, ale to pewnie krzywdzące. Może kochał je obie i po prostu zrobił to, co uważał za najlepsze dla wszystkich.
– Dał mi ten dom – powiedziała Aldona. – Byliśmy u notariusza, przepisał go na mnie. Przysyłał mi też pieniądze na utrzymanie, chociaż mam pracę – pochwaliła się. – Na dole, w W. – wymieniła najbliższą miejscowość. – Sprzątam i pomagam w schronisku. Miłosz chodzi tam ze mną, dobrze sobie radzimy. On jest odważny do ludzi. Po ojcu to ma!
Dopiero wtedy dotarło do mnie z całą mocą: Miłosz, który, jak się okazało, miał prawie cztery lata, był moim przyrodnim bratem!
W drodze powrotnej myślałem, jak to rozegrać
Nie mogłem powiedzieć prawdy mamie, to złamałoby jej serce po raz drugi po śmierci taty. Powiedziałem za to Mai.
– Mamy braciszka? – uśmiechnęła się, jak to robią kobiety na wzmiankę o dzieciach. – Wiesz co? Nie powiemy nic mamie. Ona i tak w życiu tam nie pojedzie, nie obchodził ją ten dom. Powiesz, że to ruina, potem wymyślimy bajeczkę, że był pożar i nic nie zostało. Niech będzie tak, jak chciał tata. Miłosz też powinien dziedziczyć po nim. Tej kobiecie też coś się należy.
Na razie tak właśnie zrobiliśmy. Mama o niczym nie wie, o dom nawet nie pyta. Wciąż śpi ze zdjęciem taty. Z Aldoną mam kontakt, wysłałem jej, za zgodą Mai, pieniądze ze sprzedaży samochodu, które mama kazała nam sobie wziąć. Czasem myślę, czy za dwadzieścia, trzydzieści lat będę miał jakiś kontakt z przyrodnim bratem. Chciałbym. Więzy rodzinne są ważne, nawet jeśli odkrywamy je tak niespodziewanie…
Czytaj także:
Po 20 latach wróciłam z zagranicy, żeby opiekować się mamą. Ona nie pamiętała nawet swojego imienia
Mąż mojej siostry to tyran. Wyrzucił córkę z domu, bo nastolatka w ciąży to plama na honorze notariusza
Mama zawsze wolała moją siostrę. Nawet gdy zaszła w ciążę w liceum, mama kłuła mnie w oczy tym, że już ma rodzinę