„Moja przyjaciółka mnie oszukała. Kiedy pożyczyłam jej pieniądze na mieszkanie, zerwała ze mną kontakt”

kobieta pieniądze fot. kues1
„Przyjaźniłyśmy się od wielu lat, więc bez problemu pożyczyłam jej większą kwotę pieniędzy. Razem ze swoim chłopakiem chcieli spełnić swoje marzenie, więc chciałam im pomóc. Nie sądziłam, że oszukuje nas oboje i układa sobie życie z innym gdzieś na boku”.
/ 15.07.2023 16:30
kobieta pieniądze fot. kues1

Kiedy Martyna poprosiła mnie o pożyczkę, wcale nie włączyła mi się czerwona lampka. Nie zdziwiło mnie nawet to, że potrzebowała akurat pięćdziesięciu tysięcy. Przecież to moja najlepsza przyjaciółka! Zawsze oddawała mniejsze kwoty, mogłam na nią liczyć w każdej sprawie i przez kilka ostatnich lat byłyśmy nierozłączne. Co takiego miałoby się stać?.

Z Martyną znałam się już od podstawówki. Wtedy jednak obracałyśmy się w innym towarzystwie. Ja byłam raczej tą pilną uczennicą, która stroniła od kłopotów, ona uwielbiała draki i dobrą zabawę. W liceum zresztą też dbałam, żeby mieć jak najlepsze wyniki, bo to otwierało mi drogę na wymarzone studia dziennikarskie. A ona? Była wtedy jedną z popularniejszych dziewczyn i wszyscy chłopcy marzyli o tym, żeby się z nią umówić.

Zaprzyjaźniłyśmy się na studiach

Przełom nadszedł po maturze. Ku mojemu zdumieniu, Martyna też wybrała dziennikarstwo i od października miałyśmy studiować na jednej uczelni. Mało tego – na jednym roku! Nikt więcej z naszej klasy nie wybrał tego kierunku, uznałyśmy więc, że będziemy trzymać się razem.

Prędko przekonałam się, że w życiu brakowało mi szaleństwa Martyny. To dzięki niej zaczęłam wychodzić do ludzi, decydować się na weekendowe imprezy czy wypady do baru z osobami z roku. Oczywiście, nie szalałam na tyle, by zawalać uczelnię. Co więcej, Martyna trochę się przy mnie podciągnęła. Zresztą, bardzo chętnie pomagałam jej z nauką, a jeśli akurat zabalowała, wstawiałam się za nią u wykładowców, którzy w większości bardzo mnie lubili.

Kiedy obroniłam licencjat, rodzice zdecydowali, że kupią mi mieszkanie. Choć wcześniej o tym nie wiedziałam, specjalnie na tę okazję mieli odłożoną pewną sumę pieniędzy. Mogłam wybrać sobie jeden z lokali w nowym budownictwie, w całkiem niezłej dzielnicy. Dwa pokoje, czterdzieści dwa metry – dla mnie idealne. Cieszyłam się, że mam własne cztery kąty i mogę je urządzić dokładnie tak, jak zechcę.

Zresztą, mimo studiów, pracowałam już na pół etatu w redakcji jednego z większych portali internetowych i odkładałam pieniądze na przyszłość. Część z zaoszczędzonej kwoty przeznaczyłam więc właśnie na wyposażenie domu.

Zaraz po tym, jak dostałam klucze do mieszkania, zaprosiłam Martynę. Chciałam, żeby ze mną zamieszkała. W końcu po co miała dalej wynajmować tę ciasną kawalerkę, skoro ja miałam coś własnego?

– Nie wierzę – jęknęła Martyna, przechadzając się po domu. W jej oczach błyszczał zachwyt. – Jak tu pięknie! Szczęściara z ciebie, Lidka! Mnie rodzice nawet klitki w wielkiej płycie nie kupią, a co dopiero takiego apartamentu!

Rzeczywiście. Nic nie mówiłam, ale w tamtej chwili czułam się jak szczęściara.

Myślałam, że to przyjaźń na całe życie

Po ukończeniu studiów nadal mieszkałyśmy razem. Martynie co prawda nie szło w szukaniu zawodu w branży, ale ostatecznie zatrudniła się na recepcji w jednym z biurowców po drugiej stronie miasta. Przez pewien czas strasznie marudziła, że musi tak daleko jeździć, i to dwoma autobusami, ale potem dostała od rodziców samochód. Nastrój poprawił jej się również, gdy poznała Franka.

– Mówię ci, Lidka – rzuciła kiedyś podczas kolacji. – Facet marzenie. I akurat na mnie zwrócił uwagę!

Rzeczywiście, Franek był niczego sobie. Poznaliśmy się, gdy przyprowadziła go kiedyś po pracy. Przystojny, elokwentny, zupełnie inny od tych wszystkich postrzelonych chłopaków, w których towarzystwie obracała się dotąd Martyna.

Kiedy zostali parą, wpadał do nas bardzo często. Polubiliśmy się. Pod nieobecność Martyny dużo rozmawialiśmy. Dowiedziałam się sporo o jego zainteresowaniach, a część z nich pokrywała się z moimi. Zastanawiałam się, o czym oni właściwie rozmawiali z moją przyjaciółką.

W końcu Martyna, cała w skowronkach, rzuciła do mnie:

– Franek zaproponował mi, żebym z nim zamieszkała! Cudownie, nie?

– Pewnie! – przytaknęłam.

Chociaż jej chłopak mieszkał w wynajmowanej kawalerce, tak jak my wcześniej, rozumiałam to. Na pewno chcieli trochę prywatności.

– Ale między nami wszystko okej? – upewniła się. – Przyjaciółki na zawsze?

– Na zawsze – zgodziłam się.

Pożyczyłam jej pieniądze na mieszkanie

Któregoś popołudnia Martyna wpadła do mnie bardzo podekscytowana.
– Wiesz, Lidka, kupujemy mieszkanie! – rzuciła. – Ale takie nasze nasze. W tej fajnej dzielnicy przy lesie, w tych nowiusieńkich blokach!

– O! Które piętro? – zapytałam z ciekawością.

– Pierwsze – stwierdziła z dumą. – Jutro mamy iść je obejrzeć. Może pójdziesz z nami?

Nie sądziłam, żebym była im tam potrzebna, ale się zgodziłam. Nie chciałam, aby zrobiło jej się przykro.

Nazajutrz czekałam już na nich pod właściwym blokiem o umówionej godzinie. Najpierw przyszli oni, a potem ktoś od dewelopera, kto miał nas oprowadzać.

Mieszkanie rzeczywiście było warte uwagi. Bardzo słoneczne, ustawne, z dużą kuchnią i balkonem. Widok mieli prosto na las, wokół natomiast panowała cisza i spokój.

– Siedemdziesiąt dwa metry – mówiła później uradowana Martyna, gdy przyszłyśmy do mnie napić się kawy.

Franek pognał do pracy.

– Trzy pokoje. No bajka, Lidka. Bajka.

Przytaknęłam.

– Tylko deweloper mówił, że potrzeba zadatku na już ‒ rzuciła niepewnie.

Wiedziałam, że nie ma żadnych oszczędności. To nie był ten typ człowieka. Ja sama z kolei obecnie miałam pięćdziesiąt pięć tysięcy, choć wcale nie odmawiałam sobie przyjemności.

Kiedy Martyna poprosiła mnie o pożyczkę, wcale nie włączyła mi się czerwona lampka. Nie zdziwiło mnie nawet to, że potrzebowała akurat pięćdziesięciu tysięcy. Przecież to moja najlepsza przyjaciółka! Zawsze oddawała mniejsze kwoty, mogłam na nią liczyć w każdej sprawie i przez kilka ostatnich lat byłyśmy nierozłączne. Zresztą, co takiego miałoby się stać?

– A co z resztą kasy? ‒ spytałam tylko.

– No właśnie Franek będzie miał całą kasę na zakup od rodziców – wyjaśniła. – Zrobią darowiznę, ale najpierw muszą poczekać, aż im się jakieś lokaty pokończą czy coś. Wiesz, żeby nie byli stratni.

Skinęłam głową.

– Oddamy ci zaraz pod koniec przyszłego miesiąca!

Uśmiechnęłam się do niej.

– Jasne. – odparłam. 

Czemu miałabym nie wierzyć? W końcu marzyła o takim mieszkaniu.

Zniknęła z kasą i nowym facetem

Od naszego spotkania przy kawie minął tydzień, a Martyna się nie odzywała. Pisałam do niej, dzwoniłam, próbowałam się kontaktować przez komunikator internetowy i nic. Nie dowiedziałam się, czy zdołali dopiąć wszystkie formalności związane z zakupem ani co robią dalej. Kiedy podpiszą właściwą umowę, a wreszcie kiedy dostaną klucze do mieszkania.
W kolejnym tygodniu zaczęłam się już trochę o nią niepokoić. A może stało się coś złego?

– Martyna, oddzwoń proszę – mruknęłam do telefonu, gdy po raz setny włączyła się poczta głosowa. – Martwię się. Daj chociaż znać, że wszystko jest okej.

Nie oddzwoniła. Ona po prostu zniknęła!

Trzy tygodnie po oglądaniu mieszkania postanowiłam pojechać do Franka i wszystko wyjaśnić. Wiedziałam, gdzie mieszka. Byłam tam przecież u nich nieraz.

Chłopak mojej przyjaciółki, trochę zaskoczony, wpuścił mnie do środka.

– Gdzie Martyna? – spytałam natychmiast, rozglądając się po kawalerce.

– Jak to gdzie. – wzruszył ramionami. – Dam głowę, że u swojego nowego faceta.

Zamrugałam.

– Co? – rzuciłam ze zdumieniem.

– To ty nic nie wiesz? – uśmiechnął się gorzko i pokręcił głową. – Spotykają się już od trzech miesięcy. Martyna wyczaiła to mieszkanie i wyciągnęła mnie tam tylko po to, żeby dowiedzieć się szczegółów. Ten jej gość, synek jakichś bogaczy, już je kupił.

Zmroziło mnie. To, co mówił, po prostu nie mieściło mi się w głowie.

– A zadatek? – spytałam cicho.

– Martyna wmówiła mi, że mam trzy tygodnie na wpłatę całości, a był tylko tydzień. – westchnął ciężko i usiadł na kanapie. – Jak widzisz, nawet jej własny wkład nie miał tutaj znaczenia. Ale co to tam dla niej, teraz pięćdziesiąt tysięcy, jak ma takiego dzianego faceta.

Cała zdrętwiała, opadłam na siedzisko obok niego.

– To były moje pieniądze – szepnęłam. – Pożyczyłam jej.

Martyna nigdy więcej się do mnie nie odezwała. Choć podejrzewałam, gdzie może teraz mieszkać, nie nachodziłam jej. Uznałam, że to nie ma sensu – i tak nie udowodniłabym jej przecież, że dostała ode mnie jakieś pieniądze.

Próbowałam też rozmawiać z mężczyzną, który oprowadzał nas wtedy po mieszkaniu. Pamiętał mnie, podobnie jak Martynę i Franka. Powiedział jednak, że nikt nie wpłacił żadnego zadatku, a zresztą dwa dni później ktoś wziął lokal od ręki. Tym samym, nie mógł mi pomóc.

Tym sposobem zostałam bez przyjaciółki i bez oszczędności. Została mi jednak przyjaźń z Frankiem, który spędza u mnie ostatnio coraz więcej czasu.

Czytaj także:
„Żeby ratować firmę brata, pożyczyłem mu pieniądze, które zbierałem na dom. Oszukał mnie i... wybudował swój”
„Dałam się oszukać na kilka tysięcy złotych. Byłam naiwniaczką, a teraz czeka mnie sprawa w sądzie”
„Chłopak córki poprosił mnie o pożyczkę, a ja mu ją dałem. Ten drań oszukał Basię i orżnął naszą rodzinę na 50 tys. złotych"

Redakcja poleca

REKLAMA