„Zaprzyjaźniła się ze mną, żeby wyciągnąć ode mnie pieniądze. Miała długi i chciała wykorzystać moją słabość”

kobieta dom góry fot. Adobe Stock, EdNurg
„Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu, zostałyśmy przyjaciółkami. Nie obchodziło mnie, że ludzie patrzyli na tę naszą zażyłość trochę niechętnym wzrokiem. Niektórzy nawet mnie przestrzegali przed Ewką. Dopiero po roku wyznała, dlaczego postanowiła się ze mną zaprzyjaźnić”.
/ 24.07.2023 07:45
kobieta dom góry fot. Adobe Stock, EdNurg
Gdy moje życie się waliło, a ja byłam w rozsypce, spotkałam na swej drodze Ewę. Ona też miała problemy. Może nawet większe od moich.
 
Nie mogłam się doczekać, kiedy terapeuta skończy i powie, że widzimy się jutro. Dość miałam słuchania tych wszystkich połamańców życiowych, takich samych jak ja. Siebie zresztą też. Pierwsza dopadłam drzwi, pragnęłam już znaleźć się w domu, chociaż codziennie z niego uciekałam. 

 

Byłam w rozsypce

Może ugotuję coś dobrego, ułożę na nowo włosy… Ale niby po co, dla kogo, a włosy myłam przecież kilka godzin wcześniej. 
 
 
Szybko wbiegłam na schody, na oślep chwyciłam się poręczy, łzy przesłoniły mi nie tylko ciemny korytarz przychodni, ale i cały świat.
 
– Renata, poczekaj chwilę – usłyszałam za sobą głos Ewy.
 
Przystanęłam i otarłam twarz wierzchem dłoni, za nic nie chciałabym, aby ktoś z grupy jeszcze i tutaj zobaczył moją rozpacz.
 
– Gdzie tak pędzisz? – spytała, zeskakując po dwa stopnie. – Tak szybko wyszłaś, jakby diabeł cię gonił, a chciałam z tobą pogadać.
 
– Spieszę się – mruknęłam niechętnie, bo nie miałam wcale ochoty na jakieś pogaduszki.
 
– Gdzie? – parsknęła ironicznie. – Do pustego domu, do smutku? Przecież słyszałam, co mówiłaś.
 

Mąż zostawił mnie dla młodszej

No właśnie, chyba za dużo mówiłam. Dzisiaj, po raz pierwszy, odkąd zaczęłam przychodzić na tę terapeutyczną grupę wsparcia, rozkleiłam się zupełnie. Opowiedziałam tym wszystkim obcym ludziom o moim bólu, o cierpieniu. O mężu, który odszedł do kobiety młodszej ode mnie o piętnaście lat, którą poznał w internecie.
 
Widziałam, jak całe noce spędzał przy laptopie, ale nie podejrzewałam niczego złego, myślałam, że po prostu pracuje. A on odchodził dzień po dniu, noc po nocy. Potem zaczęły się jego wyjazdy, początkowo niby służbowe, a na końcu już nawet nie ukrywał, do kogo jedzie. 
 
Teraz byliśmy po pierwszej rozprawie rozwodowej, Marek od dwóch miesięcy mieszkał u niej. Załamałam się zupełnie, nie mogłam jeść, spać, pracować. Żeby się ratować, poszukałam pomocy u psychologa i tak znalazłam się w tej grupie.
 
– Może pójdziemy na drinka, dobrze ci zrobi – Ewa wyciągnęła z torebki chusteczkę. – Rozmazałaś się.
 
Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim, a zwłaszcza z tą kobietą – młodą, elegancką, pewną siebie. Gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy, nawet się zastanawiałam, co ona właściwie robi w takiej grupie, przecież to takie jak ona dyktują warunki i nie zostają zwykle porzuconymi narzeczonymi czy żonami.
 
Wzięłam z jej ręki papierową chusteczkę i nagle poczułam, że rozsypuję się zupełnie, nie panowałam nad łzami. Chciałam uciec, ruszyłam schodami w dół, ale ona nie pozwoliła mi odejść. Wzięła mnie pod ramię i niemalże siłą zaciągnęła do pobliskiej kafejki.
 
Spędziłyśmy tam ponad dwie godziny. Nie robiła mi prania mózgu jak terapeuta, ale bez słowa słuchała. A ja nie mogłam przestać mówić. Fala rozpaczy, skrywanej w sercu i w myślach, puściła. Wreszcie mogłam komuś szczerze powiedzieć, co mnie bolało tak bardzo, że nie pozwalało normalnie żyć.
 
– Nie możesz obwiniać się o wszystko – powiedziała, gdy zamilkłam. – Tak się nie da żyć, musisz zacząć od początku, nie stać w rozkroku, ale zrobić krok naprzód.
 
– Dobrze ci mówić – pokręciłam głową. – Jesteś młoda, ładna, faceci się za tobą oglądają… Popatrz na mnie, na karku pięćdziesiątka, żadnych życiowych perspektyw. Nic, tylko samotność i beznadzieja.
 
– Dobrze zarabiasz, jesteś niezależna, to jest bardzo ważne – uśmiechnęła się do mnie. – Ja nie mogę się pozbierać po rozwodzie, chociaż już rok minął, wchodzę w jakieś głupie związki, w których tylko dostaję po głowie, nie mam kasy, bo jestem na prowizji, a firma zjada własny ogon – prychnęła.
 
– W końcu trafisz na swoją połówkę – uśmiechnęłam się. – Masz jeszcze czas, czego nie można powiedzieć o mnie, a pieniądze mogę ci pożyczyć, ile potrzebujesz.
 

Ucieszyła się i wycałowała mnie w oba policzki. Dla mnie trzysta złotych nie stanowiły problemu, powiedziałam jej, że odda mi, jak będzie miała. W końcu jechałyśmy na podobnym wózku, trzeba się było wspierać.

Zostałyśmy dobrymi przyjaciółkami

Wróciłam do domu, ale nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Poszłam więc do sypialni, schowałam się pod kocem i chciałam zasnąć.
 
Oczywiście nie mogłam. Już od dawna nie przespałam nawet minuty bez tabletek. Nalałam więc wody do kubka, gdy odezwała się komórka, dzwoniła Ewka.
 
– Jak się czujesz? – spytała.
 
– Okropnie – odparłam. – Zupełnie nie mogę się pozbierać, ten koszmar wciąż do mnie wraca – łzy znowu podeszły mi do gardła.
 
Długo rozmawiałyśmy, Ewa jak mogła, tak starała mi się dodać otuchy, mówiła o pogodzie ducha, o nadziei, o kobiecej sile. Była tak przekonująca, przyjacielska, że o dziwo, po raz pierwszy od czasu mojej traumy, naprawdę się uspokoiłam. I nawet zasnęłam bez leków.
 
Od tamtego dnia spotykałyśmy się prawie codziennie. Wyciągała mnie wieczorami na miasto, do knajpek na drinka, na spacery po parku. Dobrze mi robiła jej obecnością w moim życiu, mogłam żalić się bez końca, nigdy mi nie przerywała. 
 
I nie przeszkadzało mi to, że to ja płaciłam za to wszystko, czasem całkiem spore kwoty, gdy szłyśmy na starówkę na obiad. Przecież ja dobrze zarabiałam, a ona nie miała pieniędzy. Brała czasem ode mnie też na papierosy, wciąż pożyczała drobne kwoty, ale nie miałam jej tego za złe. Była przecież moją przyjaciółką.
 

Ludzie mnie ostrzegali

Podobało mi się, że zależało jej na przyjaźni ze mną, dużo od niej starszą kobietą i taką szarą myszą, że tak mi wciąż pomagała, wspierała, podtrzymywała na duchu. Była ze mną, gdy dopadał mnie dół i przychodziło załamanie. Naprawdę nie obchodziło mnie, że ludzie z grupy patrzyli na tę naszą zażyłość trochę niechętnym wzrokiem.
 
– Lepiej uważaj z tą Ewką – powiedział mi któregoś dnia jeden z kumpli z grupy. – Ona lubi ludzi kołować i to nieźle.
 
– O czym ty mówisz? –spytałam zdziwiona. – To przecież ona mnie wspiera, pomaga mi.
 
– Żeby tylko nie wystawiła ci zbyt wysokiego rachunku – mruknął. – Mówią, że naciąga ludzi na kasę.
 
Uśmiechnęłam się pod nosem, bo wydawało mi się, że jak na razie, to raczej ja ją wykorzystywałam. Była na każde moje zawołanie, zawsze pod telefonem, gdy nachodziły mnie smutki. Włóczyła się ze mną po mieście, przesiadywałyśmy całymi wieczorami w knajpkach, żebym nie czuła się samotna i opuszczona. I te codzienne rozmowy przez telefon, nawet późno w nocy. Więc kto tu kogo wykorzystywał?
 
– Jeżeli nie masz planów na weekend, to może pojechałybyśmy w góry, mam tam domek – zaproponowała Ewka któregoś dnia. – Odpoczęłabyś, a ja bym tam trochę ogarnęła przed sezonem.
 
– Bardzo chętnie – spodobała mi się jej propozycja. – Pomogę ci w porządkach, ale co to za dom?
 
– Po dziadkach, babcia zapisała mi go, jako najstarszej wnuczce, ale będę musiała go sprzedać – odparła. – Nie stać mnie na jego utrzymanie.
 
– Mogłabyś go przecież wynająć… – zauważyłam.
 
– Kiedyś tak robiłam, ale wiesz, jak lokatorów nie przypilnujesz, to nie uszanują niczego – odparła. – Teraz trzeba by tam najpierw remont zrobić, włożyć sporo kasy – westchnęła z goryczą. – A na razie to ja nie mam z czego rachunków popłacić – za wodę, za prąd, potrzebuję kilkanaście tysięcy… – zawiesiła głos, patrząc na mnie wymownie.
 
Jej słowa trochę mnie zmroziły, to była wyraźna aluzja do mojego portfela. Kilkanaście tysięcy… To już nie były dwie dychy na papierosy, które Ewka wyciągała ode mnie raz na jakiś czas. Przypomniało mi się stare porzekadło, że jeżeli chcesz stracić przyjaciela, pożycz mu pieniądze. Uważałam ją za przyjaciółkę, ale czy ona naprawdę nią była? Pamiętałam ostrzeżenie kumpla z grupy.
 
– To spora kwota, a ja nie mam tyle wolnej gotówki i nie zwykłam pożyczać nikomu pieniędzy – odparłam dość oschłym tonem.
 
– Przepraszam, że o tym wspomniałam – opuściła głowę. – Ale mam nóż na gardle, niedługo pewnie wejdzie mi komornik, a nie mam od kogo pożyczyć tej kasy.
 
– Mówisz, że brakuje ci pieniędzy, że z pracą krucho – popatrzyłam na jej elegancką, markową sukienkę, żakiet, za które pewnie nieźle zabuliła. – Ale masz dom, który mógłby ci przynosić niezłe dochody, dlaczego tego nie wykorzystasz?
 
– Co ty mówisz, ja nie ma do tego głowy, a poza tym musiałabym się przeprowadzić na to zadupie – zaśmiała się z ironią. – Żeby tam stale być, na miejscu, żeby wszystkiego dopilnować. To nie dla mnie.
 
– No dobrze, powiedzmy, że pożyczę ci te pieniądze, ale co dalej? – zapytałam.
 
Poczułam w sobie dobrze mi znane napięcie, jak zawsze, gdy przymierzałam się do zrobienia dobrego interesu, a miałam do tego żyłkę. 
 
– Spłacisz długi, a dom będzie tak sobie dalej stał i popadał w ruinę, zamiast przynosić ci pieniądze. – drążyłam temat.
 
– Nie wiem, może go znowu wynajmę – odparła Ewa zrezygnowana. – Uwierz mi, ja sama nie wiem, co mam zrobić, przedtem zajmował się tym wszystkim mój mąż – prawie się rozpłakała.
 

Coś mnie podkusiło 

To był nagły impuls, nawet sama się sobie dziwiłam, ale podjęłam decyzję. Pojadę z nią w góry, obejrzę sobie ten dom. Coś mi mówiło, że to może być i dla mnie jakaś nadzieja, szansa, żeby rozpocząć nowe życie, zrobić wreszcie ten przysłowiowy krok do przodu.
 
Zawsze przecież marzyłam, żeby mieszkać w górach, prowadzić jakiś pensjonat albo chociaż pokoje gościnne. Żeby wstawać rano i oddychać pełną piersią, być w ciągłym ruchu, nie spędzać połowy życia przy biurku i laptopie.
 
To mój mąż, który za chwilę będzie już byłym mężem, tak się zawsze upierał przy życiu w tym wielkim mieście, w bloku, w mieszkaniu na dziesiątym piętrze.
 
– Dobrze, jedźmy – zgodziłam się. – Pokażesz mi wszystko, a ja się zastanowię, co dalej zrobić.
 
– To znaczy, że pożyczysz mi kasę? – spojrzała na mnie z nadzieją.
 
– Nie wiem – odparłam szybko. – Jeszcze nie postanowiłam – złagodziłam trochę ton. – Ale zobaczę, przyjrzę się temu wszystkiemu i jeżeli będziesz chciała, a ja przekonam się, że to ma sens, może coś razem zrobimy z twoim domem.
 
W oczach Ewy widziałam niedowierzanie. I coś jeszcze, coś, czego na razie nie umiałam określić, jakby zażenowanie czy zawstydzenie. Nie bardzo wiedziałam, dlaczego, ale na razie nie chciałam pytać.
 
Pojechałyśmy tam w pierwszy weekend czerwca. Gdy zamykałam drzwi swojego mieszkania, wydawało mi się, że zamykam tym samym jakąś furtkę, bramę swojego dotychczasowego życia.
 
A przecież jechałam tylko obejrzeć dom mojej koleżanki z grupy wsparcia, w dodatku porządnie zadłużony. Ale coś mnie tam ciągnęło, sama nie wiedziałam jeszcze, co. Intuicja podpowiadała mi, wręcz nakazywała, zająć się tym wszystkim. I nie tylko z tego powodu, że Ewa okazała mi wsparcie, ona jedna ze wszystkich ludzi na terapii. Nie, to nie była tylko moja wdzięczność.
 

Ten dom był jak marzenie 

Drewniany dom, w starym góralskim stylu, z prawdziwą, kamienną podmurówką, drewnianymi okiennicami i werandą stał u podnóża sporego pagórka. Za nim rozciągał się sosnowy las, przed nim widok na zbocza, sceneria niemal jak z filmu. 
 
Gdy pod naszymi stopami zatrzeszczały schody, gdy w nos uderzył zapach nagrzanego słońcem drewna, a potem zobaczyłam starą kuchnię z belkami pod sufitem i kamienną posadzką, poczułam, że znalazłam się we właściwym miejscu.
 
Usiadłam za ciężkim, drewnianym stołem, jakby sił mi nagle zabrakło. Patrzyłam jak Ewa wstawia wodę w elektrycznym czajniku, jak krząta się przy starym piecu z wielkim okapem, stojącym obok nowoczesnej elektrycznej kuchenki.
 
Tu jest cudownie – pokręciłam głową. – I ty to chcesz sprzedać?
 
– Taki miałam zamiar – odparła. – Potrzebuję pieniędzy, mam długi.  Tak to jest, jak się żyje na kredyt…
 
Spojrzałam na jej spodnie z markowego butiku, długie, wypielęgnowane paznokcie, nienaganny makijaż, a potem na brudne szyby w oknach i zakurzone, wydziergane na szydełku firanki. Pewnie jeszcze przez jej babcię.
 
No tak, na gospodynię tego domu to ona się raczej nie nadawała. A mnie jakaś siła aż unosiła z tego poczerniałego, drewnianego zydla, na którym siedziałam. Ten dom miał duszę, a ja autentycznie czułam, jak wypełnia mnie radość i nadzieja na lepsze jutro.
 
– Zostaw tę kawę – pociągnęłam Ewę za rękaw. – Siadaj tu przy mnie i mów. Teraz twoja kolej.
 
– Ale, o czym mam mówić? – spojrzała na mnie zdziwiona.
 
– O wszystkim – odparłam. – Ty mnie wysłuchiwałaś przez miesiąc, codziennie, teraz ja posłucham ciebie, mów mi wszystko, co cię boli, i dlaczego ten dom tak cię boli.
 
Ewa usiadła naprzeciwko mnie, popatrzyła mi prosto w oczy. Po raz pierwszy od czasu naszej znajomości zobaczyłam w nich łzy.
 
– To tak widać, że mnie boli? – spytała cicho, spuszczając głowę.
 
Słuchałam jej, nie przerywając. Historii trochę podobnej do mojej, o życiu kobiety zdradzanej, wykorzystywanej, szamoczącej się, coraz bardziej zapadającej się w bagno nieudanych związków, o zmarszczkach goryczy wokół ust, które dodawały tylko lat.
 
O zawiedzionej miłości i samotności. I o wielkim bólu rozsadzającym serce, nie pozwalającym normalnie żyć, który wzmagał się, gdy tu przyjeżdżała. Bo tutaj jej były mąż ją zdradzał z kobietą, która na początku spędzała tu tylko wakacje, a potem zajęła miejsce Ewy w jego łóżku i sercu na stałe.
 
– Gdy dołączyłaś do naszej grupy, zdziwiłam się, że w ogóle możesz mieć jakieś problemy – powiedziała na koniec. – Ty, taka zaradna, wygadana, z pozycją zawodową i pieniędzmi. Nie to, co ja…
 
– Bzdury wygadujesz – roześmiałam się. – To, że mam pieniądze i potrafię je zarabiać, nie oznacza wcale, że dusza nie umiera mi z bólu – westchnęłam. – Ale to ty mi pomogłaś, więc teraz na mnie kolej.
 
Mnie chyba nie można już pomóc – odparła z rezygnacją. – Jeżeli szybko nie sprzedam tego domu, to będzie naprawdę bardzo źle.
 
– Jak mówię, że pomogę, to wiem, co mówię – odparłam stanowczo. – Nie musisz go wcale sprzedawać, możemy to zrobić inaczej.
 
I zaczęłam mówić. Najpierw słuchała z niedowierzaniem, a potem rozpłakała się. Tak, jak ja to robiłam jeszcze dwa tygodnie temu, niemal każdego dnia. Ale teraz nie było już miejsca na moje łzy. Wróciłam do życia.
 
Dzięki tej bezradnej kobiecie, pięknej i zadbanej, która prawie codziennie naciągała mnie na paczkę papierosów i kawę w knajpce. Sama o tym nie wiedząc, dała mi napęd do życia tak wielki, że żadna terapia by tego nie dokonała. Dzięki niej znalazłam swoje miejsce na ziemi. Czułam to całym sercem.
 

Zostałam wspólniczką Ewy

Spłaciłam długi Ewy i zostałam współwłaścicielką tego pięknego, urokliwego domu. W ciągu niedługiego czasu zmienił się on nie do poznania. Dzięki dobrej firmie remontowej – odzyskał swoją świetność i blask. Stał się ciepłym, przytulnym miejscem.
 
A dzięki moim umiejętnościom logistycznym i koneksjom w świecie biznesu, miejsca na weekendy trzeba było tu rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Przeniosłam tutaj swoją firmę, w ogóle się tu przeniosłam. I zarządzam tym pensjonatem, stał się on sensem mojego życia. I gdy przypominam sobie minione chwile, pełne rozpaczy i łez, wierzyć mi się nie chce, że potrafiłam się tak załamać.
 
– Ty po prostu rozkwitłaś – powiedziała któregoś wieczoru Ewa, gdy przyjechała do naszego domu na weekend. – Góry ci służą.
 
Siedziałyśmy na werandzie przy lampce wina, sącząc je leniwie, zadowolone z naszego życia.
 
– Twój dom mi służy – uśmiechnęłam się. – To znaczy nasz dom.
 
– Renia, jest jeszcze coś – Ewa westchnęła ciężko. – Muszę ci się do czegoś przyznać…
 
– Chyba nie narobiłaś znowu jakichś długów? – zaniepokoiłam się.
 
– Nie, skądże, ale to o pieniądze właśnie chodzi – odparła. – Wtedy, rok temu, gdy poznałyśmy się na terapii, przykleiłam się do ciebie wcale nie dlatego, że chciałam ci pomóc. Chciałam się z tobą zaprzyjaźnić, bo… – spojrzała mi prosto w oczy. – wiedziałam, że masz kasę. Miałam zamiar wykorzystać twoje załamanie, słabość i naciągnąć cię… – głos się jej załamał, otarła szybko łzy.
 
Zaskoczyła mnie tym wyznaniem, ale nie dałam tego po sobie poznać.
 
– Wiesz, jak to mówią, nie ma tego złego… Nie wiedząc o tym, uratowałaś mnie od beznadziejnego życia. – uśmiechnęłam się. – Ale zostawmy to już, najważniejsze, że pomogłyśmy sobie wzajemnie, gdybyś nie chciała mnie naciągnąć, nie siedziałybyśmy dzisiaj tutaj, prawda?
 
– No tak, masz rację. Ale musiałam ci o tym powiedzieć. To mnie gryzło i było tak cholernie nieuczciwe… – Ewa zagryzła wargi. – Przepraszam cię. Wybaczysz mi?
 
– Jasne, i nie wracajmy już do tego – podniosłam się. – Chodź, pójdziemy na spacer, pogadamy sobie, wieczór taki piękny… Ale obiecaj, że nie będziesz już płakać. Ja też nie będę, bo nie mam już powodu, prawda? – roześmiałam się, a ona objęła mnie i mocno ucałowała.
 

I poszłyśmy. Chyba nigdy jeszcze nie czułam się tak szczęśliwa…

Czytaj także: 
„Moja przyjaciółka mnie oszukała. Kiedy pożyczyłam jej pieniądze na mieszkanie, zerwała ze mną kontakt”
„Przyjaciółka sprzątnęła mi mężczyznę życia sprzed nosa. Do tego chciała pożyczyć moje mieszkanie na schadzki z nim”
„Pożyczyłam koleżance kilkadziesiąt tysięcy, licząc na szybki zwrot z nawiązką. Wzięła moją forsę i zapadła się pod ziemię”

 

Redakcja poleca

REKLAMA