„Zastawiłam sidła na żonatego szefa. Mina mi zrzedła, gdy okazało sie, że jego żona jeździ na wózku inwalidzkim”

Kobieta, która chciała poderwać swojego szefa fot. Adobe Stock, Monika Cyran
Co ma zrobić dziewczyna po szkole sekretarek, bez znajomości języków i średnio radząca sobie z komputerem, której marzy się luksusowe życie? Odpowiedź jest prosta: znaleźć odpowiedniego faceta. Czyli takiego, który ma stanowisko i niemałe pieniądze.
/ 23.08.2021 01:48
Kobieta, która chciała poderwać swojego szefa fot. Adobe Stock, Monika Cyran

Nigdy nie byłam fałszywie skromna. Zdaję sobie sprawę, że jestem bardzo atrakcyjną kobietą: mam długie, jasne włosy, piwne oczy, ładną cerę, jestem szczupła i zgrabna. Na facetów działam jak magnes i bez skrupułów wykorzystuję ich zainteresowanie.

Dokoła mnie zawsze kręcił się wianuszek chłopaków, którzy mogli mi się do czegoś przydać. W szkole średniej Jurek udzielał mi bezpłatnych korepetycji z przedmiotów ścisłych, bez jego pomocy nie zaliczyłabym ostatniej klasy i nie zdałabym matury. Rodzice Andrzeja mieli dom w Kołobrzegu, dzięki niemu spędzałam wakacje nad morzem. Arek, który wyuczył się na mechanika, miał nadzieję, że się z nim umówię, a tymczasem naprawiał mi samochód i nie brał za to ani grosza. Przykłady można mnożyć...

Nawet pracę zdobyłam dzięki męskiej protekcji. Szwagier załatwił mi posadę recepcjonistki w prywatnej przychodni lekarskiej. To zajęcie przyszło w odpowiedniej chwili. Skończyłam 27 lat i mimo że się w życiu nieźle bawiłam, to w sensie materialnym nie osiągnęłam niczego. Mieszkam z rodzicami w bloku, jeżdżę starym gruchotem i nie mam żadnych oszczędności.

Opracowałam plan i postanowiłam bezzwłocznie go zrealizować

Co ma zrobić dziewczyna po szkole sekretarek, bez znajomości języków i średnio radząca sobie z komputerem, której marzy się luksusowe życie? Odpowiedź jest prosta: znaleźć odpowiedniego faceta. Czyli takiego, który ma stanowisko i niemałe pieniądze. Potem trzeba szybko go oczarować, omotać i oczywiście nakłonić do małżeństwa.

Gdy już opracowałam plan, postanowiłam bezzwłocznie go zrealizować. Bo czas uciekał: za kilka lat może przybyć mi zmarszczek, mogę utyć – i kto mnie wtedy zechce?

Upatrzyłam sobie właściciela przychodni, w której rozpoczęłam pracę. Facet zamożny, inteligentny, w dodatku lekarz okulista, dobry organizator, lubiany przez pracowników.
– Jeszcze nie mieliśmy tak uroczej recepcjonistki – uśmiechnął się do mnie, gdy załatwialiśmy formalności. – Ale wie pani, to nie jest zwyczajna praca, tu nie wystarczy ładna buzia. Pacjentów trzeba pocieszyć, być dla nich wyrozumiałym, cierpliwym...
– Panie doktorze, ja bardzo lubię ludzi, nawet z problemami – łgałam jak z nut. – Na pewno będzie mi się tu dobrze pracowało.

Spojrzałam na niego zalotnie. Wiedziałam, że zrobiłam na Piotrze, bo tak go już nazywałam w myślach, dobre wrażenie. On na mnie też: choć był po czterdziestce, w ogóle na to nie wyglądał. Fizycznie trochę misiowaty, ale przy tym silny, spokojny, ciepły. Lubię takich facetów.

Najpierw kupiłam sobie trochę ciuchów (modnych, a jednocześnie w dobrym guście), poszłam do kosmetyczki. Nie ma co oszczędzać, w końcu chodzi o moją przyszłość. Usłyszałam, że szef ma żonę, ale nikt nie wiedział o niej nic konkretnego; w sprawach osobistych Piotr był bardzo dyskretny.

Wytłumaczyłam sobie, że są typowym, znudzonym sobą, starym małżeństwem. Z tego, co ustaliłam, ona była w jego wieku; podstarzałe, pewnie nieciekawe, grube babsko. Nie mają dzieci, czyli tym łatwiej będzie się jej pozbyć.

Gabinet Piotra znajdował się tuż obok recepcji. Ze wszystkich sił starałam się go oczarować. Ćwierkałam miło do telefonu, dla pacjentów byłam samą słodyczą. Zdziwiłam się, że moja rybka tak szybko złapała haczyk.
– Jak to jest, że taka młoda dziewczyna rozumie chorych ludzi? – zapytał mnie Piotr.
– Panie doktorze, ja już od dziecka chciałam pomagać innym – odparłam, znacząco patrząc mu w oczy.
– No tak, od każdego dobry los może się odwrócić – popatrzył na mnie poważnie.

W myślach już widziałam się u jego boku: w pięknie urządzonej willi albo jak wyjeżdżamy na egzotyczne wycieczki... Jednak kolejne tygodnie mijały, a ja utknęłam w martwym punkcie. Doktorek był uprzejmy, sympatyczny – ale nic poza tym.

Musiałam go jakoś sprowokować

Wiedziałam, że w środę ma zostać w pracy dłużej. Wyszłam z przychodni ze wszystkimi, odczekałam dwie godziny w pobliskiej kawiarni i znowu wróciłam do pracy. Pretekst miałam dobrze obmyślony.
– Panie Piotrze, chyba zostawiłam na stole dokumenty i portfel... – udawałam, że jestem bardzo zdenerwowana.
– Tak, rzeczywiście! Znalazłem i schowałem pani zgubę – odparł pan doktor.
– Jestem taka wdzięczna – ułożyłam usta jak do pocałunku i dodałam tonem bezbronnego dziecka: – Ale zmarzłam, taki dziś ziąb…
Spodziewam się, że zaprosi mnie do lokalu, na lampkę wina. Próżne moje nadzieje.
– Podwiozę panią do domu – zaproponował doktor bez namysłu.

Po drodze robiłam, co mogłam, żeby go oczarować. Założyłam nogę na nogę, zdjęłam czapkę, rozpuściłam włosy.
– Marzę o rodzinie, kochającym mężu, wieczorach spędzanych razem – szczebiotałam.
– Wszystko przed panią – uśmiechnął się, moja paplanina chyba go zainteresowała. – Rodzina jest bardzo ważna. Musi być cudownie wychowywać dzieci, patrzeć jak rosną.
– Bardzo lubię dzieci, chciałabym mieć chłopca i dziewczynkę – fantazjowałam.
Zatrzymaliśmy się przed moim domem.

Piotr akurat kończył opowieść o znajomym, który ma pięcioro dzieci. Nagle zreflektował się, urwał i spojrzał na zegarek. Nie pozostało mi nic innego, jak podziękować i iść do domu.

Wkrótce przypuściłam kolejny atak. Poprosiłam, żeby zbadał mi wzrok. Skłamałam, że coraz gorzej widzę, wieczorem bolą mnie oczy. Na wizytę zgłosiłam się po pracy. Z nadzieją, że Piotr znów odwiezie mnie do domu.
– Pani Kamilo, ma pani niewielką krótkowzroczność, a łzawienie może być spowodowane oglądaniem telewizji i spędzaniem czasu przy komputerze – usłyszałam diagnozę.

Za badanie Piotr nie wziął ani grosza. Ucieszyłam się. To znak, że mu na mnie zależy.
– Może w ramach rewanżu mogłabym zaprosić pana na kawę? – poszłam na całość.
– Nie ma takiej potrzeby, pani Kamilo – doktor uśmiechnął się miło. – Zawsze chętnie pani pomogę. To żaden kłopot.
Zamknął drzwi do swojego gabinetu i tyle go widziałam. Do domu poszłam sama.

Czas płynął, a ja nie posunęłam się ani na krok do przodu. Piotr mnie wyraźnie lubił, lecz wydawał się nieczuły na moje wdzięki. Nadzieja wstąpiła we mnie dopiero wtedy, gdy dowiedziałam się, że szef organizuje przyjęcie wigilijne. Zaprosił wszystkich pracowników, zamówił jedzenie z firmy cateringowej.

Kupiłam sobie wystrzałową suknię...

Tamtego wieczoru do pracy pojechałam taksówką. Gdy dotarłam na miejsce, Piotra jeszcze nie było. Wszyscy czekali.  Przyjechał pół godziny po umówionym czasie. Z kobietą, która poruszała się na wózku inwalidzkim.
– Moja żona – przedstawił nam nieznajomą. – Wiem, że to spotkanie tylko dla pracowników naszej przychodzi, ale Kasia wspierała mnie, kiedy organizowałem firmę...

To był szok! Nikt nie miał pojęcia, że żona szefa jest niepełnosprawna.

Na domiar złego oboje usiedli obok mnie. Na przemian robiło mi się zimno i gorąco.
– Kochanie, pozwól, że ci przedstawię panią Kamilę – usłyszałam głos Piotra. – Pani Kamo, to moja żona Katarzyna.
– Bardzo mi miło – odparłam automatycznie głosem kompletnie pozbawionym emocji.
– Jest pani jeszcze ładniejsza, niż mąż opowiadał – uśmiechnęła się pani Katarzyna. – Dużo z Piotrusiem rozmawiamy i mam takie poczucie, jakbym znała was wszystkich.

Przyjrzałam się jej ukradkiem. Przeciętna kobieta, w niemodnej sukni, o włosach mysiego koloru i szarych oczach. Miała jednak miły, delikatny głos i często się uśmiechała.

Piotr bez przerwy skakał koło żony. Podawał półmiski z jedzeniem, przynosił napoje. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że jest w niej zakochany jak szczeniak… No tak, to koniec. Z hukiem runął mój plan zapewnienia sobie dostatniego życia u jego boku…
– Po wypadku samochodowym mam uszkodzony kręgosłup – żona szefa bez skrępowania wyjaśniła nam swój stan.

Po godzinie wszyscy rozmawiali z nią jak starzy znajomi. Ja też. Przyznam, że słuchałam jej z przyjemnością. Jaka ona ciepła, życzliwa…  Dla każdego miała dobre słowo…

Impreza skończyła się po północy. A ja… nie zmrużyłam oka do rana. Dużo myślałam i jakoś przestał mnie nęcić pomysł ułożenia sobie życia z bogatym facetem. Teraz chcę poznać mężczyznę, który spoglądałby na mnie z taką miłością jak Piotr na swoją żonę.

Czytaj także:„Szara mysz w za dużych sukienkach nie ma szans u facetów. Kora była starą panną, którą trzeba było stuningowa攄Nowa sąsiadka to niezła cwaniara. Wymyśliła sobie, że będzie zamawiać pizzę na mój koszt. Niedoczekanie!”„Zostawiłam męża, który ciągnął mnie w dół. Napisałam tylko do niego kartkę. Z Indii, do których wyjechałam bez niego”

Redakcja poleca

REKLAMA