„Zostawiłam ukochanego, bo miałam dość bycia tą drugą. Jego dzieci zawsze będą ważniejsze niż ja, chcę mieć go dla siebie”

kobieta załamana że musi odejść od ukochanego fot. Adobe Stock
„– Chodzi o moje dzieci – powiedział. – Tak? Nie chcesz się mną z nimi dzielić. Uważasz, że jestem jak kawałek pizzy, który trzeba pokroić na równe kawałki, żeby się wszyscy najedli? A przecież moje dzieci to jedno, a ty to zupełnie co innego. Nie da się pomiędzy wami postawić znaku równości. Rozumiesz to?”.
/ 21.01.2022 14:35
kobieta załamana że musi odejść od ukochanego fot. Adobe Stock

Czterdziestolatka z własnym M-3, dobrą pracą, wykształceniem wyższym, samochodem niezłej marki, znośną urodą i nienajgorszym charakterem, nie powinna być sama. Teoretycznie. W filmach i książkach o singielkach adoratorzy ustawialiby się do mnie w kolejce. Nie wiem, na kim wzorują się autorzy scenariuszy, ale na mnie – na pewno nie.

Ja znów jestem sama. Mam za sobą parę związków

Najdłuższy trwał dwa i pół roku, z czego co najmniej cztery miesiące to były ciche dni, więc tak naprawdę byliśmy razem tak krótko, że kiedy ostatnio zobaczyłam przypadkiem swojego dawnego partnera, ledwo go poznałam. Nie dlatego, że tak się zmienił, ale prawie całkowicie zatarł mi się w pamięci.

Jedna z koleżanek powiedziała, że za dużo od mężczyzn wymagam, i dlatego nie mogę nikogo znaleźć. Faktycznie, chcę, żeby facet był w stosunku do mnie uczciwy, żeby za dużo nie pił, miał poczucie humoru i nie był leniem. To zbyt wiele? No, może, ale jeśli tak, chyba wolę samotność.

Jeszcze niedawno byłam całkiem zadowolona ze swojego życia. Dopiero od mniej więcej roku zaczęłam myśleć, że może dobrze byłoby jednak kogoś poznać i spróbować jeszcze raz? Tak się szczęśliwie zdarzyło, że mieszkanie nade mną zaczął wynajmować miły pan, na oko w moim wieku.

Raz i drugi spotkaliśmy się w windzie, mówiliśmy sobie „dzień dobry” i „ale dziś wieje”. Wreszcie pan zaproponował mi podwiezienie do pracy, kiedy wspomniałam, że mam swoje auto w warsztacie.

Mówiłam, że córka go wykorzystuje

Okazało się, że pracujemy blisko siebie, więc podwożenie i odwożenie stało się normą, dopóki nie odebrałam samochodu z naprawy. Chcąc się zrewanżować, zaprosiłam sąsiada na kawę, potem on mnie do kina, ja jego do teatru, on mnie na obiad, ja jego na kolację… i tak zostaliśmy parą.

Czy byłam zakochana? Byłam i nadal jestem. Michał jest wspaniałym mężczyzną, przeżyłam z nim najpiękniejsze chwile swego życia, marzę, żebyśmy byli razem, ale jest coś, co to uniemożliwia. Otóż Michał ma dzieci z pierwszego małżeństwa, syna i córkę, mieszkających wprawdzie w innym mieście, ale odwiedzających ojca i pozostających z nim w bardzo dobrych kontaktach.

Te dzieci to nastolatki, potrzebujące opieki i finansowej pomocy. Michał nieźle zarabia, ale płaci spore alimenty i nie żałuje na nic, o co go poproszą. Niedawno pożyczałam mu sporą sumę, ponieważ córka postanowiła się nauczyć konnej jazdy i musiał opłacić jej kurs i obóz szkoleniowy. Zapytałam, czy matka nie mogłaby się do tego dołożyć, ale odpowiedział, że nie, bo one się ostatnio słabo dogadują i córka woli z takimi problemami przychodzić do ojca.

– To nie są problemy – powiedziałam. – To są zachcianki.
– A jeśli nawet, to co? – obruszył się Michał. – Niby dlaczego miałaby nie mieć zachcianek, skoro jest moim dzieckiem? Tylko dlatego, że się rozstałem z jej matką?
– A jeśli zechce rzucić szkołę i wyjechać w podróż dookoła świata?
– Oj, Izka, nie rozmawiajmy o sytuacjach ekstremalnych. To mądra dziewczyna i chce się uczyć, może nawet za granicą…
– Wtedy dopiero ci wpuści węża do kieszeni – mruknęłam.
– Trudno. W końcu na kogo mam pracować, jak nie na Amelię?

Chciałam zawołać, że odkąd jesteśmy razem, także na mnie, ale zamilkłam. Wolałam nie zoogniać sytuacji, chociaż niemiły osad po tej rozmowie pozostał i zatruwał moje myśli. Wstyd się przyznać, ale byłam zazdrosna o jego dzieci. Irytowało mnie, że jest na ich każde zawołanie, że potrafi wszystko rzucić i gnać kawał drogi, żeby się z nimi zobaczyć albo gasić jakiś pożar w ich domu czy szkołach.

Nigdy im nie powiedział, że nie ma czasu, albo że jest zmęczony, albo że zaplanował coś ze mną. Nawet gdy tak rzeczywiście było, to ja słyszałam: „Musisz to zrozumieć”. Pytałam, czy jestem dla niego ważna? Odpowiadał, że oczywiście i to bardzo, ale ma ojcowskie obowiązki i nie może się od nich migać.

Zawsze na koniec używał argumentu, który mi wytrącał z ręki każdą broń:
– Wiedziałaś, że mam dzieci – mówił. – Nie oszukiwałem cię. Poza tym, czy byś mnie szanowała, gdybym zachowywał się inaczej?
– Ja tylko proszę, żebyś nie przesadzał w żadną stronę – tłumaczyłam. – Często mam wrażenie, że one cię wykorzystują. Nie widzisz tego?
– Widzę, nie jestem niemądry, ale kogo mają wykorzystywać. To ja jestem ich ojcem. Nic tego nie zmieni.

Sytuację komplikował fakt, że coraz bardziej się angażowałam i czułam, że wkrótce nie będę potrafiła odejść, nawet gdybym tego chciała. Wkrótce Michał zdecydował, że zrezygnuje z wynajmowanego mieszkania i przeniesie się do mnie.

– Właściwie i tak tu mieszkam – stwierdził. – Tamta chata stoi pusta i tylko niepotrzebnie płacę czynsz. Można by te pieniądze przeznaczyć na coś innego, choćby na wakacje...
– Na wakacje – ucieszyłam się.

Już miałam dodać, że marzę o urlopie, gdy usłyszałam:
– Obiecałem dzieciakom, że je zabiorę do Hiszpanii. A może lepiej do Grecji? Zobaczymy. Nawet nie wiesz, jak się cieszą.

Wtedy zrozumiałam, że nic się nie zmieni. Zawsze będę „tą druga” i choćbym nie wiem jak się starała, z jego dziećmi nie wygram.

Nie sądziłam, że myśli o mnie poważnie

Dlatego zdecydowałam, że najlepiej dla mnie będzie, jeśli będziemy żyli osobno, spotykając się tylko wtedy, kiedy tego naprawdę zapragniemy. Tylko taki układ daje mi szansę na odcięcie się od jego spraw i zachowanie jako takiego spokoju.

– Lepiej będzie nie wchodzić na razie w bliski związek – powiedziałam otwarcie. – Wolę ciebie z daleka.
– Co to znaczy? – zapytał. – Proponujesz mi życie na doskok?
– To będzie najwygodniejsze.
– Wcale tak nie uważam. Mnie nie interesują luźne romanse.
– A tak się wydaje.
Skąd! Chcę mieć dom, rodzinę, stabilizację. Chcę się z tobą ożenić. Myślałem, że ty także tego pragniesz.

Tego nie przewidziałam. Serce waliło mi jak dzwon, ale zachowałam pozorny spokój.
– Ja też myślę o nas poważnie, tylko uważam, że na takie decyzje jest jeszcze za wcześnie.
– Co znaczy za wcześnie? Nie jesteśmy nastolatkami. Czas pędzi jak szalony, za chwilę może być za późno.
– Przesadzasz – broniłam się. – Ja nie jestem jeszcze gotowa na takie zmiany. Nie mówię „nie” ostatecznie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie?

Popatrzył na mnie ze zdumieniem.

– Chodzi o moje dzieci – powiedział. – Tak? Nie chcesz się mną z nimi dzielić. Uważasz, że jestem jak kawałek pizzy, który trzeba pokroić na równe kawałki, żeby się wszyscy najedli? A przecież moje dzieci to jedno, a ty to zupełnie co innego. Nie da się pomiędzy wami postawić znaku równości. Rozumiesz to?

– Nie – przyznałam.
– Więc rzeczywiście musimy to wszystko jeszcze przemyśleć. Dobrze, że wiem, co czujesz, bo przestanę się niepotrzebnie łudzić. Masz rację, lepszy będzie układ na odległość...
– Co to znaczy?
– Że się zgadzam na luźne kontakty, takie od czasu do czasu, ale zaznaczam, że one się skończą, jeśli znajdę kobietę, która zechce mnie na stałe. Czy to dla ciebie jest jasne?

Powiedziałam, że tak, i patrzyłam, jak pakuje swoje rzeczy, żeby zanieść je do mieszkania piętro wyżej. Było mi przykro, ale wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję. Może z czasem zaakceptuję to, że Michał jest najpierw dla nich, a potem dla mnie. A może nie? Na razie wolę nie ryzykować. Nie zamierzam wchodzić do głębokiej, rwącej rzeki, wiedząc, że słabo pływam? Taka szalona i lekkomyślna to ja nie jestem. Na szczęście.

Czytaj także:
Mam dość narzeczonego pracoholika
Czy to coś złego, że jako facet dbam o swój wygląd?
Mąż zostawił mnie dla ciężarnej kochanki
Mam nieślubne dziecko z przygodnego romansu
Za granicą miałem poważny wypadek i dopiero zrozumiałem, co ważne

Redakcja poleca

REKLAMA